Blizzard szuka polskiego testera do swojej głównej siedziby w Kalifornii
Kumbol, | Komentarze : 8
O nie, nie damy umrzeć tak szybko tematowi polskiej wersji World of Warcraft. Będzie powracał jak bumerang. Dziś za sprawą ogłoszenia, jakie na swoich stronach z ofertami pracy jakiś czas temu opublikował Blizzard. Otóż Zamieć szuka właśnie polskiego testera swoich gier, który miałby pracować w dziale kontroli jakości... w głównej siedzibie studia w Irvine, w Kalifornii. Taki jegomość miałby rzecz jasna odpowiadać za gruntowne testowanie polskich wersji językowych gier Blizzarda.
Oprócz polskiego, Blizzard szuka też testera włoskiego, portugalskiego, hiszpańskiego, chińskiego i niemieckiego.
I tak, jasne, że Diablo III i StarCraft II są po polsku i to prawdopodobnie do nich Zamieć szuka testera. No i pewnie też do Blizzard All-Stars. Ale! O ile czegoś fatalnie nie zapomniałem (przegapiłem?), to bezpośredniego testera dla polskich wersji językowych Blizzard szuka po raz pierwszy. W przypadku Diabła i Gwiezdnego Rzemiosła za kontrolę jakości odpowiadały polskie studia lokalizacyjne, a więc odpowiednio Albion Localisations i Porting House. Przy Heart of the Swarm miało natomiast majstrować Roboto Translation. Być może Blizzard chce mieć po prostu także własnych testerów do tych gier, a być może tym razem chodzi jednak o poważniejszy projekt. Tym bardziej, że stanowisko dotyczy głównego biura firmy w USA.
Na oficjalny komentarz oczywiście nie ma co liczyć, więc możemy tylko gdybać, jakich projektów dotyczy to stanowisko.
No... ale... no może wreszcie?
Cytat z: Blizzard (źródło)
Blizzard Entertainment szuka inteligentnego i wysoce zmotywowanego wielojęzycznego testera gier, który pomoże testować nasze gry w języku polskim. Do obowiązków należeć będzie dokumentowanie problemów, bliska współpraca z zespołem tłumaczy, wielogodzinne testy gier. Idealny kandydat jest zapalonym graczem z doświadczeniem lokalizacyjnym lub osobą z wyższym wykształceniem językowym, dobrą zarówno w wynajdywaniu problemów, jak i w opisywaniu ich w sposób zorganizowany i jasny. Testerzy językowi muszą być w stanie pracować na pełny etat w naszej siedzibie w Irvine, w Kalifornii. Aplikujący muszą także brać pod uwagę nadgodziny i pracę w weekendy, jeśli konieczne to będzie do dotrzymania terminów.
Obowiązki:
Wymagania:
Plusy:
Obowiązki:
- Przegląd i ocena polskiego tłumaczenia gier Blizzard Entertainment.
- Pilnowanie zgodności z glosariuszem między grami oraz innymi projektami.
- Kontrola jakości gier i innych projektów Blizzard Entertainment.
- Przegląd i ocena zlokalizowanych materiałów oraz dostarczanie regularnych raportów osobom nadzorującym projekty.
- Wykonywanie innych zleceń.
Wymagania:
- Pasja do gier wideo i lingwistyki.
- Nadzwyczajne umiejętności komunikacji werbalnej i pisemnej w języku polskim i angielskim.
- Doskonała znajomość światów fantasy i/lub science fiction oraz zrozumienie gier Blizzard Entertainment.
- Wola pracy ponad standardowy wymiar czasu.
- Doskonałe zdolności pracy w zespole.
- Możliwość pracy niezależnie.
- Silna motywacja i wysoki poziom zaangażowania.
Plusy:
- Doświadczenie w lokalizacji gier wideo lub kontroli jakości gier wideo.
- Wyższe wykształcenie językowe i/lub doświadczenie jako zawodowy tłumacz.
- Doskonała znajomość gier Blizzard Entertainment.
Oprócz polskiego, Blizzard szuka też testera włoskiego, portugalskiego, hiszpańskiego, chińskiego i niemieckiego.
I tak, jasne, że Diablo III i StarCraft II są po polsku i to prawdopodobnie do nich Zamieć szuka testera. No i pewnie też do Blizzard All-Stars. Ale! O ile czegoś fatalnie nie zapomniałem (przegapiłem?), to bezpośredniego testera dla polskich wersji językowych Blizzard szuka po raz pierwszy. W przypadku Diabła i Gwiezdnego Rzemiosła za kontrolę jakości odpowiadały polskie studia lokalizacyjne, a więc odpowiednio Albion Localisations i Porting House. Przy Heart of the Swarm miało natomiast majstrować Roboto Translation. Być może Blizzard chce mieć po prostu także własnych testerów do tych gier, a być może tym razem chodzi jednak o poważniejszy projekt. Tym bardziej, że stanowisko dotyczy głównego biura firmy w USA.
Na oficjalny komentarz oczywiście nie ma co liczyć, więc możemy tylko gdybać, jakich projektów dotyczy to stanowisko.
No... ale... no może wreszcie?
Mists of Pandaria: Dziennik podróży Li Li - część X
Barondo, | Komentarze : 0Cytat z: Blizzard (źródło)
Wpis Dziesiąty: Stepy Townlong
Słyszałam kiedyś legendę o tym, jakoby Kręgosłup Węża został zbudowany z miliardów kamieni.
Tak, miliardów.
W tamtym czasie, myślałam, że to tylko czcze gadanie. Jednak gdy w końcu stanęłam na wielkim murze, i zobaczyłam jak długi on jest, zaczęłam wierzyć w tę historię. Kręgosłup Węża rozciągał się na południe jak ogromny wijący się wąż, tak daleko, że nie mogłam ujrzeć jego końca. Szczyt był na tyle szeroki, że można by było prowadzić po nim obok siebie kilka wózków, i nadal znalazłoby się miejsce na przechadzkę dla grubego pandarena pokroju Wujka Chena. Niektóre części tej bariery były świeżo odbudowane za pomocą płaskich i precyzyjnie dociętych kamieni. Inne miejsca były nierówne i poorane, dotknięte przez żywioły i pokryte śladami dawnych bitew.
Przebywanie na Kręgosłupie Węża było spełnieniem marzeń, szczególnie po całym tym czasie, jaki zajęło mi dotarcie tutaj. Bazując na szczegółowych instrukcjach od Wujka Chena, posłaniec grummle imieniem Rybi-ogon, doprowadził mnie do jednej z wież strażniczych tej bariery daleko w Kun-Lai. Gdy dotarliśmy do muru, zrozumiałam dlaczego obraliśmy tak okrężną drogę.
Wujek Chen postarał się, abym spotkała tam swoją eskortę... członka Shado-pan!
Jego imię brzmiało Min. Poprzez pokolenia, jego tajemniczy zakon stał na straży Kręgosłupa Węża, chroniąc Pandarię przed takimi brutalami jak mantydzi. Był ubrany jak większość innych Shado-pan, których widziałam: w lekkiej zbroi, szerokim kapeluszu nasuniętym nisko na oczy i chuście opasającej jego twarz. Nie był zbyt rozmowny, jednak rzeczy o których mi opowiedział, były całkiem interesujące. Min powiedział, że każdy kamień na murze ma swoją historię: opowieści o tym, gdzie strażnicy Shado-pan odpierali atakujących, czasami poświęcając swoje życie, aby dopełnić swojej świętej służby.
Gdy przemieszczaliśmy się na południe, zaczęło padać. Zamiast tworzyć duże kałuże, woda wędrowała poprzez rowki w kamieniu i spadała kaskadami z boków muru, przypominając przy tym tysiące małych wodospadów. Podziwiałam architekturę barykady, gdy dostrzegłam w Minie coś dziwnego. Zawsze spoglądał na zachód, jak gdyby było to jego nawykiem. Ziemie w tym kierunku znane były jako Stepy Townlong, kraina otwartych, trawiastych wzgórz i kamiennych struktur. To tu, to tam, ogromne drzewa (nazywane kypari) wystrzeliwały ku niebu. Niektóre z nich wyglądały na dorównujące wysokością Kręgosłupowi Węża.
Townlong było surowymi ziemiami zamieszkiwanymi przez surowych mieszkańców: yaungol. Min powiedział mi, że lata wcześniej można było przyglądać się z muru, i dostrzec gigantyczne grupy włochatych nomadów przemierzających wzgórza. Teraz miejsce to wydawało się opuszczone. Sępy unosiły się w powietrzu, krążąc nad zgliszczami obozów yaungol.
Przez Townlong przewinęła się wojna. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy mantydzi najechali ten region, powodując ucieczkę yaungol do Kun-Lai i niszczenie przez nich wiosek pandarenów. Sha również wpłynęło na brutali, sprawiając, że byli jeszcze bardziej gwałtowni niż zazwyczaj. Ostatecznie, pandareni i ich sprzymierzeńcy pokonali yaungol.
"Nie odczuwam nienawiści wobec yaungol," powiedział Min. "Shado-pan robi tylko to, co musi, aby obronić Pandarię. Emocje nie biorą nad nami góry. Trenujemy, aby trzymać uczucia na wodzy, i aby nie kontrolowały naszych poczynań. Ale weź to sobie do serca. Ci nomadzi są ocalałymi. Ich kultura przetrwa. Co najważniejsze, mam nadzieję, wyciągną wnioski z tych wydarzeń."
Min nie odezwał się już nawet słowem w czasie reszty naszej podróżny, co mi nie przeszkadzało. Miałam wiele rzeczy do przemyślenia. Chciałabym, aby yaungol zostali ukarani za straszliwe rzeczy, których dokonali w Kun-Lai, jednak po tym, co zobaczyłam w Townlong, nie wiedziałam co myśleć. Powinnam cię cieszyć czy smucić?
Do czasu dotarcia do wieży strażniczej, w której Wujek Chen miał się z nami spotkać, deszcz przestał już padać, i niebo się rozchmurzyło. Dobra pogoda podniosła nas na duchu... dopóki nie odkryłam, że wujka nie było na miejscu. Strażnicy Shado-pan, którzy normalnie pełnili w tym miejscu służbę, również byli nieobecni.
Zanim mogłam zapytać Mina, gdzie wszyscy się podziali, zaatakowali mantydzi.
Robale czekały na nas, uczepione zewnętrznych ścian Kręgosłupa Węża. Tuziny nagle wskoczyły od boku i otoczyły nas. Zakleszczyły nas od północy, południa i zachodu, odcinając nam drogę ucieczki i zmuszając mnie i Mina do zbliżenia się do krawędzi muru, wychodzącej na Townlong. Walczyłam już z mantidami w Dolinie Czterech Wichrów, jednak nie sprawiło to, że kolejne spotkanie z nimi było łatwiejsze. Ich dziwne czułki, żuwaczki i cienkie skrzydła przyprawiały mnie o ciarki.
Min przebił się przez kilka robaków za pomocą włóczni. Dźgał, parował i stosował uniki tak, jakby wiedział, co zamierzali mantydzi, zanim wykonali swój ruch. Skoczyłam naprzód na pomoc, ale trzymał mnie z tyłu.
"Posiadamy sekretne składy zapasów ukryte w pobliżu wież strażniczych," powiedział spokojnie, nawet mimo wykręcenia w powietrzu włócznią i obalenia grupy mantydów zachodzących go z flanki. "Szukaj kamienia z wyciętym na nim warczącym lwem. Znakiem Shado-pan. Odsuń go i zabierz z wnętrza linę."
Znalazłam jeden z tych kamieni w pobliżu jego stóp, i podważyłam go swoim kijem. Pod kamieniem znajdowała się szeroka skrytka pełna toreb z suszonym jedzeniem i grubą liną. Podczas gdy Min odpierał ataki mantydów, wydał mi polecenie owinięcia go w pasie liną, i przerzucenia jej przez blankę muru.
Potem, kazał mi zejść po niej na dół.
Byłam trochę przerażona. Schodzenie z kolosalnego Kręgosłupa Węża była jedną rzeczą, ale robienie tego, podczas gdy zaczep liny walczy z małą armią mantydów, było czym innym. A także, co czeka mnie gdy dotknę ziemi? Pamiętałam zagadkową wiadomość, jaką napisał do mnie Wujek Chen: I Lili, cokolwiek by się stało, nie przechodź na drugą stronę muru! To śmiertelnie niebezpieczne.
Pomijając to wszystko, pozostawienie Mina było złe. Jednak co innego mogłam zrobić? Był członkiem Shado-Pan, i mnichem najwyższego rzędu. Wiedział co robi, i jeśli chciałam zdobyć jego szacunek, musiałam działać zgodnie z jego poleceniami.
Tak więc schodziłam. Całą drogę w dół słyszałam uderzenia włóczni Mina o tarcze i miecze mantydów. Nadal miałam nadzieję, że wyjrzy z góry i powie mi, że już po walce. Nie zrobił tego.
Gdy zbliżałam się do ziemi, lina nagle stała się luźna. Ktoś ją przeciął. Spadłam i wylądowałam w ciernistym krzaku rosnącym przy Kręgosłupie Węża. Pozostawałam w bezruchu, obawiając się najgorszego. Odetchnęłam z ulgą, gdy Min w końcu wysunął głowę znad muru i zaczął krzyczeć.
Dystans, który nas dzielił, sprawił, że niemal niemożliwym było dosłyszenie tego co mówił. Z tego co mogłam zrozumieć, zabił mantydy, jednak ostatni z nich zdążył przeciąć linę. Min wciąż wskazywał południe, wymacując ramionami tak jakby chciał mi coś wytłumaczyć. Był wspaniałym mnichem (jednym z najlepszych jakich widziałam), jednak nie byłby w stanie uratować swojego życia gestami. Wiedziałam tyle, że pozostawanie w tym miejscu będzie złym pomysłem. Z przeciętą liną, nie było drogi powrotnej na szczyt muru. Jeśli mantydzi zaatakowali tam, na szczycie, to więcej robali prawdopodobnie kręciło się w pobliżu, tylko czekając na okazję do przypuszczenia kolejnego ataku.
Townlong wydawało się o wiele bardziej niebezpieczne z ziemi. Trawa była dziwnie zimna w dotyku. Czyste niebo zniknęło za warstwą ciemnych chmur. Grzmot przemykał nad głową. Wszystkie wzgórza i ogromne głazy były idealnymi kryjówkami dla bestii, które chciałyby mnie pożreć.
Jednak moim największym zmartwieniem był Wujek Chen. Gdzie się podziewał? Dlaczego się nie pojawił? Nie zapomniałby. Myśl, że mantydzi coś mu zrobili przemknęła mi przez głowę, jednak wiedziałam, że był zbyt twardy dla robali. Rozniósłby je w drobny mak, trzymając jedną łapę za plecami (lub, co bardziej prawdopodobne, trzymając w niej kubek ale).
Zdecydowałam się udać na południe, w kierunku Ponurych Pustkowi, i postarać się samodzielnie odnaleźć Piwogródek Zachodzącego Słońca. Zgadywałam, że mieszkańcy będą wiedzieli co stało się z Wujkiem Chenem, i dokąd się udał.
Było to mało prawdopodobne, jednak z miejsca w którym byłam, wydawało się to jedyną pozostałą mi opcją.
Słyszałam kiedyś legendę o tym, jakoby Kręgosłup Węża został zbudowany z miliardów kamieni.
Tak, miliardów.
W tamtym czasie, myślałam, że to tylko czcze gadanie. Jednak gdy w końcu stanęłam na wielkim murze, i zobaczyłam jak długi on jest, zaczęłam wierzyć w tę historię. Kręgosłup Węża rozciągał się na południe jak ogromny wijący się wąż, tak daleko, że nie mogłam ujrzeć jego końca. Szczyt był na tyle szeroki, że można by było prowadzić po nim obok siebie kilka wózków, i nadal znalazłoby się miejsce na przechadzkę dla grubego pandarena pokroju Wujka Chena. Niektóre części tej bariery były świeżo odbudowane za pomocą płaskich i precyzyjnie dociętych kamieni. Inne miejsca były nierówne i poorane, dotknięte przez żywioły i pokryte śladami dawnych bitew.
Przebywanie na Kręgosłupie Węża było spełnieniem marzeń, szczególnie po całym tym czasie, jaki zajęło mi dotarcie tutaj. Bazując na szczegółowych instrukcjach od Wujka Chena, posłaniec grummle imieniem Rybi-ogon, doprowadził mnie do jednej z wież strażniczych tej bariery daleko w Kun-Lai. Gdy dotarliśmy do muru, zrozumiałam dlaczego obraliśmy tak okrężną drogę.
Wujek Chen postarał się, abym spotkała tam swoją eskortę... członka Shado-pan!
Jego imię brzmiało Min. Poprzez pokolenia, jego tajemniczy zakon stał na straży Kręgosłupa Węża, chroniąc Pandarię przed takimi brutalami jak mantydzi. Był ubrany jak większość innych Shado-pan, których widziałam: w lekkiej zbroi, szerokim kapeluszu nasuniętym nisko na oczy i chuście opasającej jego twarz. Nie był zbyt rozmowny, jednak rzeczy o których mi opowiedział, były całkiem interesujące. Min powiedział, że każdy kamień na murze ma swoją historię: opowieści o tym, gdzie strażnicy Shado-pan odpierali atakujących, czasami poświęcając swoje życie, aby dopełnić swojej świętej służby.
Gdy przemieszczaliśmy się na południe, zaczęło padać. Zamiast tworzyć duże kałuże, woda wędrowała poprzez rowki w kamieniu i spadała kaskadami z boków muru, przypominając przy tym tysiące małych wodospadów. Podziwiałam architekturę barykady, gdy dostrzegłam w Minie coś dziwnego. Zawsze spoglądał na zachód, jak gdyby było to jego nawykiem. Ziemie w tym kierunku znane były jako Stepy Townlong, kraina otwartych, trawiastych wzgórz i kamiennych struktur. To tu, to tam, ogromne drzewa (nazywane kypari) wystrzeliwały ku niebu. Niektóre z nich wyglądały na dorównujące wysokością Kręgosłupowi Węża.
Townlong było surowymi ziemiami zamieszkiwanymi przez surowych mieszkańców: yaungol. Min powiedział mi, że lata wcześniej można było przyglądać się z muru, i dostrzec gigantyczne grupy włochatych nomadów przemierzających wzgórza. Teraz miejsce to wydawało się opuszczone. Sępy unosiły się w powietrzu, krążąc nad zgliszczami obozów yaungol.
Przez Townlong przewinęła się wojna. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy mantydzi najechali ten region, powodując ucieczkę yaungol do Kun-Lai i niszczenie przez nich wiosek pandarenów. Sha również wpłynęło na brutali, sprawiając, że byli jeszcze bardziej gwałtowni niż zazwyczaj. Ostatecznie, pandareni i ich sprzymierzeńcy pokonali yaungol.
"Nie odczuwam nienawiści wobec yaungol," powiedział Min. "Shado-pan robi tylko to, co musi, aby obronić Pandarię. Emocje nie biorą nad nami góry. Trenujemy, aby trzymać uczucia na wodzy, i aby nie kontrolowały naszych poczynań. Ale weź to sobie do serca. Ci nomadzi są ocalałymi. Ich kultura przetrwa. Co najważniejsze, mam nadzieję, wyciągną wnioski z tych wydarzeń."
Min nie odezwał się już nawet słowem w czasie reszty naszej podróżny, co mi nie przeszkadzało. Miałam wiele rzeczy do przemyślenia. Chciałabym, aby yaungol zostali ukarani za straszliwe rzeczy, których dokonali w Kun-Lai, jednak po tym, co zobaczyłam w Townlong, nie wiedziałam co myśleć. Powinnam cię cieszyć czy smucić?
Do czasu dotarcia do wieży strażniczej, w której Wujek Chen miał się z nami spotkać, deszcz przestał już padać, i niebo się rozchmurzyło. Dobra pogoda podniosła nas na duchu... dopóki nie odkryłam, że wujka nie było na miejscu. Strażnicy Shado-pan, którzy normalnie pełnili w tym miejscu służbę, również byli nieobecni.
Zanim mogłam zapytać Mina, gdzie wszyscy się podziali, zaatakowali mantydzi.
Robale czekały na nas, uczepione zewnętrznych ścian Kręgosłupa Węża. Tuziny nagle wskoczyły od boku i otoczyły nas. Zakleszczyły nas od północy, południa i zachodu, odcinając nam drogę ucieczki i zmuszając mnie i Mina do zbliżenia się do krawędzi muru, wychodzącej na Townlong. Walczyłam już z mantidami w Dolinie Czterech Wichrów, jednak nie sprawiło to, że kolejne spotkanie z nimi było łatwiejsze. Ich dziwne czułki, żuwaczki i cienkie skrzydła przyprawiały mnie o ciarki.
Min przebił się przez kilka robaków za pomocą włóczni. Dźgał, parował i stosował uniki tak, jakby wiedział, co zamierzali mantydzi, zanim wykonali swój ruch. Skoczyłam naprzód na pomoc, ale trzymał mnie z tyłu.
"Posiadamy sekretne składy zapasów ukryte w pobliżu wież strażniczych," powiedział spokojnie, nawet mimo wykręcenia w powietrzu włócznią i obalenia grupy mantydów zachodzących go z flanki. "Szukaj kamienia z wyciętym na nim warczącym lwem. Znakiem Shado-pan. Odsuń go i zabierz z wnętrza linę."
Znalazłam jeden z tych kamieni w pobliżu jego stóp, i podważyłam go swoim kijem. Pod kamieniem znajdowała się szeroka skrytka pełna toreb z suszonym jedzeniem i grubą liną. Podczas gdy Min odpierał ataki mantydów, wydał mi polecenie owinięcia go w pasie liną, i przerzucenia jej przez blankę muru.
Potem, kazał mi zejść po niej na dół.
Byłam trochę przerażona. Schodzenie z kolosalnego Kręgosłupa Węża była jedną rzeczą, ale robienie tego, podczas gdy zaczep liny walczy z małą armią mantydów, było czym innym. A także, co czeka mnie gdy dotknę ziemi? Pamiętałam zagadkową wiadomość, jaką napisał do mnie Wujek Chen: I Lili, cokolwiek by się stało, nie przechodź na drugą stronę muru! To śmiertelnie niebezpieczne.
Pomijając to wszystko, pozostawienie Mina było złe. Jednak co innego mogłam zrobić? Był członkiem Shado-Pan, i mnichem najwyższego rzędu. Wiedział co robi, i jeśli chciałam zdobyć jego szacunek, musiałam działać zgodnie z jego poleceniami.
Tak więc schodziłam. Całą drogę w dół słyszałam uderzenia włóczni Mina o tarcze i miecze mantydów. Nadal miałam nadzieję, że wyjrzy z góry i powie mi, że już po walce. Nie zrobił tego.
Gdy zbliżałam się do ziemi, lina nagle stała się luźna. Ktoś ją przeciął. Spadłam i wylądowałam w ciernistym krzaku rosnącym przy Kręgosłupie Węża. Pozostawałam w bezruchu, obawiając się najgorszego. Odetchnęłam z ulgą, gdy Min w końcu wysunął głowę znad muru i zaczął krzyczeć.
Dystans, który nas dzielił, sprawił, że niemal niemożliwym było dosłyszenie tego co mówił. Z tego co mogłam zrozumieć, zabił mantydy, jednak ostatni z nich zdążył przeciąć linę. Min wciąż wskazywał południe, wymacując ramionami tak jakby chciał mi coś wytłumaczyć. Był wspaniałym mnichem (jednym z najlepszych jakich widziałam), jednak nie byłby w stanie uratować swojego życia gestami. Wiedziałam tyle, że pozostawanie w tym miejscu będzie złym pomysłem. Z przeciętą liną, nie było drogi powrotnej na szczyt muru. Jeśli mantydzi zaatakowali tam, na szczycie, to więcej robali prawdopodobnie kręciło się w pobliżu, tylko czekając na okazję do przypuszczenia kolejnego ataku.
Townlong wydawało się o wiele bardziej niebezpieczne z ziemi. Trawa była dziwnie zimna w dotyku. Czyste niebo zniknęło za warstwą ciemnych chmur. Grzmot przemykał nad głową. Wszystkie wzgórza i ogromne głazy były idealnymi kryjówkami dla bestii, które chciałyby mnie pożreć.
Jednak moim największym zmartwieniem był Wujek Chen. Gdzie się podziewał? Dlaczego się nie pojawił? Nie zapomniałby. Myśl, że mantydzi coś mu zrobili przemknęła mi przez głowę, jednak wiedziałam, że był zbyt twardy dla robali. Rozniósłby je w drobny mak, trzymając jedną łapę za plecami (lub, co bardziej prawdopodobne, trzymając w niej kubek ale).
Zdecydowałam się udać na południe, w kierunku Ponurych Pustkowi, i postarać się samodzielnie odnaleźć Piwogródek Zachodzącego Słońca. Zgadywałam, że mieszkańcy będą wiedzieli co stało się z Wujkiem Chenem, i dokąd się udał.
Było to mało prawdopodobne, jednak z miejsca w którym byłam, wydawało się to jedyną pozostałą mi opcją.
Świąteczne promocje Blizzarda - WoW Battle Chest za 20zł albo za darmo, jeśli grasz w Diablo 3
Kumbol, | Komentarze : 5
Blizzarda ogarnął świąteczny nastrój i wysypał się wielki wór z prezentami i przecenami. Na czele najlepszych okazji grudnia 2012 jest World of Warcraft: Battle Chest, czyli podstawowa wersja gry (+ wbudowane w nią już dodatki The Burning Crusade i Wrath of the Lich King), za ~20 zł (5 euro). Za nią już nieco mniej opłacalne (przynajmniej w zestawieniu z polskimi sklepami z kluczami) Cataclysm (10 euro) i Mists of Pandaria (20 euro). Wciąż to jednak szalenie niskie ceny w porównaniu do tych, jakie znajdziemy w większości dużych sklepów internetowych czy sieciach hipermarketów.
Oprócz samych gier, o połowę ścięto też ceny pupili z Pet Store. I to wszystkich, oprócz charytatywnego Cinder Kitten. Guardian Cuba, Lil Ragnarosa czy Moonkin Hatchlinga dodacie do swojej kolekcji za 5 euro.
Szukasz wkładu do świątecznych skarpet z prezentami dla przyjaciół i znajomych z gildii? Blizzard przygotował coś specjalnie dla ciebie! Tylko przez ograniczony czas możesz skorzystać ze świątecznych ofert w serwisie Battle.net I sklepie internetowym Blizzarda:
Pamiętaj jednak, żeby nie zwlekać z zakupami z okazji święta Winter Veil – przedstawiona oferta jest ważna do 1 stycznia 2013 r.
Druga promocja przeznaczona jest dla graczy Diablo III, który nie mieli jeszcze styczności z World of Warcraft. Im Zamieć po prostu rozsyła za darmo klucze do Battle Chesta. Jeśli młócenie demonów w Sanktuarium trochę już wam zbrzydło i macie ochotę na zmianę klimatów, to wypatrujcie wiadomości od Blizzarda w swoich skrzynkach emailowych powiązanych z Battle.net.
Pokaż wszystkim w Azeroth, jak się morduje demony! Odbierz swoją DARMOWĄ kopię zestawu World of Warcraft® Battle Chest® w wersji cyfrowej i 30 dni czasu gry!
Krok 1: Masz Diablo III, ale nie grałeś jeszcze w World of Warcraft?
Krok 2: Sprawdź e-mail przypisany do swojego konta Battle.net i zobacz, czy otrzymałeś darmowy klucz.
Krok 3: Wykorzystaj swój klucz przed 14 stycznia 2013 r. na stronie www.battle.net
Jak widać, święta Bożego Narodzenia to wspaniały moment na rozpoczęcie przygody z World of Warcraft. Podstawka za dwie dychy? Brać!
Wkrótce na WoWCenter.pl też zrobi się bardzo świątecznie...
Oprócz samych gier, o połowę ścięto też ceny pupili z Pet Store. I to wszystkich, oprócz charytatywnego Cinder Kitten. Guardian Cuba, Lil Ragnarosa czy Moonkin Hatchlinga dodacie do swojej kolekcji za 5 euro.
Cytat z: Blizzard (źródło)
Szukasz wkładu do świątecznych skarpet z prezentami dla przyjaciół i znajomych z gildii? Blizzard przygotował coś specjalnie dla ciebie! Tylko przez ograniczony czas możesz skorzystać ze świątecznych ofert w serwisie Battle.net I sklepie internetowym Blizzarda:
- World of Warcraft Battle Chest za 5 € (4 £) – ponad 60% taniej
- Cataclysm za 10 € (8 £) – ponad 65% taniej
- Mists of Pandaria za 20 € (£17) – ponad 40% taniej
- Wybrane zwierzaki z World of Warcraft za 5 € (£4.50) – 50% taniej (oferta obejmuje wszystkie zwierzaki ze sklepu Blizzarda, za wyjątkiem nowego charytatywnego zwierzaka Cinder Kitten... ale jego chyba powinieneś adoptować tak czy inaczej, ponieważ cała kwota z jego sprzedaży zostanie przeznaczona na szczytny cel).
Pamiętaj jednak, żeby nie zwlekać z zakupami z okazji święta Winter Veil – przedstawiona oferta jest ważna do 1 stycznia 2013 r.
Druga promocja przeznaczona jest dla graczy Diablo III, który nie mieli jeszcze styczności z World of Warcraft. Im Zamieć po prostu rozsyła za darmo klucze do Battle Chesta. Jeśli młócenie demonów w Sanktuarium trochę już wam zbrzydło i macie ochotę na zmianę klimatów, to wypatrujcie wiadomości od Blizzarda w swoich skrzynkach emailowych powiązanych z Battle.net.
Cytat z: Blizzard (źródło)
Pokaż wszystkim w Azeroth, jak się morduje demony! Odbierz swoją DARMOWĄ kopię zestawu World of Warcraft® Battle Chest® w wersji cyfrowej i 30 dni czasu gry!
Krok 1: Masz Diablo III, ale nie grałeś jeszcze w World of Warcraft?
Krok 2: Sprawdź e-mail przypisany do swojego konta Battle.net i zobacz, czy otrzymałeś darmowy klucz.
Krok 3: Wykorzystaj swój klucz przed 14 stycznia 2013 r. na stronie www.battle.net
Jak widać, święta Bożego Narodzenia to wspaniały moment na rozpoczęcie przygody z World of Warcraft. Podstawka za dwie dychy? Brać!
Wkrótce na WoWCenter.pl też zrobi się bardzo świątecznie...
Mists of Pandaria: Dziennik podróży Li Li - część IX
Caritas, | Komentarze : 10Cytat z: Blizzard (źródło)
Wpis Dziewiąty: Dolina Wiecznego Rozkwitu
Dolina Wiecznego Rozkwitu była jakby małym, samodzielnym światem, ukrytym w samym sercu Pandarii. Ciepła, kojąca bryza przemknęła po pagórkach złotawej trawy. Liście i kwiaty opadały z drzew, wypełniając powietrze słodkim zapachem. Zamiast stawać się suchymi i łamliwymi jak normalne liście i płatki, te które spadły pozostawały świeże i miękkie przez wiele dni.
Wiele z tego, co zobaczyłam, zdawało się pasować do legend, które słyszałam o tej dolinie. Maluchy na Pandarii dorastały poznając mity o tym miejscu. Jedną z najbardziej popularnych historii była ta, która mówiła, jakoby region ten był domem dla kilku magicznych sadzawek. Niektórzy nawet twierdzili, że ich wody są w stanie dokonywać cudów! Definitywnie w tej dolinie było coś specjalnego, i nie byłam osamotniona w chęci zweryfikowania prawdziwości opowieści, jakie krążyły na temat tego regionu.
Tuziny pandareńskich uchodźców napływały do złocistej doliny. Niemal wszyscy z nich zostali wypędzeni ze Szczytu Kun-Lai, przez yaungol, którzy zniszczyli ich domy. Biedni mieszkańcy zabrali ze sobą tyle, ile tylko mogli , co w większości przypadków oznaczało tylko okrywające ich odzienie. Jeśli mieli szczęście, mieli ze sobą również jednego lub dwa jaki, jakieś stare rodzinne pamiątki, i wystarczająco dużo jedzenia, aby przetrwać może kilka dni.
Przyłączyłam się do dwóch uchodźców - pandarena zwącego się Buwei i jego syna, Małego Fu - którzy podróżowali samotnie. Obydwaj byli bardzo cisi, dopóki nie użyłam starego uroku Stormstoutów i dowiedziałam się o nich więcej. Okazało się, że Buwei i jego potomek stracili wszystko w ataku yaungol w Kun-Lai... nawet resztę swojej rodziny. Teraz, ojciec i syn zmierzali do Wioski Opadającej Mgły, miejsca w dolinie, które stało się azylem dla wielu pandarenów z Kun Lai.
Jak wszyscy uchodźcy, Buwei i Mały Fu wierzyli, że odnajdą w dolinie spokój. Któż mógłby ich winić? Zaledwie kilka dni temu, dolina była jeszcze odcięta od reszty Pandarii przez kilka tysięcy lat. Cały ten czas, czcigodni celestyni trzymali nad nią pieczę. Legendarne byty samodzielnie wybrały specjalnych opiekunów - Złoty Lotos - aby pomagali im mieć dolinę na oku. Pandareni których spotkałam mówili, że wielkim honorem było zostać wybranym na członka tego świętego ruchu, jednak cała ta sprawa wydawała mi się trochę dziwna. Nie mogłam wyobrazić sobie bogu podobnych istot pojawiających się pewnego dnia, i proszących mnie abym opuściła swoich przyjaciół i rodzinę, aby spędzić resztę życia w sekretnej dolinie.
Pomimo to rozumiałam, dlaczego uchodźcy przybywali do doliny. Z celestynami i Złotym Lotosem w pobliżu, było to prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce w Pandarii.
A przynajmniej dotychczas takie było.
Buwei powiedział mi, że dolina była niegdyś tronem imperium mogu. Niedawno wielcy dranie odnaleźli drogę do wnętrza doliny i starali się odzyskać swoje dawne tereny. Ciężko mi było uwierzyć w to, że mogu rządzili tak pięknym miejscem jak to, jednak ich posągi były wszędzie!
Pomimo wiadomości o mogu, Buwei i Mały Fu rozweselali się w miarę mijania kolejnych dni. Chciałabym, aby działo się to za moją sprawą, jednak odpowiedzialność ponosił mój bandyszop, Shisai. Futrzana kulka przezwyciężyła większość swoich problemów związanych z niekontrolowaną agresją, odkąd opuściliśmy Kun-Lai. Jednak na wszelki wypadek, nauczyłam dwóch uchodźców jak go uspokoić gdy się lekko nakręci, używając smakołyków i gryzaków. Buwei i jego syn sporo się bawili z bandyszopem. Jego towarzystwo musiało odciągać ich myśli od wszystkiego co stracili, szczególnie w przypadku Małego Fu. Jedyne momenty, w których się uśmiechał, miały miejsce gdy trzymał Shisaia. Wkrótce młody stał się mistrzem w opiece nad stworzonkiem.
Gdy w końcu dotarliśmy do Wioski Opadającej Mgły, byłam zaskoczona tym, jak była ona duża i pełna życia. Kamienne ulice Wioski wydawały się być zużyte i antyczne, jednak wiele budynków wyglądało na nowe. Buwei powiedział, że kiedyś Mistfall było mniejsze, zaledwie kilka struktur tu i tam zamieszkiwanych przez Złoty Lotos, jednak pierwsza fala pandarenów z Kun-Lai szybko rozbudowała to miejsce.
Uchodźcy nie tracili czasu gnieżdżąc się w domach. Dźwięki pandareńskich rozmów, śmiechów i śpiewów wypełniały każdy zakątek wioski. Większość wózków, które ze sobą przywieźli, była rozmontowywana i przerabiana na tymczasowe stoły i stragany. Resztki były używane jako opał dla podgrzewania wielkich gotujących się garńców zielonej ryby w curry, lub do pieczenia kurczaka w orzeszkach na rożnie. Raz na jakiś czas widziałam duszki - podobne do tych z Wędrującej Wyspy - spoglądające ze szczytów dachów. Te małe psotniki przyglądają się uchodźcom w ich codziennych pracach, by po chwili zniknąć z pola widzenia.
Wizyta w Wiosce Opadającej Mgły była wspaniała, ale nadal chciałam zbadać resztę doliny. Wyruszyłam wcześnie następnego ranka. Buwei spał. Tak samo Mały Fu. Maluch uśmiechał się, mocno oplatając ramionami Shisai'a. Miałam zamiar zabrać ze sobą swojego bandyshopa, ale po zobaczeniu, jak radosny stał się dzięki niemu syn Buwei'a, jakbym mogła? Po tym wszystkim co przeszedł Mały Fu, zasługiwał na Shisai'a. Plus, zaczynało mnie męczyć codzienne znajdowanie włosów bandyshopa w moich ubraniach, jedzeniu i herbacie. A przynajmniej... tak sobie mówiłam, żeby nie rozpłakać się jak bachor, podczas gdy pisałam pożegnalną notatkę dla ojca i syna. Potem opuściłam wioskę.
Zaraz po wschodzie słońca, ktoś - albo coś - zaczęło mnie śledzić w drodze przez dolinę. Czułam to w trzewiach, ale tym co naprawdę dawało o sobie znać, był dziwny zapach unoszący się w powietrzu jak kadzidło. Przypominał mi Ryshana i innych wędkarzy z Puszczy Krasarang: mieszanka przepoconego futra i rybich cząstek. Wyśledziłam zapach i złapałam natręta ukrywającego się za wielkim głazem. Na początku myślałam, że to moja babcia Mei, jednak po bliższym przyjrzeniu się, zdałam sobie sprawę, że to nie było tak włochate jak ona. Nawet nie było blisko.
To był grummle. Widywałam te dziwne stworzenia w Kun-Lai, ale nigdy nie spotkałam żadnego osobiście. Byli ekspertami w wspinaczce górskiej i tropicielami o niesamowitym powonieniu. Podróże przez niebezpieczne góry sprawiły, że stały się bardzo przesądne, i miały zwyczaj noszenia amuletów (takich jak monety lub królicze łapki) nazywane fuksaluksem. Grummles nawet brały imiona ze swoich ulubionych fuksówluksów, co w przypadku mojego nowego przyjaciela, wyjaśniało również odór...
"Posłaniec Rybi-ogon do usług!" powiedział grummle. "Chen Stormstout wysłał mnie, abym cię odnalazł, i było to nie lada problemem. Śledziłem przez wiele dni, aby upewnić się, że ty jesteś ty. Za mało smrodu. Potrzebujesz lepszego fuksaluksa."
"Lub też mogłeś po prostu zapytać kim jestem," odpowiedziałam.
"Grummle zawsze ufa swojemu nosowi, ponad wszystko."
Przekazał mi zwój zaadresowany od Wujka Chena. Pomiędzy plamami ale i cząstkami pikantnego tofu porozchlapywanymi po papierze, dowiedziałam się, że nareszcie ruszył swój tyłek i opuścił gorzelnię. Nie tylko to, ale znalazł też więcej Stormstoutów w Słonecznym Gorzelnogródku. Napisał mi, abym spotkała się z nim w jednej z wież strażniczych wzdłuż Kręgosłupa Węża, wielkiego muru ciągnącego się przez zachodnią Pandarię.
I Lili, napisał Wujek Chen na koniec listu, cokolwiek by się nie wydarzyło, nie przechodź na drugą stronę muru! Jest tam śmiertelnie niebezpieczne. Po prostu zaczekaj na miejscu, gdy dotrzesz do wieży.
Fakt, że nie wspomniał sposobu, w jaki wymknęłam się bez jego pozwolenia, sprawił, że zaczęłam się denerwować. Coś wielkiego działo się na Groźnych Pustkowiach, jeśli postanowił pozwolić na ujście tego płazem. Tak bardzo, jak żałowałam opuszczenia doliny, tak wiedziałam, że Wujek Chen mnie potrzebuje. I, cóż, naprawdę chciałam przejść się po murze.
"Chodź, chodź!" Posłaniec Rybi-ogon wskazywał na zachód, gdzie Kręgosłup Węża rozciągał się na granicy doliny. "Poprowadzę cię do muru, ale musimy się śpieszyć. Wieją wschodnie wiatry. Oznacza to szczęście i bezpieczne podróże!"
Nawet z daleka, Kręgosłup Węża był ogromny. Pierwszy raz dojrzałam barierę w Dolinie Czterech Wichrów. Od tego momentu, miałam nadzieję, że dane mi będzie rzucić okiem na Pandarię z jego szczytu.
Dolina Wiecznego Rozkwitu była jakby małym, samodzielnym światem, ukrytym w samym sercu Pandarii. Ciepła, kojąca bryza przemknęła po pagórkach złotawej trawy. Liście i kwiaty opadały z drzew, wypełniając powietrze słodkim zapachem. Zamiast stawać się suchymi i łamliwymi jak normalne liście i płatki, te które spadły pozostawały świeże i miękkie przez wiele dni.
Wiele z tego, co zobaczyłam, zdawało się pasować do legend, które słyszałam o tej dolinie. Maluchy na Pandarii dorastały poznając mity o tym miejscu. Jedną z najbardziej popularnych historii była ta, która mówiła, jakoby region ten był domem dla kilku magicznych sadzawek. Niektórzy nawet twierdzili, że ich wody są w stanie dokonywać cudów! Definitywnie w tej dolinie było coś specjalnego, i nie byłam osamotniona w chęci zweryfikowania prawdziwości opowieści, jakie krążyły na temat tego regionu.
Tuziny pandareńskich uchodźców napływały do złocistej doliny. Niemal wszyscy z nich zostali wypędzeni ze Szczytu Kun-Lai, przez yaungol, którzy zniszczyli ich domy. Biedni mieszkańcy zabrali ze sobą tyle, ile tylko mogli , co w większości przypadków oznaczało tylko okrywające ich odzienie. Jeśli mieli szczęście, mieli ze sobą również jednego lub dwa jaki, jakieś stare rodzinne pamiątki, i wystarczająco dużo jedzenia, aby przetrwać może kilka dni.
Przyłączyłam się do dwóch uchodźców - pandarena zwącego się Buwei i jego syna, Małego Fu - którzy podróżowali samotnie. Obydwaj byli bardzo cisi, dopóki nie użyłam starego uroku Stormstoutów i dowiedziałam się o nich więcej. Okazało się, że Buwei i jego potomek stracili wszystko w ataku yaungol w Kun-Lai... nawet resztę swojej rodziny. Teraz, ojciec i syn zmierzali do Wioski Opadającej Mgły, miejsca w dolinie, które stało się azylem dla wielu pandarenów z Kun Lai.
Jak wszyscy uchodźcy, Buwei i Mały Fu wierzyli, że odnajdą w dolinie spokój. Któż mógłby ich winić? Zaledwie kilka dni temu, dolina była jeszcze odcięta od reszty Pandarii przez kilka tysięcy lat. Cały ten czas, czcigodni celestyni trzymali nad nią pieczę. Legendarne byty samodzielnie wybrały specjalnych opiekunów - Złoty Lotos - aby pomagali im mieć dolinę na oku. Pandareni których spotkałam mówili, że wielkim honorem było zostać wybranym na członka tego świętego ruchu, jednak cała ta sprawa wydawała mi się trochę dziwna. Nie mogłam wyobrazić sobie bogu podobnych istot pojawiających się pewnego dnia, i proszących mnie abym opuściła swoich przyjaciół i rodzinę, aby spędzić resztę życia w sekretnej dolinie.
Pomimo to rozumiałam, dlaczego uchodźcy przybywali do doliny. Z celestynami i Złotym Lotosem w pobliżu, było to prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce w Pandarii.
A przynajmniej dotychczas takie było.
Buwei powiedział mi, że dolina była niegdyś tronem imperium mogu. Niedawno wielcy dranie odnaleźli drogę do wnętrza doliny i starali się odzyskać swoje dawne tereny. Ciężko mi było uwierzyć w to, że mogu rządzili tak pięknym miejscem jak to, jednak ich posągi były wszędzie!
Pomimo wiadomości o mogu, Buwei i Mały Fu rozweselali się w miarę mijania kolejnych dni. Chciałabym, aby działo się to za moją sprawą, jednak odpowiedzialność ponosił mój bandyszop, Shisai. Futrzana kulka przezwyciężyła większość swoich problemów związanych z niekontrolowaną agresją, odkąd opuściliśmy Kun-Lai. Jednak na wszelki wypadek, nauczyłam dwóch uchodźców jak go uspokoić gdy się lekko nakręci, używając smakołyków i gryzaków. Buwei i jego syn sporo się bawili z bandyszopem. Jego towarzystwo musiało odciągać ich myśli od wszystkiego co stracili, szczególnie w przypadku Małego Fu. Jedyne momenty, w których się uśmiechał, miały miejsce gdy trzymał Shisaia. Wkrótce młody stał się mistrzem w opiece nad stworzonkiem.
Gdy w końcu dotarliśmy do Wioski Opadającej Mgły, byłam zaskoczona tym, jak była ona duża i pełna życia. Kamienne ulice Wioski wydawały się być zużyte i antyczne, jednak wiele budynków wyglądało na nowe. Buwei powiedział, że kiedyś Mistfall było mniejsze, zaledwie kilka struktur tu i tam zamieszkiwanych przez Złoty Lotos, jednak pierwsza fala pandarenów z Kun-Lai szybko rozbudowała to miejsce.
Uchodźcy nie tracili czasu gnieżdżąc się w domach. Dźwięki pandareńskich rozmów, śmiechów i śpiewów wypełniały każdy zakątek wioski. Większość wózków, które ze sobą przywieźli, była rozmontowywana i przerabiana na tymczasowe stoły i stragany. Resztki były używane jako opał dla podgrzewania wielkich gotujących się garńców zielonej ryby w curry, lub do pieczenia kurczaka w orzeszkach na rożnie. Raz na jakiś czas widziałam duszki - podobne do tych z Wędrującej Wyspy - spoglądające ze szczytów dachów. Te małe psotniki przyglądają się uchodźcom w ich codziennych pracach, by po chwili zniknąć z pola widzenia.
Wizyta w Wiosce Opadającej Mgły była wspaniała, ale nadal chciałam zbadać resztę doliny. Wyruszyłam wcześnie następnego ranka. Buwei spał. Tak samo Mały Fu. Maluch uśmiechał się, mocno oplatając ramionami Shisai'a. Miałam zamiar zabrać ze sobą swojego bandyshopa, ale po zobaczeniu, jak radosny stał się dzięki niemu syn Buwei'a, jakbym mogła? Po tym wszystkim co przeszedł Mały Fu, zasługiwał na Shisai'a. Plus, zaczynało mnie męczyć codzienne znajdowanie włosów bandyshopa w moich ubraniach, jedzeniu i herbacie. A przynajmniej... tak sobie mówiłam, żeby nie rozpłakać się jak bachor, podczas gdy pisałam pożegnalną notatkę dla ojca i syna. Potem opuściłam wioskę.
Zaraz po wschodzie słońca, ktoś - albo coś - zaczęło mnie śledzić w drodze przez dolinę. Czułam to w trzewiach, ale tym co naprawdę dawało o sobie znać, był dziwny zapach unoszący się w powietrzu jak kadzidło. Przypominał mi Ryshana i innych wędkarzy z Puszczy Krasarang: mieszanka przepoconego futra i rybich cząstek. Wyśledziłam zapach i złapałam natręta ukrywającego się za wielkim głazem. Na początku myślałam, że to moja babcia Mei, jednak po bliższym przyjrzeniu się, zdałam sobie sprawę, że to nie było tak włochate jak ona. Nawet nie było blisko.
To był grummle. Widywałam te dziwne stworzenia w Kun-Lai, ale nigdy nie spotkałam żadnego osobiście. Byli ekspertami w wspinaczce górskiej i tropicielami o niesamowitym powonieniu. Podróże przez niebezpieczne góry sprawiły, że stały się bardzo przesądne, i miały zwyczaj noszenia amuletów (takich jak monety lub królicze łapki) nazywane fuksaluksem. Grummles nawet brały imiona ze swoich ulubionych fuksówluksów, co w przypadku mojego nowego przyjaciela, wyjaśniało również odór...
"Posłaniec Rybi-ogon do usług!" powiedział grummle. "Chen Stormstout wysłał mnie, abym cię odnalazł, i było to nie lada problemem. Śledziłem przez wiele dni, aby upewnić się, że ty jesteś ty. Za mało smrodu. Potrzebujesz lepszego fuksaluksa."
"Lub też mogłeś po prostu zapytać kim jestem," odpowiedziałam.
"Grummle zawsze ufa swojemu nosowi, ponad wszystko."
Przekazał mi zwój zaadresowany od Wujka Chena. Pomiędzy plamami ale i cząstkami pikantnego tofu porozchlapywanymi po papierze, dowiedziałam się, że nareszcie ruszył swój tyłek i opuścił gorzelnię. Nie tylko to, ale znalazł też więcej Stormstoutów w Słonecznym Gorzelnogródku. Napisał mi, abym spotkała się z nim w jednej z wież strażniczych wzdłuż Kręgosłupa Węża, wielkiego muru ciągnącego się przez zachodnią Pandarię.
I Lili, napisał Wujek Chen na koniec listu, cokolwiek by się nie wydarzyło, nie przechodź na drugą stronę muru! Jest tam śmiertelnie niebezpieczne. Po prostu zaczekaj na miejscu, gdy dotrzesz do wieży.
Fakt, że nie wspomniał sposobu, w jaki wymknęłam się bez jego pozwolenia, sprawił, że zaczęłam się denerwować. Coś wielkiego działo się na Groźnych Pustkowiach, jeśli postanowił pozwolić na ujście tego płazem. Tak bardzo, jak żałowałam opuszczenia doliny, tak wiedziałam, że Wujek Chen mnie potrzebuje. I, cóż, naprawdę chciałam przejść się po murze.
"Chodź, chodź!" Posłaniec Rybi-ogon wskazywał na zachód, gdzie Kręgosłup Węża rozciągał się na granicy doliny. "Poprowadzę cię do muru, ale musimy się śpieszyć. Wieją wschodnie wiatry. Oznacza to szczęście i bezpieczne podróże!"
Nawet z daleka, Kręgosłup Węża był ogromny. Pierwszy raz dojrzałam barierę w Dolinie Czterech Wichrów. Od tego momentu, miałam nadzieję, że dane mi będzie rzucić okiem na Pandarię z jego szczytu.
Cóż, ten dzień w końcu nadszedł.
Zwycięzcy konkursu z "Wichrami Wojny"
Kumbol, | Komentarze : 5
Wytrzymaliśmy was trochę w niepewności, ale tortur nadszedł koniec. Oto zwycięzcy, którym zaraz poślemy najnowszą książkę "Jaina Proudmoore: Wichry Wojny".
Serdecznie gratulujemy! Odezwiemy się na PW celem uzyskania adresu. Tymczasem dziękujemy wszystkim pozostałym uczestnikom (a było was naprawdę dużo), którym tym razem szczęście nie dopisało. Przyszłość przyniesie kolejne konkursy, a wy nie zrażajcie się, tylko bierzcie w nich koniecznie udział.
A jeśli chodzi o "Wichry Wojny", to poza tym konkursem książkę możecie rzecz jasna zgarnąć w dobrych księgarniach czy sklepach internetowych, np. na gram.pl. Warto, bo jak mogliście przeczytać w naszej recenzji, jest naprawdę dobra.
Serdecznie gratulujemy! Odezwiemy się na PW celem uzyskania adresu. Tymczasem dziękujemy wszystkim pozostałym uczestnikom (a było was naprawdę dużo), którym tym razem szczęście nie dopisało. Przyszłość przyniesie kolejne konkursy, a wy nie zrażajcie się, tylko bierzcie w nich koniecznie udział.
A jeśli chodzi o "Wichry Wojny", to poza tym konkursem książkę możecie rzecz jasna zgarnąć w dobrych księgarniach czy sklepach internetowych, np. na gram.pl. Warto, bo jak mogliście przeczytać w naszej recenzji, jest naprawdę dobra.
Mists of Pandaria: Dziennik podróży Li Li - część VIII
Kumbol, | Komentarze : 0Cytat z: Blizzard (źródło)
Wpis ósmy: Szczyt Kun-Lai
Myślałam, że Jadeitowy Las był wielkim kawałkiem lądu, jednak nie miał porównania wobec Szczytu Kun-Lai. Góry były tak wysokie, że nawet z wysokości, z balonu na rozgrzane powietrze, musiałam zadzierać głowę, aby przyjrzeć się tylko ośnieżonym zboczom ginącym w obłokach.
Nasz cel - Świątynia Białego Tygrysa. Była umiejscowiona w północno-wschodnim Kun-Lai. Podobnie jak świątynie w Jadeitowym Lesie i Dziczy Krasarang, była dedykowana jednemu z legendarnych celestynów Pandarii. W tym przypadku Xuenowi, Białemu Tygrysowi. Pilot balona, Shin, mówił o nim także jako o duchu siły, co zdawało się być perfekcyjną cechą w obliczu tych nieprzyjaznych gór.
Tereny świątyni były okryte mrozem w momencie naszego przybycia. Moje łapy były zdrętwiałe gdy skończyliśmy władowywać wszystkie beczki z rybami. Nawet mój bandyszop, Shisai, nie mógł ukryć się przed zimnem. Szron pokrywał jego futro od głowy po sam ogon, a jego wąsy zamieniły się w lód. Byłoby mi przykro z powodu malucha, gdyby nie zachowywał się ostatnio jak zrzęda. Zaledwie noc wcześniej próbował mnie ugryźć, gdy nakryłam go na kradzieży ryb z beczek!
Coś było z nim nie tak, ale nie wiedziałam co... Jeszcze nie.
Po dokonaniu dostawy powróciliśmy w przestworza i skierowaliśmy się ku skalistym stepom wyżynnym w południowym Kun-Lai. To właśnie tu żyła większość mieszkańców regionu. Poza chatkami hozen i wioskami pandarenów, widziałam osady jinyu na skraju Jeziora Inkaustowych Skrzeli. Miałam nadzieję na poznanie bliżej antycznej kultury i bogatej historii tej nawodnej rasy. Co ważniejsze, chciałam wiedzieć, jak wprowadzają małe rybki w bąbelki i sprawiają, że unoszą się w powietrzu.
Nigdy jednak nie miałam okazji zbadać Inkaustowych Skrzeli. Tak naprawdę nie mogłam cieszyć się żadnym z niesamowitych miejsc Kun-Lai. Z każdą sekundą Shisai stawał się coraz bardziej niebezpieczny i nieprzewidywalny.
"On jest rozzłoszczony," wyjaśnił Shin, zauważając zachowanie bandyszopa. "Ale to nie jest jego wina..." Pandaren dalej powiedział mi, że jeden z sha - byt czystej agresji - uciekł ze swojego więzienia w wysokich górach. Terroryzował stepy powodując wybuchy przemocy wśród różnych mieszkańców, którzy tam żyli.
Żeby było jeszcze gorzej, rasa kudłatych o podobnym jakom twarzach nomadów, zwanych yaungol, wmaszerowała do regionu od zachodu. Te wielkie durnie zachowywały się, jakby władały tym miejscem, paląc wszelkie osady jakie stały im na drodze i zrównując je z ziemią. Shin nie wiedział, czy nagłe pojawienie się yaungolów było powiązane z sha, jednak brutale na pewno nie sprawiały, że w Kun-Lai było bezpieczniej.
Mimo że nie mogliśmy zrobić zbyt wiele z sha i yaungolami, nadal mogliśmy pomóc bandyszopowi. Shin powiedział, że zna odpowiednią osobę, która będzie w stanie uleczyć problemy z agresją Shisaia: Odważny Yon.
Yon żył w małej jaskini na Szczycie Kota, samotnej górze położonej w południowo-zachodnim Kun-Lai. Był ekscentrycznym pandarenem, sławnym z umiejętności oswajania dzikich zwierząt i uczenia ich walki. Na szczęście Shin i Yon byli starymi kumplami, tak więc poskramiacz powitał nas w swoim domu i zgodził się pomóc Shisaiowi. Ostrożnie zbadał zrzędliwego bandyszopa. Raz na jakiś czas Yon zwracał się do swoich pupilów, które trzymał w jaskini, i zadawał im pytanie lub mruczał coś pod nosem. Jednak tym, co naprawdę mnie w nim wystraszyło, były dziwne swetry, kapcie i szaliki wiszące na ścianach. Jasne było, że zostały one wydziergane z myślą o różnych rodzajach zwierząt. Każda część garderoby miała nawet wyhaftowane na sobie imię pupilów Yona!
"Śmiej się, jeśli chcesz," powiedział poskramiacz w swojej obronie, gdy przyłapał mnie na gapieniu się na ubrania, "jednak tutaj w zimnie ważnym jest, aby utrzymywać ciepłotę zwierząt. Mogłyby przeciążyć mięśnie."
Ta... Yon był trochę zwariowany, ale polubiłam go. Przypominał mi mistrzów mnichów na Wędrującej wyspie, którzy spędzali całe swoje życie na ćwiczeniu wybranych sztuk. Tylko zamiast osiągać wewnętrzną równowagę, Yon sprawiał, że króliczki walczyły z małymi krokodylkami. Co też było fajne.
Następnego dnia Yon pokazał mi sposoby radzenia sobie z Shisaiem i "ukierunkowywania jego agresji." Zrozumiałam przez to, że miał na myśli uczenie bandyszopa jak walczyć z innymi pupilami. Nigdy nie podejrzewałam, że moja mała roztrzepana futrzana kulka będzie w stanie używać taktyki w walce, jednak jak się okazało, był w tym całkiem dobry!
Shisai dawał sobie radę z zaprawionymi w bojach pupilami Yona (dzięki mojemu strategicznemu trenowaniu, oczywiście). Co więcej, walka uspokajała Shisaia. W przerwach pomiędzy obijaniem przeciwników, był dawnym sobą, chociaż z kilkoma dodatkowymi bliznami.
Następnego ranka wyruszyliśmy ze Szczytu Kota z Shinem i Shisaiem. Zanim odlecieliśmy, Yon przekazał mi torbę starych rzeczy jego pupilów: gryzaki, aby uspokoić Shisaia, gdy będzie podszczypywał, smakołyki i wszelkiego rodzaju inne rzeczy. Poskramiacz nigdy nie poprosił o zapłatę. Bardzo go za to szanowałam. Pomógł Shisaiowi z powodu swojej miłości do poskramiania dzikich bestii. Ponadto... no cóż... wiedział i tak, że nie mam żadnych pieniędzy.
Shin pilotował balon na wschód, gdy rozmawialiśmy o tym, gdzie mógłby mnie wysadzić. Mniej więcej w połowie naszej konwersacji coś na ziemi przykuło mój wzrok. Tuziny tuzinów pandarenów przekraczały gigantyczną bramę na południowej granicy Kun-Lai.
Shin nazywał ją Bramą Czcigodnych Celestynów. Był zadziwiony, że została otwarta. Najwidoczniej bariera była zamknięta przez tysiące lat. Za murem leży miejsce okryte w mitach i legendach: Dolina Wiecznego Rozkwitu. Były to ziemie, na których swe kroki postawiło kiedykolwiek niewiele osób.
Innymi słowy, dolina była ucieleśnieniem marzeń odkrywcy i wiedziałam, że to tam muszę się udać w następnej kolejności.
Aktualizacja progresu Tier 14: Heroic: Sha of Fear
Darkelf, | Komentarze : 3
Wiele polskich gildii nadal próbuje swych sił w instancjach rajdowych: Mogu'shan Vaults, Heart of Fear czy też Terrace of Endless Spring. Tryb heroiczny we wszystkich już instancjach został zdobyty przez gildię Accidentally, która oficjalnie ukończyła Tier 14 pokonując bossa (HC) Sha of Fear. Tym samym uplasowała się ona na 15 miejscu ogólnoświatowego rankingu 25-osobowych gildii oraz na 20 w rankingu ogólnym. Wielkie gratulacje!
Zaraz za nią w polskim rankingu znajdują się takie gildie jak Signum, Encore oraz Innominate (Horda) i Semper Invicta, Insinity czy BrygadaPapySmerfa (Przymierze).
11 gildii ukończyło Mogu'shan Vaults w trybie heroicznym, a ostatnią gildią jest Good Omen z serwera Burning Legion. Kilka gildii jest już w połowie drogi do wyczyszczenia Heart of Fear w trybie heroicznym. Życzymy powodzenia wszystkim i będziemy informować Was na bieżąco o ważniejszych zmianach w progresie PvE na polskiej scenie World of Warcraft.
Poniżej możecie zobaczyć wykres przedstawiający stan progresu w instancji Mogu'shan Vaults. Póki co w Mists of Pandaria mamy w Polsce 22 gildie rajdujące 25-osobowe wersje rajdów, oraz 188 gildii 10-osobowych. Dla porównania, w Dragon Soul (Catalcysm) było ich wszystkich prawie 250.
(Wykres z dnia 2 grudnia 2012)
Zaraz za nią w polskim rankingu znajdują się takie gildie jak Signum, Encore oraz Innominate (Horda) i Semper Invicta, Insinity czy BrygadaPapySmerfa (Przymierze).
11 gildii ukończyło Mogu'shan Vaults w trybie heroicznym, a ostatnią gildią jest Good Omen z serwera Burning Legion. Kilka gildii jest już w połowie drogi do wyczyszczenia Heart of Fear w trybie heroicznym. Życzymy powodzenia wszystkim i będziemy informować Was na bieżąco o ważniejszych zmianach w progresie PvE na polskiej scenie World of Warcraft.
Poniżej możecie zobaczyć wykres przedstawiający stan progresu w instancji Mogu'shan Vaults. Póki co w Mists of Pandaria mamy w Polsce 22 gildie rajdujące 25-osobowe wersje rajdów, oraz 188 gildii 10-osobowych. Dla porównania, w Dragon Soul (Catalcysm) było ich wszystkich prawie 250.
(Wykres z dnia 2 grudnia 2012)
Wichry Wojny do wygrania w naszym konkursie!
Kumbol, | Komentarze : 21
Tak, tak, wiemy, że czekaliście! Wspólnie z wydawnictwem Fabryka Słów zapraszamy do wzięcia udziału w naszym konkursie, w którym wygrać możecie jeden z trzech egzemplarzy najnowszej książki World of Warcraft: Jaina Proudmoore: Wichry Wojny.
Konkurs nie wymaga bycia wybitnym plastykiem czy wspaniałym pisarzem. Wystarczy wypełnić króciutki quiz z wiedzy o fabule World of Warcraft i trzymać kciuki za szczęście w losowaniu. Za tydzień o 20:00 wylosujemy 3 zwycięzców spośród uczestników, którzy poprawnie odpowiedzieli na wszystkie pytania.
Chcecie dowiedzieć się więcej o pierwszej od lat wydanej po polsku powieści z uniwersum Warcrafta? Obszernie już informowaliśmy o jej premierze, a dzień później mieliśmy dla Was recenzję na dwa głosy.
WoWCenter.pl jest patronem medialnym polskiego wydania "Wichrów Wojny".
Konkurs nie wymaga bycia wybitnym plastykiem czy wspaniałym pisarzem. Wystarczy wypełnić króciutki quiz z wiedzy o fabule World of Warcraft i trzymać kciuki za szczęście w losowaniu. Za tydzień o 20:00 wylosujemy 3 zwycięzców spośród uczestników, którzy poprawnie odpowiedzieli na wszystkie pytania.
Chcecie dowiedzieć się więcej o pierwszej od lat wydanej po polsku powieści z uniwersum Warcrafta? Obszernie już informowaliśmy o jej premierze, a dzień później mieliśmy dla Was recenzję na dwa głosy.
WoWCenter.pl jest patronem medialnym polskiego wydania "Wichrów Wojny".