WoWCenter.pl
wikass zabił Mythrax the Unraveler (Normal Uldir) po raz 2.     
kuturin zdobył 7th Legionnaire's Cuffs.     
Nikandra spełnił kryterium Loot 200,000 gold osiągnięcia Got My Mind On My Money.     
Tooly zdobył Fairweather Helm.     
Muattin zdobył osiągnięcie The Dirty Five.     
Yoozku zdobył Parrotfeather Cloak.     
Mlody89 zdobył Royal Apothecary Drape.     
Weakness zabił Dazar, The First King (Mythic King's Rest) po raz 6.     
liq spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Osiol spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Wuntu zabił Zek'voz, Herald of N'zoth (Heroic Uldir) po raz 1.     
Olsa zabił Vectis (Heroic Uldir) po raz 6.     
Sarenus spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
kajtasus zdobył osiągnięcie Come Sail Away.     
ossir spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
mcpablo spełnił kryterium Alliance players slain. osiągnięcia Frontline Slayer.     
Emmm zabił Taloc (Heroic Uldir) po raz 17.     
AsaGorth spełnił kryterium Big-Mouth Clam osiągnięcia The Oceanographer.     

Mists of Pandaria: Dziennik podróży Li Li - część IX

Serwis WoWCenter.pl nie jest obecnie utrzymywany.

Dziękujemy za wszystkie lata spędzone razem z nami
w Azeroth!

- Redakcja
Artykuł

Mists of Pandaria: Dziennik podróży Li Li - część IX

  Caritas:
Cytat z: Blizzard (źródło)
http://www.wowcenter.pl/Files/mop_logo_m.pngWpis Dziewiąty: Dolina Wiecznego Rozkwitu

Dolina Wiecznego Rozkwitu była jakby małym, samodzielnym światem, ukrytym w samym sercu Pandarii. Ciepła, kojąca bryza przemknęła po pagórkach złotawej trawy. Liście i kwiaty opadały z drzew, wypełniając powietrze słodkim zapachem. Zamiast stawać się suchymi i łamliwymi jak normalne liście i płatki, te które spadły pozostawały świeże i miękkie przez wiele dni.

Wiele z tego, co zobaczyłam, zdawało się pasować do legend, które słyszałam o tej dolinie. Maluchy na Pandarii dorastały poznając mity o tym miejscu. Jedną z najbardziej popularnych historii była ta, która mówiła, jakoby region ten był domem dla kilku magicznych sadzawek. Niektórzy nawet twierdzili, że ich wody są w stanie dokonywać cudów! Definitywnie w tej dolinie było coś specjalnego, i nie byłam osamotniona w chęci zweryfikowania prawdziwości opowieści, jakie krążyły na temat tego regionu.

Tuziny pandareńskich uchodźców napływały do złocistej doliny. Niemal wszyscy z nich zostali wypędzeni ze Szczytu Kun-Lai, przez yaungol, którzy zniszczyli ich domy. Biedni mieszkańcy zabrali ze sobą tyle, ile tylko mogli , co w większości przypadków oznaczało tylko okrywające ich odzienie. Jeśli mieli szczęście, mieli ze sobą również jednego lub dwa jaki, jakieś stare rodzinne pamiątki, i wystarczająco dużo jedzenia, aby przetrwać może kilka dni.

Przyłączyłam się do dwóch uchodźców - pandarena zwącego się Buwei i jego syna, Małego Fu - którzy podróżowali samotnie. Obydwaj byli bardzo cisi, dopóki nie użyłam starego uroku Stormstoutów i dowiedziałam się o nich więcej. Okazało się, że Buwei i jego potomek stracili wszystko w ataku yaungol w Kun-Lai... nawet resztę swojej rodziny. Teraz, ojciec i syn zmierzali do Wioski Opadającej Mgły, miejsca w dolinie, które stało się azylem dla wielu pandarenów z Kun Lai.

Jak wszyscy uchodźcy, Buwei i Mały Fu wierzyli, że odnajdą w dolinie spokój. Któż mógłby ich winić? Zaledwie kilka dni temu, dolina była jeszcze odcięta od reszty Pandarii przez kilka tysięcy lat. Cały ten czas, czcigodni celestyni trzymali nad nią pieczę. Legendarne byty samodzielnie wybrały specjalnych opiekunów - Złoty Lotos - aby pomagali im mieć dolinę na oku. Pandareni których spotkałam mówili, że wielkim honorem było zostać wybranym na członka tego świętego ruchu, jednak cała ta sprawa wydawała mi się trochę dziwna. Nie mogłam wyobrazić sobie bogu podobnych istot pojawiających się pewnego dnia, i proszących mnie abym opuściła swoich przyjaciół i rodzinę, aby spędzić resztę życia w sekretnej dolinie.

Pomimo to rozumiałam, dlaczego uchodźcy przybywali do doliny. Z celestynami i Złotym Lotosem w pobliżu, było to prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce w Pandarii.

A przynajmniej dotychczas takie było.

Buwei powiedział mi, że dolina była niegdyś tronem imperium mogu. Niedawno wielcy dranie odnaleźli drogę do wnętrza doliny i starali się odzyskać swoje dawne tereny. Ciężko mi było uwierzyć w to, że mogu rządzili tak pięknym miejscem jak to, jednak ich posągi były wszędzie!

Pomimo wiadomości o mogu, Buwei i Mały Fu rozweselali się w miarę mijania kolejnych dni. Chciałabym, aby działo się to za moją sprawą, jednak odpowiedzialność ponosił mój bandyszop, Shisai. Futrzana kulka przezwyciężyła większość swoich problemów związanych z niekontrolowaną agresją, odkąd opuściliśmy Kun-Lai. Jednak na wszelki wypadek, nauczyłam dwóch uchodźców jak go uspokoić gdy się lekko nakręci, używając smakołyków i gryzaków. Buwei i jego syn sporo się bawili z bandyszopem. Jego towarzystwo musiało odciągać ich myśli od wszystkiego co stracili, szczególnie w przypadku Małego Fu. Jedyne momenty, w których się uśmiechał, miały miejsce gdy trzymał Shisaia. Wkrótce młody stał się mistrzem w opiece nad stworzonkiem.

Gdy w końcu dotarliśmy do Wioski Opadającej Mgły, byłam zaskoczona tym, jak była ona duża i pełna życia. Kamienne ulice Wioski wydawały się być zużyte i antyczne, jednak wiele budynków wyglądało na nowe. Buwei powiedział, że kiedyś Mistfall było mniejsze, zaledwie kilka struktur tu i tam zamieszkiwanych przez Złoty Lotos, jednak pierwsza fala pandarenów z Kun-Lai szybko rozbudowała to miejsce.

Uchodźcy nie tracili czasu gnieżdżąc się w domach. Dźwięki pandareńskich rozmów, śmiechów i śpiewów wypełniały każdy zakątek wioski. Większość wózków, które ze sobą przywieźli, była rozmontowywana i przerabiana na tymczasowe stoły i stragany. Resztki były używane jako opał dla podgrzewania wielkich gotujących się garńców zielonej ryby w curry, lub do pieczenia kurczaka w orzeszkach na rożnie. Raz na jakiś czas widziałam duszki - podobne do tych z Wędrującej Wyspy - spoglądające ze szczytów dachów. Te małe psotniki przyglądają się uchodźcom w ich codziennych pracach, by po chwili zniknąć z pola widzenia.

Wizyta w Wiosce Opadającej Mgły była wspaniała, ale nadal chciałam zbadać resztę doliny. Wyruszyłam wcześnie następnego ranka. Buwei spał. Tak samo Mały Fu. Maluch uśmiechał się, mocno oplatając ramionami Shisai'a. Miałam zamiar zabrać ze sobą swojego bandyshopa, ale po zobaczeniu, jak radosny stał się dzięki niemu syn Buwei'a, jakbym mogła? Po tym wszystkim co przeszedł Mały Fu, zasługiwał na Shisai'a. Plus, zaczynało mnie męczyć codzienne znajdowanie włosów bandyshopa w moich ubraniach, jedzeniu i herbacie. A przynajmniej... tak sobie mówiłam, żeby nie rozpłakać się jak bachor, podczas gdy pisałam pożegnalną notatkę dla ojca i syna. Potem opuściłam wioskę.

Zaraz po wschodzie słońca, ktoś - albo coś - zaczęło mnie śledzić w drodze przez dolinę. Czułam to w trzewiach, ale tym co naprawdę dawało o sobie znać, był dziwny zapach unoszący się w powietrzu jak kadzidło. Przypominał mi Ryshana i innych wędkarzy z Puszczy Krasarang: mieszanka przepoconego futra i rybich cząstek. Wyśledziłam zapach i złapałam natręta ukrywającego się za wielkim głazem. Na początku myślałam, że to moja babcia Mei, jednak po bliższym przyjrzeniu się, zdałam sobie sprawę, że to nie było tak włochate jak ona. Nawet nie było blisko.

To był grummle. Widywałam te dziwne stworzenia w Kun-Lai, ale nigdy nie spotkałam żadnego osobiście. Byli ekspertami w wspinaczce górskiej i tropicielami o niesamowitym powonieniu. Podróże przez niebezpieczne góry sprawiły, że stały się bardzo przesądne, i miały zwyczaj noszenia amuletów (takich jak monety lub królicze łapki) nazywane fuksaluksem. Grummles nawet brały imiona ze swoich ulubionych fuksówluksów, co w przypadku mojego nowego przyjaciela, wyjaśniało również odór...

"Posłaniec Rybi-ogon do usług!" powiedział grummle. "Chen Stormstout wysłał mnie, abym cię odnalazł, i było to nie lada problemem. Śledziłem przez wiele dni, aby upewnić się, że ty jesteś ty. Za mało smrodu. Potrzebujesz lepszego fuksaluksa."

"Lub też mogłeś po prostu zapytać kim jestem," odpowiedziałam.

"Grummle zawsze ufa swojemu nosowi, ponad wszystko."


Przekazał mi zwój zaadresowany od Wujka Chena. Pomiędzy plamami ale i cząstkami pikantnego tofu porozchlapywanymi po papierze, dowiedziałam się, że nareszcie ruszył swój tyłek i opuścił gorzelnię. Nie tylko to, ale znalazł też więcej Stormstoutów w Słonecznym Gorzelnogródku. Napisał mi, abym spotkała się z nim w jednej z wież strażniczych wzdłuż Kręgosłupa Węża, wielkiego muru ciągnącego się przez zachodnią Pandarię.

I Lili, napisał Wujek Chen na koniec listu, cokolwiek by się nie wydarzyło, nie przechodź na drugą stronę muru! Jest tam śmiertelnie niebezpieczne. Po prostu zaczekaj na miejscu, gdy dotrzesz do wieży
.

Fakt, że nie wspomniał sposobu, w jaki wymknęłam się bez jego pozwolenia, sprawił, że zaczęłam się denerwować. Coś wielkiego działo się na Groźnych Pustkowiach, jeśli postanowił pozwolić na ujście tego płazem. Tak bardzo, jak żałowałam opuszczenia doliny, tak wiedziałam, że Wujek Chen mnie potrzebuje. I, cóż, naprawdę chciałam przejść się po murze.

"Chodź, chodź!" Posłaniec Rybi-ogon wskazywał na zachód, gdzie Kręgosłup Węża rozciągał się na granicy doliny. "Poprowadzę cię do muru, ale musimy się śpieszyć. Wieją wschodnie wiatry. Oznacza to szczęście i bezpieczne podróże!"

Nawet z daleka, Kręgosłup Węża był ogromny. Pierwszy raz dojrzałam barierę w Dolinie Czterech Wichrów. Od tego momentu, miałam nadzieję, że dane mi będzie rzucić okiem na Pandarię z jego szczytu.

Cóż, ten dzień w końcu nadszedł.

Komentarze:

Wczytywanie komentarzy...
Musisz się zalogować, aby dodać komentarz