Dat DreamHack drama
Caritas, | Komentarze : 4
Uff, właśnie zakończył się turniej DreamHack, o którym pisaliśmy Wam niedawno. Emocji było mnóstwo, jak zwykle mieliśmy okazję oglądać wspaniałe pojedynki. Turniej ten przynióśł również sporo nowości jeśli chodzi o sam regulamin i sposób przeprowadzania turniejów. Widać, że sama formuła turniejów to wciąż jeszcze coś, co nie jest do końca określone, a organizatorzy sprawdzają różne opcje. Jest to z jednej strony złe, bo konkurs konkursowi nierówny, a z drugiej – i to według mnie przeważa – dobre, bo widać, że głos społeczności ma znaczenie. Hearthstone to w końcu młoda gra, za to o wielkim potencjale.
Ale nie o tym będzie ten felieton.
W finale turnieju spotkali się RDU i Amaz. Finał rozgrywany był według systemu BO5, wygrał RDU, tyle suchych faktów.
W trakcie jednej z partii RDU grający magiem, dostał od kogoś ze swoich znajomych informację jakich sekretów użył Amaz grający Hunterem. RDU oszust, sprawdźmy wszystkie jego mecze. Dyskwalifikacja! Nieczysta wygrana! Na pewno oszukiwał i wcześniej.
Teorii powstało miliony. A oskarżenia powtarzane od osoby do osoby zamieniły się w głuchy telefon. Wiecie co to jest głuchy telefon? To zjawisko które zachodzi gdy np ja mówię, że piję kawę bez mleka, a nasta osoba, do której dotarła ta historia, wmawia mi, że powiedziałam że nie lubię groszku. Otóż ludzie, którzy chyba nawet nie ogladali streamów, zaczęli powtarzać jak to RDU miał przygotowany cały kod, jak to znajomi informowali go o kartach przeciwników. Dobra teoria w stylu tinfoil hat nie jest zła, ale tu nic się kupy nie trzymało. Idźmy jednak po kolei.
RDU otrzymał od znajomego informację jakie sekrety zagrał Amaz. To jest fakt. Faktem jest również to, że zgłosił to administratorom. Faktem jest przerwa, podczas której administratorzy dyskutowali o tym, czy mecz powtórzyć, czy nie. Faktem jest, że Amaz nie miał pełnych informacji o przerwie. Faktem jest, że organizatorzy wraz z prosami obecnymi podczas rozgrywki podjęli decyzję o nie powtarzaniu meczu.
Podczas wcześniejszych partii znajomi pisali do RDU wiadomości w stylu „Hi mom.”
Tyle faktów.
W internecie są specjaliści od wszystkiego, od teorii spiskowych również. Otóż nie wiem czy wiecie, ale jeśli ktoś pisze „hi mom”, to oznacza to, że przeciwnik ma Leeroya w ręce. Bo przecież to nie może być przypadek, że przeciwnik dostaje jakąś kartę, a Twoi znajomi piszą „hello mom”, prawda? To musi być spisek! A jeśli ktoś nie wierzy, to wiedzcie, że „hey mom” pojawiło się dwa razy! Najpierw było tylko „hello mom”, a zaraz potem było „hello poep’s mom.” Przypadek? Nie sądzę. W końcu pierwszy gracz nie nazywał się Poep, według battletagu nazywał się Vladxy! Tak więc mówienie nam, że to po prostu dwóch kolegów próbujących być śmiesznymi to mydlenie nam oczu!
Tak, no cóż... Kolega pozdrawiający mamę nazywa się Vladxy. Całe 5 sekund guglania prowadzi nas na Twitcha kolegi. „Hello , I am Popescu Vlad and I am 17 years old.” Popesku, zwany Poep… Znaleźć można dużo więcej informacji o nim, m.in jak sobie radzi w LoLu.
Ale... ale przecież powiedział „hello mom” zaraz po Leeroy’u! To musi być spisek!
Taaak, szkoda tylko że mamusię pozdrawiano jakiś czas później, a nie w momencie wyciągnięcia kart.
Jak wspomniałam wcześniej, faktem jest, że ktoś podał RDU informację o sekretach zagranych przez Amaza. Nikt temu nie zaprzecza. Pytanie jednak, czy RDU w ten sposób oszukiwał, czy po prostu ma znajomych idiotów? Skłaniam się jednak ku drugiej opcji, bo oszukiwanie w taki sposób, podczas streamu na żywo jest mało inteligentnym sposobem na zwycięstwo. Powiem tak: trzeba być idiotą, żeby w ten sposób próbować zyskać przewagę. A RDU na idiotę nie wygląda. Czy bez tej wiedzy zagrałby tak, jak zagrał? Zagrał Alex, czy pojąłby taką samą decyzję bez wiadomości od tego znajomego? Według prosów tak, ja prosem nie jestem, więc zaufam komuś, kto ma o millenia więcej doświadczenia. Na chłopski rozum: musiał zagrać agresywnie jeśli chciał wygrać.
Kwestią czasu było takie wydarzenie. Pytanie nie brzmiało tak naprawdę CZY coś takiego się zdarzy, tylko KIEDY. Cała ta sytuacja pokazuje szereg problemów:
W internecie zaczęła się nagonka na RDU. Słuszna? Moim skromnym zdaniem zdaniem nie. Cóż gracz winny, że ma znajomych nie rozumiejących idei fair play? Za RDU murem stanęli prosi. Choćby Artosis, który był obecny na miejscu (pisownia oryginalna):
Jego dokładniejszy i mniej rozemocjonowany komentarz możecie znaleźć tutaj.
Możemy bawić się w teorie, że “multi succes” oznacza, że przeciwnik ma Kor’krona (a nie jest po prostu życzeniem komuś powodzenia), a „hello mom” oznacza Leeroya. Możemy, tylko po co. Niszczenie komuś reputacji tylko dlatego, że jego znajomi to idioci jest co najmniej słabe. Jeśli kogoś można obarczyć tu winą, to właśnie znajomych i organizatorów za to, że dopuścili do takiej sytuacji. Gdzie tu wina gracza? Łatwo jest oskarżać ofiarę, ale chyba nie o to chodzi w życiu.
Najpiękniej w tym wszystkim zachował się Amaz, serdecznie polecam do obejrzenia filmik, który wrzucił na YouTube zaraz po turnieju.
Poza oczywistym znaczeniem dla turnieju i społeczności HS, cała ta sytuacja pokazuje coś jeszcze: ludzie jak papugi powtarzają coś, co wydaje im się prawdą, chociaż dowody mówią co innego. Cała ta historia pokazuje jak działa głuchy telefon: ja powiem, że ktoś wysłał graczowi wiadomość, godzinę później usłyszę, że ten gracz otrzymywał wiadomości przez cały turniej, na każdym etapie i tylko dlatego wygrał. Wszyscy popełniamy błędy, jesteśmy tylko ludźmi. Ale niszczenie kogoś bez dowodów, obdzieranie go z sukcesów, bo być może oszukiwał – to idzie za daleko. Bo gdyby dostał informację, gdyby hello mom oznaczało, że X... Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Ideą sportu – każdego sportu - powinno być fair play. Jeśli oszukujesz, to nie rozumiesz idei sportu. I szkoda mi Cię, tracisz tak wiele. Tak, istnieją ludzie, którzy oszukują. ale to, że tacy ludzie istnieją nie oznacza, że wszyscy gracze to oszuści, nie dajmy się zwariować.
Przygotowując ten felieton zajrzałam na kilka stron i odbija mi się to czkawką. Ilość hejtu na RDU jest przerażająca. Ilość chamstwa i złośliwości, wrednych pojazdów, ba – nawet nawoływanie do zabicia gracza (sic!), bo jego znajomi to debile. Zjechać, zniszczyć. To przerażające. Sami tworzymy tę społeczność, określamy pewne standardy zachowań. I mam nadzieję, że nie będę jedyna osobą, która chamstwu powie nie. Być może powiecie, że to walka z wiatrakami. Może. Ale jeśli widzę efekty takiej polityki, to znaczy że odnosi to pewien sukces.
Serdecznie życzę i Wam i sobie mniej spotkań z chamskimi akcjami, mniej przyzwolenia dla takich zachowań i wielu meczy rozegranych w idei fair play. Cieszcie się świetną grą i meczami rozgrywanymi uczciwie, na najwyższym poziomie. Bo o to w tym chodzi.
Ale nie o tym będzie ten felieton.
W finale turnieju spotkali się RDU i Amaz. Finał rozgrywany był według systemu BO5, wygrał RDU, tyle suchych faktów.
W trakcie jednej z partii RDU grający magiem, dostał od kogoś ze swoich znajomych informację jakich sekretów użył Amaz grający Hunterem. RDU oszust, sprawdźmy wszystkie jego mecze. Dyskwalifikacja! Nieczysta wygrana! Na pewno oszukiwał i wcześniej.
Teorii powstało miliony. A oskarżenia powtarzane od osoby do osoby zamieniły się w głuchy telefon. Wiecie co to jest głuchy telefon? To zjawisko które zachodzi gdy np ja mówię, że piję kawę bez mleka, a nasta osoba, do której dotarła ta historia, wmawia mi, że powiedziałam że nie lubię groszku. Otóż ludzie, którzy chyba nawet nie ogladali streamów, zaczęli powtarzać jak to RDU miał przygotowany cały kod, jak to znajomi informowali go o kartach przeciwników. Dobra teoria w stylu tinfoil hat nie jest zła, ale tu nic się kupy nie trzymało. Idźmy jednak po kolei.
RDU otrzymał od znajomego informację jakie sekrety zagrał Amaz. To jest fakt. Faktem jest również to, że zgłosił to administratorom. Faktem jest przerwa, podczas której administratorzy dyskutowali o tym, czy mecz powtórzyć, czy nie. Faktem jest, że Amaz nie miał pełnych informacji o przerwie. Faktem jest, że organizatorzy wraz z prosami obecnymi podczas rozgrywki podjęli decyzję o nie powtarzaniu meczu.
Podczas wcześniejszych partii znajomi pisali do RDU wiadomości w stylu „Hi mom.”
Tyle faktów.
W internecie są specjaliści od wszystkiego, od teorii spiskowych również. Otóż nie wiem czy wiecie, ale jeśli ktoś pisze „hi mom”, to oznacza to, że przeciwnik ma Leeroya w ręce. Bo przecież to nie może być przypadek, że przeciwnik dostaje jakąś kartę, a Twoi znajomi piszą „hello mom”, prawda? To musi być spisek! A jeśli ktoś nie wierzy, to wiedzcie, że „hey mom” pojawiło się dwa razy! Najpierw było tylko „hello mom”, a zaraz potem było „hello poep’s mom.” Przypadek? Nie sądzę. W końcu pierwszy gracz nie nazywał się Poep, według battletagu nazywał się Vladxy! Tak więc mówienie nam, że to po prostu dwóch kolegów próbujących być śmiesznymi to mydlenie nam oczu!
Tak, no cóż... Kolega pozdrawiający mamę nazywa się Vladxy. Całe 5 sekund guglania prowadzi nas na Twitcha kolegi. „Hello , I am Popescu Vlad and I am 17 years old.” Popesku, zwany Poep… Znaleźć można dużo więcej informacji o nim, m.in jak sobie radzi w LoLu.
Ale... ale przecież powiedział „hello mom” zaraz po Leeroy’u! To musi być spisek!
Taaak, szkoda tylko że mamusię pozdrawiano jakiś czas później, a nie w momencie wyciągnięcia kart.
Jak wspomniałam wcześniej, faktem jest, że ktoś podał RDU informację o sekretach zagranych przez Amaza. Nikt temu nie zaprzecza. Pytanie jednak, czy RDU w ten sposób oszukiwał, czy po prostu ma znajomych idiotów? Skłaniam się jednak ku drugiej opcji, bo oszukiwanie w taki sposób, podczas streamu na żywo jest mało inteligentnym sposobem na zwycięstwo. Powiem tak: trzeba być idiotą, żeby w ten sposób próbować zyskać przewagę. A RDU na idiotę nie wygląda. Czy bez tej wiedzy zagrałby tak, jak zagrał? Zagrał Alex, czy pojąłby taką samą decyzję bez wiadomości od tego znajomego? Według prosów tak, ja prosem nie jestem, więc zaufam komuś, kto ma o millenia więcej doświadczenia. Na chłopski rozum: musiał zagrać agresywnie jeśli chciał wygrać.
Kwestią czasu było takie wydarzenie. Pytanie nie brzmiało tak naprawdę CZY coś takiego się zdarzy, tylko KIEDY. Cała ta sytuacja pokazuje szereg problemów:
- Dlaczego stream nie był opóźniony choćby o te 30 sekund?
- Dlaczego nie używano kont turniejowych? Na tym etapie turnieju powinno to być lepiej zorganizowane. To w końcu finał. Zgodnie z regulaminem gracze muszą zgłaszać swoje decki wcześniej. Cóż za problem udostępnić im te decki na kontach turniejowych?
- W końcu sam problem z trybem obserwatora. To wyraźny dowód, że taki tryb jest potrzebny. Ponadto tryb offline lub modyfikacja trybu "busy" również sporo by pomogła. Jak dotąd Blizz słuchał społeczności Hearthstone, miejmy nadzieję, że posłucha i teraz.
- Dlaczego podjęto decyzję o nie powtórzeniu meczu?
Rdu is now deleting all his friends. Admins say that the game was not affected and there for the game will not be replayed #viagamehs
— Viagame (@viagame) June 16, 2014
- W końcu coś, co mnie absolutnie zaszokowało: dlaczego Amaz nie został poinformowany o całej sprawie, gdy organizatorzy zastanawiali się co robić dalej?
W internecie zaczęła się nagonka na RDU. Słuszna? Moim skromnym zdaniem zdaniem nie. Cóż gracz winny, że ma znajomych nie rozumiejących idei fair play? Za RDU murem stanęli prosi. Choćby Artosis, który był obecny na miejscu (pisownia oryginalna):
Jego dokładniejszy i mniej rozemocjonowany komentarz możecie znaleźć tutaj.
Możemy bawić się w teorie, że “multi succes” oznacza, że przeciwnik ma Kor’krona (a nie jest po prostu życzeniem komuś powodzenia), a „hello mom” oznacza Leeroya. Możemy, tylko po co. Niszczenie komuś reputacji tylko dlatego, że jego znajomi to idioci jest co najmniej słabe. Jeśli kogoś można obarczyć tu winą, to właśnie znajomych i organizatorów za to, że dopuścili do takiej sytuacji. Gdzie tu wina gracza? Łatwo jest oskarżać ofiarę, ale chyba nie o to chodzi w życiu.
Najpiękniej w tym wszystkim zachował się Amaz, serdecznie polecam do obejrzenia filmik, który wrzucił na YouTube zaraz po turnieju.
Short version: Not RDU's fault, I wasn't informed during the pause in the finals, bad communication from the Dreamhack team.
— Jason Chan (@LiquidAmaz) June 16, 2014
Poza oczywistym znaczeniem dla turnieju i społeczności HS, cała ta sytuacja pokazuje coś jeszcze: ludzie jak papugi powtarzają coś, co wydaje im się prawdą, chociaż dowody mówią co innego. Cała ta historia pokazuje jak działa głuchy telefon: ja powiem, że ktoś wysłał graczowi wiadomość, godzinę później usłyszę, że ten gracz otrzymywał wiadomości przez cały turniej, na każdym etapie i tylko dlatego wygrał. Wszyscy popełniamy błędy, jesteśmy tylko ludźmi. Ale niszczenie kogoś bez dowodów, obdzieranie go z sukcesów, bo być może oszukiwał – to idzie za daleko. Bo gdyby dostał informację, gdyby hello mom oznaczało, że X... Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Ideą sportu – każdego sportu - powinno być fair play. Jeśli oszukujesz, to nie rozumiesz idei sportu. I szkoda mi Cię, tracisz tak wiele. Tak, istnieją ludzie, którzy oszukują. ale to, że tacy ludzie istnieją nie oznacza, że wszyscy gracze to oszuści, nie dajmy się zwariować.
Przygotowując ten felieton zajrzałam na kilka stron i odbija mi się to czkawką. Ilość hejtu na RDU jest przerażająca. Ilość chamstwa i złośliwości, wrednych pojazdów, ba – nawet nawoływanie do zabicia gracza (sic!), bo jego znajomi to debile. Zjechać, zniszczyć. To przerażające. Sami tworzymy tę społeczność, określamy pewne standardy zachowań. I mam nadzieję, że nie będę jedyna osobą, która chamstwu powie nie. Być może powiecie, że to walka z wiatrakami. Może. Ale jeśli widzę efekty takiej polityki, to znaczy że odnosi to pewien sukces.
Serdecznie życzę i Wam i sobie mniej spotkań z chamskimi akcjami, mniej przyzwolenia dla takich zachowań i wielu meczy rozegranych w idei fair play. Cieszcie się świetną grą i meczami rozgrywanymi uczciwie, na najwyższym poziomie. Bo o to w tym chodzi.
Felieton: Jak prawie pracowałem w Blizzard Entertainment
Tommy, | Komentarze : 35Co jakiś czas Blizzard wywiesza na swojej stronie internetowej nowe ogłoszenia z ofertami pracy. Czasami, od wielkiego dzwonu, pojawi się coś związanego z krajem nad Wisłą. Tak też się stało w marcu 2013, o czym informowaliśmy na łamach WoWCenter.pl.
Po kliknięciu na ogłoszenie pojawiała się całkiem długa lista wymaganych skilli. Zasadniczo wykształcenie jako takie mam, nawet w wymaganym kierunku, jestem native speakerem języka polskiego, a tego też chcieli, w kręgu moich zainteresowań znajdują się gry komputerowe oraz twórczość firmy, mam nawet parę książek. Tylko wymaganego doświadczenie brak.
Stwierdziłem jednak – co mi szkodzi, raz kozie śmierć. Toteż w marcu wysłałem na platformę CV, jakieś tam skany dyplomów i certyfikatów. I zapomniałem o całej sprawie.
Za jakiś czas widzę odpowiedź na skrzynce. Blizzard… Piszą mi, że dziękują za aplikację, wszystko spoko, tylko zapomniałem o liście motywacyjnym. No tak. Both in English and Polish. No to skrobnąłem, wrzuciłem i już sobie wybiłem z głowy całą akcję, no bo kto by w ogóle brał na poważnie kogoś, kto nawet do końca nie przeczytał, co trzeba wysłać.
Fast forward do początku maja. Siedzę sobie wcinając najtańsze frytki z najtańszą rybą, a tu dzwoni telefon. Patrzę na wyświetlony numer – zagranica, nieznany. Z gębą pełną frytek odbieram, a tu bardzo miła pani przedstawia się jako E. i pyta się, czy ja to ja. A że to byłem ja, to potwierdziłem. Bo ona dzwoni z Blizzard Entertainment i zajmuje się rekrutacją, i mają mnie na oku, i chcą mnie sprawdzić i… i… i… a ja banan na twarzy, pikawa wali jak oszalała i tylko yes, yes, yes. No to E. mówi, że pierwszym etapem jest rozwiązanie testu, który mi wyślą na maila. #################################################### Umówiliśmy się na poniedziałek 13 maja – przecież pechowy jest tylko piątek 13. Cały weekend siedziałem i przypominałem sobie wszystko co wiem na temat tłumaczenia, gier Blizzarda, oddychania, uspokajania się i utrzymywania przytomności.
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#######################################################
Później oczywiście na spokojnie sprawdzam, co tam poczyniłem – część zrobiłem źle, część miała błędy, a części wcale nie zrobiłem. Po głębszej analizie okazuje się, że poszło raczej beznadziejnie. Ale spróbowałem się, nie? Będę miał o czym opowiadać, że się starałem do ważnej firmy i tak dalej.
Mija tydzień. Nic. Mijają dwa – nic. Mija miesiąc – nadal cisza. No to po sprawie. Parcia już dawno nie ma, czas się skupić na pisaniu licencjata (obrona za 3 tygodnie – 4 lipca) i magisterki (syndrom WPP – Wymagający Pan Promotor). Jestem stanowczo za stary na studiowanie dwóch kierunków.
Przychodzi ostatni tydzień czerwca. Po paru moich mailach, w których się przypominałem, E. odpisuje – sorki za opóźnienie, mamy zamieszanie w biurze i tak dalej, zapraszamy do Wersalu pod Paryżem na rozmowę między 1 a 8 lipca. W załączniku są podane wszelkie adresy oraz instrukcje jak dojechać do biura z lotniska de Gaulle i Orly. Zamieszczamy również potrzebne mapki. Proszę tylko odpisać, kiedy będę, żeby mogli mi zaklepać rozmowę z panem A.
No i gleba. Co teraz, co teraz co teraz?! 4. obrona. Do Paryża samolot tydzień przed? 1400zł w jedną stronę. Jeszcze wyraźnie napisali, że przelot i zakwaterowanie to tylko i wyłącznie mój biznes i za nic nie oddają. A jak Paryż to przecież też narzeczona. Jak, co, kiedy, WTF? Piszę, czy nie można o tydzień przełożyć. Ale nie, musi być ten tydzień. No to dzwonię, jeżdżą autobusy, jeszcze jestem student to taniej, 380zł w obie strony za osobę, ale za to jedzie się circa 14 godzin. No cóż dużego wyboru nie ma. Hotel? Znalazłem najtańszy, trochę daleko od Wersalu, ale metrem naziemnym (RER) można dojechać. 100 euro za 2 noce dla 2 osób.
4 lipca się obroniłem (na piąteczkę), 6 już siedzieliśmy w autobusie. Pozwolicie, że pominę ten fragment opowieści – jedyne co robiłem to spałem i czytałem wydruki o historii firmy, o grach, fabułach, oraz przeglądałem książkę z gramatyki angielskiego – na wszelki wypadek, żeby się nie wygłupić totalnie.
Dojechaliśmy 7 lipca do Paryża z parogodzinnym opóźnieniem, czyli raczej nici ze zwiedzania. Z gigantyczną torbą pojechaliśmy do hotelu i w kimę. Całą noc człowiek w nerwach, jeszcze gorąco, bo w dzień było prawie 40 stopni. Wstaliśmy wcześnie rano i gdzieś koło 10 ruszyliśmy do Wersalu. Rozmowa na 14:00 ale przecież obcy kraj, trzeba dojechać, znaleźć biuro, może coś zjeść. Do siedziby Blizzarda dotarliśmy koło 11:00, zostało mnóstwo czasu, to dla rozluźnienia poszliśmy zwiedzać Wersal.
Koło 13:15 byliśmy z powrotem w biurze, wchodzimy, mówię pani w recepcji że ja na rozmowę i jestem umówiony z panem A. Proszę się rozgościć, pozwiedzać, można porobić parę zdjęć. Na dziedzińcu stoi rzeźba Królowej Ostrzy prawie w skali 1:1, na trawce kocyki z ludźmi wcinającymi lunch, obok wejście do stołówki „Pod Murlockiem” albo coś w podobnym stylu sugerując się szyldem. Po chwili relaksu czas na rozmowę.
O 14:00 przyszedł A. i zaprosił na górę po uprzednim podpisaniu NDA – nie mogę rozmawiać o rzeczach, które widziałem, dopóki nie zostaną oficjalnie ogłoszone. Człowiek od razu myśli, że zobaczy jakieś stoły chirurgiczne z rozciętymi ufoludkami albo jakieś inne zderzacze cząsteczek. Poszliśmy na górę, narzeczona została z książką w lobby.
Przechodząc obok biur widziałem typowe oznaki wytężonej pracy „komputerowców” – artystyczny nieład znany niektórym jako bałagan, plakaty metalowych zespołów obok proporczyków z gier i innych gadżetów, na biurkach figurki bohaterów znanych franczyz i klocki, oraz, oczywiście, pistoleciki strzelające gumowymi strzałkami wiadomej firmy.
Zaprowadzono mnie do pustego briefing roomu, gdzie odbyła się rozmowa. Otóż muszę przyznać, że odrobinkę się nie odnalazłem – wszyscy pracownicy ubrani w szorty i koszulki, chodzący w japonkach (z resztą tak samo jak mój rozmówca), wszyscy uśmiechnięci i rozgadani, a rozmowa kwalifikacyjna... smutna, zimna, sucha, nieciekawa. „Choć nie chcem, to muszem” nadmienić, że mój angielski w mowie był trochę lepszy od pana A., ale on ciągle taki zdenerwowany jakiś był. Później dołączył do nas C. i wzięli mnie w krzyżowy ogień.
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
#####################################################################################################
############################################################## Kiedy będzie wiadomo? On już siada i to sprawdza, max 2 tygodnie. Dzisiaj 8 lipca, no to gdzieś koło 22. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy na obiad i zwiedzanie Paryża.
Po miesiącu dostałem odpowiedź, że są pod wrażeniem moich umiejętności, ale jednak muszą mi podziękować i że może kiedyś w przyszłości. No cóż, smuteczek, ale starałem się, przygodę przeżyłem, mam czym się pochwalić, Paryż i Wersal zwiedziłem. I dotarłem bardzo daleko, a to już coś.
Czy było warto? Tak, choć wypłukałem się z pieniędzy. Czy powtórzyłbym to? Oczywiście, w końcu PRAWIE pracowałem w Blizzard Entertainment!
#Aktualizacja#: Zostaliśmy poproszeni o usunięcie niektórych bardziej szczegółowych fragmentów felietonu Tommy'ego.
Felieton: Dlaczego jaram się pandami?
Kumbol, | Komentarze : 18Premiera następnego dodatku do World of Warcraft już za chwileczkę. Jestem szczerze zaskoczony, jak bardzo podekscytowany jestem tym faktem. Normalnie nie mogę się doczekać, kiedy odpakuję jutro pudełko z grą, wklepię kod i wyruszę na nową, orientalną przygodę.
Być może pamiętacie naszą relację z BlizzConu 2011. Przed potwierdzeniem Mists of Pandaria nie dopuszczałem do świadomości tych niewielu plotek, jakie świadczyły o tym, że w World of Warcraft pojawią się Pandareni. Naprawdę byłem zdziwiony. Negatywnie. Nie mogłem uwierzyć, że wesołe misie będą tematem przewodnim kolejnego rozszerzenia do gry, która w moim przeświadczeniu jednak zawsze grawitowała ku poważniejszym motywom. Do tego jeszcze walki małych zwierzaczków a'la Pokemon, których nigdy nie byłem fanem. Ba, cała azjatycka stylistyka i nachalne, bezpośrednie zrzynki z tamtejszej kultury i architektury nie wydawały mi się wówczas przesadnie fajną koncepcją.
Tym bardziej jestem cholernie zaskoczony, że moje postrzeganie dodatku potrafiło zmienić się tak drastycznie od BlizzConu po dzień dzisiejszy. Przez stosunkowo długi czas od konwentu nie było zbyt wielu nowości na temat MoPa, jednak w końcu, 19 marca 2012 roku, ogromną falą przetoczyły się przez Internet informacje z prezentacji prasowej, które radykalnie poprawiły w moich oczach wizerunek pandareńskiego rozszerzenia.
Przede wszystkim Blizzard rozwiał powszechne wówczas przekonanie, jakoby Mists of Pandaria było dodatkiem o wyłącznie "lajtowych" motywach. Zamieć wystrzeliła z grubego działa i zespoilowała właściwie całe zakończenie dodatku, ale za to jakże mocne. Naprawdę silnie zaakcentowano wówczas niemal równorzędną istotność wątku wojny Przymierza i Hordy z tym lższejszym, pandareńsko-pokemonowym, czego zupełnie nie czuło się po BlizzConie. Ponadto, pomijając już kwestie fabularne, w relacjach prasowych pojawiło się tak niesamowicie dużo czystych nowości, i to przede wszystkim w end-game'ie, że pomyślałem wtedy "O kurczę, chyba jednak dam MoPowi szansę".
Drugie, ostateczne uderzenie, które zmieniło moją optykę wobec Pandarii, to oczywiście start wersji Beta. Można oglądać statyczne screenshoty, można oglądać zwiastuny, ale samemu pobiegać po Pandarii, matko jedyna, przepięknej Pandarii, to jest zupełnie inna bajka. Niebywały artyzm, z jakim zbudowano kontynent nowego dodatku, po prostu powala i powoduje opad szczęki na każdym kroku. Świat jest obłędny - zróżnicowany krajobrazowo, a zarazem trzymający się spójnej, orientalnej nuty - ale w błędzie są ci, którzy twierdzą, iż dostaliśmy kalkę Azji. Nie, to jest znacznie coś więcej - to jest specyficzna, charakterystyczna dla stylu Warcrafta kalka Azji, ze wszystkimi tego konsekwencjami, a więc przerysowaniem, humorem i swoją zawsze młodą komiksowością.
Po peanie na cześć oprawy wizualnej muszę też wychwalić pod niebiosa ścieżkę dźwiękową, w której zakochałem się od pierwszego usłyszenia datamine'owanych kawałków, jakie w pewnym momencie wrzucono do bety. Zaklinam was, zostawcie tym razem muzykę z gry włączoną, przynajmniej na czas levelowania. Ten soundtrack jest tak inny, tak świeży, i tak bardzo epicki, że uważam za grzech przynajmniej raz go nie przesłuchać. Nie wiem jak wy, ale ja z OST Cataclysmu jakoś bardziej lubię tylko Nightsong i może krasnoludzki, ciężki motyw z Grim Batol. A poza tym? Pustka, nijakość, meh. Może to radykalne, ale naprawdę tak oceniam muzykę mijającego dodatku po zestawieniu jej z nowym soundtrackiem.
Typowych, nudnych ambientów jest tu znacznie mniej - więcej zaś (nareszcie!) podniosłych, pełnych wojennego patosu lejtmotywów, których brakowało mi niemiłosiernie. Jest to w dużej mierze zasługa aż trzech zupełnie nowych kompozytorów, którzy użyczyli swojego talentu przy pracach nad Mists of Pandaria. Jest tu disneyowski (nie do pomylenia!) Edo Guidotti, jest mocarny Sam Cardon, serwujący najlepszy lejtmotyw MoPa, no i jest przesławny Jeremy Soule, który zgarnął już chyba wszelkie możliwe nagrody muzyczne, a do tego jest uwielbiany przez fanów MMO i RPGów za swoje soundtracki do Guild Wars (1 i 2) czy The Elder's Scrolls. Naprawdę... dajcie muzyce z WoWa szansę, bo wkracza właśnie na nowy poziom.
Okej, to już wiecie, że oprawa artystyczna dodatku jest super. Ale to byłoby bez znaczenia, gdyby nie sam gameplay (dla większości będący właściwie jedynym wyznacznikiem jakości). Ale tutaj także jest lepiej, niż kiedykolwiek. Casuale (like me) mają w Pandach niesamowicie dużo do roboty, a do tego wreszcie od początku dodatku, dzięki Raid Finderowi, mogą zobaczyć całą treść, jaką gra ma do zaoferowania, nie tracąc już fabuły przedstawianej na rajdach. Są walki pupili (które, jak się przekonałem w becie, naprawdę wkręcają), jest namiastka Farmville w Valley of the Four Winds, jest "Jak wytresować smoka" z Cloud Serpentami w Jade Forest, są wygodne scenariusze zastępujące zadania grupowe, a do tego jakaś kosmiczna masa zadań dziennych na maksymalny poziom, przez co treści w end-game powinno starczyć na przyzwoicie długo.
Hardkorowcy także nie powinni narzekać - heroiczne rajdy nigdzie nie odchodzą, kolejne etapy pierwszego tieru będą odblokowywane w rozsądnych, ale równomiernych odstępach czasu, zaś Blizzard zarzeka się, że i na dalsze Tiery nie będziemy musieli czekać tak idiotycznie długo, jak dotąd. Oprócz tego pojawiają się Tryby wyzwań, które mają stanowić nowy rodzaj konkurencyjnego PvE - pokazywano już nawet rankingi najlepszych czasów, które będą na oficjalnych stronach Battle.net. Będzie więc w czym okazywać supremację.
Poza tym wszystkim nie należy też deprecjonować wszystkich tych systemów, które dostaliśmy kilka tygodni temu w patchu systemowym 5.0.4, a które de facto też są nowościami Mists of Pandaria. Współdzielone na koncie osiągnięcia, wierzchowce i pupile to niebywałe udogodnienie dla lubiących alty, i można tylko żałować, że wprowadzono je tak późno. Nowy system talentów zebrał mieszane opinie, ale po części przyczyną tego jest jego balans na 90 poziom, więc dotychczasowy stan rzeczy na 85 poziomie nie oddaje do końca nowego projektu klas. Ja tam jednak uwielbiam możliwość bycia magiem Fire i posiadania do dyspozycji jednocześnie Pyroblasta, Ice Barrier, Living Bomby i Presence of Mind. Ah, no i jest jeszcze ta nowa klasa, jak jej tam? Monk zdaje się? No...
Za niespełna kwadrans wszyscy wyruszymy do Pandarii, tudzież na Wandering Isle, nabijać nowe poziomy, ale mam nadzieję, że w ferworze obsesyjnego zdobywania doświadczenia na wyścigi nikomu nie umknie jedno: jeszcze nigdy World of Warcraft nie oferował tak wiele, tak pięknie podanego, i z tak ekscytującą historią. Moje postrzeganie Mists of Pandaria zmieniło się praktycznie o 180 stopni. A jak z waszym?
Jakub "Kumbol" Misiura jest redaktorem naczelnym WoWCenter.pl i nie znosi, gdy pod każdym filmikiem z MoPa na YouTube najwyżej oceniane są komentarze "OMFG Kung Fu Panda in WoW". No po prostu... no nie...
Felieton: 5 małych, ale rewolucyjnych zmian
Tommy, | Komentarze : 12
W World of Warcraft wszystko podlega stałym zmianom. Najbardziej widać to tuż przed i tuż po wyjściu kolejnego rozszerzenia – zwiększony limit doświadczenia, nowe rasy, nowe klasy, nowe lokacje i umiejętności. Wszystko to sprawia, że gra, przy której bawimy się teraz, jest grą zupełnie inną niż wtedy, gdy zaczynaliśmy. Prawda, że „duże” zmiany są najlepiej widoczne i zmieniają najwięcej, ale również te „małe” są niezmiernie ważne. Poniżej przedstawiam subiektywne zestawienie TOP5 małych, rewolucyjnych zmian.
5. Kalendarz
Wprowadzony w patchu 3.0.2. Kiedyś organizowanie rajdu wyglądało tak: gildia musiała posiadać kogoś zdolnego do stworzenia strony internetowej lub forum gdzie rajdy się rozpisywało, ustalało skład, czekało na graczy, żeby się zadeklarowali i tak dalej. Teraz to wszystko jest za darmo w grze, klikamy "zaproś wszystkich" czy jak tam nam wygodnie i puff - tak powstał rajd. Ponadto nie musimy zapisywać sobie na kartkach gdzieś obok, że za tydzień Darkoon Faire albo weekend z Alterac Valley, Brewfest nam już nie ucieknie, a może nawet skusimy się na konkurs wędkarski w Stranglethorn. Ogromna oszczędność czasu, której nikt nie docenia.
4. Zmiana Blessów paladyna
Kiedyś w zamierzchłych czasach przed patchem 1.9, na czterdziestoosobowym rajdzie było, powiedzmy, 4 paladynów i każdy z nich musiał każdemu graczowi z osobna dać krótkiego, bo trwającego 5 minut, blessa. Magowi A trzeba było dać Blessing of Salvation bo wykręcał za duże aggro, mag B miał mniejszy dps, to dało mu się innego bessa, warrior tank dostawał jeszcze innego buffa, zaś warrior w dps całkiem co innego. I tak po każdym wipie, po każdym bossie, jeszcze zżerało reagenty. Można było tylko współczuć. Później, całe szczęście, to się zmieniło – jak się na jednego maga rzucało dany bless to wszyscy magowie dostawali to samo, wydłużono czas trwania blessa, zmniejszono koszt reagentów. Dlaczego ta zmiana jest ważna? Przecież wpłynęła tylko na jedną klasę… Otóż właśnie te działania były kamyczkiem, który spowodował lawinę zmian buffów, czego efekt widzimy dzisiaj – buffów jest mniej, są współdzielone przez klasy, ale dają więcej.
3. Wierzchowce
Dawno dawno temu było tak, że jeździć na wierzchowcach można było się nauczyć na poziomach 40 i 60. Sama nauka jazdy kosztowała majątek, a mounty były dużo droższe od samej umiejętności! Farmiło się kasę na kolejnego kota czy raptora. W tej chwili jest odwrotnie – gdy już uszczuplimy portfel i nauczymy się jeździć za te parę tysięcy golda, to możemy cieszyć się mnóstwem fajnych wierzchowców – teraz mogę codziennie brykać na innym zwierzątku, a nie tak jak w 2006 roku przez pół roku na jednym strusiu, zanim uzbieram na drugiego. Ot, mała rzecz a cieszy.
2. Reputacja
W Vanilla były 2 sposoby zdobycia reputacji innej rasy niż nasza – robić questy w lokacjach startowych danej rasy lub oddawać astronomiczne ilości Runeclothów. Questy w zonach początkowych szybko się kończyły, więc to był tylko półśrodek. Pozostawało farmić clothy albo kupować je za majątek na AH. Ja pamiętam, że zdobycie moim gnomem exalted z Darnassus zajęło jakieś 4 miesiące i mnóóóóóóstwo golda. Potem trzeba było wydać jeszcze dużo złota na umiejętność jazdy i jeszcze więcej na wierzchowca kocura.
Dzisiaj – daily questy, tabardy dające doświadczenie za chodzenie na instancje, Argent Tournament, gildiowe perki zwiększające zdobywaną reputację. Phi, bułka z masłem :)
1. Szybka podróż na gryfie/wiwernie
To była rewolucja. Przed łatką 1.10, żeby przelecieć, powiedzmy, z Booty Bay do Light’s Hope Chapel, trzeba było klikać na każdy kolejny przystanek z osobna. Startujemy z BB, klikamy na najbliższy przystanek, lecimy, czekamy aż wylądujemy, klikamy na kolejny, czekamy i tak dalej. Zajmowało to gigantyczną ilość czasu, a były to dni, gdy nie było latających wierzchowców, powszechnie dostępnych teleportów, a Hearthstone miał godzinę cooldownu. Dzisiaj klikamy na stację końcową i idziemy afk, zrobić kanapkę, umyć okna, popieścić zwierzątko czy co tam chcemy.
Oczywiście wszystkie powyższe przemyślenia są subiektywne – te zmiany były ważne dla mnie, innym mogą wydać się błahe. Ale każda ewolucja jest ważna, bo ostatecznie prowadzi nas do perfekcji (a jeśli nie do perfekcji, to przynajmniej do utraty mniejszej ilości włosów, niż gdyby ta ewolucja nie zaszła :) ).
A czy Wy macie jakieś swoje ulubione, ważne lub przełomowe dla Was zmiany? A może takie, których nienawidzicie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
5. Kalendarz
Wprowadzony w patchu 3.0.2. Kiedyś organizowanie rajdu wyglądało tak: gildia musiała posiadać kogoś zdolnego do stworzenia strony internetowej lub forum gdzie rajdy się rozpisywało, ustalało skład, czekało na graczy, żeby się zadeklarowali i tak dalej. Teraz to wszystko jest za darmo w grze, klikamy "zaproś wszystkich" czy jak tam nam wygodnie i puff - tak powstał rajd. Ponadto nie musimy zapisywać sobie na kartkach gdzieś obok, że za tydzień Darkoon Faire albo weekend z Alterac Valley, Brewfest nam już nie ucieknie, a może nawet skusimy się na konkurs wędkarski w Stranglethorn. Ogromna oszczędność czasu, której nikt nie docenia.
4. Zmiana Blessów paladyna
Kiedyś w zamierzchłych czasach przed patchem 1.9, na czterdziestoosobowym rajdzie było, powiedzmy, 4 paladynów i każdy z nich musiał każdemu graczowi z osobna dać krótkiego, bo trwającego 5 minut, blessa. Magowi A trzeba było dać Blessing of Salvation bo wykręcał za duże aggro, mag B miał mniejszy dps, to dało mu się innego bessa, warrior tank dostawał jeszcze innego buffa, zaś warrior w dps całkiem co innego. I tak po każdym wipie, po każdym bossie, jeszcze zżerało reagenty. Można było tylko współczuć. Później, całe szczęście, to się zmieniło – jak się na jednego maga rzucało dany bless to wszyscy magowie dostawali to samo, wydłużono czas trwania blessa, zmniejszono koszt reagentów. Dlaczego ta zmiana jest ważna? Przecież wpłynęła tylko na jedną klasę… Otóż właśnie te działania były kamyczkiem, który spowodował lawinę zmian buffów, czego efekt widzimy dzisiaj – buffów jest mniej, są współdzielone przez klasy, ale dają więcej.
3. Wierzchowce
Dawno dawno temu było tak, że jeździć na wierzchowcach można było się nauczyć na poziomach 40 i 60. Sama nauka jazdy kosztowała majątek, a mounty były dużo droższe od samej umiejętności! Farmiło się kasę na kolejnego kota czy raptora. W tej chwili jest odwrotnie – gdy już uszczuplimy portfel i nauczymy się jeździć za te parę tysięcy golda, to możemy cieszyć się mnóstwem fajnych wierzchowców – teraz mogę codziennie brykać na innym zwierzątku, a nie tak jak w 2006 roku przez pół roku na jednym strusiu, zanim uzbieram na drugiego. Ot, mała rzecz a cieszy.
2. Reputacja
W Vanilla były 2 sposoby zdobycia reputacji innej rasy niż nasza – robić questy w lokacjach startowych danej rasy lub oddawać astronomiczne ilości Runeclothów. Questy w zonach początkowych szybko się kończyły, więc to był tylko półśrodek. Pozostawało farmić clothy albo kupować je za majątek na AH. Ja pamiętam, że zdobycie moim gnomem exalted z Darnassus zajęło jakieś 4 miesiące i mnóóóóóóstwo golda. Potem trzeba było wydać jeszcze dużo złota na umiejętność jazdy i jeszcze więcej na wierzchowca kocura.
Dzisiaj – daily questy, tabardy dające doświadczenie za chodzenie na instancje, Argent Tournament, gildiowe perki zwiększające zdobywaną reputację. Phi, bułka z masłem :)
1. Szybka podróż na gryfie/wiwernie
To była rewolucja. Przed łatką 1.10, żeby przelecieć, powiedzmy, z Booty Bay do Light’s Hope Chapel, trzeba było klikać na każdy kolejny przystanek z osobna. Startujemy z BB, klikamy na najbliższy przystanek, lecimy, czekamy aż wylądujemy, klikamy na kolejny, czekamy i tak dalej. Zajmowało to gigantyczną ilość czasu, a były to dni, gdy nie było latających wierzchowców, powszechnie dostępnych teleportów, a Hearthstone miał godzinę cooldownu. Dzisiaj klikamy na stację końcową i idziemy afk, zrobić kanapkę, umyć okna, popieścić zwierzątko czy co tam chcemy.
Oczywiście wszystkie powyższe przemyślenia są subiektywne – te zmiany były ważne dla mnie, innym mogą wydać się błahe. Ale każda ewolucja jest ważna, bo ostatecznie prowadzi nas do perfekcji (a jeśli nie do perfekcji, to przynajmniej do utraty mniejszej ilości włosów, niż gdyby ta ewolucja nie zaszła :) ).
A czy Wy macie jakieś swoje ulubione, ważne lub przełomowe dla Was zmiany? A może takie, których nienawidzicie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Felieton: Wspomnień czar...
Tommy, | Komentarze : 30
Jest rok 2006...
O kurczę, o kurczę, o kurczę! Zwolniło się miejsce na AQ40 w środę! Jedyny warunek – trzeba mieć sprzęt do stania w ścianie – a mi brakuje tylko naramienników! Raid Lider powiedział, że kto pierwszy będzie gotowy na środę to dostanie miejsce. Wielką mobilizację czas zacząć!
NIEDZIELA
Mam 2 części T1 (bo nikt nie chciał i tylko tak rekrut może się ubrać), miałbym cholerny Azuresong Mageblade gdyby ten głupi paladyn nie zninjował go swoimi 4k punktami dkp – przecież to oczywiste, że ta broń należy się magowi a nie paladynowi! I to jeszcze w tanku, pff, co za fanaberia, pytam się, kiedy ktokolwiek widział paladyna nie w healu? (no dobra, było z 3 takich szaleńców w retri na tym tygodniowym Alterac Valley, ale tank? TANK?). Za to wylicytowałem Netherwind Pants. HA, IN YOUR FACE PALADYNIE!
Sprzęt całkiem przyzwoity, oprócz 2 części T1 i 1 części T2 mam dodatkowo 2 epiki z ZG, już w Ironforge parę osób napisało z gratulacjami – a co tam, niech się pławią w moim blasku.
W środę rajd, trzeba zrobić plan.
Najważniejsze – 100 nature resist na Huhurankę. Mam już Sylvan Crown, Sylvan Vest i wydropiłem Fangdrip Runners – super item, nie dość, że z nature resist, to jeszcze ma ten przydatny spirit dla maga – mana szybciej się będzie regenerować. Zostało wydropić 4x Living Essence i będzie Sylvan Shoulders! Niby są 2 sztuki na AH tych esencji, ale każda po 4g za sztukę. Chyba oszaleli, niby kto to za tyle kupi? Całe szczęście i tak wybieram się jutro na farmę do Feralas, wstąpię przy okazji do Dire Maul, tam z tych fajnych kwiatków lecą jak szalone, koło 4% szansy.
A co ja niby farmię w Feralas? No dooobra, podzielę się swoją tajemnicą, tylko ciiiicho, nikomu ani słowa!
Stonescale Eel – oto cały sekret. Schodzą na AH jak świeże bułeczki, stack 20 za 3g. To jakieś 6g na godzinę! Znam tylko jeden lepszy sposób, ale do niego potrzebuję kumpla a on będzie dopiero jutro w nocy.
PONIEDZIAŁEK
Posiedziałem od rana na węgorzach, 30g zarobione – dzięki temu będę mógł kupić parę mana i health potków (schodzą jakieś 4 mana potki na każdą walkę z bossem, a przewidywane są wipy). Ponadto skołowałem te esencje – poleciały tylko 2, toteż 2 pożyczyłem od kumpla huntera, za to mam mu zrobić naboje do strzelby – inżynierka jednak do czegoś się czasami przydaje. Sprzęt do nature resist wycraftowany, razem 97 na 100 wymagane, ale i tak zgodzili się mnie wziąć!!!!! Powiedzieli „jak na maga to styknie, jesteś we Frost - wrzucisz ice blocka jeśli trzeba będzie”. Ostatnio na BWL był mag w Arcane, wykopali go z rajdu bo robił tak śmieszny dps, że nawet druid w kocie go przeskoczył.
Kumpel się pojawił, idziemy na wieczorną farmę około 2 w nocy do Silithus, bo wcześniej za dużo hordziaków się tam kręci. Na północy są air elementale, ale solo się ich zabić prawie nie da. Mają 4% szansy na wydropienie Essence of Air – 6g za sztukę na AH! Prawdziwa żyła złota! Jeszcze jakieś 6 tygodni farmy i będę miał tyle kasy, że nakupuję runeclothów, wymienię je na reputację w Darnassus i będę jednym z pierwszych gnomów jeżdżących na kocie – oto moje ukryte marzenie.
WTOREK
Sprzęt do NR jest, potki są. Zostały jeszcze kwiatki na flaski w Winterspring i jedzonko z Felwood do zebrania – całe szczęście, że są blisko siebie te 2 lokacje, bo znowu lecieć z Darnassus i na każdej stacji klikać w następną jest strasznie nużące.
Night Dragon's Breath i Whipper Root Tuber + kwiatki na flaski = oto plan na dziś.
Nie lubię Felwood, bo:
No ale dobra, zbieram, już kilka sztuk jest i do tej pory ten durny rogal wjechał mi w plecy tylko 4 razy, cmentarz blisko więc OK. Swoją drogą to strasznie frustrujące, że KAŻDY rogal ma Krol Blade a ja po Headmaster's Charge chodzę już od miesięcy. Gdzie tu sprawiedliwość?
Ok, po 20 sztuk zebrane, czas iść do Winterspring po lotusy na flaski – tego nie potrzeba dużo, flaski trwają 2h i można wipować ile się chce. Mam swoje miejsce, na takiej górce przy jaskini furbolgów, postoję i poczekam na respawn lotusów. Ehhh gdyby tylko można było jakimś magicznym sposobem przelecieć z jednego końca lokacji na drugi…
Jeszcze ze 4h do szkoły, do matury jeszcze kawałek, można przeczytać taktyki na wowwiki – fajna taka nowa stronka, na większość bossów są taktyki.
ŚRODA
Taktyki opanowane na Proroka, Rodzinkę, Sarturę, Fankrissa, Huhurankę i nawet Imperatorów, ale mówili, że raczej ich dzisiaj nie zabijemy.
Ostatnie 2h przed rajdem, podniecam się lootem na allakhazamie (tylko nooby odwiedzają thottbota, bo tam są złe komentarze ). Flaski są, sprzęt do nature resist jest, potiony na manę i hp są, jedzonko z Felwood jest, olejki na broń zrobił mi kolega za free – chyba mam wszystko, ale coś mnie gryzie, obym niczego nie zapomniał!
GODZINA 19:00
Za godzinę rajd, rozpoczynają się invy. Już 32 osoby w rajdzie, w tym 6 paladynów – będą wszystkie blessy. Tym to dopiero współczuję – do niedawna musieli każdego z osobna blessować różnymi czarami. I FEEL YOUR PAIN (oprócz CIEBIE co wziąłeś mój miecz z MC grrrr!).
GODZINA 19:10
Disconnect. 200 osób w kolejce, luzik, wejdę, przed 20:00, na ventrilo wszyscy wiedzą
GODZINA 19:30
Poszło szybciej niż się spodziewałem, już w grze, już lecę do Silithus z Darnassus, klikając na każdą kolejną stację z osobna.
GODZINA 19:45
Raid Leader dzwoni, że dopiero wrócił do domu i stoi w kolejce 3000 osób. Kochany Burning Legion. Zaczynamy bez niego w 38 osób.
GODZINA 22:00
Wszystko do tej pory szło świetnie – 1 wipe na Proroku, poza tym wszystko sprawnie, ale czas na Huhurankę, a to progres jest. Na vencie mówią co robić: zakładam sprzęt do nature ress, flask wypity jakiś czas temu, blessy od paladynów są, buffy takie jak trzeba.
Proszę zjeść jedzenie buffujące.
OMOTYLANOGA zapomniałem o żarciu buffującym! Damn it! Będą minus dkp na moim pierwszym progressowym rajdzie. Zapytam na magowym, może ktoś ma luzem.
Uff, udało się, koleś miał, pożyczył. Zaczynamy! Szybko ustawiam się w ścianie i jazda.
GODZINA 22:40
Po 6 wipach, nie wiadomo ilu disconnectach, nareszcie leży! Ja też leżę! Pół ściany leży! W zasadzie, to tylko 8 osób nie leży. Ale first kill jest! Idziemy na Twinsów!
GODZINA 22:55
Hmm… koniec rajdu. Zapytacie pewnie dlaczego? Korytarz w AQ40 pomiędzy Huhuran a Emperorami jest zbugowany, a raczej trashe tam występujące – podrzucają do góry, spadasz na ziemię, przenikasz tekstury, spadasz 5 min, dostajesz disconnect, logujesz się do gry, pojawiasz się w Stormwind albo Booty Bay, albo na jakiejś losowej górce w Tanaris. Niekoniecznie w tej kolejności nawet. Poczekamy aż naprawią. I tak było warto. Następny rajd za tydzień – już powoli muszę się do niego przygotowywać, może za jakieś 3 tygodnie uda mi się wylicytować jakiś item…
Legenda:
O kurczę, o kurczę, o kurczę! Zwolniło się miejsce na AQ40 w środę! Jedyny warunek – trzeba mieć sprzęt do stania w ścianie – a mi brakuje tylko naramienników! Raid Lider powiedział, że kto pierwszy będzie gotowy na środę to dostanie miejsce. Wielką mobilizację czas zacząć!
NIEDZIELA
Mam 2 części T1 (bo nikt nie chciał i tylko tak rekrut może się ubrać), miałbym cholerny Azuresong Mageblade gdyby ten głupi paladyn nie zninjował go swoimi 4k punktami dkp – przecież to oczywiste, że ta broń należy się magowi a nie paladynowi! I to jeszcze w tanku, pff, co za fanaberia, pytam się, kiedy ktokolwiek widział paladyna nie w healu? (no dobra, było z 3 takich szaleńców w retri na tym tygodniowym Alterac Valley, ale tank? TANK?). Za to wylicytowałem Netherwind Pants. HA, IN YOUR FACE PALADYNIE!
Sprzęt całkiem przyzwoity, oprócz 2 części T1 i 1 części T2 mam dodatkowo 2 epiki z ZG, już w Ironforge parę osób napisało z gratulacjami – a co tam, niech się pławią w moim blasku.
W środę rajd, trzeba zrobić plan.
Najważniejsze – 100 nature resist na Huhurankę. Mam już Sylvan Crown, Sylvan Vest i wydropiłem Fangdrip Runners – super item, nie dość, że z nature resist, to jeszcze ma ten przydatny spirit dla maga – mana szybciej się będzie regenerować. Zostało wydropić 4x Living Essence i będzie Sylvan Shoulders! Niby są 2 sztuki na AH tych esencji, ale każda po 4g za sztukę. Chyba oszaleli, niby kto to za tyle kupi? Całe szczęście i tak wybieram się jutro na farmę do Feralas, wstąpię przy okazji do Dire Maul, tam z tych fajnych kwiatków lecą jak szalone, koło 4% szansy.
A co ja niby farmię w Feralas? No dooobra, podzielę się swoją tajemnicą, tylko ciiiicho, nikomu ani słowa!
Stonescale Eel – oto cały sekret. Schodzą na AH jak świeże bułeczki, stack 20 za 3g. To jakieś 6g na godzinę! Znam tylko jeden lepszy sposób, ale do niego potrzebuję kumpla a on będzie dopiero jutro w nocy.
PONIEDZIAŁEK
Posiedziałem od rana na węgorzach, 30g zarobione – dzięki temu będę mógł kupić parę mana i health potków (schodzą jakieś 4 mana potki na każdą walkę z bossem, a przewidywane są wipy). Ponadto skołowałem te esencje – poleciały tylko 2, toteż 2 pożyczyłem od kumpla huntera, za to mam mu zrobić naboje do strzelby – inżynierka jednak do czegoś się czasami przydaje. Sprzęt do nature resist wycraftowany, razem 97 na 100 wymagane, ale i tak zgodzili się mnie wziąć!!!!! Powiedzieli „jak na maga to styknie, jesteś we Frost - wrzucisz ice blocka jeśli trzeba będzie”. Ostatnio na BWL był mag w Arcane, wykopali go z rajdu bo robił tak śmieszny dps, że nawet druid w kocie go przeskoczył.
Kumpel się pojawił, idziemy na wieczorną farmę około 2 w nocy do Silithus, bo wcześniej za dużo hordziaków się tam kręci. Na północy są air elementale, ale solo się ich zabić prawie nie da. Mają 4% szansy na wydropienie Essence of Air – 6g za sztukę na AH! Prawdziwa żyła złota! Jeszcze jakieś 6 tygodni farmy i będę miał tyle kasy, że nakupuję runeclothów, wymienię je na reputację w Darnassus i będę jednym z pierwszych gnomów jeżdżących na kocie – oto moje ukryte marzenie.
WTOREK
Sprzęt do NR jest, potki są. Zostały jeszcze kwiatki na flaski w Winterspring i jedzonko z Felwood do zebrania – całe szczęście, że są blisko siebie te 2 lokacje, bo znowu lecieć z Darnassus i na każdej stacji klikać w następną jest strasznie nużące.
Night Dragon's Breath i Whipper Root Tuber + kwiatki na flaski = oto plan na dziś.
Nie lubię Felwood, bo:
- Jest mnóstwo hordziaków zbierających to samo, co ja
- Jest mnóstwo ally zbierających to samo co ja – ci są gorsi, bo ich nie mogę zabić
- Mag na 60lvl nie może czuć się bezpiecznie w lokacji ze stworkami na 55lvl – tutaj wszystko może Cię zabić
No ale dobra, zbieram, już kilka sztuk jest i do tej pory ten durny rogal wjechał mi w plecy tylko 4 razy, cmentarz blisko więc OK. Swoją drogą to strasznie frustrujące, że KAŻDY rogal ma Krol Blade a ja po Headmaster's Charge chodzę już od miesięcy. Gdzie tu sprawiedliwość?
Ok, po 20 sztuk zebrane, czas iść do Winterspring po lotusy na flaski – tego nie potrzeba dużo, flaski trwają 2h i można wipować ile się chce. Mam swoje miejsce, na takiej górce przy jaskini furbolgów, postoję i poczekam na respawn lotusów. Ehhh gdyby tylko można było jakimś magicznym sposobem przelecieć z jednego końca lokacji na drugi…
Jeszcze ze 4h do szkoły, do matury jeszcze kawałek, można przeczytać taktyki na wowwiki – fajna taka nowa stronka, na większość bossów są taktyki.
ŚRODA
Taktyki opanowane na Proroka, Rodzinkę, Sarturę, Fankrissa, Huhurankę i nawet Imperatorów, ale mówili, że raczej ich dzisiaj nie zabijemy.
Ostatnie 2h przed rajdem, podniecam się lootem na allakhazamie (tylko nooby odwiedzają thottbota, bo tam są złe komentarze ). Flaski są, sprzęt do nature resist jest, potiony na manę i hp są, jedzonko z Felwood jest, olejki na broń zrobił mi kolega za free – chyba mam wszystko, ale coś mnie gryzie, obym niczego nie zapomniał!
GODZINA 19:00
Za godzinę rajd, rozpoczynają się invy. Już 32 osoby w rajdzie, w tym 6 paladynów – będą wszystkie blessy. Tym to dopiero współczuję – do niedawna musieli każdego z osobna blessować różnymi czarami. I FEEL YOUR PAIN (oprócz CIEBIE co wziąłeś mój miecz z MC grrrr!).
GODZINA 19:10
Disconnect. 200 osób w kolejce, luzik, wejdę, przed 20:00, na ventrilo wszyscy wiedzą
GODZINA 19:30
Poszło szybciej niż się spodziewałem, już w grze, już lecę do Silithus z Darnassus, klikając na każdą kolejną stację z osobna.
GODZINA 19:45
Raid Leader dzwoni, że dopiero wrócił do domu i stoi w kolejce 3000 osób. Kochany Burning Legion. Zaczynamy bez niego w 38 osób.
GODZINA 22:00
Wszystko do tej pory szło świetnie – 1 wipe na Proroku, poza tym wszystko sprawnie, ale czas na Huhurankę, a to progres jest. Na vencie mówią co robić: zakładam sprzęt do nature ress, flask wypity jakiś czas temu, blessy od paladynów są, buffy takie jak trzeba.
Proszę zjeść jedzenie buffujące.
OMOTYLANOGA zapomniałem o żarciu buffującym! Damn it! Będą minus dkp na moim pierwszym progressowym rajdzie. Zapytam na magowym, może ktoś ma luzem.
Uff, udało się, koleś miał, pożyczył. Zaczynamy! Szybko ustawiam się w ścianie i jazda.
GODZINA 22:40
Po 6 wipach, nie wiadomo ilu disconnectach, nareszcie leży! Ja też leżę! Pół ściany leży! W zasadzie, to tylko 8 osób nie leży. Ale first kill jest! Idziemy na Twinsów!
GODZINA 22:55
Hmm… koniec rajdu. Zapytacie pewnie dlaczego? Korytarz w AQ40 pomiędzy Huhuran a Emperorami jest zbugowany, a raczej trashe tam występujące – podrzucają do góry, spadasz na ziemię, przenikasz tekstury, spadasz 5 min, dostajesz disconnect, logujesz się do gry, pojawiasz się w Stormwind albo Booty Bay, albo na jakiejś losowej górce w Tanaris. Niekoniecznie w tej kolejności nawet. Poczekamy aż naprawią. I tak było warto. Następny rajd za tydzień – już powoli muszę się do niego przygotowywać, może za jakieś 3 tygodnie uda mi się wylicytować jakiś item…
Legenda:
- Aby zabić Princess Huhuran trzeba było mieć 15 osób z minimum 100 nature resist bez buffów.
- Rajdy były po 40 osób.
- Flaski trwały 2h.
- Na broń nakładało się olejki.
- Jedynym sposobem na osiągnięcie exalted z inną rasą niż Twoja było oddawania ogromnej ilości runeclothów.
- Podczas walki można było pić potiony, ponieważ miały tylko 2min cooldown.
- Night Dragon's Breath i Whipper Root Tuber przez długi czas nie dzieliły cooldownu z niczym innym oprócz kamyków warlocka.
- Na Burning Legion w środy w godzinach rajdowych bywały kolejki po 5000 osób, trzeba było logować się koło 17, aby zdążyć na 20.
- 4 miesiące później zostałem awansowany z rekruta na membera – tuż przed Naxxramas 40.
- 8 miesięcy później dysk twardy pod wpływem upadku doznał bad sectorów i 4GB screenów z najlepszego okresu WoW’a przepadło.