Legenda o Zamieci
Ventas, | Komentarze : 3Chociaż może winienem powiedzieć mit lub legendę, gdyż wydarzyło się to dawno temu. I choć początek tej opowiastki zbliża nas ku baśniom, nie dajcie się zwieść! W baśniach bowiem to dobro, a nie zło triumfuje. Biednych się nagradza, a bogatych rujnuje. W tej historii było jednak inaczej… a jak było? Otóż posłuchajcie...
Dawno, dawno temu, jeszcze zanim pierwszemu krasnoludowi wyrosła broda, a taurenki zaczęły dawać mleko. W czasach, gdy gobliny znały takie słowa jak charytatywny, wolontariusz czy za darmo, a cnota pewnej blondwłosej czarodziejki spała spokojna i nienękana przez elfy, smoki, orków oraz inne rasy wszelakie, żył sobie pewien Geniusz. Człek ten, choć był śmiertelnikiem jeno, swym rozumem dorównywał istotom boskim. Jakżeby inaczej wytłumaczyć to, że jego myśl w cudowny sposób stała się ciałem? I gdy rzekł: Niech się stanie! Stało się Azeroth! I stał się Warcraft – bajeczny i barwny świat, do którego ściągali tłumnie ze wszech stron ludzie w każdym wieku, pragnący przeżyć niezapomnianą przygodę! Lecz choć piękny, świat ten nie miał być rajem. Miały nękać go straszliwe monstra zrodzone z sennych koszmarów! Tak oto Geniusz wymyślił pięciu Przedwiecznych Bogów, a każdemu z nich dał na planecie ogromne połacie ziem. Jednemu północ, drugiemu wschód, trzeciemu zachód, a czwartemu południe. Zauważywszy jednak, że dla piątego zabrakło miejsca, zatrzymał go w swej głowie na lepsze czasy.
Tak mijały kolejne tysiąclecia, po nich stulecia i dziesięciolecia; dodatek gonił dodatek, rozwijając świat o nowe krainy i zamieszkujące je rasy. Choć Przedwieczni już na początku swego istnienia zostali zniewoleni, nie znalazł się nikt, kto byłby zdolny pokonać ich w pełni. Aż zjawili się oni – przybysze z innego świata, którzy wcieleni w uwięzione w nieskończonym cyklu odrodzenia (zwanym przez wtajemniczonych ress pls lub przez bardziej surowych just release!) awatary położyli kres pierwszemu z Przedwiecznych. Choć pozostali nie przejęli się zbytnio, ich piąty brat zaniepokoił się wielce i tak, jak przed wiekami uczynił N’Zoth ze Śmiercioskrzydłym, tak i on zaczął naginać do swej woli własnego twórcę, Geniusza.
Bezimienny piąty Bóg wiedział dobrze, że jego bracia nie zdołają pokonać czempionów. Jedynym wyjściem było zmuszenie ich do dobrowolnego odejścia z Azeroth.
Każdy cios wymierzony w Przedwiecznych pozostawiał krwawiące rany w duszach wojowników, gdyż czuli, że coś jeszcze gorszego dzieje się ze światem, który zmierzał w złym kierunku. Jak bowiem najskuteczniej zniechęcić zwycięzcę? Pozbawiając go wygranej? Otóż nie. Zabierając mu radość ze zwycięstwa.
Każda kolejna batalia stoczona ze złem, strącała sługi ciemności w niebyt, lecz za każdym razem walczący po stronie dobra odczuwali coraz boleśniej bezsens swych czynów. Niezależnie od tego, czy byli tytułowani czempionami Przymierza, Hordy czy samej Azeroth. Mogli dostawać w swe władanie zamki i twierdze, do dłoni wkładano im legendarny oręż. To już ich jednak nie cieszyło, gdyż plugawe podszepty piątego Przedwiecznego spaczały każdy pomysł Geniusza.
Najboleśniejsze były zaś same uderzenia w Przedwiecznych. Piąty zauważył bowiem, że choć już wiele zrobił, psując i spaczając wszystko, czempioni, choć mniej liczni, wciąż trzymali się świata, pamiętając jego światłe dni. Cóż należało zrobić? Skoro trzymała ich tutaj przeszłość, należało zerwać z nią więzi!
Stało się więc tak, że wraz ze śmiercią kolejnych Przedwiecznych odchodzili ci, których kochano. Nieważne, że dopuścili się w przeszłości strasznych rzeczy, Przedwieczny wiedział, że to oni są siłą scalającą ten świat i utrzymującą kruchą nieprzerwalność prepaidów.
Zatem śmierć pierwszego Przedwiecznego, C’Thuna, pociągnęła za sobą łańcuch zgonów od Illidana po Kael’thasa – niegdyś wielkiego księcia elfów.
Gdy czempioni przybyli zakończyć żywot Yogg-Sarona, w ślad za nim w niebyt podążył Arthas, kończąc dla wielu przygodę z Azeroth.
Pozostał już tylko N’Zoth, co zaniepokoiło Piątego. Dlatego też przebudował świat, wymazując ile się dało i próbując zmienić przeszłość z pomocą plugawych smoków nieskończoności. Nawet zmontowany pospiesznie w tramwaju trailer i naginanie historii nie pomogły. Część wojowników dobra została. Piąty zdołał co prawda odciągnąć koniec N’Zotha o kolejne dodatki, ale czuł, że smutny finał jest nieunikniony.
Nie mylił się. N’Zoth poległ, ale dla uczczenia pamięci swego poległego brata Piąty przygotował mu rękami Geniusza pamiętne epitafium, które pomniejszyło raz jeszcze liczbę wiernych Azeroth.
Nie było już żadnego Przedwiecznego, ale nie oznaczało to końca. Piąty zapragnął wyrównać rachunki za wszelkie krzywdy, jakich doświadczyli jego pokonani ziomkowie. Zadał ostateczny cios, niszcząc legendę, której świat zawdzięczał swą wielkość. Jej wielki powrót miał okazał się powrotem chwały. Okazał się początkiem końca. Najpierw przelał swemu geniuszowi wizję odrodzonego świata, która zachwyciła zarówno jego, jak i pozostałych na placu boju czempionów… żeby bezlitośnie im ją odebrać. Nie kawałek po kawałku, ale od razu. Jednym bezlitosnym zamachem zetrzeć uśmiechy z ich twarzy. Zepsuć wspomnienia młodzieńczych lat i ostatecznie zerwać ich więzi z Azeroth!
Co mówicie? Że to nie bajka? Że cała draka z Reforged zdarzyła się naprawdę? Brak odświeżonych przerywników, bugi itd.? O jakich Przedwiecznych Bogach tu plotę? A macie jakieś rozsądniejsze wyjaśnienie na to, co się dzieje z Warcraftem? Bo ja nie...
Skąd się biorą mali tytani?
Ventas, | Komentarze : 1Każdy czytający, który w szkole choć musnął podstaw biologii, zna odpowiedź na to pytanie. A raczej sądzi, że zna, ponieważ to, że boska rasa tytanów przypomina z wyglądu ludzi, ma dwie ręce i nogi oraz, co możemy przypuszczać z dużym prawdopodobieństwem, inne wklęsłe i wypukłe organy (Odynie… dobrze, że w cinematicu Sargeras zdecydował się sięgnąć jednak po TEN miecz!), to wszystko nie oznacza, że ich rozmnażanie przebiega według takich samych praw. Skąd więc się biorą nowi tytani?
Odpowiedź znajdziemy w I tomie Kroniki World of Warcraft, której premiera wypadła niedawno tj. w środę, 13 listopada. Dowiadujemy się z niej, że tytani rodzą się z planet, w których wnętrzu dojrzewa, niczym zarodek, tzw. dusza świata.
Tutaj pojawia się pierwsze pytanie, a mianowicie, kto odpowiada za zapłodnienie tych planet? Pewnym jest, że w porównaniu do niezliczonych ciał niebieskich we wszechświecie, planet z duszą świata jest znacznie mniej niż promil z promila całości. Wiemy, że za zaszczepienie prymitywnego życia na powierzchni planet odpowiada Światłość, która skąpała swym blaskiem martwe dotychczas globy. Wątpliwym jest jednak, że jej promienie dotarłyby do samego jądra planety. Musiało to być więc coś bardziej eterycznego… Shadowlands? W sumie sam Odyn powiedział, że nawet w śmierci znajdziemy życie… Ta teza jest jednak tak bardzo nieprawdopodobna, że porzućmy ją tu i teraz. Póki co nie znamy odpowiedzi na to, kto lub co zapłodniło planety. Przejdźmy zatem do dalszego etapu rozwoju tytana.
Samo dojrzewanie duszy świata nie jest niczym spektakularnym. Odpowiada za to szereg czynników, z których nas, jako istoty żyjące na jej powierzchni, obchodzić powinno to, że nasz rozwój, jak i ogólny flory i fauny świata, działa dobrotliwie na nienarodzonego tytana, wzmacnia go fizycznie i psychicznie. Gdy nadchodzi ten upragniony dzień… no właśnie, czy na pewno upragniony?!
Zważmy, że nie wiemy, jak dokładnie przebiega proces narodzin. Mamy obecnie dwie skrajnie różnie teorie, i o ile jedna z nich powinna nas cieszyć, druga wręcz przeciwnie.
Według mniej drastycznej teorii cała planeta przeistacza się, niczym gigantyczny transformers, w ciało tytana. W Kronice znajdziemy nawet określenie, że tytani są chodzącymi światami. W takim wypadku narodziny naszej Azeroth skutkowałyby całkowicie nowym światem do odkrywania z wyjątkowo uroczymi wyżynami i dolinami. Też jesteście ciekawi, w którym miejscu znalazłby się Orgrimmar? Na razie możemy jedynie umiejscowić loch Throne of the Tides – wystarczy tylko spojrzeć na mapę instancji. Co do innych, możemy tylko się domyślać. Słabą stroną tej teorii są ciągłe trzęsienia ziemi wywołane ruchami tytanki…, co w porównaniu z drugą teorią, nie jest wcale takie straszne.
Druga teoria zakłada otóż, że tytan rodzi się, rozrywając planetę niczym kurczak jajko, co, jak się domyślacie, nie jest dla nas dobrą wiadomością i chyba pora poważnie zastanowić się, po czyjej stronie wypada stanąć w Wizjach N’Zotha.
Jak może wyglądać to, co zostało z planety po narodzinach tytana, możemy zobaczyć na Argusie. Z drugiej jednak strony możliwym jest, że Sargeras, chcąc zagarnąć moc nienarodzonego brata, wydarł jego duszę świata z samego jądra planety, przeprowadzając tym samym największą aborcję w uniwersum Warcrafta… Czyli może jednak przeżyjemy?
A co z tytanami po narodzinach? Sami nie zapładniają nowych planet, ponieważ po pierwsze – dusze świata istniały już przed powstaniem pierwszego z ich rasy, Aman’Thula, a po drugie, gdyby tak było, to tytani nie tułaliby się po całym wszechświecie, szukając kolejnych ze swego gatunku. Pytaniem ciekawszym jest to, czy istnieje dla nich druga opcja, znana nam od zarania dziejów. Czy nie mieli czasu, czy może pomysłu, nie wiemy, ale Eonar, jedyna, obok nienarodzonej Azeroth, tytanka nigdy nie była portretowana z brzuchem. Inna rzecz, że wyznawała zasadę „wszystkie dzieci nasze są” i kochała każdego bez wyjątku.
Czy zatem możemy uznać dorosłych tytanów za bezpłodnych? I tak i nie. Za pierwszym przemawia fakt, że nie podążyli tą drogą. Zaś z drugiej strony, przecież byli w stanie stworzyć niezliczone zastępy tytanitów, z których powstała większość znanych nam ras. Czyli pośrednio udało im się to obejść i przedłużyć, jeśli nie swój gatunek, to chociaż ród… nawet jeśli to piąta woda po kisielu.
Autorem felietonu jest Ventas z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Nie było łatwo być fanem Blizzarda w 2019 roku. Dziś o 19:00 moment zwrotny?
Kumbol, | Komentarze : 1Dla lojalnych fanów Blizzard Entertainment ostatnie 12 miesięcy było najtrudniejszym czasem w historii studia.
Zaczęło się, rzecz jasna, od ogromnego rozczarowania związanego z ogłoszeniem Diablo Immortal, gry mobilnej, zamiast czwartej pełnoprawnej części Diablo na PC (i ew. konsole – te jeszcze strawimy).
Chińskie Diablo
Blizzard koprodukuje grę z chińskim NetEase, choć internet uważa, że koprodukcja to zbyt mocno powiedziane – Immortal wygląda wg niektórych jak przeteksturowana wersja Crusaders of Light i Endless of God od chińczyków… które są z kolei zrzynką z Diablo. Pełne koło. Takie porównania, mimo że krzywdzące dla zespołu z Blizzarda pracującego nad grą, nie składają się jednak na obraz produkcji premium. To pierwszy przypadek częściowego outsourcingu gry przez Zamieć – i to jeszcze do Chin, co po prostu trąci dziadostwem.
Nie pomógł niefortunny komentarz Wyatta Chenga z sesji pytań i odpowiedzi, gdzie buczenie widowni na brak planów wersji PC Immortala skwitował: „przecież wszyscy macie telefony, prawda?”. Gorzkim memom nie było końca, a temat Diablo Immortal całkowicie przyćmił pozostałe nowości – których jednak aż tak wiele nie było. Zwyczajnie z powodu cyklów produkcyjnych na niemal wszystkich frontach Zamieci, zeszłoroczny BlizzCon po prostu nie mógł obfitować jeszcze w znaczące ogłoszenia.
Activision zaciska pętlę
Po rozczarowującym konwencie, który ze święta fanów, za sprawą posuchy i jednego nietrafionego ogłoszenia przeistoczył się w globalnych przekazach w antyreklamę, media zaczęły uważniej przyglądać się sytuacji w Blizzardzie. W szczególności za sprawą Jasona Schreiera, dziennikarza Kotaku, dowiedzieliśmy się o tym, co od lat kołatało z tyłu głowy fanom Blizzarda – czyli o negatywnych, rosnących wpływach Activision.
Mariaż Activision z Blizzardem z 2008 budzi nieustanne obawy o osłabienie niezależności tego drugiego oraz wtłaczanie nielubianych przez graczy praktyk monetyzacji gier i rozmieniania franczyz na drobne (emanacją czego jest coroczna premiera Call of Duty pełnego mikrotransakcji).
Choć na WWI 2008 CEO Mike Morhaime osobiście ręczył, że po fuzji nie powinniśmy dostrzegać różnic w działaniu Blizzarda, to właśnie „zachłanne Activision” winione jest m.in. za sklepik z wierzchowcami i zwierzakami w abonamentowym World of Warcraft, dom aukcyjny z prawdziwymi pieniędzmi z Diablo III, trójpodział StarCrafta II czy lootboxy w Overwatch. Dotychczas był to oczywiście strach często wyolbrzymiony i nieuprawniony, ale w 2018 rzeczy miały się ku gorszemu…
Wg raportów Schreiera, w istocie wpływy stały się niepokojące, a Activision instalował w Blizzardzie kluczowych kierowników z własnego nadania, których zadaniem było zwiększenie efektywności Blizzarda – więcej gier, szybciej i taniej. W szczególności do głosu doszedł dział finansów, który od teraz konsultował szereg strategicznych decyzji, od technologicznych po marketingowe. Motyw cięcia kosztów podobno dominował wśród tematów w biurach Blizzarda w 2018 i 2019 roku. Rozszerzono specjalny program odpraw, by stymulować dobrowolne odejścia pracowników. I być może doniesienia te można by włożyć między bajki, gdyby nie seria wydarzeń potwierdzających raportowany stan rzeczy.
Pierwsze przyszło jeszcze przed końcem 2018 roku – Blizzard anulował ligi eSportowe w Heroes of the Storm i znacząco zredukował liczbę pracowników opracowujących nowe treści dla gry. Decyzja była szokiem dla całej profesjonalnej społeczności zgromadzonej wokół HotS – zarówno drużyn esportowych jak i oficjalnych casterów. Część z nich informację, że zostali właśnie bez pracy, przeczytała na oficjalnych forach. I choć wielu obserwatorów od dawna wróżyło schyłek Heroes, który nigdy na dobre się nie rozkręcił, to jednak środowisko było w szoku gwałtownością i stylem komunikacji tej decyzji.
Drugi cios zadano w lutym. Za jednym zamachem Bobby Kotick, CEO mega-korporacji Activision Blizzard, odtrąbił rekordowe wyniki finansowe za 2018 rok i ogłosił redukcję etatów w całej firmie o 8%, czyli circa 800 stanowisk – bo jednak nie doskoczono do wewnętrznych celów i trzeba zaniżyć prognozy na 2019.
W Blizzardzie te zwolnienia dotyczyły niemal wyłącznie działów niezwiązanych bezpośrednio z produkcją gier – m.in. działów społeczności, PR, marketingu, kontroli jakości, eSportu, obsługi klienta. Bez pracy została ogromna grupa osób, w tym weterani Blizzarda z ponad 15-letnim stażem. Anonimowe głosy z wnętrza firmy mówiły o „rzezi” i nadspodziewanie dużej skali zwolnień. Fanów jeszcze bardziej rozsierdziło, gdy krótko po zwolnieniach pojawiło się sporo ogłoszeń rekrutacyjnych na dopiero co zredukowane etaty (były to jednak posady konsolidujące obowiązki wcześniejszych 2-3 osób).
Really Blizzard? You laid off your entire HS community team and left it in shambles. Other CMs you laid off are still looking for work (not me) and you post this? SHAMEFUL. SHAME ON YOU. https://t.co/BiJ9P9tjgd
— Christina Mikkonen (@ZerinaX) July 2, 2019
W tym wątku mamy też nasz bardzo lokalny, smutny kontekst. Z Blizzarda przez ostatni rok odeszła cała trójka znanych i lubianych polskich menedżerów społeczności (CM-ów): Savirrux, Wuluxar i Prokkar. Mogliście okazję spotykać się z nimi na dużych konwentach i wydarzeniach gamingowych, takich jak Intel Extreme Masters czy PGA. Nam zawsze służyli dużym wsparciem i po partnersku, wręcz koleżeńsku traktowali relacje z polską społecznością.
Gry złapały zadyszkę
Kondycja już wydanych gier Blizzarda też znacząco osłabła. Battle for Azeroth, z zabójczą precyzją „przepowiedni o co drugim dobrym dodatku”, okazał się rozczarowaniem. Szczególnie słabo odebrane zostały kluczowe systemy itemizacji (Heart of Azeroth, Azerite Armor) i dopiero stosunkowo niedawne zabiegi z aktualizacji 8.2 i obietnice 8.3 podratowały wizerunek dodatku.
Nie można nie zauważyć bardzo dużego spadku zainteresowania Hearthstone, choć tu trudno wyrokować, co stanowi główną przyczynę. To zwykłe zmęczenie materiału, zbyt duże tempo i ceny kolejnych dodatków, stagnacja mechaniki gry, konkurencja w postaci m.in. polskiego Gwinta, czy splot wszystkich powyższych?
Heroes of the Storm, Diablo III i StarCraft II to gry, w których już bardzo niewiele się dzieje. Zdecydowanie czuć tutaj przesunięcia kadrowe, bo rozwój wszystkich trzech tytułów przez ostatni rok był jedynie symboliczny (siłą rozpędu zapewne i tak najbardziej widoczny w zahamowanym Heroes). Wydaje się, że StarCraft II żyje już od kilku lat wyłącznie siłą swojego twardego eSportowego widza.
W temacie eSportu mamy też kolejny worek bez dna pod nazwą Overwatch League. W spektakularny projekt pompowane są kolejne miliony dolarów, a wzrost widzów sezon do sezonu to jedynie 11% (widzowie 18-34 lata) i wielu obserwatorów zastanawia się, czy nie mamy do czynienia z bańką. Overwatchowi niełatwo podtrzymać popularność, kiedy globalnie kolejne oszałamiające wyniki generują gry battle royale, w szczególności Fortnite.
W maju dowiedzieliśmy się o anulowaniu nigdy nieogłoszonej strzelanki w uniwersum StarCrafta, co wywołało kolejny głuchy jęk zawodu wśród fanów. Anulowano także niezapowiedzianą grę mobilną (jęku jakby nie słychać). Kilka dni temu, ponownie Kotaku, doniosło, że w związku z tymi decyzjami z Blizzarda odeszli znani weterani studia: Dustin Browder, Eric Dodds i Jason Chayes.
Pozytywnym przebłyskiem była dla Blizzarda z pewnością premiera World of Warcraft Classic. Wyczekiwanie na ten skok w przeszłość było tak wielkie, że w dniu premiery WoW Classic ustanowił rekord premierowej widowni na Twitchu (1,1 miliona widzów jednocześnie). I choć zgodnie z przewidywaniami hype już nieco opadł, można tu mówić o sukcesie. Najwyraźniej czasem warto jednak wsłuchać się w głos społeczności.
Wyzwolić Hong Kong i bojkotować Blizzarda
No i masz babo placek. Kiedy wreszcie jakieś pozytywne fluidy popłynęły do Blizzarda od cieszących się graczy WoW Classic, napatoczył się przed kamery ten przeklęty Blitzchung. Resztę już znacie z doniesień medialnych: profesjonalny gracz Hearthstone’a został ukarany za wygłoszenie wsparcia dla protestujących w Hong Kongu w czasie oficjalnego chińskiego streamu ligi Hearthstone. Blizzard odebrał całą nagrodę pieniężną, zbanował na rok i przy okazji wykosił też casterów, którzy przeprowadzali felerny pomeczowy wywiad.
Mamy czas, kiedy urzędujący prezydent USA toczy wojnę z handlową z Chinami, narastają obawy wobec szpiegostwa związanego z chińskimi technologiami 5G, a w Hong Kongu giną ludzie w obronie autonomii regionu. Odbiór mógł być tylko jeden. Amerykańska firma, w strachu przed komunistami z Chin mogącymi zablokować jej biznes, ogranicza wolność słowa.
Huk w mediach, mediach społecznościowych, forach i na reddicie był ogromny. Na twitterze globalnym trendującym hashtagiem był #BoycottBlizzard. Do Bobby’ego Koticka trafił nawet list od senatorów i kongresmenów z obu partii Kongresu USA potępiający uległą postawę.
Blizzard zwlekał z reakcją, a gdy już wreszcie wydał oświadczenie, było ono niezadowalające. Choć kary wobec Blitzchunga i casterów ograniczono, firma broni swoich decyzji argumentując je chęcią utrzymania swoich transmisji wolnymi od polityki. W atmosferze wrzenia i linczu mało kto to kupuje.
Stan ducha
Niełatwo ze spokojem przechodzić do porządku dziennego nad takimi incydentami jak ban Blitzchunga czy masowe zwolnienia i słabe zagrania wokół nich. Na domiar złego otoczenie jest nad wyraz konkurencyjne. O uwagę graczy leciwe portfolio tytułów Blizzarda walczy ze świeżymi, sexy grami-wydarzeniami będącymi stale na językach i ewoluującymi w zawrotnym tempie (Fortnite, Apex Legends), a inne eSportowe, zapieczone stare wygi (League of Legends, Counter-Strike: Global Offensive) trzymają się mocno. Gry Blizzarda nie są dziś ani tymi największymi, ani najważniejszymi.
Tak oto jawi się Blizzard u schyłku 2019 roku. Taki rok odciska swoje piętno. Znudzenie, zniechęcenie, zniżkująca pasja do potykającej się Zamieci dają się we znaki także społeczności. U nas, na WoWCenter.pl, jak na dłoni widzicie te objawy (mierzymy się z niedoborem „zasobów ludzkich” w redakcji), a miesiąc temu o zamknięciu serwisu poinformowali koledzy z Blizzone.pl. Z tych wszystkich względów nie planujemy w tym roku tradycyjnej, blogowej relacji na żywo z konkursami. Przepraszam zawiedzionych.
01.11.2019 godz.19:00 – moment zwrotny dla Blizzard Entertainment?
Ten BlizzCon jest pełen napięcia. Byłby taki i bez wydarzeń, jakie rozgrywały się przez ostatnie miesiące.
Odwołując się znowu do świętego cyklu wydawniczego, pewnikiem od początku było ogłoszenie dodatków do World of Warcraft i Hearthstone. Plotek dotyczących innych ogłoszeń krążyło jednak o wiele więcej, wiadomo więc było, że czeka nas prawdziwa kumulacja. Po tym, jak Blizzard (tnąc koszty, zapewne) zrezygnował z obecności na gamescom, BlizzCon 2019 stał się jedyną tegoroczną areną ogłoszeń.
Do pozytywnego napięcia, czy też ekscytacji, związanej z nowościami, dochodzi w tym roku jednak podskórna obawa przed kontrowersjami. Zapowiedziano co najmniej kilka protestów związanych z banem Blitzchunga wokół terenów Anaheim Convention Center, a otwarte sesje pytań i odpowiedzi będą potencjalnie płachtą na byka trollom i manifestantom. Miejmy nadzieję, że obędzie się bez jakiekolwiek agresji czy szkalowania indywidualnych, bogu ducha winnych pracowników i wolontariuszy.
O czym się dziś dowiemy?
Przecieków mamy nad wyraz dużo. Oto co dziś o 19:00 czasu polskiego Blizzard ogłosi na ceremonii otwarcia BlizzConu 2019:
- (pewne) Dodatek World of Warcraft: Shadowlands. Shadowlands to wymiar śmierci, złączony z Azeroth niczym Szmaragdowy Sen (Emerald Dream). Już mniej pewne, szczegółowe przecieki mówią:
- Mamy udać się do krainy zwanej Bastionem i poznać rasę Kyrian (z której wywodzą się m.in. Spirit Healerzy, duchy uzdrawiające nas na cmentarzach).
- Motyw śmierci i walki z nią wprowadzi oczywiście Sylwana, która służy bogu śmierci (Mueh’zala wg Trolli)
- To Mueh’zala dał Val’kirie Sylwanie, to on wskazał Vol’jinowi, by mianował ją na wodza Hordy.
- Mueh’zala chce wypowiedzieć wojnę rasie Kyrian. By to uczynić, Sylwana musi zdobyć dla niego duszę Przedwiecznego Boga i Hełm Dominacji (spoczywający na głowie Bolvara Fordragona, obecnego Króla Licza).
- Pojawi się możliwość współpracy między frakcjami – wspólnej gry w grupach, rajdach, odwiedzanie dotąd wrogich miast. Tryb PvP pozostanie bez zmian. Rozejm po Mak’gorze Varoka Zaurzykła zdaje się potwierdzać ten kierunek.
- Czeka nas odświeżanie starych kontynentów, usuwające bezpośrednie skutki Kataklizmu. Odbywać się będzie falami.
- Poziom postaci zostanie ścięty do maksymalnie 70.
- (pewne) Diablo IV. Ma być do bólu mrocznie, bez żadnych tęcz, z wyzutą ze szczęśliwości paletą kolorów. Lilith będzie wiodącym wrogiem.
- (pewne) Dodatek do Hearthstone. Zajawiany oficjalnie tutaj. Wg plotek, mamy współpracować z wybranymi smoczymi rodami.
- (pewne) Overwatch 2 lub Overwatch: Rozdział 2. Sprzeczne przecieki mówią o samodzielnej kontynuacji lub czymś w rodzaju dodatku. Pojawi się nowy tryb PvE (fabularny?), co najmniej 1 nowy bohater (bohaterka – Echo), system talentów i przedmiotów, nowy tryb PVP „Push”
- (dość pewne) Data premiery WarCraft III: Reforged.
- (mniej pewne) Remaster Diablo II.
- (mniej pewne) Nowa gra mobilna – Pet Battles z elementami AR (a’la Pokemon GO).
Zapowiada się niezwykle obficie! Wszystkie nowości mają być szczegółowo prezentowane na 4 tajemniczych panelach odbywających się po kolei na scenie głównej po ceremonii otwarcia. Zaskoczeniem może być fakt, że Blizzard udostępni z nich transmisję na żywo zupełnie za darmo. Tak jest – BEZ konieczności posiadania Wirtualnego Biletu.
Od ceremonii otwarcia dzielą nas minuty. Po fatalnym roku trzymam kciuki jako fan, by firma pokazała swoje najlepsze oblicze. Kolejne rozczarowania znieść będzie bardzo ciężko.
Kolejny dodatek do World of Warcraft zostanie ogłoszony na BlizzConie 2017
Kumbol, | Komentarze : 0Tytuł mówi wszystko? Pozwólcie, że odrobinę wyjaśnię ten - być może jednak skrajnie błędny - nagłówek.
Wczoraj Blizzard oficjalnie ogłosił szczegóły na temat swojej dorocznej obecności na największych targach gamingowych świata - gamescom 2017. Niemiecka Kolonia już w przyszłym tygodniu stanie się na kilka dni sercem całej branży elektronicznej rozrywki. Blizzard jak zwykle wystawia się w Koelnmesse na gigantycznym stoisku z kilkoma scenami, transmisjami na żywo i programem pełnym atrakcji. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje 75-minutowa Ceremonia premierowa Blizzarda (środa, 18:00). To brzmi jak niezły kandydat na naprawdę duże ogłoszenia! Czy aby na pewno?
Spójrzmy na program i otaczające go szczegóły nieco szerzej. Opis rzeczonej ceremonii mówi:
Członkowie zespołów tworzących gry Blizzarda ujawniają najnowsze produkcje filmowe i nie tylko...
Nie będzie to więc prezentacja dedykowana jednemu uniwersum, a raczej szereg mniejszych i większych zapowiedzi i ogłoszeń, ale nie "kalibru" nowego tytułu. Już teraz wiemy - i to wprost z artykułu Blizzarda - o premierze nowej krótkometrażowej animacji Overwatch i prezentacji nowej mapy dla tej gry. Czego jeszcze możemy się spodziewać?
Być może nowej mapy i usprawnień w Heroes of the Storm (bo nowy bohater zostanie pokazany już 21 sierpnia na przed-gamescomowym streamie. W Hearthstone dopiero co otrzymaliśmy nowy dodatek, więc tu Blizzard zapewne skupi się na elementach esportowych i społecznościowych, komunikując głośno nowości w systemie spotkań przy kominku i grupowy rajd na Króla Lisza (nowa bójka). Jeśli cokolwiek w ogóle zostanie powiedziane w kwestii Diablo III, to będą to pomniejsze kosmetyczne dodatki (do których podwaliny zostały dodane w formie sklepu, w którym obecnie sprzedawane jest DLC z Nekromantą). Sfera StarCrafta to przypominanie o premierze wersji Remastered pierwszej części oraz mowa o zmianach w balansie, kosmetycznych pakietach esportowych oraz nowym bohaterze do trybu kooperacji (pokazany zostanie na streamie 21 sierpnia).
Co dla WoWa? Jeśli nie dodatek, to zostaje nam aktualizacja 7.3. To zresztą sugerowałaby obecność Turalyona na oficjalnej grafice Blizzarda na gamescom 2017.
Prawdopodobnie zobaczymy więc filmowy zwiastun aktualizacji i poznamy datę jej premiery. Obejrzymy gameplaye z nowych 5-osobowych podziemi. W wywiadach przedstawiciele Zamieci sprzedadzą zaś kilka super-niekonkretnych teaserów dodatku, które rozbudzą naszą wyobraźnię i będą musiały wystarczyć do 3 listopada i Ceremonii Otwarcia BlizzConu 2017.
Za brakiem ogłoszenia dodatku na gamescomie świadczy też zero solidniejszych zapowiedzi tego faktu ze strony Blizzarda - o ogłoszeniu dodatku na gamescomie 2015 komunikowano dość otwarcie. Wygląda też na to, że ekipa deweloperów World of Warcraft na gamescom będzie stosunkowo skromna, co też jest dość znamienne. Sam harmonogram Blizzarda - jeśli przyjmiemy, że ceremonia premierowa w tym roku to czas dla więcej niż jednej marki - również nie przewiduje czegoś tak dużego jak prezentacja dodatku. Pamiętamy z 2015 roku cały długachny, niemal półtoragodzinny panel. W tym roku tego nie mamy.
To wszystko pozwala uznać z ogromną dozą prawdopodobieństwa, że Blizzard nie pokaże nowego dodatku do World of Warcraft na gamescomie 2017. Stanie się to później, a następnym wydarzeniem w kolejce, które mogłoby być "gospodarzem" tak dużej nowiny jest BlizzCon 2017 - 3 i 4 listopada.
Oczywiście cały niniejszy artykuł traktujcie wyłącznie w kategorii prognozy, która może ale wcale nie musi się sprawdzić. Hej, pospekulować zawsze fajnie! A BlizzCon w tym roku będzie bardzo ekscytujący :-)
Na początek pokażemy specjalny zwiastun grywalnej zawartości, którą zaprezentujemy podczas tego wydarzenia. Zarezerwuj sobie czas w poniedziałek, 21 sierpnia o godz. 18:00 czasu polskiego i wejdź na YouTube, aby obejrzeć film.
W środę, 23 sierpnia o godz. 18:00 czasu polskiego członkowie naszych zespołów deweloperskich wystąpią na scenie głównej podczas ceremonii premierowej Blizzarda. Transmisję na żywo z tego wydarzenia przeprowadzimy na http://gamescom.blizzard.com.
Goście odwiedzający stoisko Blizzarda na targach gamescom w hali nr 7 centrum wystawowego Koelnmess będą mogli zagrać w najnowsze wersje gier Overwatch, Hearthstone, World of Warcraft, of the Storm, StarCraft II, Starcraft: Remastered i Diablo III. Rzecz jasna przygotowaliśmy też niesamowity program rozrywkowy, w tym konkurs kostiumów Blizzarda, a także dwa koncerty orkiestry Video Games Live. Transmisje na żywo z tych oraz innych wydarzeń będzie można obejrzeć na powyższej stronie internetowej.
Pełen kalendarz zaplanowanych atrakcji jest już dostępny na http://gamescom.blizzard.com, a informacje na temat poszczególnych gier znajdziesz poniżej.
Overwatch
- Światowa premiera nowego krótkiego filmu animowanego z uniwersum Overwatch odbędzie się na naszej scenie głównej i będzie transmitowana na żywo w środę, 23 sierpnia podczas ceremonii premierowej Blizzarda.
- Goście odwiedzający stoisko Blizzarda będą mogli zobaczyć najnowszą mapę w Overwatch, więc obejrzyj nasz zwiastun w poniedziałek, 21 sierpnia, kiedy ujawnimy szczegółowe informacje na jej temat.
Hearthstone
- Na targach gamescom gracze w Hearthstone będą mogli zapoznać się z nowymi funkcjami Fireside Gathering i połączyć siły w całkiem nowym rodzaju Bójki drużynowej – grupowego rajdu na Króla Lisza.
- W piątek i sobotę, 25-26 sierpnia, podczas transmitowanych na żywo ze sceny Hearthstone finałów Hearthstone Global Games, dowiemy się, z którego kraju wywodzą się najlepsi gracze na świecie. Wybierz swojego mistrza, aby wygrać pakiet kart i oglądaj ten turniej podczas transmisji na żywo na stronie www.twitch.tv/playhearthstone (odnośnik w j. angielskim).
World of Warcraft
- Gracze będą mogli zebrać się z innymi uczestnikami targów gamescom i zmierzyć się z podziemiami z nadchodzącej aktualizacji 7.3 w World of Warcraft. Szczegółowe informacje na temat tej aktualizacji z nową zawartością przedstawimy na scenie oraz podczas transmisji na żywo z ceremonii premierowej Blizzarda.
- Ponadto 12 najlepszych europejskich drużyn z Areny zawalczy na scenie w finałach World of Warcraft WoW European Championship Finals o nagrody z puli 100 000 USD i szansę na przejście do finałów WoW Arena World Championship na BlizzConie. Oglądaj transmisję na żywo na https://www.twitch.tv/warcraft (odnośnik w j. angielskim).
Heroes of the Storm
- Goście odwiedzający stoisko Blizzarda będą mogli wypróbować naszego najnowszego bohatera. Szczegółowe informacje na ten temat podamy w zwiastunie w poniedziałek, 21 sierpnia.
- Podczas Heroes of the Storm: Showdown pojawią się gwiazdy społeczności i zawodowi gracze, którzy zmierzą się na żywo podczas meczów pokazowych na naszej scenie głównej. W środę, 23 sierpnia zmierzą się między innymi Team Liquid i Team expert, a w piątek, 25 sierpnia wystąpią znani niemieccy YouTuberzy ApeCrime i PietSmiet.
StarCraft
- W strefie Blizzarda będzie można po raz pierwszy zagrać najnowszym dowódcą do misji w trybie współpracy, więc obejrzyj nasz zwiastun w poniedziałek, 21 sierpnia, kiedy ujawnimy szczegółowe informacje na ten temat.
- W hali wystawowej będzie można zagrać w StarCraft: Remastered – właśnie wydaną, gruntownie zmodernizowaną wersję obsypanej nagrodami klasyki gatunku strategii czasu rzeczywistego wraz z dodatkiem Brood War.
Diablo III
- Uczestnicy targów gamescom 2017 będą też mogli przejąć dowodzenie nad legionami ożywionych trupów i zapanować nad mrocznymi mocami dzięki pakietowi Przebudzenie Nekromantów do Diablo III na PC i PlayStation 4.
I wiele więcej...
Na naszej scenie głównej możesz się spodziewać słynnych zawodów tanecznych i kostiumowych, akcji rozdawania autografów, quizów, konkursów i wielu innych atrakcji, w tym koncertów orkiestry Video Games Live w czwartek, 24 i piątek, 25 sierpnia o godz. 18:00. Pełny kalendarz wydarzeń znajdziesz na stronie http://gamescom.blizzard.com.
Oprócz wszystkich wymienionych wydarzeń uczestnicy targów gamescom będą mogli zdobyć niesamowite fanty Blizzarda, w tym nowe przedmioty dostępne wyłącznie na tych targach. Będą one dostępne w sklepie Blizzarda w hali nr 5.
Codzienne transmisje na żywo
Gracze, którzy nie zdołają dotrzeć na targi gamescom 2017, będą mogli oglądać codzienne transmisje na żywo ze sceny Blizzarda na stronie http://gamescom.blizzard.com. Również znani streamerzy będą relacjonować wydarzenia odbywające się na naszym stoisku. Szczegółowe informacje na ten temat znajdziesz na naszej stronie internetowej, a najnowsze wiadomości i relacje na żywo z tego wydarzenia będzie można obserwować na naszych kanałach w mediach społecznościowych.
Wkrótce podamy dodatkowe szczegóły dotyczące obecności Blizzarda na targach gamescom, więc trzymaj rękę na pulsie!
Felieton: Oszustwo nie popłaca, czyli co to się dzieje w Korei Południowej
Caritas, | Komentarze : 11Blizzard Entertainment szczyci się tym, że wyznaje osiem podstawowych wartości, które wpływają na wszelkie decyzje i działania spółki:
- Najpierw gra
- Idealna jakość
- Graj uprzejmie - GRAJ FAIR
- Bądź dumny ze SWEJ PASJI
- Każdy głos SIĘ LICZY
- Myśl GLOBALNIE
- Lider PRZYKŁADNY
- Ucz się I ROŚNIJ
Dziś porozmawiamy o punkcie trzecim.
Graj uprzejmie - GRAJ FAIR
Nie zamierzam rozwodzić się tutaj o Blizzardzie, bo uważam, iż jest to firma, której obsługa klienta powinna być wzorem do naśladowania dla innych. I nie piszę tego, bo muszę – ja nic nie muszę. Piszę to, bo tak uważam i wybronię tego argumentu choćby się waliło i paliło.
Dziś porozmawiamy jednak o czym innym. Dziś porozmawiamy o tym jak ta zasada kształtuje się u nas, graczy.
Od kilku dni internet huczy od doniesień, przecieków i komciów dotyczących najnowszego skandalu dotyczącego esportowej sceny StarCrafta. Jeden z prosów, YoDa, trener jego drużyny i kilka innych osób zostało oskarżonych o ustawianie meczów. Z ostatnich doniesień wynika, że obaj panowie dostali już po banie do końca życia na udział w rozgrywkach, a nawet że są już za kratkami.
Zaraz, zaraz, ale to StarCraft. Co to ma wspólnego z nami?
Ma, i to dużo. Granie nie fair psuje rozgrywkę i zabawę w każdym sporcie.
To jest portal o WoWie i HS, tak?
Porozmawiamy zatem o Ensidii i Lich Kingu. Za coś w końcu zabrano im World’s First 25-man kill i za coś dostali bana na 72 godziny. Dla niewtajemniczonych: Ensidia używała Saronite bombs, co z kolei powodowało, że podczas walki odbudowywana była platforma, na której toczyła się bitwa. W tym samym czasie 15 innych gildii też progresowało na Lich Kingu – tylko jedna była w stanie raz za razem mieć tego buga. Właśnie Ensidia. Jeśli tak, jak mówi gildia, bomby były standardowym elementem rotacji, dlaczego tylko jedna gildia doświadczyła istnienia tego buga? Przecież skoro to standard, to inne gildie też używały tych bomb, prawda? Poza tym, wcześniej ubili LK w 10-osobowej grupie. I co, nie zorientowali się, że w 25-tce coś jest nie tak? Byłoby to prawdopodobne, gdyby byli idiotami. A raczej nie są.
Może porozmawiamy o arenach i PvP w WoWie? O sezonie 9. i o tym, jak wariował MMR? Porozmawiajmy o Sodah i o tym, jak podnosił koledze ranking grając jego druidem. Wielce zaskoczony banem? Po coś te Terms of Use są umieszczone w grze. Nie przeczytałeś? Twój problem, musiałeś przecież kliknąć „I agree” zanim wszedłeś do gry.
Ile razy spotkaliście bota? Zbierającego roślinki, AFKującego na polu bitwy... Ile razy was to wkurzyło, ile razy psuło wam to zabawę? Ile razy widzieliście „WTS Gold” na kanale trade?
I nie, nie zapomniałam o Hearthstone - porozmawiamy o Hosty vs. Lifecoach i o tym, że podczas turnieju Hosty oglądał stream, na którym widać było karty przeciwnika. Na szczęście stream był z opóźnieniem, wiec uniknęliśmy dramy w stylu Dreamhack. I o ile w Szwecji nie było oszustwa, byli za to idioci za kolegów, tak w przypadku Hosty'ego raczej nie da się tego wybronić. Jest jeszcze Eric "Specialist" Lee vs. Hyerim "MagicAmy" Lee (Eric, sam winny win tradingowi, oskarżył Hyerim o bycie "fejkiem" - rzekomo dzieliła ona obraz ekranu z innymi graczami, poza tym ta "persona" jest rzekomo miksem dwóch rzeczywistych osób - jednej dla publicznych wystąpień, drugiej odpowiadającej za grę.) Dreamhack "ochlapał" reputację RDU, Hostygate Amaza, a MagicAmy - Frodana.
Poza tym wszyscy wiemy, że Amaz ma układ z Ragnarosem... ;)
To kompletny brak uczciwości, egoizm i strzelanie sobie w kolano – takie praktyki psują zabawę nie tylko innym, ale też psują grę per se.
Przyzwyczailiśmy się do oskarżania devów o wszystko – a to gra nie zbalansowana, a gdzie mój kucyk, a czemu to, a czemu tamto. Może najwyższa pora uderzyć się w pierś i zapytać samych siebie, czy zawsze jesteśmy uczciwi w stosunku do twórców gry. Być może wina nie leży całkowicie po ich stronie. Być może to my też psujemy sobie sami zabawę?
Wróćmy do esportu i StarCrafta. Pros i trener siedzą za kratami, razem z 5 brokerami i 2 członkami gangu, który odpowiadał za pieniądze.
No more ppl who you would know. 5 brokers, 2 gangs who provide money + Yoda, Gerrad.
— CranK (@AxCranK) October 19, 2015
Tyle, tylko 9 osób, koniec pieśni. Czyżby? A nie, jednak dwóch prosów dostaje bana – do YoDy dołącza jego kolega z drużyny, 4B – BboongBBoong.
Kilka miesięcy temu ze sceny zniknął ByuN. Był i nie ma – nie pojawiał się na meczach, nie brał udziału w turniejach. ByuN należał do drużyny i klanu Prime – tej samej, którą trenował Gerrard, i w której grał YoDa. Pszypatek?
Popatrzmy na rok 2015 w drużynie Prime. W kwietniu TerrOr odchodzi na gamingową emeryturę, tydzień później emerytem zostaje Nette, tego samego dnia odchodzi MyuNgSiK. W maju odchodzi Zoun, w lipcu Creator. We wrześniu na emeryturkę zapisuje się Tangtang. A wczoraj z drużyny odeszli KeeN i ByuN. Ten sam ByuN, który od grudnia 2013 roku nie zagrał nawet jednego oficjalnego meczu. Ten sam ByuN, który w 2011 roku przyznał się do ustawienia meczu z CoCa. Przy stanie 1-0 dla CoCa i przy mocnej jego przewadze, na czacie pojawiło się coś takiego:
Byun: fuck fuck
Coca: Trap card!
Byun: I got dominated fuck
Coca: You have to put down a planetary. I have 3 expansions.
Byun: No it's not that. Mutas
Byun: Leave fuck fuck fuck
Coca: I surrender
Byun: Let's go to a third game
Coca: ok. gg
*Coca leaves game*
Półtora miesiąca bana i smród na całe życie. I najwyraźniej ominięta lekcja dla Prime i ByuN, ale o tym możemy tylko spekulować. I może mam paranoję, może ma ją połowa społeczności, ale coś tu ewidentnie śmierdzi.
Nie oszukujmy się, że to problem tylko esportu. FIFA, NBA... Tam gdzie są pieniądze, tam pojawia się chciwość. Taki pros, e czy nie esportowy, ma kilka lat na zarobienie pieniędzy. O ile jednak w sporcie w klasycznym tego słowa znaczeniu byli sportowcy dostają renty czy emerytury, tak w esporcie tego nie ma. Zarywasz kilka lat z życia, co ugrasz to twoje, a potem MOŻE zostaniesz trenerem albo komentatorem. Może. Ale morze jest głębokie i szerokie.
Dlatego też uważam, że konieczna jest całkowita i absolutna restrukturyzacja esportu i uznanie go za pełnoprawny sport. Nie ma ale – prosi poświęcają mnóstwo czasu na ćwiczenie, prosem nie zostaje się od tak. Pełny Spodek, Dreamhacki wypchane po brzegi czy setki tysięcy widzów LoLa, SC2, Heroes, CS i innych gier świadczą o tym, że jest to rozrywka popularna wśród fanów. Dla tych ludzi powinna być dostępna ścieżka kariery po „prosowaniu.” Dziś gamer to zawód i pasja, a geek to stan umysłu.
Nie sposób tu pominąć aspektu finansowego. Pro gracze zarabiają tysiące dolarów. Krótko bo krótko, ale zarabiają. Gracze niższych lig nie mają dostępu do takich pieniędzy. I tu winię trochę LoLa, którego, nie będę ukrywać, nie znoszę. Powiedzmy, że jestem sponsorem. Daję na imprezę 10 milionów dolarów i mam to rozdzielić na 10 drużyn. Ostatniej drużynie daję 10 000 $, a pierwszej... a co mi tam, niech se wezmą 5 milionów. Tak duża różnica, tak duży rozrzut powoduje, że tą ostatnią drużynę łatwiej kupić. W końcu, dam im te 100 000 z moich 5 melonów, dużo nie stracę. A oni dostaną pod stołem 10x tyle, co oficjalnie. Tak duży rozrzut nie jest dobry. Tak, wiem, zwycięstwo powinno przynosić odpowiednią nagrodę. Jednak tak duże różnice powodują, że scena się psuje. Odpuszczę mecz i zarobię więcej, niż jakbym się męczyła. To po co się produkować i starać?
Zresztą, na dowód - Gerrard i Yoda dostawali po 5k~20k $, brokerzy 30k $, a gangi 40k $ za każdą ustawioną grę. To więcej niż nagroda za zajęcie miejsca w top 10 na turnieju.
That's why many ppl in Korea lose their passion as a pro in sc2 scene and also retire. It's really frustrating. Who knows if there is more?
— CranK (@AxCranK) October 19, 2015
Oj tam, oj tam, nie przesadzajmy. Różnice nie mogą być tak duże.
Tak? Dota 2, 2015 rok. Pula nagród 18,429,613$. Zwycięska drużyna – 6,6 miliona dolarów do podziału na 5 graczy. Miejsca 9-12 – 221 155 $ do podziału na 4 drużyny czyli 20 graczy. Czyli w zwycięskiej drużynie każdy z graczy dostał po 1,65 MILIONA dolarów. Na miejscach 9-12 – po 11 000$. Rozumiem różnicę w wysokości nagród, w końcu zwycięzca to zwycięzca. Ale aż taka?!
Taki atleta ma zapewnioną ścieżkę kariery: trening = stypendium + ciężka praca = efekty + nagrody finansowe + zapewniona przyszłość w postaci emerytury. W esporcie masz... 5 lat na karierę? Może 6. W sporcie „klasycznym” wszelkie dopingi czy branie w łapę sprawia, że ryzykujesz wszystkim, bo jak wpadniesz, to nie zostanie ci nic. Trudniej zatem postawić wszystko na jedną kartę. W esporcie ta pokusa jest większa. Bo co po prosowaniu? Masz więc motyw, aby brać pod stołem.
I jest to chore.
Trzeba tu też zwrócić uwagę na aspekt geograficzny. W takim StarCrafcie scena europejska długo służyła Koreańczykom za podnóżek. Scena europejska leżała i kwiczała. No, poza casterami oczywiście, bo nasi casterzy są najlepsi na świecie <3 Jednak rynek nielegalnych zakładów w Korei jest bardzo rozwinięty i raz za razem słyszymy o skandalu i anulowanych meczach. I to niestety odcisnęło swoje piętno na koreańskich graczach.
Niestety lub stety. Oglądaliście WCS? Do tej pory Korea była takim zergiem, który pew pew pew i zdominował świat. A Europa spokojnie, jak terrański Thor, krok za kroczkiem szła sobie, żeby w końcu rozłożyć Koreę na łopatki. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w Ro8 WCS było tylko 3 Koreańczyków, w ostatniej czwórce jeden, a finał rozgrywał się między Francuzem a Polakiem? I nie, Korea nie wystawiła reprezentacji B – był przecież Polt, Hydra... Tymczasem mieliśmy polsko - francuski finał, a Koreańczycy odesłani do domu w takim stylu, że hej.
No dobrze, ale my tu o StarCrafcie, a to jest portal o innych grach.
Jak już wspomniałam wcześniej, problem ten dotyczy nasz wszystkich. Ryba psuje się od głowy, ale śmierdzi zawsze tak samo, obojętnie co jej się psuje. Szaraczki, każuale, hardcory, self proclaimed prosi... każdy z nas jest elementem esportu. Jesteśmy społecznością, która tworzy system naczyń połączonych. Bez publiki nie ma sponsorów, bez sponsorów nie ma pieniędzy, bez pieniędzy nie ma prograczy, bez prograczy nie ma publiki. Bez publiki nie ma gier, bez devów też nie ma gier. Więc może zamiast ciągle pluć na siebie i hejtować, warto się „postawić?” Jeśli oglądam turniej, to oczekuję, że gracze nie będą uwalać meczy, bo ktoś im zapłacił. Oczekuję dobrej i uczciwej rozgrywki. Nie akceptuję oszustwa. I tak, jak nie akceptuję go na poziomie „pro”, tak nie akceptuję go na poziomie „casual.” Nie ma ustawiania MMR, nie ma kupowania boostów na arenach, nie ma kupowania złota.
I pomijam tu już aspekt oszukiwania devów – ktoś siedzi, pracuje nad grą, a ktoś inny ma to głęboko i łamie zasady, bo kupi złoto, bo wykorzysta buga, bo kupi sobie kogoś, kto mu zboostuje konto. Albo jeszcze gorzej – kupi sobie całe konto.
Każde takie zachowanie, każda akcja łamiąca zasady sprawia, że wszystko to staje się bardziej akceptowalne w społeczności. No trzech moich kolegów kupiło coś nielegalnie, to ja też mogę, nie? Nie, nie możesz. A przynajmniej nie powinieneś. Jeden głos na nie nic nie zmienia. 10 jest już słyszalne. 100 robi hałas. A 1000 to armia. Jeżeli mamy oczekiwania w stosunku do deweloperów gier, to powinniśmy mieć oczekiwania wobec siebie. Jeśli oczekujemy, że twórcy gier będą nas, jako graczy, szanować, to powinniśmy też szanować tych, którzy dostarczają nam rozrywki. A jeśli macie gdzieś devów, to pomyślcie jak bardzo sami robimy sobie krzywdę pozwalając na takie oszustwa. Za kilka lat świat esportu może wrócić do tego, co było wcale nie tak dawno temu – może się czołgać i wyć, i nikt się nim nie będzie interesował.
Może warto się jednak zastanowić, czy korzyści krótkoterminowe przewyższają te długoterminowe. A może to „graj uprzejmie - GRAJ FAIR” jest bardziej sensowne niż nam się wydaje?
Pora wrócić na szlak. Bashiok odchodzi z Blizzarda
Caritas, | Komentarze : 3Prawie półtora roku temu zakończył się pewien etap historii Blizzarda – z firmy odszedł Ghostcrawler. Dla jednych był to szok, dla innych powód do radości, jednak takie przetasowania osobowe są zawsze bacznie obserwowane, bo pozwalają czasem zgadnąć w jakim kierunku zmierza firma jako całość. GC odszedł i niby nic się nie zmieniło. Jakiś czas potem odszedł Paul Sams i mieliśmy cichą nadzieję, że to już, koniec, nikt więcej. Myliliśmy się.
Wczoraj z Blizzardem pożegnał się Bashiok.
A bit dramatic for me. But I've been a bit wistful lately, and looking to reminisce a bit I suppose, as today is my last day at Blizzard.
— Bashiok (@Bashiok) July 31, 2015
Jak napisał w krótkim oświadczeniu:
Zacząłem pracować w Blizzardzie w październiku 2003 roku i każdy dzień tutaj dzieliłem z wami, graczami, twórcami gier, artystami, bloggerami, autorami addonów, podcasterami, streamerami, forumowymi trollami i – ludzie, ktoś pamięta stare forum Off Topic? To miejsce było całkowicie zwariowane.
W każdym razie, Blizzard - i społeczność, która go otacza - zdefiniowała prawie całe moje dorosłe życie i jestem absolutnie wdzięczny wszystkim moim przyjaciołom za to, że mieli tak ogromny i pozytywny wpływ na to kim jestem i kim jeszcze mogę się stać. Nie sądzę, bym kiedykolwiek podejmował decyzję tak trudną, jak ta o opuszczeniu Blizzarda, ale stanąłem przed nową szansą i zdecydowałem się podjąć wyzwanie.
Chociaż myślę, że to wszystko wciąż jeszcze powoli do mnie dociera, zdałem sobie sprawę, że znów będę mógł być zaskakiwany ogłoszeniami i publikacjami Blizzarda. Co z kolei dla mnie jako wieloletniego fana i zapalonego gracza jest powodem zawrotów głowy gdy myślę o siedzeniu na widowni na BlizzConie, oglądaniu streamu czy czytaniu najnowszych wpisów na blogach, widząc co nas czeka - po raz pierwszy.
Nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej i życzę wam radości w życiu, nienasyconej ciekawości i szczęśliwego grania.
Zdecydowanie wdzięczny,
Bashiok
W grze zwanej Realne Życie Bashiok nazywa się Micah Whipple, natomiast wśród Niebieskich najpierw używał pseudonimu Drysc. Karierę w Blizzardzie rozpoczął w 2003 roku. Jako menedżer społeczności zajmował się początkowo Warcraftem (w którego zresztą namiętnie grał). Już jako Bashiok, dał się poznać społeczności jako osoba konkretna, dowcipna i zdecydowanie nie dająca sobie w kaszę dmuchać. Jego batalie i debaty na forum są wręcz legendarne. Często podszyte ironią i dobrze doprawione sarkazmem zapewniły mu równie dużo fanów, co zaciekłych przeciwników.
Bashiok był dla forumowiczów tym, czym Ghostcrawler był dla fanów PvP – chłopcem do bicia, posłańcem, do którego się strzela, ale dla wielu również źródłem mnóstwa informacji. Za to dla wszystkich był źródłem rozrywki – nikt nie potrafił obezwładnić marudzących trolli tak, jak Bashiok, zwłaszcza w duecie z Zarhymem. Aż przyjemnie było popatrzeć i poczytać…
Jednak Bashiok to nie tylko złośliwe potyczki z czepialskimi – to również świetne poczucie humoru i mnóstwo sympatii dla ludzi, co świetnie widać na przykład na okolicznościowych kartkach, które Blizz co roku wysyła na święta.
Po trzyletniej przygodzie z Warcraftem Bashiok przeniósł się do świata Diablo. Wielokrotnie dał się poznać jako osoba zdecydowanie „oczytana” w temacie. Chociaż już nie w duecie ze swym najlepszym przyjacielem, wciąż często spotkać go można było na forum. To od niego na przykład wiedzieliśmy, że wychodzą fale kluczy do bet Diablo. Często też „ćwierkał” dając nam przysłowiowy cynk, że coś się szykuje – na przykład wyczekiwana łatka czy aktualizacja. I za to wielu było mu niezmiernie wdzięcznych.
Wielu jednak tylko czekało na jego potknięcie. Z jednej strony dopieszczany Warcraft, z drugiej traktowany po macoszemu Diablo i jego kompania – i dwie zupełnie inne społeczności, z którymi przyszło się zmierzyć naszemu CMowi. Nowe wyzwanie polegało na przekonaniu do siebie zgorzkniałych i zawiedzionych ludzi. Uważano go za osobę zbyt pewną siebie i ignorującą wiele aspektów historii świata i gier Diablo, społeczności, wydarzeń definiujących tę społeczność. Jednak zaskarbił sobie sympatię większości członków społeczności – w czasach, gdy devów na forum było jak na lekarstwo, Bashiok spędzał całe dnie na rozmowach i dyskusjach. A nie musiał, bo jego oficjalny tytuł to Editor. Mógł przecież tylko postować duże niebieskie wiadomości i nie dyskutować z ludźmi, a jednak w latach 2008 – 2009 był jednym z najbardziej widocznych i aktywnych Niebieskich posterów na forum.
Jego osobowość i humor wygrywały z otrzaskanymi PRowymi standardami i za to społeczność go uwielbiała. Był też głównym zarządzającym stroną Diablo na fejsbuku i głównym „ćwierkającym.” W 2010 roku był też aktywny w strefie Starcrafta, przejmując zadania innych CMów i często będąc jedynym Niebieskim głosem dostępnym dla społeczności podczas bety SC2 i tuż po wydaniu gry.
Potem oczywiście był "wyskok" Jaya W. i drastycznie obniżona temperatura uczuć do Niebieskich… a we wrześniu 2012 roku hejtersi mieli dzień dziecka gdy Bashiok skomentował obniżone wartości obrażeń niektórych umiejętności:
Nie chcemy, aby ludzie bali się nerfów i… Może postaram się to wytłumaczyć mówiąc, że mogliśmy znerfić sporo statystyk, które prawdopodobnie na to zasługują do pewnego stopnia, ale tego nie zrobiliśmy (nie jesteście wdzięczni!?), bo nie wierzymy by nasze podejście do projektu opierało się na ciągłym zmienianiu ważnych rzeczy, takich jak statystyki. To powinno się dziać tylko w ekstremalnych sytuacjach i czuliśmy, że to była właśnie taka sytuacja z IAS.
Hejtersi zawsze widzą to, co chcą i doczytują się głębszego znaczenia tam, gdzie go nie ma – żartobliwe aren’t you thankful?! zostało przez niektórych odebrane jako obrażanie graczy. Bashiokowi dostało się od społeczności, ktoś nawet nazwał go „aroganckim mizantropem.” Jak on sam jednak stwierdził: „uważałem, że było to zabawne. Ludzie bez poczucia humoru są sami w sobie śmieszni.” Do dziś co pewien czas „I am not thankful” pojawia się w postach, dość szybko kontrowane przez „still thankful,” bo koniec końców do D3 weszły łatki zmieniające całkowicie grę, na lepsze.
Bashiok znalazł też czas, aby stać się częścią obchodów 20-lecia firmy i w grudniu 2011 roku zaprosił nas na jeden dzień do swojego świata. Dla wielu osób było to coś nowego – jak to, to Community Manager nie siedzi cały dzień na forum?? Nie, nie siedzi i wiemy to właśnie dzięki Bashiemu.
Wiele osób miało do niego pretensje, że jest zbyt bezpośredni, a jego odpowiedzi na forum są dosadne, jednak często problemem byli sami użytkownicy i gracze. Jak Bashiok sam mówił: don’t take life or me too seriously. Kto nie pracował z klientami ten i tak nie zrozumie, a kto pracował ten wie – wszystko co powiesz może i zostanie użyte przeciwko Tobie! Tak też było w przypadku Bashioka, który na pojazd odpowiadał zawsze subtelną szpileczką wbijaną w odpowiednie miejsce. Jak mówi powiedzenie, sarkazm to najniższa forma dowcipu, za to najwyższa forma inteligencji. Uwielbienie, jakim darzyli go ludzie, znalazło oddźwięk w wielu nominacjach i wygranych w szeregu konkursów w stylu „Community Manager of the Year”. To właśnie jemu też zawdzięczamy podcasty, które swego czasu pozwalały nam zajrzeć za kulisy pracy Blizza i lepiej zrozumieć zmiany.
Bashiok doczekał się nie jednego, nie dwóch, a trzech (a właściwie 4) wcieleń w grach Blizzarda. W Diablo 3, jeśli macie szczęście, spotkacie go jako upadłego szamana w Oazie Dalgura. Może nawet czeka na Was za to osiągniecie? W World of Warcraft możecie spotkać młodego Bashioka, który jako Drysc chowa się w Exodarze. Możecie się też z nim zmierzyć w Gorgrondzie, a jeśli go pokonacie, w nagrodę dostaniecie małą zabawkę przedstawiającą Spirit of Bashiok, czyli płonące drzewko.
Jego awatar przedstawiający upadłego szamana wzbudzał różne emocje, również na forum WoWa, na które wrócił w 2013 roku. Awatar szamana zamienił się w drzewko, humor wciąż był ten sam, jednak Bashioka było coraz mniej i mniej… Lylirra, Nevalistis, Vaeflare i inni przejęli forum i choć wykonują swoją pracę niezwykle dobrze, ich posty są zawsze miłe, słodkie i uprzejme. Co samo w sobie jest oczywiście miłe, ale brakuje jednak tego pazurka, z którego znany był Bashiok. Teraz Devowie są dużo bardziej otwarci i częściej wychodzą do fanów, jednak za czasów Wielkiej Ciszy, gdy Dev sobie, a społeczność sobie, to właśnie Bashiok dostarczał fanom przecieków, udzielał informacji, a gdy nie mógł – przynajmniej zagadywał z humorem podprogowo wysyłając nam wszystkim wiadomość ”hej, to nie tak, że mamy Cię gdzieś. Zobacz, tu jestem, pogadaj ze mną.” Z pewnością był dobrym chłopcem do bicia, odciągając uwagę od głównego problemu, jakim był brak komunikacji. Był jednak również autentyczny w tym co robił i trudno go było za to nie wielbić. Nie umniejszając obecnym menedżerom – wybiorę autentyzm nad wyuczonymi PRowymi formułkami o każdej porze dnia i nocy.
Bashiok to kolejny ze starej gwardii, który odchodzi podejmując nowe wyzwanie. Dla mnie osobiście Zarhym i Bashiok to niezapomniane i niedoścignione duo menedżerów społecznościowych odbiegających od ram wytyczonych przez zwykły PR. Nie zdziwię się też, jeśli Zarhym wkrótce dołączy do Bashioka, w końcu tych dwóch to papużki nierozłączki (był nawet świadkiem na ślubie Bashiego), choć mam nadzieję, że się mylę. Brak wysublimowanego poczucia humoru już jednego z nich jest bardzo widoczny na forum, natomiast brak obu byłby katastrofą i dużą stratą.
Bashiok był wspaniałym, wyrazistym menedżerem społeczności o specyficznym poczuciu humoru. Był osobowością, która nadawała forum różnych gier wyrazu. Jego odpowiedzi choć często sarkastyczne, pozwalały uwierzyć, że rozmawia się z człowiekiem o prawdziwych emocjach, z kimś, komu zależy na społeczności i poświęca jej czas, a nie z automatem. Jego odejście to wielka strata dla nas wszystkich, mam jednak nadzieję, że czeka go dużo sukcesów i nie raz o nim usłyszymy. Coś się kończy, coś się zaczyna. Kończy się „stary” Blizzard, co czeka nas w nowym?
BlizzCon 2014: Jak to jest tam być - relacja z Anaheim
Kumbol, | Komentarze : 5Ekscytacja przed takim wyjazdem to mało powiedziane. Po wieloletnim zaszczycie relacjonowania konwentu Blizzarda dla najlepszej polskiej społeczności WoWCenter.pl z domowego zacisza nareszcie pojawiła się możliwość uczestniczenia w BlizzConie w bezsprzecznie najlepszy ze sposobów. Każdy z Was patrząc na fotorelacje czy oglądając oficjalny stream pewnie nie raz wyobrażał sobie, jak fajnie byłoby kiedyś znaleźć się tam na miejscu – w Anaheim Convention Center, w kalifornijskim mieście Anaheim, niespełna godzinę jazdy highwayem od Los Angeles. Zaprawdę, jest dokładnie tak fajnie, jak można to sobie wyobrazić, a nawet jeszcze lepiej.
Myszko Miki, to nie twoja impreza
Jedną z zaskakujących dla mnie rzeczy było to, w jak niewielkim stopniu, czy wręcz wcale, po wjeździe do Anaheim nie dało się poznać, że oto rusza BlizzCon 2014 – jedna z najważniejszych imprez gamingowych świata. Być może spodziewałem się tego, do czego przywykliśmy w kraju – wszechobecnych billboardów, banerów, proporców i plakatów, które gwałcą estetykę otoczenia. Amerykanie szanują swoją przestrzeń publiczną, przynajmniej w kurortowym mieście jakim jest Anaheim. Oddają ją przy okazji jednej, mocnej idei, wokół niej koncentrując przekaz. Mowa o Disneylandzie. To miasto stoi niemal wyłącznie markami Disneya – ulice myszki Miki, Downtown Disney, disneyowskie linie autobusowe, przystanki, kolejne przecznice, strefy w hotelach. Nie jest to w najmniejszym stopniu tak nachalne, jak może brzmieć, ale pokazuje kompleksowe podejście do kreacji wizerunku miasta. Kiedy jednak skręca się już w Convention Way, Disney wyparowuje z głowy.
Na upstrzonej cosplayowymi perełkami ulicy prowadzącej do centrum konwencyjnego gęstniał tłum rozradowanych fanów oczekujących na otwarcie drzwi. Nie można absolutnie nikomu z nich odmówić szczerej i czystej pasji, jaką żywią wobec produktów Zamieci. Tam nie było przypadkowych osób. Każdego ściągnęła do Anaheim afekcja do produktów Blizzarda. Nie sposób nie uśmiechnąć się szeroko na widok Pidżamatura, człowieka-czołgu oblężniczego czy przechodzących nieopodal członków gildii Method noszących dumnie tshirty z gildyjnymi barwami. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, gdzie tak naprawdę jestem i przebiegł mnie spazm najwspanialszej pozytywnej emocji, jaką można poczuć.
Wszystko na miejscu - wchodzimy! #BlizzCon pic.twitter.com/WEANNhhWTt
— Jakub Misiura (@kumbol) November 7, 2014
To się dzieje naprawdę
Smyknęliśmy wraz z grupką przedstawicieli innych stron fanowskich i naszymi europejskimi aniołami stróżami z Blizzarda – Samuelem i Mirko – bocznym wejściem prasowym do środka Convention Center. Drastyczna różnica temperatur względem upału na zewnątrz była lekkim szokiem, ale emocje szybko pomogły w aklimatyzacji do klimatyzacji. Kiedy weszliśmy z lobby do hal wystawowych, każdy już totalnie odpłynął: byliśmy tam, na BlizzConie! Na lewo pusta, wypełniona krzesełkami Hala D ze sceną główną, na prawo ciągnący się, zdawałoby się w nieskończoność, pas atrakcji i stoisk w ramach kolejnych hal. Na wprost zaś tajemnicza, ogromna strefa z wyłączonymi komputerami, niezaznaczona nawet na oficjalnej mapce. Pracownicy Blizzarda z pokerowymi twarzami stali przy ogradzających ja barierkach pilnując, by żaden wścibski dziennikarz nie wyjawił tego, co dopiero za godzinę miał przedstawić Chris Metzen. Śpieszno udaliśmy się na lewo zająć miejsca tuż przy scenie w strefie dla prasy. I czekaliśmy…
Wiadomo było z góry, że ten BlizzCon z perspektywy wyłącznie gracza World of Warcraft nie będzie „tym ciekawszym” – cykl produkcyjny dodatków, pomimo wyraźnych chęci Blizzarda, wciąż trwa raczej dwa lata niż rok. Także z czysto marketingowego punktu widzenia nielogiczne byłoby zapowiadanie kolejnego rozszerzenia na 6 dni przed premierą wcześniejszego. Teoretycznie więc mogło nie być przesadnie ekscytująco. Oczywiście pogłoski, analizy, odkrycia rejestracji znaków handlowych, grube przecieki i cały „rumor mill” trwały przed BlizzConem w najlepsze. Także i ja miałem swoje przewidywania – spodziewałem się oczywiście Legacy of the Void (punkt), 120-kartowego dodatku do Hearthstone (punkt), zwiastuna filmu Warcraft (pół punktu) i nowej gry – co było dla mnie już absolutnie jasne po upublicznieniu harmonogramu z wielką luką po ceremonii otwarcia, taką akurat na panel. Historycznie zaś najważniejsze z ogłoszeń ceremonii było szerzej prezentowane właśnie na pierwszym panelu.
Takie nastawienie + widok wyłączonej, nieobrandowanej strefy demo sprawiły oczywiście, że stopień podjarania sięgał zenitu. Do pieca dokładał Geoff Keighley w pre-show mówiąc o niespodziankach i bogatej w nowości ceremonii. Czapki z głów przed tym, kto jest w stanie obronić się przed euforią dwudziestotysięcznego tłumu słyszącego podobne teksty – ja się jej poddałem. Słuchałem z szacunkiem, jak Mike Morhaime dojrzale odnosi się do afery Gamersgate, wiwatowałem na widok Zaginionych Wikingów przy zwiastunie Heroesów, śmiałem się jak dziecko do piosenki o goblinach i gnomach, i z przejęciem oglądałem epicki zwiastun ostatniej części StarCraftowej trylogii. Akustyki hali i ultramocnego basu trailerów internetowy stream nie oddaje w najmniejszym stopniu. „My life for Aiur” wyciskało tam łzy nie tylko samym patosem sceny, ale też tumultem publiczności i doskonałym udźwiękowieniem bądź co bądź zwykłej (?) wystawowej hali.
Przestań trollować, Chris!
Kiedy Chris Metzen wyszedł na scenę, początkowo spodziewałem się Warcraftowych, rocznicowych wspominek. Ale chwila, Chrisowi trzęsą się ręce, w których trzyma mikrofon. Chociaż zawsze bywał nabuzowany, takie coś się nie zdarzało. Serce wiedziało już, co się szykuje (i chciało wyskoczyć), kiedy mózg przetrawiał obliczenia Chrisa o ostatnim nowym świecie ogłoszonym 17 lat temu. Od tego zdania na sali panowała już permanentna wrzawa (kolejna rzecz, której na streamie nie uświadczycie) – ludzie krzyczeli „new IP!!”, „stop trolling!”, jęczeli i piszczeli rozemocjonowani, zganiając Metzena ze sceny. Nie trollował.
Dobry Boże. 17 lat od ostatniej nowej marki. To stało naprawdę. #BlizzCon #Overwatch pic.twitter.com/aviVJXcZEI
— Jakub Misiura (@kumbol) November 7, 2014
Od pierwszych kadrów cinematica Overwatch w Hali D zapanowała cisza. Wszyscy w skupieniu chłonęli każdy szczegół filmiku przedstawiającego pierwszą całkowicie nową markę Blizzard Entertainment od 17 lat. „Do zobaczenia po drugiej stronie.” Kiedy sala wybuchła po długim, bajecznym (skojarzenia z Pixarem są oczywiste) filmiku, Metzen zaprosił na scenę człowieka, który od bardzo, bardzo dawna nie pokazywał się w mediach. Jako Tigole pożegnał się ze społecznością w grudniu 2009 roku (!), ogłaszając przejście z pozycji głównego projektanta World of Warcraft do załogi pracującej nad MMO nowej generacji. Jeffrey Kaplan to człowiek w znacznej mierze odpowiedzialny za gigantyczny sukces World of Warcraft, jeden z ojców tego projektu. Teraz, nareszcie, po pięciu latach skrywania się w kazamatach studia w Irvine wraca jako reżyser gry Overwatch.
Niepewność względem nowego projektu Blizzarda ulotniła się tak prędko, jak się pojawiła, za sprawą świetnego zwiastuna pokazującego faktyczną rozgrywkę. Jakże smaczną wisienką na torcie było potwierdzenie, że dopiero co ogłoszony tytuł można już zagrać tam na miejscu, na BlizzConie. Tak zakończyła się ceremonia otwarcia, a wszyscy wokoło tylko patrzyli po sobie powtarzając wykrzyknienia w rodzaju „wow”, „f…”, „oh my God”. Być akurat na tym BlizzConie, na którym firma zapowiada pierwsze nowe uniwersum od niemal dwóch dekad to, mówię Wam, cholernie fajna sprawa.
Ah jo, tyle wszystkiego!
Jak już wspominałem, grafik w Anaheim był niezwykle napięty – każdy odwiedzający atakowany jest ze wszystkich stron atrakcjami, stoiskami, scenami panelowymi, z których żadnej nie odmawia się z lekkim sercem. Przedstawiciele prasy i fansajtów mają dodatkowo zaplanowane bardzo konkretnie konferencje prasowe i wywiady odbywające się na drugim piętrze centrum. Pęd jest niesamowity, a na odpoczynek nie ma czasu, bo nie warto go w ten sposób tracić.
Nareszcie mięsiste konkrety z panelu o filmie #Warcraft - wizualizacje postaci! #BlizzCon pic.twitter.com/9YOPipB4Oa
— Jakub Misiura (@kumbol) November 7, 2014
Tweetując, wysłuchałem dwóch najważniejszych paneli – Overwatch i filmu Warcraft. Ten drugi po raz kolejny pozostawił spory niedosyt, przede wszystkim ze względu na trwający brak publicznie dostępnego zwiastuna. Pod koniec pojawił się fajny smaczek – ekipa filmowców poprosiła publiczność zgromadzoną w Hali D o pomoc w nagraniach okrzyków wojsk Hordy i Przymierza. Sprzęt nagrywający pojawił się na scenie, mikrofony poszły w górę, a Chris Metzen i grający Orgrima Rob Kazinsky zagrzewali uczestników BlizzConu do zrywania gardeł w imię swoich frakcji i Azeroth. Takie pozyskiwanie materiału do filmu może wydawać się Wam zabawne, ale jest częstą praktyką – uskuteczniał ją np. Peter Jackson nagrywając na meczu krykieta na stadionie w Wellington okrzyki armii Isengardu i Mordoru.
Po panelu trzeba było pędzić na górę. Przeskok półtorej godziny do przodu, na notebooku zostawionym w centrum prasowym renderuje się zapis konferencji Overwatch z Metzenem i Kaplanem, a ja jadę nareszcie na trzecie piętro, gdzie mieści się między innymi… pełnowymiarowa sala kinowa (tak, Anaheim Convention Center jest naprawdę takie wielkie). Kolejki już nieco zelżały, za chwilę wejście – jestem tam, by zobaczyć jedną z rzeczy naprawdę ekskluzywnych, bo dostępnych wyłącznie dla oczu uczestników BlizzConu na miejscu. Rozszerzony teaser filmu Warcraft z Comic Con.
Jak wygląda film Warcraft
Gwardia i przerażające komunikaty tuż przed projekcją wybijają z głowy wszelkie myśli o nagrywaniu materiału. Musicie więc zdać się na moje subiektywne sprawozdanie. Na samym początku pojawia się reżyser Duncan Jones i mówi, że jest to spełnienie jego obietnicy z zeszłego roku, kiedy przyrzekł wrócić na BlizzCon z dużo większą porcją materiału. Mówi o nadchodzącym materiale, w którym postprodukcja jest jeszcze na stosunkowo wczesnym etapie. Zaprasza na teaser, po którym będzie miał jeszcze dla publiczności dodatkową niespodziankę.
Teaser otwierają logotypy w ciemnoniebieskiej tonacji – Universal Pictures, Legendary i Blizzarda. Super-patetyczna, epicka muzyka (choć z pewnością niepochodząca z filmu) rozlega się w tym samym momencie, kiedy ukazuje się zapierający dech w piersiach kadr ze Stormwind z lotu ptaka. (Słychać idące po sali „ooooooohhhhhh”; ja już jestem kupiony). Widzimy zbrojownie z orężem Przymierza i salę tronową, na której siedzi król Llane – tron wygląda jak żywcem przeniesiony z World of Warcraft, oczywiście na filmowym poziomie szczegółowości. „Spędziłem więcej czasu chroniąc Króla, niż własnego syna. Czy to czyni mnie lojalnym… czy głupcem?” Kilka bliskich ujęć na poważną twarz Lothara.
Sceneria zmienia się, jesteśmy na Draenorze – w oddali widać orkową wieżę z czerwoną płachtą jako dachem – kolejna rzecz wyglądająca na żywcem zaczerpniętą z gry (np. z Barrens). Widzimy przemieszczające się orkowe wojska z Durotanem na czele – orkowie mają proporcje dość podobne do ich nowszych prerenderowanych wcieleń – a więc takie jak ork z intra Mists of Pandaria i wodzowie z Warlords of Draenor. Widzimy następnie Durotana i będącą w ciąży Drakę w namiocie. „Poprowadziłem tysiące wojów do bitwy, lecz wzdragam się przed ojcostwem. Czyni mnie to przywódcą, czy też tchórzem?”
Pojawia się dłuższe, bardzo plastyczne ujęcie spod wody z tonącą postacią o sylwetce orka. „Niektórzy w śmierci widzą głębszy sens, lecz kiedy spotyka najbliższych, trudno dopatrzyć się weń czegoś dobrego.” Lothar, w leśno-trawiastej scenerii, bada plamę czarnej, zapewne orkowej krwi. Następnie widzimy orków uchylających wrota wielkiej drewnianej bramy (ekstremalnie podobnej do tej z pierwszego zwiastuna World of Warcraft). „Nasze nadzieje legły w gruzach, nie ma już powrotu. Czy wojna to jedyne wyjście?”
Rozpoczyna się batalistyczna sekwencja z nacierającymi na siebie armiami ludzi i orków. Przeskok gdzieś w purpurowe przestworza i widok, a jakże, na latający Dalaran i elfy z płomiennie świecącymi oczami. Następnie jedna z postaci przechadza się po miejscu, którym prawdopodobnie jest Great Forge z Ironforge, widzimy sekundowy rzut oka na dość karykaturalną postać krasnoluda, bardzo przygarbioną; mocno różniącą się od wizji krasnoludów Petera Jacksona. Krasnolud trzymał strzelbę wyglądającą identycznie jak ta z intro World of Warcraft. Przeskok na pikującego jeźdźca gryfów (pikującego na świetnie wyglądającym gryfie, dodajmy), Khadgar/Medivh rzuca czar w stronę widza, kilka szybkich ujęć walczących ludzi i orków. Potężne bębny i logo filmu Warcraft. Koniec.
Zwiastun filmu #Warcraft wgniata w ziemię w kinie z Dolby Atmos. Uber-klimatyczny, ciary *.* #BlizzCon pic.twitter.com/g6BpgkwVKH
— Jakub Misiura (@kumbol) November 8, 2014
Pojawia się ponownie Duncan Jones zapowiadając niespodziankę – 10-sekundowe statyczne ujęcie z bliska na twarz Durotana w namiocie. Ma stanowić pierwszy rzut oka na dużo bardziej finalne rezultaty postprodukcji i przekonać nas, jak wspaniale wyglądać mogą postaci orków. O mamo, mogą. Pierwsza myśl – to jest ucharakteryzowany aktor. Oczy, drobne ruchy mięśni twarzy, spokojny oddech – wszystko wyglądało hiperrealistycznie. Zapewniam Was, że nie widzieliście jeszcze w kinie fikcyjnej postaci zrealizowanej z taką szczegółowością.
Wgnieciony w ziemię pozostałem na miejscu, by rozkoszować się zwiastunami gier Blizzarda. Wszystko, łącznie materiałami z filmu Warcraft, było w tej specjalnie zaaranżowanej sali kinowej wyświetlane z dźwiękiem w systemie Dolby Atmos – najważniejszą różnicą są głośniki także nad widzem, na suficie, i ogólne gęstsze ich upakowanie. W Polsce system funkcjonuje póki co (poprawcie, jeśli się mylę) tylko w Katowickim Multikinie w sali Extreme. Efekty dookólne słychać zdecydowanie wyraźniej, a triki w stylu przelatującego nad głową potwora są naprawdę fajne. Film Warcraft będzie wspierał ten system, miejmy więc nadzieję, że znajdzie się on do marca 2016 roku w większej liczbie polskich kin.
Bad-ass. #BlizzCon2014 #BlizzCon pic.twitter.com/jcDiYcE5CL
— Jakub Misiura (@kumbol) November 9, 2014
Chcę już dołączyć do Overwatch!
Choć robiło się już dość późno, wciąż jeszcze nie zaliczyłem drugiej najważniejszej rzeczy – przetestowania nowych wersji gier Blizzarda, z Overwatch na czele. Szczęśliwie drugie piętro oferuje niemal pozbawione kolejek możliwości testów. Po krótkiej chwili wskoczyłem więc do jednej z drużyn i wiedziałem, że to będzie moja gra.
Overwatch jest super, już teraz. Zdarzają się bohaterowie OP – takim wydaje się Torbjorn z jego działkiem. Postawione w newralgicznym punkcie, dzięki swojej szybkostrzelności jest cholernie skuteczne. Zdarzają się kiepskie mapy – na Świątyni Anubisa jest na początku bardzo ciasne, pojedyncze przejście, które zawiewa dość kiepskim designem znanym z najgorszych map Battlefielda. Te rzeczy jednak są na tym etapie błahostką – miodność i takie zwyczajne „czucie” gry jest fenomenalne.
Każdy bohater reprezentuje unikalny pomysł na rozgrywkę, przez co wbrew pozorom jest ona już teraz niesamowicie głęboka i piekielnie zróżnicowana. Grafika jest świetna. To nadal stylistyka ponadczasowa, typowa dla Blizzarda, choć tym razem z a’la Pixarowym muśnięciem. W kilku sesjach grałem m.in. azjatyckim łucznikiem Hanzo – wspaniale zrealizowany łuk, trzeba brać korektę na dystans, ekstra wspinanie się po ścianach (które jest naprawdę płynne i ‘bezgliczowe’, a o to można się było martwić). Grałem także Żniwiarzem – ten typ to prawdziwy wymiatacz, choć z racji dzierżenia shotgunów raczej krótkodystansowy. Umiejętności teleportu używa się rzadko, ale strategicznie. Za to „ulti” pewnie będzie znerfowane, bo pozwala na prawdziwe żniwa wokoło.
Nowa gra Blizzarda to odważny krok w stronę niezbadanego jeszcze przez studio terytorium. Interfejs jest minimalistyczny, ale rozgrywka nawet i bez jakiegokolwiek samouczka bardzo łatwa do podjęcia. Wsiąka się po kilku minutach i nie chce się odrywać. Gameplay sprawia prawdziwą satysfakcję. Największą wtedy, kiedy Żniwiarz Kumbol zajmuje pierwsze miejsce w tabeli wśród przedstawicieli prasy, a najbardziej efekciarska z jego akcji ukazuje się oczom sojuszników jak i oponentów jako zagrywka meczu (tak, w tym przypadku też już jestem kupiony).
Esport wszędzie, wiec gram w Legacy of the Void
Drugi dzień to kolejne konferencje, gonitwa za autografami, dokładniejsze przemierzanie hal BlizzConu z iPhonem w roli rejestratora wszelkich konwentowych cudowności, finał poszczególnych turniejów eSportowych (scena StarCrafta II wyglądała oszałamiająco – trzy ekrany, dynamiczne tło w zależności od mapy – po prostu ŁAŁ!), wyścig po fanty ze sklepiku (prawdziwe śmigiem-migiem! Że co, że plakietka Press, to nie wypada? Guzik prawda!).
To także więcej grania. Zaginieni Wikingowie to StarCraft w Heroes of the Storm - wysoki APM wielce wskazany. A propos StarCrafta, kampania w Legacy of the Void powinna zadowolić wszystkich, których ulubionym kolorem jest niebieski. Energia psioniczna i protoskie odcienie biją po oczach w nowej kampanii, której jedną misję ukończyłem. Przeciwnikiem było terrańskie Shadow Corps, resztki sił Doktora Naruda. Widać drobne udoskonalenia graficzne – pojawiły się nowe animacje kursora przy wydawaniu komend, także Włócznia Aduna, nowe centrum dowodzenia, jest niezgorsza. Silnik gry zyskał możliwość szybkiego przechodzenia z poziomu rozgrywki do cutscenki i z powrotem – w misji po naładowaniu można było zlecić bombardowanie wskazanego terenu bronią ze statku protossów znajdującego się na orbicie. Wskazujemy obszar, kamera wzbija się w górę i niezwykle płynnie przechodzi do szczegółowej animacji na silniku gry, w której widzimy statek odpalający pocisk. Wraz z nim wracamy na powierzchnię planety, z powrotem do widoku mapy, by ujrzeć, jak niszczy wraże struktury. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć w ostatniej kampanii StarCrafta II więcej tego rodzaju efekciarskich wstawek.
Bum, i koniec
Metallica zarządziła na zakończenie BlizzConu, zajmując scenę po nieco przydługim występie (teraz już tylko) ETC. Energia Jamesa Hetfielda i pozostałych członków zespołu udzieliła się absolutnie wszystkim – mało kto pozostał na krześle, chyba że na stojąco. Zespół długo bisował i dał z siebie 110%. Godne, bardzo godne zamknięcie epickiego BlizzConu, chyba najlepsze jak do tej pory, a to nawet nie jest moja muzyka.
Smutno więc było już kilka godzin po takim mocnym uderzeniu, kiedy w uszach wciąż huczało, pakować się w samochód na lotnisko LAX. Nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek przeżył bardziej intensywny weekend, i to na drugim końcu świata. Do tego tak bezwzględnie, bezdyskusyjnie niezapomniany. Wspomnieniami będę się pewnie karmił co najmniej najbliższy rok, a Blizzard w tym czasie będzie wyrabiał, wypiekał i dekorował swoje wszystkie dzieła. O Overwatch będzie tylko głośniej (beta w 2015!), Heroes of the Storm dopiero się rozkręca, StarCrafta II czeka zwieńczenie trylogii, a przed Hearthstone złote czasy z nadchodzącym debiutem na Androidzie i iPhonie, dodatkiem i już szalenie popularną sceną eSportową. W kwestii większych nowości w Diablo III zapewne poczekamy do gamescomu, a w naszym World of Warcraft chyba na świeżość treści nie wypada nam jeszcze narzekać.
Jak mówił Jeff Kaplan, w Blizzardzie nastała nowa era. W istocie, jeszcze nigdy nie działo się tam tak wiele. Cieszę się, że mogłem uczestniczyć osobiście w wydarzeniu, które jak w soczewce skupia pasję zarówno twórców jak i fanów ich pracy. BlizzCon to nie konwent, to stan umysłu. Mój w nim pozostanie jeszcze długo.
Felieton: Mój "killer feature"
Tommy, | Komentarze : 14Endless Raid
Nigdy nie byłem wielkim fanem PvP, jakoś tak myśl o mordowaniu bez skrupułów tysięcy a nawet setek awatarów jest dla mnie odrzucająca – po prostu jestem taki milutki i do rany przyłóż. Poza tym pamiętam, gdy cztery osoby musiały farmić Grand Marshalla na rogalu mojego kumpla.
Naturalnym więc było, że zwróciłem się w kierunku PvE i z pewnymi nawet sukcesami rajdowałem. Powolny, ale stały progres mnie satysfakcjonował. Potem przyszło zmęczenie materiału. Kolejne lokacje rajdowe, kolejni bossowie, jedni bardziej, inni mniej udani, powtarzalność pewnych rzeczy i mechanizmów – sami wiecie jak to jest.
Gdybym miał teraz wrócić do intensywnego PvE wraz z moją zgraną ekipą sprzed lat, marzyłby mi się rajd, którego nie da się ukończyć. Może to brzmi przewrotnie, ale już tłumaczę.
Otóż wyobraźmy sobie jakąś fajną lokację ze znanego już rajdu – niech za przykład posłuży szczyt Wyrmrest Temple podczas walki z Ultraxionem, ale równie dobrze może to być dziedziniec Ulduaru albo Firelands. Zbieramy tam naszą dzielną drużynę i walczymy po kolei z coraz trudniejszymi bossami z CAŁEJ dostępnej puli wrogów dopasowanych do naszego poziomu doświadczenia. Pierwszy przeciwnik będzie mało skomplikowany z prostą mechaniką walki, np. Patchwerk, kolejny ciut mocniejszy, ale nadal nietrudny – Baron Geddon z Molten Core. Później przyjdzie czas na Flame Leviathana, Twin Emperorów, Onyxię, Ragnarosa. Po kolejnych starciach mamy nieograniczony czas na przygotowania, eventy rozpoczynają się po interakcji z NPC. Najtrudniejszymi bossami byłyby najpotężniejsze postaci Azeroth: Lich King, Deathwing, Illidan, Lady Vashj, Kael’thas. A może Tirion Fordring albo Thrall? Ale pokonanie ich to jeszcze nie koniec! Później walki mogłyby składać się z zestawu C’thun + pomagierzy, przykładowo Lucifron i Auriaya. Mało? To może tandem Lich King + Sindragosa, albo Ragnaros i Al’akir?
W dowolnym momencie można zrezygnować z zabawy i wznowić rajd kiedy indziej. Po oficjalnym zakończeniu pojawiałaby się skrzynia z nagrodami – tym więcej nagród i tym wyższy ich poziom, im więcej wrogów kopnęło w kalendarz.
Dlaczego marzy mi się taki rajd? Bo mam sentyment do starych instancji, bo gracze z młodszym stażem mogliby zobaczyć jak to było za „starych dobrych czasów”, bo to by był łatwy sposób na przyswojenie taktyk i opanowanie mechaniki gry. Dodatkowo hardcorowi wyjadacze mieliby coś do roboty oprócz katowania tego samego rajdu co tydzień. Tak, wiem, ten też by pewnie męczyli do oporu, ale w odróżnieniu od zwykłego rajdu, gdzie bossowie stoją na swoim miejscu w kolejności podyktowanej fabułą, tutaj można wprowadzić element losowości.
Co tu dużo mówić – chciałbym równocześnie sprać C’thuna i Yogg’sarona.
Macie jakieś swoje szalone pomysły na kolejne elementy rozgrywki w WoW-ie? Co byłoby Waszym „killer feature”?