Wojna Niespokojnych Piasków - opowiadanie
Ventas, | Komentarze : 3Wszyscy odliczamy dni do premiery Malfuriona. Z tej okazji Ventas z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki przygotował dla Was tłumaczenie jednego z Short Story Blizzarda - opowiadania, które przybliży Wam historię jednej z kluczowych postaci książki, jaką jest Fandral Staghelm. Życzymy ciekawej lektury!
Micky Neilson
Wojna Niespokojnych Piasków
Południowe słońce wznosiło się nad piaszczystymi równinami Silithus, a jego promieniste oblicze było niemym świadkiem formowania się wielkiej armii przed Murem Skarabeusza.
Ognista kula kontynuowała swą wieczną wędrówkę po nieboskłonie, katując zebranych nieprzerwaną falą gorąca aż do momentu, gdy ostatnie szeregi ogromnego wojska zniknęły z jej pola widzenia, a ona sama zaszła za horyzont.
Spośród niezliczonych rzesz wojowników, patrzących po sobie rozbieganym, nerwowym wzrokiem i kurczowo zaciskających palce na rękojeściach broni, wyróżniała się pewna samotna elfka pogrążona w iście stoickiej zadumie. Jej towarzysze spoglądali na nią z niemym podziwem, a niektórzy wręcz ze czcią. Pozostali zebrani zaś – wśród których znajdowali się przedstawiciele wszystkich ras pochodzących z każdej znanej krainy tego świata – patrzyli na nią, nie mogąc wyzbyć się do końca swych uprzedzeń rasowych. W końcu niesnaski między nocnymi elfami a trollami i taurenami trwały niemal od zarania dziejów, a nim poprzednia krew poległych zdołała wsiąknąć w ziemię, już przelewano następną.
Jednakże niezależnie od ich pochodzenia i bagażu doświadczeń wszystkich bez wyjątku, tych, którzy przybyli tego dnia, aby wziąć udział w wiekopomnej bitwie, łączyło jedno uczucie, jakim darzyli nocną elfkę – szacunek.
Tego dnia Sziromar odznaczała się dla nich tymi samymi przymiotami, co wędrujące nad nimi słońce – była niewzruszona, niezłomna i nieugięta. Te cechy charakteru okazały się dla niej kluczowe w ostatnich miesiącach, dając nocnej elfce siłę, aby brnąć naprzód w momentach, gdy wszystko wydawało się już stracone, gdy w jej poszukiwaniach nie było widać końca i gdy wszyscy towarzysze poddali się, tracąc wiarę w cokolwiek.
Wśród zebranych był też obserwator, a wraz z nim liczni przybyli z Jaskiń Czasu. Zjawił się spiżowy smok i lord miotu, a nad wszystkimi wiły się tłumnie fruwające gromady owadów. Na miejsce dostarczono również odnalezione odłamki wciąż chronione przez swych pradawnych obrońców – niezłomne i gotowe bronić się do upadłego starożytne smoki. Gdyby nie wielki umysł, ale też i mniej zaszczytne cechy jak przymus, czy choćby zwykła przemoc, okrutna w swej prostocie, ale i efektywności, nie byłoby tego dnia – zwieńczenia wielu starań.
A wszystko to z powodu jednego przedmiotu – artefaktu znajdującego się teraz w ręku Sziromar – Berła Niespokojnych Piasków, którego fragmenty po tysiącu lat w końcu złączono na powrót w całość.
Teraz wszystkie drogi i żywota prowadziły tutaj, w głąb pustyni Silithus, pod Mur Skarabeusza. Tutaj, gdzie uprzednio Berło zostało rozbite.
Sziromar spojrzała w niebo, przypominając sobie tamten czas, gdy jego błękit przesłaniały nadciągające stada smoków, kiedy to silithidzi i qirajowie napierali nieskończoną falą na słabnące legiony nocnych elfów i wszelką nadzieję przyoblekł cień żałoby. Wtedy wydawało się, że nikt nie przeżyje tamtych przerażających miesięcy, a jednak była tutaj, stojąc przed świętą barierą, która uratowała im życie przed laty. Wtedy, podczas Wojny Niespokojnych Piasków…
Fandral Jeleniorogi gnał na czele szarży, a jego syn, Valstann, trwał mężnie u boku ojca. Zdecydowali się jechać wąwozem, aby zabezpieczyć swe flanki przed nieskończonym przypływem silithidów. Sziromar była blisko, trzymając się tuż za linią frontu i rzucając jedno uzdrawiające zaklęcie za drugim, tak szybko, na ile pozwalały jej kurczące się zasoby many.
Fandralowi i Valstannowi towarzyszyli opiekunowie gaju i zahartowane w bojach strażniczki, wspólnie wyżynając sobie drogę do ujścia z wąwozu. Ich wysiłki były wspierane przez zastępy kapłanek i druidów, łączących swe magiczne zdolności w uzdrawiające, lecz również niezwykle wyczerpujące fale. Wydawało się jednak, że każdą wybitą gromadę insektoidów, zastępowała nowa, licząca sobie parę setek łaknących krwi silithidów. Sytuacja pozostawała niezmienna od paru ostatnich dni, gdy doszły ich pierwsze wieści o niespodziewanej inwazji owadziej armii, a Fandral wezwał wszystkich pod broń.
Kapłanka Sziromar wraz ze swymi siostrami zdołała zregenerować wystarczającą ilość many, aby jednocześnie sięgnąć po łaskę Eluny, tkając niszczycielski czar. Teraz elfki patrzyły z dumą, jak padająca z nieba oślepiająca kolumna białego światła ściera w proch rój silithidów blokujący wyjście z wąwozu.
Wtedy jednak, niski i bzyczący dźwięk wypełnił powietrze nad przedzierającymi się elfami. Latające owady – skrzydlata odmiana qirajów – zaatakowała z powietrza, przelatując jeden po drugim nad krawędzią wąwozu i spadając z impetem na wspierających strażniczki druidów.
Fandral poprowadził awangardę kolumny z wąwozu ku otwartym piaskom, depcząc kopczyki pyłu będące przed momentem blokującymi przejście insektami, które doświadczyły mocy Matki Luny. Powietrze ożyło od dudnienia skrzydlatych qirajów, gdy opadali na wyjeżdżających, uderzając swymi szponiastymi odnóżami. Fandral kazał pogonić wierzchowce, aby umożliwić kolejnym wyłaniającym się zastępom elfów zajęcie dogodniejszej pozycji.
Gdy Sziromar obejrzała się za siebie, spoglądając na wzgórze w oddali, ujrzała rzesze piechoty qirajów wylewające się z niego na podobieństwo roju mrówek wybiegających z mrowiska. Spośród szeregowych insektoidów wyłoniła się nagle prawdziwa potworność wymachująca olbrzymimi szczypcami. Górując nad swymi owadzimi żołnierzami zaczęła wyszczekiwać rozkazy.
Wśród owadziego szczękania i dudnienia zaczął przeważać jeden dźwięk – zbiorowy, skandujący krzyk na cześć owadziego generała: Rajaxx, Rajaxx… Chociaż Sziromar nie znała sposobu komunikowania się qirajów, zastanawiała się, czy nie jest to imię tej potworności.
Gdy zbliżała się kolejna fala qirajów, dało się słyszeć głos wielkiego rogu. Ze wschodu i zachodu wyłoniły się oddziały nocnych elfów, prąc na przód, aby dołączyć do swych sióstr i braci na polu bitwy. Z mrożącym krew w żyłach okrzykiem bojowym Faldral i Valstann przypuścili atak w samo serce nadciągającego roju. Obie szarżujące strony zderzyły i stopiły się ze sobą w momencie, gdy nowoprzybyłe siły kaldorei wsparły obie flanki.
Sziromar była przekonana o ich zwycięstwie, lecz cienie zaczęły przybierać na długości, a dzień ustępować nocy i mimo to walka trwała nadal. W samym zaś środku bitewnej zawieruchy Fandral wraz z Valstannem rozpaczliwie ścierali się z generałem qirajów.
Gdy Sziromar ledwo uniknęła kolejnych paru ataków skrzydlatego qiraja, spojrzała w stronę, gdzie ojciec i syn walczyli z Rajaxxem. Liczba insektoidów zaczynała powoli maleć i ich generał najwyraźniej to wyczuł, gdyż nagle potężnym susem wskoczył z powrotem na wzniesienie, na szczycie którego dostrzegł go po raz pierwszy Fandral. Szybko znikł im z oczu, zostawiając swych nielicznych podkomendnych na śmierć.
Ten wieczór przyniósł siłom nocnych elfów tak wyczekiwaną chwilę spokoju. Mimo to Fandral dobrze wiedział, że zagrożenie ze strony qirajów nie zostało w pełni zażegnane i walki rozgorzeją na nowo następnego ranka. Sziromar przez całą noc niemal nie zmrużyła oka, przesypiając tylko krótkie odcinki czasu. Gdy tylko zamykała oczy, jej umysł wypełniały odgłosy bitewnego zgiełku, chociaż otaczała ją w tej chwili jedynie martwa cisza pustyni.
Wczesnym rankiem oddziały kaldorei przegrupowały się i pomaszerowały na szczyt grani, jednak na miejscu powitał ich jedynie opustoszały krajobraz. Sziromar przeczesywała teren czujnym wzrokiem aż po horyzont, jednakże nie mogła dostrzec choćby jednego qiraja czy silithida. Gdy Fandral szykował się do wymarszu, przybył posłaniec z tragicznymi wieściami: Osada Południowego Wiatru została zaatakowana.
Fandral poważnie rozważał wycofanie swych oddziałów i przyjście z odsieczą oblężonej wiosce, jednak obawiał się, że tym samym otworzy drogę do inwazji pozostałym siłom qirajów. Pomimo tak wielu potyczek z armiami insektoidów, nocne elfy wciąż nie miały pojęcia o prawdziwej liczebności ich przeciwników.
Valstann bezbłędnie odczytał myśli swego ojca i zaproponował, że poprowadzi część swych wojsk na pomoc Osadzie, pozwalając Fandralowi przygotować atak i zabezpieczyć ich pozycję na froncie.
Stojąca w pobliżu Sziromar zdołała usłyszeć fragment ich rozmowy:
– To może być podstęp z ich strony – powiedział Fandral.
– Dobrze wiesz, że nie stać nas na ryzyko – odpowiedział Valstann. – Pójdę. Obronię wioskę i powrócę zwycięsko na chwałę twego imienia!
– Fandral pokręcił niechętnie głową. – Po prostu wróć żywy, mój synu. Nic nie zdoła sprawić mi większej radości.
Valstann wyruszył na czele swego oddziału, a Fandral obserwował, jak sylwetka jego syna znika w oddali. Sziromar obawiała się podziału ich armii, wiedziała jednak, że było to najlepsze i najrozsądniejsze wyjście z sytuacji.
Przez parę następnych dni Sziromar i pozostali prowadzili ciągłe walki, odpierając falę za falą kolejnych silithidów wylewających się z podziemnych tuneli rozsianych po całej krainie. Wciąż jednak na polu bitwy nie pojawił się ani jeden qiraj. W głębi duszy Sziromar zaczęło rodzić się przerażające przeczucie. W tym, że do tego momentu nie dołączył do walki żaden z mistrzów silithidów było coś niezwykle niepokojącego. Martwiła się też o los Valstanna. Widziała, że jej uczucia podziela Fandral, który po kilka razy na dzień, w przerwach między kolejnymi atakami, spoglądał uporczywie za horyzont z trwogą oczekując powrotu syna.
Trzeciego dnia, gdy słońce znalazło się w zenicie, pojawili się qirajowie w liczbie przekraczającej poprzednie spotkania. Kolejny raz niebo wypełniło dudnienie niezliczonych skrzydeł. Kolejny też raz liczba lądowych odmian zakryła cały horyzont. Wszyscy nadciągnęli tłumnie, rozciągając się przed Fandralem niczym wielki cień rzucony przez gigantyczną chmurę przysłaniającą słońce i… zamarli w bezruchu.
Czekali.
Fandral ustawił w szeregach swe wojska, stając na czele pierwszej linii, podczas, gdy kruki burzy krążyły nad ich głowami, a drudzi przeobrażeni w mocarne niedźwiedzie ze zniecierpliwieniem orali ziemię swymi masywnymi szponami. Oni również czekali.
Chwilę później szeregi owadziej armii rozstąpiły się, robiąc miejsce dla swego wielkiego generała. Wódz qirajów kroczył pewnie, trzymając w swych szczypcach poturbowaną postać. Stanął na przedzie swych wojsk, unosząc nad głowę, tak, aby elfy mogły go wyraźnie widzieć, Valstanna Jeleniorogiego.
Głuchy okrzyk niedowierzania przemknął przez szeregi elfów, a Sziromar poczuła, jak serce jej zamiera w oczekiwaniu. Fandral stał milcząc. Wiedział teraz, że Południowy Wiatr upadł i bał się, że jego syn mógł już nie żyć. W tej chwili przeklinał się za to, że pozwolił mu odejść. Powstał przepełniony mieszaniną strachu, gniewu i rozpaczy.
Zakleszczony w szponach generała Valstann nagle poruszył się i powiedział coś do qiraja, chociaż elfy były za daleko, aby usłyszeć choć słowo.
W jednej chwili urok niemocy, jaki spadł na Fandrala, został przełamany i rzucił się w stronę swych przeciwników, prowadząc za sobą całe zastępy nocnych elfów. Odległość jaka oddzielała ich od Valstanna była jednak ogromna… i jeszcze zanim generał qirajów zdołał zareagować, Sziromar wiedziała już, że nie zdołają dotrzeć do Valstanna na czas.
Generał qirajów objął zakrwawionego Valstanna oboma szczypcami, uniósł wysoko, ścisnął… i rozerwał ciało młodego elfa w pasie na dwie równe części.
Szarżujący Fandral zwolnił, zawahał się i upadł na kolana, a podążające za nim nocne elfy okrążyły swego wodza. Gdy obie siły w końcu się zderzyły, ze wschodu nadciągnęła potężna burza piaskowa, tłumiąc wszelkie światło, dusząc i krępując wszystko. Sziromar niemal czuła, jak szalejące drobiny piasku blokują jej ruchy. Najsilniej, jak umiała, przymknęła powieki przed kłującymi ziarenkami, a wyjący w jej uszach wiatr zagłuszył całkowicie odgłosy bitwy oraz krzyki umierających towarzyszy.
W chaosie zdołała mimo to dostrzec gigantyczny cień rzucany przez sylwetkę generała qirajów tnącego i siekącego zastępy nocnych elfów niczym żniwiarz ścinający rzędy pszenicy. Potem usłyszała przebijający się przez burzę krzyk Fandrala, wzywający wszystkich do odwrotu.
To, co nastąpiło potem trwało w rzeczywistości wiele dni, lecz walczący całkiem stracili poczucie czasu i wydawało im się, że było to ledwie mgnienie oka. Fandral zebrał swe wojska i opuścił Silithus, wycofując się przez górskie przełęcze do doliny zwanej Kraterem Un’goro. Legiony silithidów i qirajów deptały im po piętach, pochłaniając w biegu każdego marudera, który odłączył się za bardzo od głównej kolumny.
Gdy jednak znaleźli się już wewnątrz Krateru Un’goro, wydarzyła się rzecz niezwykła – wśród szeregów elfów zaczęła krążyć wiadomość, że armie insektoidów zatrzymały się i okrążały szerokim łukiem obszar krateru, nie chcąc znaleźć się w jego pobliżu. Arcydruid zebrał swych pozostałych żołnierzy w samym centrum wielkiego leja i nakazał rozbić pospiesznie obóz. W końcu po bitwie, ucieczce i wszechobecnej śmierci nadeszła chwila wytchnienia. Nie zmieniało to jednak faktu, że nocne elfy poniosły sromotną porażkę. Nie dało się też nie zauważyć, że w zachowaniu Fandrala Jeleniorogiego zaszła znacząca i nieodwracalna przemiana.
Sziromar patrzyła, jak Fandral stoi na warcie na szycie Grani Ognistej Smugi. Otaczały go stróżki dymu wydobywające się z licznych wulkanicznych kominów, a twarz oświetlała ognista aura bijąca od cieknących strumieni lawy, ukazując jego niewysłowioną udrękę – uczucie znane tylko tym rodzicom, którym dane było przeżyć własne dzieci.
Nagłe wycofanie się qirajów zdziwiło Sziromar. Im więcej myślała nad powodem ich zachowania, tym bardziej przypominała sobie pradawne bajania związane z Kraterem; jakieś pogłoski mówiące, że stworzyli go sami bogowie w czasach, gdy kształtowali ten świat. Możliwe więc, że nadal czuwali nad okolicą, a przynajmniej pozostało tu ich błogosławieństwo. Jedno jednakże było pewne – jeśli nie zdołają opracować planu mającego powstrzymać inwazję owadziej rasy, to…
Kalimdor zostanie utracony na wieki.
Wojna Niespokojnych Piasków ciągnęła się przez długie i naznaczone śmiercią miesiące. Sziromar udawało się wyjść cało z kolejnych bitew, jednak nocne elfy zawsze znajdowały się w obronnej, nie ofensywnej, pozycji. Zawsze też uginali się pod naporem przeważających sił wroga i byli zmuszani do oddania im pola.
W akcie desperacji Fandral zwrócił się o pomoc do nieuchwytnego rodu spiżowych smoków. Ci jednak odmawiali mieszania się w sprawy elfów do momentu, aż rozochocone armie qirajów w swej bezczelności przypuściły atak na same Jaskinie Czasu, główne siedlisko spiżowego rodu i domenę Aspekta Czasu, Nozdormu Wiekuistego.
Dziedzic Nozdormu, potężny smok Anachronos, zgodził się stanąć na czele swych braci i poprowadzić ich do boju przeciwko grasującym insektoidom. Każdy nocny elf, który był jeszcze w stanie złapać za broń, przyłączył się do smoków, by wspólnymi siłami rozpocząć kampanię, której celem było odzyskanie Silithusu.
Jednakże nawet moc spiżowych smoków nie była w stanie przechylić zwycięstwa na stronę kaldorei, gdyż liczba silithidów i qirajów była wciąż zbyt przytłaczająca. Dlatego też Anachronos wezwał do boju pozostałych potomków Aspektów ze smoczych rodów: zieloną smoczycę Merithrę, córę Ysery, czerwonego Caelestraza, syna Alexstrazy oraz błękitnego Arygosa, potomka Malygosa.
Zjednoczone smocze rody zderzyły się na bezchmurnym niebie ze skrzydlatymi zastępami qirajów, w czasie, gdy zbrojne nocne elfy wyłoniły się z piasków pustyni, przypuszczając atak na silithidów. Jednak nawet teraz wydawało się, że siły owadziej armii nie mają końca.
Później do Sziromar doszły słuchy, że smoki, które zdołały zapuścić się aż do starożytnej metropolii Ahn’Qiraj, z której wyłoniła się owadzia armia, w czasie, gdy unosiły się nad jego strukturami, były w stanie wyczuć jakiś przedwieczny i bezkreśnie zły byt. To właśnie on mógł dać sygnał do inwazji na ziemie elfów.
Być może właśnie to niespodziewane odkrycie przesądziło, że Fandral wraz z dziedzicami smoczych rodów nakreślił ostateczny i desperacki plan: należało zepchnąć siły qirajów za mury miasta, a następnie wznieść magiczną barierę, która zdoła zapieczętować ich armię w Ahn’Qiraj do czasu, gdy elfy i smoki zdołają ułożyć jakąś bardziej obiecującą strategię.
Z pomocą czterech smoczych rodów rozpoczęto przygotowania do ostatecznego szturmu, mającego pchnąć qirajów do ich miasta. Sziromar maszerowała u boku Fandrala, gdy nagle obok nich spadły z nieba zmasakrowane zwłoki jednego z qirajów. Wysoko nad nimi smoki bezlitośnie rozprawiały się ze swymi skrzydlatymi przeciwnikami. Nocne elfy i ich gadzi sprzymierzeńcy stworzyli żywą i ruchomą ścianę, która spychała siły qirajów wprost do Ahn’Qiraj.
Gdy jednak widać już było mury miasta, owadzia armia stawiła zaciekły opór, nie pozwalając zepchnąć się dalej ani o krok. Jedynie, co teraz mogły zrobić elfy, to utrzymać się na linii. Przesunięcie pozycji bliżej miasta było niemożliwe. W końcu Merithra, Caelestraz i Arygos zdecydowali się na straceńczą szarżę w głąb metropolii, by ściągnąć resztę sił qirajów i zatrzymać na tyle długo, aby Anachronos, wraz z Fandralem i pozostałymi przy życiu druidami i kapłankami wznieśli magiczną barierę.
I stało się tak, że trzy smoki wraz ze swymi towarzyszami wdarli się między legiony qirajów zmierzając w samo serce owadziej domeny z nadzieją, że ich poświęcenie nie pójdzie na marne.
Pod murami miasta Fandral nakazał swym druidom zebrać całą pozostałą im moc, w czasie gdy Anachronos przywoływał zaklętą barykadę. Za murami natomiast troje dziedziców Aspektów w końcu uległo pod naporem nieskończonej armii, gdy qiraje zdwoili swe wysiłki, wznawiając natarcie.
Sziromar również włączyła się w tkanie skomplikowanego czaru, wzywając błogosławieństwo Eluny, by wspólnymi siłami wznieść barierę. Poruszone przepływem mocy luźne kamienie złączyły się ze skałą i splątanymi korzeniami, formując niemożliwą do sforsowania ścianę. Nawet skrzydlaci qirajowie, próbujący przelecieć nad barierą, napotykali niewidzialną przeszkodę, której nie byli w stanie przebić.
Nieliczni qirajowie, którzy utrzymali się przed murem, zostali szybko wybici do nogi. W końcu nad niezliczonymi zwłokami nocnych elfów, smoków i qirajów, których krew zmieszała się z piaskiem, zapadła cisza.
Anachronos spojrzał na małego skarabeusza wałęsającego się między jego wielkimi szponami. Na oczach Sziromar magia smoka sprawiła, że owad znieruchomiał, spłaszczył się, jakby pod ogromnym ciężarem i urósł, zmieniając się w metaliczny gong. Kamienie w pobliżu muru wypiętrzyły się, tworząc dla niego podium.
Następnie wielki smok podszedł do leżącej w piasku oderwanej łapy jednego ze swych braci. Uniósł martwą kończynę, nadając jej za pomocą serii tajemnych inkantacji kształt berła.
Anachronos zbliżył się do Fandrala, tłumacząc, że gdy narodzi się śmiertelnik pragnący wkroczyć do starożytnego miasta, będzie musiał uderzyć berłem w magiczny gong. Tylko wtedy jego bramy staną otworem. Po tych słowach podał arcydruidowi berło.
Fandral spojrzał w dół, a jego twarz wykrzywił grymas pogady. – Nie chcę mieć już nic wspólnego z Silithusem, qirajami, a przede wszystkim z przeklętymi smokami! – zagrzmiał, wbijając berło prosto w magiczną barierę. Uderzenie roztrzaskało artefakt, przemieniając go w deszcz odłamków. Fandral oddalił się, bez słowa.
– Czyżbyś pragnął zerwać nasz pakt jedynie ze względu na swą dumę? – spytał go Anachronos.
Fandral obrócił się do niego. – Dusza mojego syna nie zazna ukojenia w tym pozornym zwycięstwie, smoku. Odzyskam go. Choćby miało mi to zająć tysiąclecia, odzyskam mego syna! – arcydruid przeszedł obok Sziromar…
…która widziała go w swych myślach tak wyraźnie, jakby to wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj, a nie tysiąc lat temu.
Jeden po drugim, każdy z żołnierzy uformowanej armii Kalimdoru zwracał na nią swój wzrok, z którego emanowało oczekiwanie. Sziromar ruszyła z wolna w stronę podium, mijając zastępy ludzi i taurenów, gnomów i krasnoludów, a nawet trolli, z którymi od wieków walczyła jej rasa – wszystkich zebranych pod wspólnym sztandarem i gotowych, by raz na zawsze położyć kres zagrożeniu ze strony qirajów.
Sziromar stanęła u podnóża schodów i wzięła głęboki wdech. Wspięła się na szczyt podium, wahając się tylko przez sekundę. Następnie jednym potężnym zamachem uderzyła berłem w starożytny gong.
KONIEC
Recenzja Wielkiej Księgi Pop-up World of Warcraft!
Ventas, | Komentarze : 3
Przy okazji premiery Kroniki World of Warcraft wspominaliśmy Wam o kolejnej nowości od wydawnictwa Insignis, jaką jest Wielka Księga Pop-up. Chociaż nie trafiła jeszcze do sprzedaży, a nawet nie podano daty jej premiery, przedstawiamy Wam jej recenzję! Sekrety tomiszcza odkrywa przed Wami Ventas z Pradawnej Kroniki, który pracował nad polskim wydaniem książki. Czy warto dołączyć ją do swojej kolekcji? Sprawdźcie sami!
EDIT: Najwidoczniej publikacja naszej recenzji zgrała się z premierą książki. Od teraz Wielka Księga Pop-up dostępna jest w sklepie Insignis w cenie 149 zł! Uwaga! Wyłącznie w ich sklepie!
EDIT: Najwidoczniej publikacja naszej recenzji zgrała się z premierą książki. Od teraz Wielka Księga Pop-up dostępna jest w sklepie Insignis w cenie 149 zł! Uwaga! Wyłącznie w ich sklepie!
World of Warcraft: Kronika już dostępna w Polsce. Jest też niespodzianka!
Kumbol, | Komentarze : 2
Nareszcie jest! Po miesiącach spekulacji i kolejnych – wyczekiwania – już po oficjalnej zapowiedzi wydawnictwa Insignis, pierwszy tom World of Warcraft: Kronika jest już dostępny w polskim wydaniu! Możecie zamówić go z Empiku.
Oto jak przedstawia Kronikę wydawnictwo:
Jak zapewnia Insignis, jest to "wydanie w 100% takie jak oryginał: twarda oprawa, uszlachetnienia, format". Mamy więc 168 pięknych, pełnokolorowych stron w albumowym formacie 229x305 mm.
Jeśli obawiacie się zagubienia w związku ze stosowanymi tu – jak we wszystkich publikacjach na licencji Blizzarda – spolonizowanymi nazwami własnymi, z pomocą przyjdzie skorowidz zamieszczony na końcu Kroniki.
Jeśli jakimś cudem wciąż nie jesteście przekonani do zakupu, zachęcamy do lektury publikowanej niedawno na naszych łamach przedpremierowej recenzji polskiego wydania World of Warcraft: Kronika. Obecnie Tom 1 Kroniki dostępny jest na wyłączność w Empiku, a jego cenę ustalono na 80,99 zł.
To jednak nie wszystko! Insignis oficjalnie zapowiedziało przy okazji kolejną, nietypową publikację:
Kibicujemy i życzymy sukcesów sprzedażowych obu projektom. To naprawdę dobry czas dla polskich fanów mitologii uniwersum Warcrafta. Dzięki wydawnictwu Insignis na nasz rynek trafiają już właściwie wszystkie istotne publikacje książkowe opowiadające historie z Azeroth.
Oto jak przedstawia Kronikę wydawnictwo:
Prezentujemy od dawna oczekiwany pierwszy z trzech tomów „World of Warcraft: Kroniki” – oficjalnej serii książek, które po raz pierwszy szczegółowo opisują dzieje tego nękanego wojnami świata. Na ponad 150 stronach obok znanych i nieznanych dotąd historii, znajdziecie przepiękne ilustracje autorstwa Petera Lee i Josepha Lacroixa, które pozwalają na własne oczy zobaczyć cuda pradawnych imperiów; na szczegółowych mapach będziecie zaś mogli śledzić wielkie batalie, które doprowadziły do upadku starych i rozkwitu nowych cywilizacji. Dołożyliśmy starań, aby wydanie było jak najwierniejsze oryginałowi.
Jak zapewnia Insignis, jest to "wydanie w 100% takie jak oryginał: twarda oprawa, uszlachetnienia, format". Mamy więc 168 pięknych, pełnokolorowych stron w albumowym formacie 229x305 mm.
Jeśli obawiacie się zagubienia w związku ze stosowanymi tu – jak we wszystkich publikacjach na licencji Blizzarda – spolonizowanymi nazwami własnymi, z pomocą przyjdzie skorowidz zamieszczony na końcu Kroniki.
Jeśli jakimś cudem wciąż nie jesteście przekonani do zakupu, zachęcamy do lektury publikowanej niedawno na naszych łamach przedpremierowej recenzji polskiego wydania World of Warcraft: Kronika. Obecnie Tom 1 Kroniki dostępny jest na wyłączność w Empiku, a jego cenę ustalono na 80,99 zł.
To jednak nie wszystko! Insignis oficjalnie zapowiedziało przy okazji kolejną, nietypową publikację:
Kolejną i tym razem zupełnie niespodziewaną nowością jest „Wielka Księga POP-UP World of Warcraft”. Ta opasła niczym niejedna encyklopedia księga skrywa wiele tajemnic. Wraz z rozkładaniem kolejnych jej fragmentów Waszym oczom ukażą się najbardziej charakterystyczne miasta i budowle świata Warcrafta, stając się przestrzenną mapą osiedli Azeroth. Oprócz modeli 3D miast w „Wielkiej Księdze POP-UP” znajdziecie również sylwetki bohaterów zarówno Przymierza, jak i Hordy oraz liczne ciekawostki i opisy historyczne poukrywane pod zmyślnymi zakładkami i przesuwkami.
Gdzie i w jakiej cenie będzie można kupić tę książkę, poinformujemy wkrótce. Pamiętajcie, że polska edycja jest bardzo limitowana – powstało tylko 1000 egz. tego unikatowego wydawnictwa. Zapraszamy do śledzenia wiadomości na jego temat w mediach społecznościowych Wydawnictwa Insignis.
Kibicujemy i życzymy sukcesów sprzedażowych obu projektom. To naprawdę dobry czas dla polskich fanów mitologii uniwersum Warcrafta. Dzięki wydawnictwu Insignis na nasz rynek trafiają już właściwie wszystkie istotne publikacje książkowe opowiadające historie z Azeroth.
Mitologia Azeroth - legenda o Odynie #6
Ventas, | Komentarze : 0
Nasza publikacja ostatniej legendy o Odynie zbiega się z premierą I tomu Kroniki World of Warcraft w Empiku. Teraz możecie sami sprawdzić, czy Odyn trzymał się faktów, opowiadając wrykulom swoją historię.
Gdy zapada zmierzch i mrok spowija świat, wrykule opowiadają sobie przypowieść o tym, jak potężny Odyn stał się więźniem wewnątrz Sal Męstwa, tych samych, których był twórcą. Większość utrzymuje, że został on zdradzony przez pierwszą Val’kyrię, czarodziejkę Helyę, i mają oni słuszność (Niech ta wiedźma sczeźnie za swą zdradę!). Jednakże nieliczni są świadomi mrocznej prawdy, która popchnęła ją do jej niecnego występku. Niechże teraz wszyscy to usłyszą!
W ramach pokuty za swój wcześniejszy bunt przeciwko Odynowi, Helya stała się pierwszą Val’kyrią, spędzając milenia na znoszeniu dusz poległych heroiczną śmiercią wrykulów do Sal Męstwa, gdzie Strażnik osobiście szkolił przybyłych i nadawał im nową, wykutą z burzy, formę walecznych Valarjarów. Jego wyznawcy napawali Odyna dumą, gdyż byli najwspanialszymi wojownikami od zarania dziejów zrodzonymi na Azeroth i z pasją stawali w jej obronie.
Helya również służyła wiernie i z poświęceniem Odynowi, odzyskując powoli jego zaufanie i przychylność…
Jednakże Loken, tytanita o oślizgłym, wężowym języku, który pragnął zagarnąć dla siebie władzę, by móc sprawować prym nad pozostałymi strażnikami, a w rzeczywistości władać całą Azeroth, dobrze wiedział, że by móc to uczynić, będzie zmuszony najpierw usunąć ze swej drogi Odyna i jego Valarjarów. Dlatego Loken udał się do najbardziej zaufanej służebnicy Odyna, Helyi, i zaczął swe słowne gierki, by zmącić myśli Val’kyrii. Wzbudził w niej gorycz i niezadowolenie z jej obecnego stanu, wmawiając, że Odyn wykorzystał ją do wzmocnienia swej potęgi i chwały.
Widząc, że zaczyna dawać mu wiarę, Loken sięgnął po swą ostateczną pokusę – ofiarował Helyi przywrócenie wolnej woli w zamian za spełnienie jego prośby. – Dlaczegoż miałabyś pozostawać w okowach Odyna? Chyba że zostałaś przez niego przechytrzona i dałaś wiarę w swą dobrowolną służbę? – Helya miała mętlik w głowie, gdyż do tej chwili szczerze wierzyła, że służy Odynowi z własnej i nieprzymuszonej woli. Ale w końcu Loken zdołał ją przekonać, że Odyn potajemnie spętał jej myśli, nakazując postępowanie zgodne z jego życzeniem.
W sercu Helyi rozgorzał ogień zemsty. Poprzysięgła zapieczętować Sale Męstwa i odgrodzić je magiczną kurtyną od reszty Azeroth w akcje mściwego odwetu.
Wtem na obliczu Lokena zagościł uśmiech na myśl o tym, jak łatwo Helya uwierzyła w jego obietnice, że w chwili, gdy Odyn i jego poplecznicy zostaną uwięzieni, to ona będzie mogła zająć miejsce potężnego Strażnika jako nowa piastunka dusz poległych wrykulów.
W takiż to sposób, zwiedziona manipulacjami Lokena, Helya zrezygnowała z mądrej protekcji Odyna – w końcu z jakiego innego powodu Helya dopuściłaby się tak perfidnej zdrady?
W chwili, gdy jej mistrz najmniej się tego spodziewał, zgromadziła całą swą tajemną moc, by nagiąć wedle własnej woli pasma niszczycielskiej energii wirujące wokół Azeroth i zapieczętować Sale Męstwa oraz wszystkich, którzy w tamtym momencie w nich przebywali!
Teraz dopiero Loken mógł swobodnie wcielić w życie resztę swego niecnego planu wobec pozostałych strażników. Helya zaś, uciekłszy od swej niewolniczej służby, przejęła władzę nad pozostałymi Val’kyriami. Jednakże, nie mogąc znieść widoku złotych korytarzy, które na każdym kroku przypominały jej o swej zdradzie, stworzyła dla siebie nową domenę znacznie niżej, wiążąc ją z oceanami Azeroth i nazywając ją Helheimem.
– spisane przez Halsvira Fjinnsonna
Legenda przetłumaczona przez Ventasa z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Zapieczętowanie Sal Męstwa
Gdy zapada zmierzch i mrok spowija świat, wrykule opowiadają sobie przypowieść o tym, jak potężny Odyn stał się więźniem wewnątrz Sal Męstwa, tych samych, których był twórcą. Większość utrzymuje, że został on zdradzony przez pierwszą Val’kyrię, czarodziejkę Helyę, i mają oni słuszność (Niech ta wiedźma sczeźnie za swą zdradę!). Jednakże nieliczni są świadomi mrocznej prawdy, która popchnęła ją do jej niecnego występku. Niechże teraz wszyscy to usłyszą!
W ramach pokuty za swój wcześniejszy bunt przeciwko Odynowi, Helya stała się pierwszą Val’kyrią, spędzając milenia na znoszeniu dusz poległych heroiczną śmiercią wrykulów do Sal Męstwa, gdzie Strażnik osobiście szkolił przybyłych i nadawał im nową, wykutą z burzy, formę walecznych Valarjarów. Jego wyznawcy napawali Odyna dumą, gdyż byli najwspanialszymi wojownikami od zarania dziejów zrodzonymi na Azeroth i z pasją stawali w jej obronie.
Helya również służyła wiernie i z poświęceniem Odynowi, odzyskując powoli jego zaufanie i przychylność…
Jednakże Loken, tytanita o oślizgłym, wężowym języku, który pragnął zagarnąć dla siebie władzę, by móc sprawować prym nad pozostałymi strażnikami, a w rzeczywistości władać całą Azeroth, dobrze wiedział, że by móc to uczynić, będzie zmuszony najpierw usunąć ze swej drogi Odyna i jego Valarjarów. Dlatego Loken udał się do najbardziej zaufanej służebnicy Odyna, Helyi, i zaczął swe słowne gierki, by zmącić myśli Val’kyrii. Wzbudził w niej gorycz i niezadowolenie z jej obecnego stanu, wmawiając, że Odyn wykorzystał ją do wzmocnienia swej potęgi i chwały.
Widząc, że zaczyna dawać mu wiarę, Loken sięgnął po swą ostateczną pokusę – ofiarował Helyi przywrócenie wolnej woli w zamian za spełnienie jego prośby. – Dlaczegoż miałabyś pozostawać w okowach Odyna? Chyba że zostałaś przez niego przechytrzona i dałaś wiarę w swą dobrowolną służbę? – Helya miała mętlik w głowie, gdyż do tej chwili szczerze wierzyła, że służy Odynowi z własnej i nieprzymuszonej woli. Ale w końcu Loken zdołał ją przekonać, że Odyn potajemnie spętał jej myśli, nakazując postępowanie zgodne z jego życzeniem.
W sercu Helyi rozgorzał ogień zemsty. Poprzysięgła zapieczętować Sale Męstwa i odgrodzić je magiczną kurtyną od reszty Azeroth w akcje mściwego odwetu.
Wtem na obliczu Lokena zagościł uśmiech na myśl o tym, jak łatwo Helya uwierzyła w jego obietnice, że w chwili, gdy Odyn i jego poplecznicy zostaną uwięzieni, to ona będzie mogła zająć miejsce potężnego Strażnika jako nowa piastunka dusz poległych wrykulów.
W takiż to sposób, zwiedziona manipulacjami Lokena, Helya zrezygnowała z mądrej protekcji Odyna – w końcu z jakiego innego powodu Helya dopuściłaby się tak perfidnej zdrady?
W chwili, gdy jej mistrz najmniej się tego spodziewał, zgromadziła całą swą tajemną moc, by nagiąć wedle własnej woli pasma niszczycielskiej energii wirujące wokół Azeroth i zapieczętować Sale Męstwa oraz wszystkich, którzy w tamtym momencie w nich przebywali!
Teraz dopiero Loken mógł swobodnie wcielić w życie resztę swego niecnego planu wobec pozostałych strażników. Helya zaś, uciekłszy od swej niewolniczej służby, przejęła władzę nad pozostałymi Val’kyriami. Jednakże, nie mogąc znieść widoku złotych korytarzy, które na każdym kroku przypominały jej o swej zdradzie, stworzyła dla siebie nową domenę znacznie niżej, wiążąc ją z oceanami Azeroth i nazywając ją Helheimem.
– spisane przez Halsvira Fjinnsonna
Legenda przetłumaczona przez Ventasa z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Mitologia Azeroth - legenda o Odynie #5
Ventas, | Komentarze : 0
Niech Was nie zdziwi treść tej legendy. W końcu pochodzi od samego Odyna. Czy minął się z rzeczywistością? Możecie sami sprawdzić w Kronice World of Warcraft, której premiera już jutro w Empikach!
W jaki sposób powstała pierwsza Val’kyria? Zważajcie, żeby nie pytać o to samego Odyna, chyba, że chcecie narazić się na jego gniew. Raz jeden Strażnik odpowiedział na to pytanie i od ciężaru jego słów pociemniało niebo, a morze wzburzyło się i zapieniło.
Niedługi czas po tym, jak czarodziejka Helya wzniosła Sale Męstwa ku chmurom, Odyn zdecydował, w jaki sposób będzie sprowadzać dusze godnych wrykulów do swej domeny. Planował zwrócić się z prośbą o pomoc do żywych wrykulek. Jego wybranki miałyby poświęcić w ofierze swe doczesne życie, aby przeistoczyć się w coś wspanialszego i potężniejszego, w istoty nazwane Val’kyriami, które będą kroczyć pomiędzy życiem i śmiercią, by móc poprowadzić poległych wprost do Sal Męstwa.
Helya nie pochwalała tego zamysłu. Jej rozum nie mógł znieść świadomości, że ktoś chciałby przekształcać żywe wrykulki w takie wynaturzenia. Zażądała od Odyna, aby ponownie rozważył swe plany. Gdyby tego nie zrobił, Helya zagroziła strąceniem Sal Męstwa z powrotem na ziemię w szalejący ogień i siarkę.
Cóż było przyczyną aż takiego gniewu? Odyn nie wiedział, ale snuł domysły. W jego mniemaniu Helya mogła być zazdrosna, że to nie jej zaproponował zaszczyt stania się pierwszą Val’kyrią. Albo coś wyjątkowo mrocznego i złowieszczego zapuściło korzenie w jej sercu... Przecież Helya również przeczesywała Krainę Cieni i studiowała jej moc. Czyż nie było możliwym, że jakaś nienazwana siła z tego przeklętego wymiaru wyciągnęła swe ręce ku niej, zatruwając jej umysł?
Odyn próbował przebłagać Helyę, aby ta zmieniła swe zdanie, lecz kolejne próby jedynie spotęgowały jej szał. Gdy czarodziejka zaczęła nucić zaklęcie mające strącić z nieba Sale Męstwa, Strażnik pojął, że nie pozostawiła mu wyboru i stanął naprzeciw niej.
Och, jakże straszliwa bitwa wtedy rozgorzała. Pewnie dziwicie się, jakaż to istota byłaby w stanie dotrzymać pola wielkiemu Odynowi? Helya była jednak napędzana chęcią rozliczenia. Wszakże czarodziejki nie pokonał Odyn, a ona sama i jej arogancja. Helya, szukając w rosnącej desperacji sposobu na zwycięstwo, sięgnęła aż do Krainy Cieni, licząc, że zdoła przywłaszczyć sobie jej moce. Zamiast tego została wessana w sam środek tej złowieszczej domeny. Przepadłaby tam po wsze czasy, gdyby nie Odyn, który, kładąc własne życie na szali, podążył za nią i nie sprowadził bezpiecznie z powrotem.
Gdy udało mu się ściągnąć ją do królestwa żyjących, osłupiał w przerażeniu, widząc, co stało się z jego umiłowaną Helyą. Jej cielesna powłoka nie przetrwała w Krainie Cieni, rozpadając się i zostawiając jedynie karykaturalne widmo. Odyn był załamany. Nie mógł odesłać jej z powrotem do Krainy Cieni, gdzie cierpiałaby wieczną mękę. Lecz nie mógł jej również pozwolić wędrować swobodnie po świecie śmiertelników i siać przerażenie w sercach żywych.
Rozwiązanie na strapienia Odyna przyszło od samej Helyi. Niechciana podróż do Krainy Cieni nauczyła ją pokory. Poprosiła Odyna, aby wybaczył jej pochopne uczynki i zaczęła zaklinać go, aby zechciał uczynić z niej jedną z Val’kyrii. Liczyła, że wierna służba w Salach Męstwa przyniesie jej odkupienie win. Chociaż jego serce wciąż było w żałobie, Odyn wysłuchał błagań i spełnił jej życzenie. Tak oto narodziła się pierwsza Val’kyria.
Zważcie, że istnieje wiele bajań, twierdzących jakoby Odyn przymusił Helyę siłą do zostania Val’kyrią i to wbrew jej woli. Tylko głupiec uwierzyłby w te brednie! Przecie ta historia pochodzi od samego Odyna, a czyjeż słowa mogłyby równać się z jego własnymi?
– spisane przez Kormyra Sylfverhana
Legenda przetłumaczona przez Ventasa z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Pierwsza Val’kyria
W jaki sposób powstała pierwsza Val’kyria? Zważajcie, żeby nie pytać o to samego Odyna, chyba, że chcecie narazić się na jego gniew. Raz jeden Strażnik odpowiedział na to pytanie i od ciężaru jego słów pociemniało niebo, a morze wzburzyło się i zapieniło.
Niedługi czas po tym, jak czarodziejka Helya wzniosła Sale Męstwa ku chmurom, Odyn zdecydował, w jaki sposób będzie sprowadzać dusze godnych wrykulów do swej domeny. Planował zwrócić się z prośbą o pomoc do żywych wrykulek. Jego wybranki miałyby poświęcić w ofierze swe doczesne życie, aby przeistoczyć się w coś wspanialszego i potężniejszego, w istoty nazwane Val’kyriami, które będą kroczyć pomiędzy życiem i śmiercią, by móc poprowadzić poległych wprost do Sal Męstwa.
Helya nie pochwalała tego zamysłu. Jej rozum nie mógł znieść świadomości, że ktoś chciałby przekształcać żywe wrykulki w takie wynaturzenia. Zażądała od Odyna, aby ponownie rozważył swe plany. Gdyby tego nie zrobił, Helya zagroziła strąceniem Sal Męstwa z powrotem na ziemię w szalejący ogień i siarkę.
Cóż było przyczyną aż takiego gniewu? Odyn nie wiedział, ale snuł domysły. W jego mniemaniu Helya mogła być zazdrosna, że to nie jej zaproponował zaszczyt stania się pierwszą Val’kyrią. Albo coś wyjątkowo mrocznego i złowieszczego zapuściło korzenie w jej sercu... Przecież Helya również przeczesywała Krainę Cieni i studiowała jej moc. Czyż nie było możliwym, że jakaś nienazwana siła z tego przeklętego wymiaru wyciągnęła swe ręce ku niej, zatruwając jej umysł?
Odyn próbował przebłagać Helyę, aby ta zmieniła swe zdanie, lecz kolejne próby jedynie spotęgowały jej szał. Gdy czarodziejka zaczęła nucić zaklęcie mające strącić z nieba Sale Męstwa, Strażnik pojął, że nie pozostawiła mu wyboru i stanął naprzeciw niej.
Och, jakże straszliwa bitwa wtedy rozgorzała. Pewnie dziwicie się, jakaż to istota byłaby w stanie dotrzymać pola wielkiemu Odynowi? Helya była jednak napędzana chęcią rozliczenia. Wszakże czarodziejki nie pokonał Odyn, a ona sama i jej arogancja. Helya, szukając w rosnącej desperacji sposobu na zwycięstwo, sięgnęła aż do Krainy Cieni, licząc, że zdoła przywłaszczyć sobie jej moce. Zamiast tego została wessana w sam środek tej złowieszczej domeny. Przepadłaby tam po wsze czasy, gdyby nie Odyn, który, kładąc własne życie na szali, podążył za nią i nie sprowadził bezpiecznie z powrotem.
Gdy udało mu się ściągnąć ją do królestwa żyjących, osłupiał w przerażeniu, widząc, co stało się z jego umiłowaną Helyą. Jej cielesna powłoka nie przetrwała w Krainie Cieni, rozpadając się i zostawiając jedynie karykaturalne widmo. Odyn był załamany. Nie mógł odesłać jej z powrotem do Krainy Cieni, gdzie cierpiałaby wieczną mękę. Lecz nie mógł jej również pozwolić wędrować swobodnie po świecie śmiertelników i siać przerażenie w sercach żywych.
Rozwiązanie na strapienia Odyna przyszło od samej Helyi. Niechciana podróż do Krainy Cieni nauczyła ją pokory. Poprosiła Odyna, aby wybaczył jej pochopne uczynki i zaczęła zaklinać go, aby zechciał uczynić z niej jedną z Val’kyrii. Liczyła, że wierna służba w Salach Męstwa przyniesie jej odkupienie win. Chociaż jego serce wciąż było w żałobie, Odyn wysłuchał błagań i spełnił jej życzenie. Tak oto narodziła się pierwsza Val’kyria.
Zważcie, że istnieje wiele bajań, twierdzących jakoby Odyn przymusił Helyę siłą do zostania Val’kyrią i to wbrew jej woli. Tylko głupiec uwierzyłby w te brednie! Przecie ta historia pochodzi od samego Odyna, a czyjeż słowa mogłyby równać się z jego własnymi?
– spisane przez Kormyra Sylfverhana
Legenda przetłumaczona przez Ventasa z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Mitologia Azeroth - legenda o Odynie #4
Ventas, | Komentarze : 0
Legenda o utraconym oku Odyna jest najbardziej tajemniczą z całej sagi. Kim mógł być tajemniczy duch, skoro posiadał aż taką władzę? Może w nadchodzących Shadowlands znajdziemy odpowiedź...
Legend o utraconym oku Odyna ułożono więcej, niż znajdziemy gwiazd na niebie. Niektórzy mówią, że wyrwał je wielki wąż Ysildar. Inni zaś, że skradła je zdradziecka Helya. Zapomnijcie o nich. Gdyż oto objawię wam prawdę, prawdę zasłyszaną od samego Strażnika.
Sale Męstwa wznosiły się dostojne nad światem, lecz wspaniały Odyn nie czuł radości, gdyż widział, że stoją puste. – Te sale powinny stać się miejscem wiecznego spoczynku dla moich największych wojowników – powiedział. – Muszę spojrzeć na świat zmarłych, gdyż tylko wtedy zdołam wynieść dusze najzacieklejszych i najmężniejszych wrykulów do przyobiecanego im miejsca w niebie. Będą zwać się Valarjarami i będą czcić te sale po wieki wieków.
Helyę jednakże nękały wątpliwości odnośnie planu Odyna. – Byty śmierci są pradawne i potężne, wielki Odynie – rzekła. – Sięganie do ich domeny może okazać się niebezpieczne, nawet dla kogoś takiego, jak ty. – Odyn jednak nie dał się zniechęcić, więc wspólnie rozpoczęli rytuał, pozwalający im zajrzeć wprost do Krainy Cieni.
W labiryncie korytarzy Sal Męstwa Helya, naginając tajemne pasma wszechświata, nakreśliła wokół Odyna magiczny krąg. Wprost z życiodajnych energii świata wysnuła pasma światła o najczystszym odcieniu zieleni oraz pasma mroku ciemniejsze od najczarniejszego cienia. Czarodziejka złączyła je razem, tkając z nich czar wokół Odyna, póty zasłona okalająca Krainę Cieni nie poczęła się rozwiewać.
Wtem w kręgu obok Odyna zmaterializował się wielki duch, a bijąca od niego eteryczna i bezkształtna mgła owionęła Strażnika cieniem. – Cóż mi ofiarujesz – zapytał duch – w zamian za możność wejrzenia do tej krainy?
Mądry Odyn zamyślił się nad pytaniem upiora. – Mam dwoje oczu – odpowiedział. – Jednym będę spoglądał na świat śmiertelników, niech drugie zatem ma wgląd w królestwo duchów.
Po tych słowach Odyn sięgnął do twarzy i wyłupił swe własne oko, wręczając je duchowi. Duch porwał jego oko i pożarł je w całości, a wtenczas wielki Odyn przejrzał.
Patrząc swym ofiarowanym okiem wielki Odyn ujrzał Krainę Cieni. Ujrzał w niej życie, które istniało nawet w domenie śmierci i poczuł zadowolenie, wiedząc, że jego Valarjarowie mogli żyć poza światem śmiertelników.
Jednakże wciąż widział i śmierć. Ujrzał wiele udręczonych dusz, jak i dusz cierpiących w boleściach oraz liczne szczątki zmarłych rozrzucone wszędzie wokół niego. Spoglądał na upiory bez twarzy oraz na te bez cielesnej formy, wszystkie zrodzone z samej śmierci. A po tym wszystkim, co ujrzał, nawet wielki Odyn, władca Sal Męstwa, wybraniec Aman’Thula, poczuł strach.
Odyn obejrzał się w tył, spoglądając ocalałym okiem na swój świat.
– Cóż ujrzałeś, wielki Odynie? – spytała Helya.
– Ujrzałem odpowiedź – odrzekł mądry Odyn. – Gdyż w życiu istnieje śmierć, ale i w śmierci tli się życie. Jednakże istnieją tylko istoty życia lub istoty śmierci. Moi posłannicy muszą obejmować swym zasięgiem obie krainy.
W taki oto sposób Odyn wpadł na koncept Val’kyrii, istot znajdujących się między życiem a śmiercią, które na swych skrzydłach wnosiłyby poległych wrykulów do Sal Męstwa.
– Zostaną stworzone z wrykulek – ogłosił Odyn. – A ich odwaga pozwoli przetrwać ich braciom w formie Valarjarów po wsze czasy. Niczym życie będą potężne. Niczym śmierć będą wieczne.
– spisane przez Rysę Hjafmir
Legenda przetłumaczona przez Ventasa z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Oko Strażnika
Legend o utraconym oku Odyna ułożono więcej, niż znajdziemy gwiazd na niebie. Niektórzy mówią, że wyrwał je wielki wąż Ysildar. Inni zaś, że skradła je zdradziecka Helya. Zapomnijcie o nich. Gdyż oto objawię wam prawdę, prawdę zasłyszaną od samego Strażnika.
Sale Męstwa wznosiły się dostojne nad światem, lecz wspaniały Odyn nie czuł radości, gdyż widział, że stoją puste. – Te sale powinny stać się miejscem wiecznego spoczynku dla moich największych wojowników – powiedział. – Muszę spojrzeć na świat zmarłych, gdyż tylko wtedy zdołam wynieść dusze najzacieklejszych i najmężniejszych wrykulów do przyobiecanego im miejsca w niebie. Będą zwać się Valarjarami i będą czcić te sale po wieki wieków.
Helyę jednakże nękały wątpliwości odnośnie planu Odyna. – Byty śmierci są pradawne i potężne, wielki Odynie – rzekła. – Sięganie do ich domeny może okazać się niebezpieczne, nawet dla kogoś takiego, jak ty. – Odyn jednak nie dał się zniechęcić, więc wspólnie rozpoczęli rytuał, pozwalający im zajrzeć wprost do Krainy Cieni.
W labiryncie korytarzy Sal Męstwa Helya, naginając tajemne pasma wszechświata, nakreśliła wokół Odyna magiczny krąg. Wprost z życiodajnych energii świata wysnuła pasma światła o najczystszym odcieniu zieleni oraz pasma mroku ciemniejsze od najczarniejszego cienia. Czarodziejka złączyła je razem, tkając z nich czar wokół Odyna, póty zasłona okalająca Krainę Cieni nie poczęła się rozwiewać.
Wtem w kręgu obok Odyna zmaterializował się wielki duch, a bijąca od niego eteryczna i bezkształtna mgła owionęła Strażnika cieniem. – Cóż mi ofiarujesz – zapytał duch – w zamian za możność wejrzenia do tej krainy?
Mądry Odyn zamyślił się nad pytaniem upiora. – Mam dwoje oczu – odpowiedział. – Jednym będę spoglądał na świat śmiertelników, niech drugie zatem ma wgląd w królestwo duchów.
Po tych słowach Odyn sięgnął do twarzy i wyłupił swe własne oko, wręczając je duchowi. Duch porwał jego oko i pożarł je w całości, a wtenczas wielki Odyn przejrzał.
Patrząc swym ofiarowanym okiem wielki Odyn ujrzał Krainę Cieni. Ujrzał w niej życie, które istniało nawet w domenie śmierci i poczuł zadowolenie, wiedząc, że jego Valarjarowie mogli żyć poza światem śmiertelników.
Jednakże wciąż widział i śmierć. Ujrzał wiele udręczonych dusz, jak i dusz cierpiących w boleściach oraz liczne szczątki zmarłych rozrzucone wszędzie wokół niego. Spoglądał na upiory bez twarzy oraz na te bez cielesnej formy, wszystkie zrodzone z samej śmierci. A po tym wszystkim, co ujrzał, nawet wielki Odyn, władca Sal Męstwa, wybraniec Aman’Thula, poczuł strach.
Odyn obejrzał się w tył, spoglądając ocalałym okiem na swój świat.
– Cóż ujrzałeś, wielki Odynie? – spytała Helya.
– Ujrzałem odpowiedź – odrzekł mądry Odyn. – Gdyż w życiu istnieje śmierć, ale i w śmierci tli się życie. Jednakże istnieją tylko istoty życia lub istoty śmierci. Moi posłannicy muszą obejmować swym zasięgiem obie krainy.
W taki oto sposób Odyn wpadł na koncept Val’kyrii, istot znajdujących się między życiem a śmiercią, które na swych skrzydłach wnosiłyby poległych wrykulów do Sal Męstwa.
– Zostaną stworzone z wrykulek – ogłosił Odyn. – A ich odwaga pozwoli przetrwać ich braciom w formie Valarjarów po wsze czasy. Niczym życie będą potężne. Niczym śmierć będą wieczne.
– spisane przez Rysę Hjafmir
Legenda przetłumaczona przez Ventasa z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Mitologia Azeroth - legenda o Odynie #3
Ventas, | Komentarze : 0
Wszyscy uważaliśmy, że czyn Odyna był podyktowany jego pychą. Patrząc jednak na to, co spotkało Malygosa, Nelthariona (zwanego nie bez podstawy Śmiercioskrzydłym) i wielu przedstawicieli wszystkich smoczych rodów... Czy Odyn na pewno nie miał choć odrobiny racji? Posłuchajcie kolejnej legendy o Pierwszym Wyniesionym, jednym z bohaterów nadchodzącej Kroniki World of Warcraft od wyd. Insignis.
Swego czasu dwóch wrykulskich wojowników prowadziło zatargi o to, jak powstały Sale Męstwa. Jeden z nich wierzył, że twierdza została wzniesiona rękami pierwszego wrykula, który kroczył po świecie. Drugi upierał się przy twierdzeniu, że sale powstały o wiele wcześniej, już w początkach istnienia Azeroth.
Ich kłótniom nie było końca, aż w końcu inny wrykul, dosiadłszy burzowego smoka, przybył, aby rozstrzygnąć zatarg. Jednakże nie siłą mięśni, a siłą słów. Jego głos wzniósł się ponad szczyty, a moc tej opowieści ukoiła gniew w sercach wrykulów:
Wy obaj mylicie się, co do Sal Męstwa. Słuchajcie uważnie, gdyż wyjawię wam jej prawdziwe początki. Sale powstały jeszcze przed Rozdarciem, w czasach gdy wola tytanitów osłabła, ściągając na nich marazm i zobojętnienie. Byli zmęczeni wojną z Cieniem i odbudową tego znękanego świata. Któż może mieć im za złe, że zapragnęli chwili odpoczynku?
Wszyscy strażnicy, wszyscy prócz samego Odyna, utracili wiarę we własne siły. Pojmujecie? Uwierzyli, że nie są w stanie dalej sprawować samotnie pieczy nad światem. Dlatego też namaścili na nowych obrońców proto-smoki. Obdarzyli owe bestie boską mocą, szczerze wierząc, że ich wybrańcy będą korzystać z niej z należytą mądrością.
– Głupcy! Jak możecie ufać tym miernotom? Proto-smoki są pomiotem żywiołaków! Tych samych bezmyślnych stworzeń, które służyły złu w czasie rządów Cienia! Nieważne jak szlachetne proto-smoki się wydają, czyż ich serca i tak nie są skalane ciemnością? – Odyn wierzył, że tak właśnie było. – Zaufajcie tym skrzydlatym bestiom – rzekł do pozostałych strażników – a nadejdzie dzień, gdy porzucą swój święty obowiązek! Zamiast nich naznaczcie na obrońców wrykulów, a ujrzycie przykład prawdziwej siły i męstwa!
A cóż odpowiedzieli mu pozostali strażnicy? Żadnego słowa, które warto powtórzyć. Wszyscy zignorowali mądrość Odyna, obdarzając mocą te przeklęte proto-smoki. W mgnieniu oka wzrosła ich siła i rozmiary. Stały się Smoczymi Aspektami, a ich dzieci były odtąd znane pod mianem smoków.
Tak, czyn ten zranił głęboko Odyna, ale nie obraził. Nie zważajcie na bajania, które mówią inaczej. On jedynie obawiał się o bezpieczeństwo tego świata i zamieszkujących go stworzeń.
Jeszcze jedną prawą duszę zaniepokoił ten wybór - była nią oczywiście czarodziejka Helya. Stanęła ona u boku Odyna, w czasie, gdy wszyscy inni się od niego odwrócili. Była jego prawdziwym i jedynym sojusznikiem. Odyn i Helya postanowili sami wzmocnić wrykulów własnymi siłami, aby ci stanęli na straży świata w przypadku, gdyby prymitywne smoki zawiodły.
Pozostali strażnicy syczeli i tupali ze wzgardą w proteście. Ha! Jakąż musieli odczuwać zazdrość, że to nie oni pierwsi wpadli na śmiały plan Odyna! Po trzykroć wyciągał w ich stronę prawicę na zgodę i po trzykroć pozostali strażnicy ją odrzucali, będąc zbyt dumnymi, aby przyjąć jego łaskawą ofertę.
Wkrótce Odyn i Helya przystąpili do swego dzieła. Wybrali jedno ze skrzydeł potężnej twierdzy Ulduar, skłaniając ziemne olbrzymy, aby przebudowały tamtejsze korytarze, powlekając je złotem. Tak oto powstały Sale Męstwa, miejsce, do którego Strażnik i czarodziejka mieli sprowadzić swych wrykulskich wojowników.
Gdy olbrzymy zakończyły swą pracę, Helya utkała misterne zaklęcie, które uczyniło ich nowy dom lekkim jak puch. Sale wzniosły się wysoko w powietrze, aby od tej pory unosić się wśród chmur na niebie, skąd Odyn i czarodziejka mogli obserwować wszystko i wszystkich zza złotych ścian.
Gdy skończył snuć swą opowieść, dziwny wrykul ściągnął skrzydła swego smoka i pofrunął w niebo, znikając wśród chmur. Skłóceni dotąd wojownicy zakończyli wszelkie spory, czując w swych kościach, że w słowach nieznajomego dźwięczała sama prawda.
- spisane przez Yrvara Isilmara
Legendę przetłumaczył Ventas z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Sale pełne złota i chwały
Swego czasu dwóch wrykulskich wojowników prowadziło zatargi o to, jak powstały Sale Męstwa. Jeden z nich wierzył, że twierdza została wzniesiona rękami pierwszego wrykula, który kroczył po świecie. Drugi upierał się przy twierdzeniu, że sale powstały o wiele wcześniej, już w początkach istnienia Azeroth.
Ich kłótniom nie było końca, aż w końcu inny wrykul, dosiadłszy burzowego smoka, przybył, aby rozstrzygnąć zatarg. Jednakże nie siłą mięśni, a siłą słów. Jego głos wzniósł się ponad szczyty, a moc tej opowieści ukoiła gniew w sercach wrykulów:
Wy obaj mylicie się, co do Sal Męstwa. Słuchajcie uważnie, gdyż wyjawię wam jej prawdziwe początki. Sale powstały jeszcze przed Rozdarciem, w czasach gdy wola tytanitów osłabła, ściągając na nich marazm i zobojętnienie. Byli zmęczeni wojną z Cieniem i odbudową tego znękanego świata. Któż może mieć im za złe, że zapragnęli chwili odpoczynku?
Wszyscy strażnicy, wszyscy prócz samego Odyna, utracili wiarę we własne siły. Pojmujecie? Uwierzyli, że nie są w stanie dalej sprawować samotnie pieczy nad światem. Dlatego też namaścili na nowych obrońców proto-smoki. Obdarzyli owe bestie boską mocą, szczerze wierząc, że ich wybrańcy będą korzystać z niej z należytą mądrością.
– Głupcy! Jak możecie ufać tym miernotom? Proto-smoki są pomiotem żywiołaków! Tych samych bezmyślnych stworzeń, które służyły złu w czasie rządów Cienia! Nieważne jak szlachetne proto-smoki się wydają, czyż ich serca i tak nie są skalane ciemnością? – Odyn wierzył, że tak właśnie było. – Zaufajcie tym skrzydlatym bestiom – rzekł do pozostałych strażników – a nadejdzie dzień, gdy porzucą swój święty obowiązek! Zamiast nich naznaczcie na obrońców wrykulów, a ujrzycie przykład prawdziwej siły i męstwa!
A cóż odpowiedzieli mu pozostali strażnicy? Żadnego słowa, które warto powtórzyć. Wszyscy zignorowali mądrość Odyna, obdarzając mocą te przeklęte proto-smoki. W mgnieniu oka wzrosła ich siła i rozmiary. Stały się Smoczymi Aspektami, a ich dzieci były odtąd znane pod mianem smoków.
Tak, czyn ten zranił głęboko Odyna, ale nie obraził. Nie zważajcie na bajania, które mówią inaczej. On jedynie obawiał się o bezpieczeństwo tego świata i zamieszkujących go stworzeń.
Jeszcze jedną prawą duszę zaniepokoił ten wybór - była nią oczywiście czarodziejka Helya. Stanęła ona u boku Odyna, w czasie, gdy wszyscy inni się od niego odwrócili. Była jego prawdziwym i jedynym sojusznikiem. Odyn i Helya postanowili sami wzmocnić wrykulów własnymi siłami, aby ci stanęli na straży świata w przypadku, gdyby prymitywne smoki zawiodły.
Pozostali strażnicy syczeli i tupali ze wzgardą w proteście. Ha! Jakąż musieli odczuwać zazdrość, że to nie oni pierwsi wpadli na śmiały plan Odyna! Po trzykroć wyciągał w ich stronę prawicę na zgodę i po trzykroć pozostali strażnicy ją odrzucali, będąc zbyt dumnymi, aby przyjąć jego łaskawą ofertę.
Wkrótce Odyn i Helya przystąpili do swego dzieła. Wybrali jedno ze skrzydeł potężnej twierdzy Ulduar, skłaniając ziemne olbrzymy, aby przebudowały tamtejsze korytarze, powlekając je złotem. Tak oto powstały Sale Męstwa, miejsce, do którego Strażnik i czarodziejka mieli sprowadzić swych wrykulskich wojowników.
Gdy olbrzymy zakończyły swą pracę, Helya utkała misterne zaklęcie, które uczyniło ich nowy dom lekkim jak puch. Sale wzniosły się wysoko w powietrze, aby od tej pory unosić się wśród chmur na niebie, skąd Odyn i czarodziejka mogli obserwować wszystko i wszystkich zza złotych ścian.
Gdy skończył snuć swą opowieść, dziwny wrykul ściągnął skrzydła swego smoka i pofrunął w niebo, znikając wśród chmur. Skłóceni dotąd wojownicy zakończyli wszelkie spory, czując w swych kościach, że w słowach nieznajomego dźwięczała sama prawda.
- spisane przez Yrvara Isilmara
Legendę przetłumaczył Ventas z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Mitologia Azeroth - legenda o Odynie #2
Ventas, | Komentarze : 0
Druga z legend o Odynie mówi o początkach jego zachwytów nad rasą wojowniczych wrykuli. Dowiadujemy się również, że Ragnaros nie był jedynym przeciwnikiem Strażnika w Erze Mitów. Całą historię Odyna znajdziecie w nadchodzącej Kronice World of Warcraft od Wyd. Insignis.
Na długo po ustąpieniu Cienia, ale i na długo przed Rozdarciem, Odyn został namaszczony na Pierwszego Wyniesionego. Pozostali Strażnicy wraz z tytanitami uznali jego wyższość, gdyż rządził sprawiedliwie i nie było nikogo wspanialszego niż on. Odyn często wędrował po świecie, aby doglądać pracy swych poddanych. W czasie swych wędrówek przybierał postać jednego z nich, aby móc zobaczyć jak naprawdę żyją. – Szacunek, jaki wojownik okazuje nieznajomemu, ujawnia prawdziwą miarę jego męstwa – powiedział kiedyś Odyn.
Czasami ukrywał się pod postacią ziemnego. Innym zaś razem olbrzyma lub wrykula. Jednak nieważne jaką z licznych form przybierał, zawsze na każdym z jego ramion przysiadywał kruk. Odyn posiadał zdolność spojrzenia na bliźniego poprzez krucze oczy, aby dostrzec skryte w jego sercu dobro. Mógł też słuchać ptasimi uszami i rozpoznać w mowie kłamstwa. W czasie swych podróży spotkał wielu tytanitów, a w każdym, z którym zamienił słowo, dostrzegł szlachetnego ducha. Jednakże spośród wszystkich napotkanych, to u wrykulów rozpoznał bratnią duszę.
Pod postacią wrykula Odyn walczył ramię w ramię z ich wojownikami, śpiewał pieśni z bajarzami i przekuwał metal z kowalami. – Ci wrykule są tacy sami jak ja – stwierdził pewnego razu. – To nieustępliwi i odważni wojownicy.
Zdarzyło się to w czasie, gdy Ysildar, wąż o lodowo błękitnej łusce, wypełznął z czeluści ziemi, rozpoczynając swe łowy na wrykulów. Jakże przerażającą był bestią! Gdy rozwinął swe cielsko na całą długość, jego ogon niknął za horyzontem! Za jednym kłapnięciem swych szczęk mógł pożreć kilkunastu wrykulów, miażdżąc ich metalowe ciała obsydianowymi kłami. Niektórzy powiadali, że Ysildar był jednym ze zwierzęcych popleczników Frei, który oszalał z wściekłości. Inni uważali, że był czymś znacznie starszym i niewymownym, potwornym reliktem zrodzonym w czasach Ery Cienia.
Odyn obawiał się o los swych wrykulów. Był nawet gotowy, aby porzucić swe przebranie i samemu stanąć do walki z bestią, ale wkrótce przekonał się, że nie było takiej potrzeby. Wrykule walczyli jak jeden mąż. Wspólnymi siłami zdarli z ciała Ysildara jego metalowe łuski, dostając się do miękkiej skóry. Wyłupili mu oczy i stępili kły.
– Jakże mężni byli wrykule! – rzekł tego dnia Odyn. – Jakże nieustraszone były ich serca!
Ale Ysildar różnił się od innych bestii i nawet wrykule nie byli w stanie pokonać go na dobre. Dlatego też Odyn pospieszył na sam koniec ogona węża. Dotarł tak daleko, jak jeszcze żaden wrykul. Upewniając się, że nikt go nie dostrzeże, Odyn przybrał swą prawdziwą postać, a złapawszy Ysildara za ogon, potężnym zamachem wyrzucił bestię w niebo. Wąż poleciał tak wysoko, że swym cielskiem zasłonił słońce, zmieniając na chwilę dzień w noc. Przeleciał nad górami i rzekami, nad lasami i bagnami. Po paru dniach rozbił się o taflę morza, tonąc w jego zimnych głębinach.
Nikt więcej nie ujrzał Ysildara.
- spisane przez Kormyra Sylfverhana
Autorem tłumaczenia jest Ventas z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki
Wędrowiec i Wąż
Na długo po ustąpieniu Cienia, ale i na długo przed Rozdarciem, Odyn został namaszczony na Pierwszego Wyniesionego. Pozostali Strażnicy wraz z tytanitami uznali jego wyższość, gdyż rządził sprawiedliwie i nie było nikogo wspanialszego niż on. Odyn często wędrował po świecie, aby doglądać pracy swych poddanych. W czasie swych wędrówek przybierał postać jednego z nich, aby móc zobaczyć jak naprawdę żyją. – Szacunek, jaki wojownik okazuje nieznajomemu, ujawnia prawdziwą miarę jego męstwa – powiedział kiedyś Odyn.
Czasami ukrywał się pod postacią ziemnego. Innym zaś razem olbrzyma lub wrykula. Jednak nieważne jaką z licznych form przybierał, zawsze na każdym z jego ramion przysiadywał kruk. Odyn posiadał zdolność spojrzenia na bliźniego poprzez krucze oczy, aby dostrzec skryte w jego sercu dobro. Mógł też słuchać ptasimi uszami i rozpoznać w mowie kłamstwa. W czasie swych podróży spotkał wielu tytanitów, a w każdym, z którym zamienił słowo, dostrzegł szlachetnego ducha. Jednakże spośród wszystkich napotkanych, to u wrykulów rozpoznał bratnią duszę.
Pod postacią wrykula Odyn walczył ramię w ramię z ich wojownikami, śpiewał pieśni z bajarzami i przekuwał metal z kowalami. – Ci wrykule są tacy sami jak ja – stwierdził pewnego razu. – To nieustępliwi i odważni wojownicy.
Zdarzyło się to w czasie, gdy Ysildar, wąż o lodowo błękitnej łusce, wypełznął z czeluści ziemi, rozpoczynając swe łowy na wrykulów. Jakże przerażającą był bestią! Gdy rozwinął swe cielsko na całą długość, jego ogon niknął za horyzontem! Za jednym kłapnięciem swych szczęk mógł pożreć kilkunastu wrykulów, miażdżąc ich metalowe ciała obsydianowymi kłami. Niektórzy powiadali, że Ysildar był jednym ze zwierzęcych popleczników Frei, który oszalał z wściekłości. Inni uważali, że był czymś znacznie starszym i niewymownym, potwornym reliktem zrodzonym w czasach Ery Cienia.
Odyn obawiał się o los swych wrykulów. Był nawet gotowy, aby porzucić swe przebranie i samemu stanąć do walki z bestią, ale wkrótce przekonał się, że nie było takiej potrzeby. Wrykule walczyli jak jeden mąż. Wspólnymi siłami zdarli z ciała Ysildara jego metalowe łuski, dostając się do miękkiej skóry. Wyłupili mu oczy i stępili kły.
– Jakże mężni byli wrykule! – rzekł tego dnia Odyn. – Jakże nieustraszone były ich serca!
Ale Ysildar różnił się od innych bestii i nawet wrykule nie byli w stanie pokonać go na dobre. Dlatego też Odyn pospieszył na sam koniec ogona węża. Dotarł tak daleko, jak jeszcze żaden wrykul. Upewniając się, że nikt go nie dostrzeże, Odyn przybrał swą prawdziwą postać, a złapawszy Ysildara za ogon, potężnym zamachem wyrzucił bestię w niebo. Wąż poleciał tak wysoko, że swym cielskiem zasłonił słońce, zmieniając na chwilę dzień w noc. Przeleciał nad górami i rzekami, nad lasami i bagnami. Po paru dniach rozbił się o taflę morza, tonąc w jego zimnych głębinach.
Nikt więcej nie ujrzał Ysildara.
- spisane przez Kormyra Sylfverhana
Autorem tłumaczenia jest Ventas z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki