WoWCenter.pl
wikass zabił Mythrax the Unraveler (Normal Uldir) po raz 2.     
kuturin zdobył 7th Legionnaire's Cuffs.     
Nikandra spełnił kryterium Loot 200,000 gold osiągnięcia Got My Mind On My Money.     
Tooly zdobył Fairweather Helm.     
Muattin zdobył osiągnięcie The Dirty Five.     
Yoozku zdobył Parrotfeather Cloak.     
Mlody89 zdobył Royal Apothecary Drape.     
Weakness zabił Dazar, The First King (Mythic King's Rest) po raz 6.     
liq spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Osiol spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Wuntu zabił Zek'voz, Herald of N'zoth (Heroic Uldir) po raz 1.     
Olsa zabił Vectis (Heroic Uldir) po raz 6.     
Sarenus spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
kajtasus zdobył osiągnięcie Come Sail Away.     
ossir spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
mcpablo spełnił kryterium Alliance players slain. osiągnięcia Frontline Slayer.     
Emmm zabił Taloc (Heroic Uldir) po raz 17.     
AsaGorth spełnił kryterium Big-Mouth Clam osiągnięcia The Oceanographer.     

Recenzja "Jaina Proudmoore: Wichry Wojny", czyli na dwa głosy o nowej powieści Christie Golden

Serwis WoWCenter.pl nie jest obecnie utrzymywany.

Dziękujemy za wszystkie lata spędzone razem z nami
w Azeroth!

- Redakcja
Artykuł

Recenzja "Jaina Proudmoore: Wichry Wojny", czyli na dwa głosy o nowej powieści Christie Golden

  Kumbol:
Wczoraj miała premierę pierwsza od lat wydana po polsku powieść z uniwersum Warcrafta, czyli "Jaina Proudmoore: Wichry Wojny". Jeśli jeszcze nie wiecie, czy powinniście sięgnąć po ten tytuł, to gorąco zapraszamy do przeczytania naszej klimatyzowanej muzyką recenzji "na dwa głosy", w której Caritas i Kumbol dzielą się z wami swoją opinią na temat najnowszej książki Christie Golden.


/Files/wichry_rec1.jpg


/Files/caritas_mini.pngZdaniem Caritas...
Parafrazując znane powiedzenie, polska literatura (zwłaszcza fantastyczna) jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo na co się trafi. O ile wśród rodzimych Twórców to i rodzynki są, i wiśnie w likierze się znajdą, i inne przysmaki też są, to na polu tłumaczeń jest niestety źle. Niby było kilka udanych prób, ale też i cała masa porażek. Wystarczy porównać choćby kultowe tłumaczenie Władcy Pierścieni Marii Skibniewskiej z wersją jej kolegi po fachu, który „zasłynął” Łazikiem i własną, równie ciekawą wersją Diuny. Pewne rzeczy stają w gardle i po prostu nie da się tego czytać. Może to tylko ja, ale mając okazję czytać kilka książek w wersji angielskiej, a następnie w polskiej, trzymając się czekoladkowej terminologii, miałam wrażenie, że ciągle trafiam na marcepan. W dodatku nieświeży. A ja nie lubię marcepanu.

World of Warcraft do tej pory traktowany był u nas po macoszemu, dlatego plany wydania Tides of War w wersji polskiej przywitałam z co najmniej umiarkowanym entuzjazmem. A jak znowu będzie „wyło”? Może darować sobie i przeczytać tylko angielskie? No ale z drugiej strony, taka premiera nie zdarza się często. Cóż, do odważnych...

Książka Jaina Proudmoore: Wichry Wojny to pod względem fabularnym pomost łączący Cataclysm i Mists of Pandaria. W grze mieliśmy scenariusz pozwalający nam zobaczyć, co działo się w Theramore, nie wiedzieliśmy jednak dlaczego do tego doszło, a co więcej – jak. Dla ciekawskich i fanów, a także tych, którzy chcą wiedzieć więcej – ta książka to pozycja obowiązkowa.

Bez zdradzania szczegółów – poznajemy krok po kroku wydarzenia, które nie tylko przygotowały grunt pod Mists of Pandaria, ale też kształtują obecnie grę jako taką. Jaina Proudmoore kontynuuje starania mające na celu złagodzenie konfliktu miedzy Hordą a Aliantami. Niestety, nie jest to łatwe zadanie, zwłaszcza, gdy Kalecgos przynosi złe wieści – zniknęła Źrenica Światła. Na skutek pewnych wydarzeń wszelkie działania nie tylko prowadzą na manowce, ale też Jaina lekko się irytuje, mówiąc delikatnie. Równorzędnie poznajemy też wydarzenia na pewno atrakcyjne dla tych najbardziej zagorzałych fanów Hordy, a więc pewne przetasowania w strukturze „Czerwonych”. Podejrzewamy na podstawie przecieków jak może (ale nie musi) wyglądać ostatnie starcie tego dodatku, w Wichrach Wojny dowiadujemy się powoli, dlaczego tak, a nie inaczej.

Tu kilka słów o Autorce zanim skupimy się na samej Jainie. Christie Golden nowa w Azeroth nie jest, pisze o lore od dawna, weźmy choćby Rise of the Horde czy Arthas: Rise of the Lich King. I to się czuje. Po pierwsze – i najważniejsze – jak się wchodzi w jakiś określony świat, trzeba wiedzieć o czym się pisze, bo łatwo wpaść w pułapkę. Christie Golden to wie i wybroniła się bardzo ciekawie. Po drugie - pod względem warsztatu czyta się to płynnie i przyjemnie. Nic nie zgrzyta, nie ma też tej patetycznej nuty, jaka czasem zdarza się w fantastyce. Nie jest to może epopeja, co nie zmienia faktu, że czyta się to dobrze.

A jak tam Jaina? Ku mojej dozgonnej wdzięczności, Jaina przestała być ciepłą kluseczką (nie ukrywam, że jej bardzo nie lubiłam). W końcu, w końcu! jest to postać, którą da się lubić. Jaina ma zęby i gryzie, jak trzeba to przemilczy, jak trzeba to warknie. Potrafi walnąć pięścią w stół, ale wie też, kiedy lepiej pertraktować niż walczyć. Wiem, że według lore doprowadziły do tej sytuacji lata jej doświadczeń i treningów. Niemniej jednak ta postać zawsze była blada, rozmyta i – znów, może tylko ja tak miałam – aż chciało się jej czasem dać w twa...yyy... lekko nią potrząsnąć. Teraz w końcu wydaje się, że Jaina „dorosła”. Jest niesamowicie wyważona. Brak jej tej ciągłej naiwności i atrybutów cycatej głupiej blondynki, która do tej pory była jej bezdyskusyjnie przypisana. Innymi słowy, Jaina w końcu ma przysłowiowe "jaja" i przymierza się do zajęcia równoprawnego miejsca u boku najważniejszych bohaterów Azeroth. I to miejsce jej się w końcu należy. Mogłaby powarczeć jeszcze mocniej, ale przynajmniej za nami duuuuży krok we właściwym kierunku.

Przyznam się, że bałam się tej książki. Jainy nie znoszę za to rozmycie, za bycie przysłowiowym Damsel in distress w świecie, gdzie dla tego damsela miejsca nie ma (w końcu w Azeroth nie chodzi o to, by uwolnić księżniczkę z zamku, baby w Azeroth to takie, co prędzej wybiją komuś zęby niż się pozwolą zobaczyć jako bezbronne białogłowy). I Jaina w końcu też taka jest, a przynajmniej tak stara się ją kreować Christie Golden – rzeczowa, konkretna, wyrazista. Lepiej późno niż wcale, zwłaszcza w obliczu wydarzeń nadchodzących w kolejnych łatkach.

No dobrze, a jak z polską wersją? Tego się bałam najbardziej. Mam kilka swoich ulubionych, świetnych w oryginale serii wydawniczych, które po przekładzie na polski ‘położono’ kompletnie. Tym razem jednak spotkała mnie niespodzianka.

Tłumaczenie jest świetne. Dziwnie na początku brzmią polskie wersje nazw, zwłaszcza głównych bohaterów, ale szybko się można przyzwyczaić. Genialny zabieg, który położył mnie na kolana – używanie oryginalnej nazwy i tłumaczenie jej w tekście na język polski (w stylu X Y zwany Z), a następnie konsekwentne używanie angielskiej nazwy. Brawo! Nie jestem specjalnie fanką spolszczeń nazw w World of Warcraft (i to delikatnie mówiąc), ale w tym przypadku wytrącono mi argumenty z ręki, bo przyczepić się nie ma prawie do czego. Nawet jeśli ktoś jest bardzo niechętny polskim wersjom, uspokajam – to nie tylko w tym przypadku nie razi, ale także pomaga i książka absorbuje jeszcze bardziej.

Sam język tłumaczenia stoi również na wysokim poziomie – tłumaczce udało się ominąć oczywiste pułapki, widać, że tekst jest spójny i przemyślany. Nie ma tu łozizmów, nie ma też wpadek. Czytając książkę ma się nie tylko wrażenie, że wybrany tłumacz świetnie się zna na tym co robi, ale jeszcze na dodatek sam często gości w Azeroth. Generalnie – brawo!

Jedyną rzeczą, do której mogę na upartego się przyczepić, jest pewien brak konsekwencji. Jeśli tłumaczymy imiona, to wszystkich. Jeśli zachowujemy oryginalną pisownię imienia, a nazwiska nie, to też niech dotyczy to wszystkich. A tak mamy Sylwanę i Garrosha. Ja wiem, że się czepiam, ale to jedna z tych nielicznych rzeczy, od których miałam czkawkę.

Podsumowując, książkę Jaina Proudmoore: Wichry Wojny z czystym sumieniem polecam nie tylko upartym fanom lore, ale również tym, którzy po prostu szukają książki dobrej, solidnej i świetnie napisanej. W tym przypadku, mimo moich obawom, zagrało wszystko: świetnie napisana fabuła, kapitalnie nakreślone postaci (Jaino w obecnym kształcie, gdzieś ty była do tej pory??) i najważniejsza rzecz: tłumaczka spisała się na piątkę. Fabryko Słów, czapki z głów i brawo. Drogie koleżanki i koledzy, miłej lektury i czekamy na kolejne polskie wersje!


/Files/wichry_rec2.jpg


/Files/kumbol_mini.pngZdaniem Kumbola...
„Stoicie przede mną gotowi walczyć i umierać, jeśli zajdzie potrzeba. Stoicie gotowi, by ochronić na tym świecie tę odrobinę dobra. To Horda zaczęła tę wojnę, nie my… ale, na Światłość, to my ją skończymy!” – Varian Wrynn

Po lekturze Jaina Proudmoore: Wichry Wojny ścierają się we mnie przeróżne, sprzeczne uczucia. Z jednej strony smutek, żal, nienawiść, nawet strach, z drugiej zaś niesamowita ekscytacja, duma, satysfakcja i nadzieja. Czyli dokładnie tak, jak wyobrażam sobie reakcje umysłu po doświadczeniu solidnej historii, czy to po lekturze książki, czy po wyjściu z kina. I zaraz postaram się wam uzasadnić każdą z tych skrajności.

Podchodziłem do najnowszej powieści Christie Golden z umiarkowanym entuzjazmem. Golden to ta „lepsza” autorka pisząca książki na licencji Blizzarda, a stareńki już Władca Klanów to wciąż jedna z najlepszych opowieści, nie tylko spod jej ręki, jakie wyszły pod szyldem Warcrafta. Wciąż jednak są to produkty na licencji, swego rodzaju uzupełnienia uniwersów wykreowanych przez gry, a one jak dotąd nie porażały poziomem literackim, podobnie jak filmy oparte na grach nie były w większości godne zapamiętania.

Na odbiór takiego tytułu niebagatelny wpływ ma jednak znajomość kontekstu. Cóż bowiem dla przeciętnego zjadacza chleba znaczyć mogą te wszystkie Przymierza, Hordy, orki, trolle i inne taureny, czy ich wojenki, jakkolwiek epicko nie byłyby spisane? Immersja, zanurzenie w świecie i historii, są tysiąckroć większe, jeśli wchodzimy w coś dobrze nam znanego. Oczywiście pod warunkiem, że osadzone jest spójnie i zgodnie z dotychczasową kreacją, jaką znamy z gry.

Na tym polu Christie Golden jest nie do pobicia. Wierność, z jaką autorka odwzorowuje w książce poszczególne lokacje, jest godna najwyższego uznania. Czytając powieść, oczami wyobraźni widziałem absolutnie cały czas dokładne miejsce w Azeroth, w którym w danym momencie działa się akcja. Nic nie zgrzytało. Tyczy się to także scen batalistycznych. Czułem chwilami, że autorka „gra” w książce w moją ulubioną grę, „używając” bohaterami, ale też i zwykłymi żołdakami, umiejętności poszczególnych klas, a nawet specjalizacji. Robi to jednak na tyle subtelnie i z wyczuciem, że nie ma się wrażenia kiczu czy przesadnej stylizacji, a tylko dobrze umiejscowionej w uniwersum opowieści.

A ta jest naprawdę dobra. Oczywiście to wciąż nie jest przełomowe, wybitne dzieło, które stanie się lekturą szkolną przyszłych pokoleń (a szkoda!), ale historia przedstawiona w Wichrach Wojny należy do tych lepszych. Z początku rozwija się jednak leniwie, choć wrażenie to pewnie potęgowane jest przez fakt, że grając w grę wiemy już, do czego zmierza. Pomimo to, w miarę zbliżania się do punktu kulminacyjnego, albo raczej zwrotnego, bo wydarza się on mniej więcej w połowie książki, czułem na twarzy wypieki. Scenariusz w grze, i stwierdzam to ze smutkiem, w najmniejszym stopniu nie oddaje tego, co stało się w Theramore, a co Golden opisuje w swojej powieści fantastycznie i przejmująco.

Sposób prowadzenia narracji jest typowy dla tego cyklu. Skaczemy na bieżąco między różnymi bohaterami z jednej i drugiej strony konfliktu, zyskując przy tym całkiem solidną ich kreację i mając wgląd w ich motywacje oraz pobudki. Skrajnie różne, dodajmy. Wyjątkowo dobrze widać to, gdy jesteśmy przy Hordzie. Podziały już na tym etapie są bardzo głębokie, a gdy zestawimy to z postępem fabuły nadchodzącym w patchu 5.1, zauważamy dalekosiężność, przemyślenie i konsekwencję w rozgrywaniu scenariusza przez Blizzard.

Po przeczytaniu Wichrów Wojny jeszcze mocniej mam poczucie, że tym razem Zamieć dotrzymuje słowa. W Mists of Pandaria mieliśmy poczuć wojnę. Wątek konfliktu Przymierza i Hordy, będący niemal od początku World of Warcraft mimo wszystko na drugim planie, miał stać się, przynajmniej na dalszym etapie życia dodatku, centralną osią fabuły. Christie Golden swoją powieścią utwierdziła mnie w przekonaniu, że tak będzie. Nie może być inaczej. Skoro mówi tak i Jaina Proudmoore, dotąd orędowniczka pokoju, i Anduin Wrynn, którego także zalicza się do grona pacyfistów, to nie ma prawa być inaczej.

Wojna pokazuje prawdziwe oblicza tych, którzy biorą w niej udział. Teraz, znając treść Wichrów Wojny, wobec części bohaterów czuję dużo większy respekt i uznanie, innych zaś szczerze znienawidziłem, mając wcześniej ledwo letni doń stosunek. To jest jedna z największych zalet lektury książek takich jak Jaina Proudmoore: Wichry Wojny – to tutaj postacie znane z gry nabierają prawdziwego charakteru, zyskują pazur, zadziwiają swą złożonością, z której nie muszą być brutalnie odzierane na potrzeby ‘gameplay'u’.

Brutalne potrafią natomiast bywać przekłady. Ileż to razy ranieni byliśmy koślawymi tłumaczeniami, zapadającymi w pamięć bardziej, niżby sobie tego życzyć, z powodu swego idiotycznego brzmienia. W tej materii pragnę uspokoić wszystkich polskich fanów: Fabryka Słów i Pani Karolina Majcher, która tłumaczyła Wichry Wojny, wyszły z tego zadania zdecydowanie obronną ręką. Schemat, o ile w miarę poprawnie go odkryłem, jest taki: nazwy lokacji (miast, stref, budynków) – tłumaczone, nazwy frakcji i grup – tłumaczone, tytuły – tłumaczone, imiona (w większości) – nietłumaczone, nazwiska/przydomki – nietłumaczone. Przy ostatnim punkcie warto jednak na chwilę się zatrzymać, bowiem zastosowano tu pewien świetny zabieg: nazwiska i przydomki na przestrzeni całej opowieści, owszem, występują w swojej oryginalnej formie, ale przy pierwszym pojawieniu się postaci mamy dopisek „zwany też”, czy „znany także jako” i tu polskie tłumaczenie. To bardzo fajne rozwiązanie powoduje, że czytelnik dowiaduje się o znaczeniu danego przydomka, a zarazem nie jest nieustannie katowany jego przekładem.

Najtrudniejszą do zaakceptowania bolączką dla polskich czytelników będzie najpewniej postawienie na spolszczone nazwy lokacji. Mamy więc Rozdroże (Crossroads), Pyłowe Moczary (Dustwallow Marsh), Północną Strażnicę (Northwatch Hold), a także bodaj najbardziej „rzucające się w oczy”, bo i najbardziej „ograne”: Wichrogród (Stormwind), Żelazną Kuźnię (Ironforge) czy Zewnętrze (Outland). I choć na początku zdają się one nieco kłuć, wrażenie to szybko mija i zaczynamy akceptować tłumaczenia, tym bardziej, że w większości są one po prostu dobre, a momentami fajne i pomysłowe (Zębłotka – Mudsprocket). Warto też dodać, że na końcu książki znalazł się słowniczek, w którym znajdziemy spis tłumaczeń dla występujących w powieści nazw własnych, co na pewno jest miłym i pomocnym dodatkiem. Cały przekład jest spójny, trzymający się dość konsekwentnie obranego schematu i książkę czyta się bardzo przyjemnie. Język jest bogaty, odpowiednio stylizowany tam, gdzie to konieczne, a w tłumaczeniu nie popełniono żadnych rażących błędów. Polski przekład z pewnością nie jest dla powieści Christie Golden żadnym uchybieniem.

Smutek, żal – że poświęcono tak wiele, tak wielu. I że tak długo musieliśmy czekać na kolejne polskie książki z uniwersum Warcrafta. Nienawiść – do tych, którzy przekraczają kolejne granice podłości w swej żądzy krwi i władzy. Strach – przed ich następnymi krokami.

Ekscytacja – bo dla Warcrafta nastają świetne czasy, bo prawdziwa wojna Przymierza i Hordy to nie mrzonka, lecz fakt. Duma – z mojego Przymierza i jego herosów, którzy właśnie stali się dojrzalsi. Satysfakcja – po przeczytaniu solidnej, dobrze wydanej powieści w ulubionych uniwersum. Nadzieja – na zwycięstwo, na więcej i jeszcze lepiej.

Komentarze:

Wczytywanie komentarzy...
Musisz się zalogować, aby dodać komentarz