World of Warcraft: Illidan - rozdajemy książkę wprowadzającą do Legionu!
Kumbol, | Komentarze : 91
Mamy coś w sam raz dla tych, którzy po grze w World of Warcraft zaktualizowanego do wersji 7.0.3 będą chcieli się oddać lekturze. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Insignis i Blizzarda mamy dla Was nie jedną, a dwie szanse wygrania powieści wprowadzającej do World of Warcraft: Legion - World of Warcraft: Illidan. Czeka na Was aż 14 pachnących egzemplarzy - oto jak je zdobyć! Spoiler: bardzo łatwo, z odrobiną szczęścia!
Mamy dla Was aż 14 egzemplarzy książki World of Warcraft: Illidan w polskim przekładzie. Powieść ze Zdrajcą w roli głównej i tytułowej możecie zdobyć na dwa sposoby. Jesteście gotowi?
Szansa I: Skomentuj tutaj
Po prostu skomentuj dowolnie ten artykuł. Możesz próbować nas przekonać, że to akurat Ty powinieneś mieć większe szanse, ale czy to jakoś pomoże szczęściu?
Szansa II: Polub i skomentuj na facebooku
Polub i dowolnie skomentuj poniższy post na facebooku:
Spośród wszystkich zgłoszeń wybierzemy losowo po 7 z komentujących (i lajkujących) na facebooku i poniżej. Chcecie podwójnej szansy? Weźcie udział i tu, i tam.
Zgłoszenia w jednym i drugim przypadku przyjmujemy do niedzieli, 24.07.2016, do 23:59.
Zwycięzcy poprzedniego konkursu
Ogłaszamy przy tej okazji listę szczęśliwców, do których powędruje oficjalna powieść filmu Warcraft, którą rozdawaliśmy w tym konkursie.
Gratulujemy! Odezwiemy się do Was niebawem poprzez Prywatną Wiadomość celem ustalenia szczegółów dostarczenia nagrody.
Mamy dla Was aż 14 egzemplarzy książki World of Warcraft: Illidan w polskim przekładzie. Powieść ze Zdrajcą w roli głównej i tytułowej możecie zdobyć na dwa sposoby. Jesteście gotowi?
KONKURS
Szansa I: Skomentuj tutaj
Po prostu skomentuj dowolnie ten artykuł. Możesz próbować nas przekonać, że to akurat Ty powinieneś mieć większe szanse, ale czy to jakoś pomoże szczęściu?
Szansa II: Polub i skomentuj na facebooku
Polub i dowolnie skomentuj poniższy post na facebooku:
Spośród wszystkich zgłoszeń wybierzemy losowo po 7 z komentujących (i lajkujących) na facebooku i poniżej. Chcecie podwójnej szansy? Weźcie udział i tu, i tam.
Zgłoszenia w jednym i drugim przypadku przyjmujemy do niedzieli, 24.07.2016, do 23:59.
Zwycięzcy poprzedniego konkursu
Ogłaszamy przy tej okazji listę szczęśliwców, do których powędruje oficjalna powieść filmu Warcraft, którą rozdawaliśmy w tym konkursie.
Gratulujemy! Odezwiemy się do Was niebawem poprzez Prywatną Wiadomość celem ustalenia szczegółów dostarczenia nagrody.
Rozdajemy oficjalną powieść filmu Warcraft po polsku!
Kumbol, | Komentarze : 39
Jeśli brakuje Wam wakacyjnej lektury, wspólnie z Wydawnictwem Insignis po raz kolejny przychodzimy z pomocą! Oto następny konkurs książkowy, w którym tym razem do wygrania najnowsza z ostatnich publikacji w uniwersum Warcrafta - oficjalna powieść filmu Warcraft: Poczatek!
Konkurs
Rozdajemy Wam 5 egzemplarzy polskiego wydania tej najnowszej powieści spod pióra Christie Golden. Oto zadanie konkursowe:
Wpisz w komentarzu, który polski aktor mógłby Twoim zdaniem zagrać Księcia Arthasa w ewentualnej kontynuacji filmu Warcraft, opowiadającej historię Króla Lisza.
Jak wziąć udział:
KONKURS ZAKOŃCZONY. Wyniki niebawem!
Zgłoszenia przyjmujemy do czwartku, 14.07.2016, do 23:59.
Zwycięzcy poprzedniego konkursu
Oto zwycięzcy poprzedniego konkursu książkowego, którym za chwilę wysyłamy egzemplarze powieści Warcraft: Durotan:
Serdecznie gratulujemy!
Warcraft
Autor: Christie Golden
Data wydania: 15/06/2016
Przekład: Dominika Repeczko
ISBN: 978-83-65315-52-6
Oprawa: miękka
Wymiary: 140 x 210 mm
Strony: 328
Cena katalogowa: 34,99 zł
Oficjalna powieść filmu Warcraft: Początek
W Azeroth dotychczas panował pokój, lecz teraz kraina ta stoi na skraju wojny – jej cywilizacja musi stawić czoła przerażającej rasie najeźdźców: wojowniczych orków, którzy uciekają ze swego konającego świata i zamierzają podbić inny. Kiedy otwiera się łączący światy portal, jedna armia staje w obliczu zniszczenia, druga – zagłady. Dwaj bohaterowie z dwóch wrogich sobie stron zmierzają do konfrontacji, która rozstrzygnie o losie ich rodzin, poddanych i ojczyzn. Tak oto rozpoczyna się opowieść o potędze i poświęceniu, w której wojna ma niejedno oblicze, a każdy walczy o słuszną z jego punktu widzenia sprawę.
Film Warcraft: Początek to pełen rozmachu obraz z wytwórni Legendary Pictures oraz Universal Pictures, stworzony na podstawie globalnego rozrywkowego fenomenu firmy Blizzard.
Konkurs
Rozdajemy Wam 5 egzemplarzy polskiego wydania tej najnowszej powieści spod pióra Christie Golden. Oto zadanie konkursowe:
Wpisz w komentarzu, który polski aktor mógłby Twoim zdaniem zagrać Księcia Arthasa w ewentualnej kontynuacji filmu Warcraft, opowiadającej historię Króla Lisza.
Jak wziąć udział:
KONKURS ZAKOŃCZONY. Wyniki niebawem!
Zgłoszenia przyjmujemy do czwartku, 14.07.2016, do 23:59.
Zwycięzcy poprzedniego konkursu
Oto zwycięzcy poprzedniego konkursu książkowego, którym za chwilę wysyłamy egzemplarze powieści Warcraft: Durotan:
- Paweł Stelmarski
- Kamil Ciborowski
- Michał Jasiński
- Radosław Mazur
- Patryk Malicki
Serdecznie gratulujemy!
Wygraj książkę Warcraft: Durotan w naszym konkursie!
Kumbol, | Komentarze : 0
Ostatnie 80 kluczy do bety World of Warcraft: Legion to był dopiero początek dużej wakacyjnej puli nagród, jaką dla Was przygotowaliśmy. Dziś rozpoczynamy serię konkursów książkowych, w których do zgarnięcia będą najnowsze powieści z uniwersum Warcrafta wydawane w Polsce przez Insignis. Zaczynamy od prequelu filmu Warcraft: Początek, a więc książki Warcraft: Durotan!
Mamy dla Was 5 drukowanych egzemplarzy książki Warcraft: Durotan. Żeby mieć szansę zdobycia jednego z nich, wystarczy udzielić jak najbardziej wyczerpującej odpowiedzi na nasze zadanie konkursowe:
Wymień z nazwy jak najwięcej znanych (posiadających swoją unikalną nazwę) broni, jakimi w uniwersum Warcrafta posługują się orkowie.
Możesz używać zarówno polskich, jak i oryginalnych nazw.
Jak wziąć udział:
Konkurs zakończony! Wyniki już wkrótce!
Zgłoszenia przyjmujemy do środy, 6.07.2016, do 23:59.
Udowodnijcie, że wiecie o istnieniu tych wszystkich Zgładzi... no, nie będziemy podpowiadać! Powodzenia! Wciąż pachnąca drukarską farbą lektura czeka!
Warcraft: Durotan
Autor: Christie Golden
Oryginalna opowieść o przetrwaniu, konflikcie i magii, poprzedzająca wydarzenia przedstawione w filmie Warcraft: Początek.
W świecie Draenoru silny i niezależny Klan Mroźnego Wilka musi mierzyć się z coraz surowszymi zimami i malejącą populacją raciczników. Kiedy na Grani Mroźnego Ognia pojawia się tajemniczy Gul’dan i roztacza przed Wilkami wizję nowych, wspaniałych terenów łowieckich, wódz klanu, Durotan, staje przed niezwykle trudną decyzją – porzucić terytorium, dumę i tradycje klanu czy poprowadzić swój lud w nieznane?
Mamy dla Was 5 drukowanych egzemplarzy książki Warcraft: Durotan. Żeby mieć szansę zdobycia jednego z nich, wystarczy udzielić jak najbardziej wyczerpującej odpowiedzi na nasze zadanie konkursowe:
Wymień z nazwy jak najwięcej znanych (posiadających swoją unikalną nazwę) broni, jakimi w uniwersum Warcrafta posługują się orkowie.
Możesz używać zarówno polskich, jak i oryginalnych nazw.
Jak wziąć udział:
Konkurs zakończony! Wyniki już wkrótce!
Zgłoszenia przyjmujemy do środy, 6.07.2016, do 23:59.
Udowodnijcie, że wiecie o istnieniu tych wszystkich Zgładzi... no, nie będziemy podpowiadać! Powodzenia! Wciąż pachnąca drukarską farbą lektura czeka!
Legion | Klucze do bety - wyniki naszych konkursów
Kumbol, | Komentarze : 14We wtorek dobiegły końca wszystkie nasze konkursy z kluczami do bety World of Warcraft: Legion do wygrania. Dziś przyszedł czas na ogłoszenie wyników. Oto szczęśliwcy, którzy już niebawem wyruszą na Broken Isles! Żeby ten news nie był
Konkurs I - zwycięzcy
Zaprojektuj własny ekran logowania World of Warcraft
- Patryk Meszyński
- Weronika Sikora
- Rafał Kotozw
- Patryk Nosal
- Wojciech Kondraciuk
- Piotr Karski
- Karol Dobrek
- Waldemar Majcher
- Kacper Schultz
- Kacper Krecz
- Damian Pyszka
- Łukasz Nowak
- Kuba Strzelczyk
- Kuba Babiak
- Wojtek (Nasti)
- Dawid Mrówczyński
- Adrian Mazur
Wybrane prace zwycięzców:
Konkurs II - zwycięzcy
Krzycz jak Illidan!
- Norbert Zwierczak
- Mikołaj Ładny
- Kaytec
- P3ry __
- Maciej Kosior
- Łukasz Majos
- Szaman (margo517)
- Aleksander Derulski
- Kamil Olszar
- Tomek Stażek
- Przemek Cyran
- Agata Dżejkowska
- Mikołaj Kaleta
- Łukasz Buru
Wybrane zgłoszenia zwycięzców:
Konkurs III - zwycięzcy
Opisz najbardziej wyczekiwaną nowość Legionu
- Basnior
- Angrybear
- Myzdrael
- Nerthiliuz
- Varmy
- Kiryl
- Houy
- Ludek
- Kelmevor
- EpickiTroll
- Anterius
- Kubakr
- Danelar
- Glaseth
- Goldi
- TheSnail
- majkel66
- Joki
- resorvitate
- Panda4
- Theskorpionero
- WICKEDsick
- Xm1992
- Leadrien
- Aror
- Parteon
- Dyathe
- Yasashii
- Magda1811
- Gusiol
- SzopenPogo
- Elanith
- Mokiczek
- Avanah
- Anxunamun
- Rendin
- Coby
- Anareth
- Mainka44
- lukepl
- Ozone
- Tiberinus
- Dario
- Frsh
- BrainOnStandby
- Asasek123
- Dlakin
- Atar1n
- SilentStorm
- Troley
Wybrane zgłoszenia zwycięzców:
Kazano mi wskazać, wśród nowin ogromu,
co wraz z Legionu przychodzą dodatkiem,
tę, która, w serce me wszedłszy ukradkiem,
cenniejszą się zdaje od Variana tronu.
Tak też wyczekują jedni run magicznych,
płonących zielenią na elfickim ciele;
inni – zaklęć nowych, by mocą ich wiele
ran zadać oddziałom demonów tak licznych.
Nie pragnę ja jednak tej wrzawy wojennej,
lecz lądów wydartych z podwodnej otchłani;
tam niegdyś bowiem Księżyca kapłani,
stróżami byli mądrości tajemnej.
W jednym z miast świata przeszłego sławniejszych,
za czasów Azshary – potężnej Władczyni,
świątynia stała Elune – Bogini,
jedynej Pani pokoleń dawniejszych.
Gdy pycha królowej pod niebo się wzbiła,
i wojska demonów zstąpiły na ziemię,
głębinom oddane zostało złe plemię -
- królestwo, miasta, i magii ich siła.
Choć na dno zepchnięte, nie przepadły czary,
w bóstwu poświęconych komnatach skrywane;
z wrót przeto pieczęci zostały zerwane
po wiekach, by złożyć Sargerasa mary.
Pragnąc i dla siebie tytana potęgi,
Wyspy Zniszczone Gul’dan wzniósł spod wody;
lecz miast, mocą Oka, kruszyć wrogów rody
zginął, nie przetrwawszy demonów udręki.
Tę właśnie świątynię sam pragnę przemierzyć,
która grobowcem już tylko jest zwana;
by znów za piękną została uznana,
by w blask jej stracony ktoś znów chciał uwierzyć.
Tak marząc o miejscu, co chwałą jaśnieje,
w myślach zobaczyłem duchy elfów dawnych;
idą w moją stronę, klucz w ich rękach sprawnych,
a na nim wyraźnie litera widnieje.
Litera mi znana, jest to greckie beta,
co dziwnie przybliża mi moje pragnienia;
lecz nie wiem, czy są to jedynie złudzenia,
czy raczej zwycięstwo i działań mych meta!
~Anareth
Aż ciężko wybierać, tyle jest nowości. Najbardziej chyba czekam na wątek fabularny, jestem po przeczytaniu kronik i nowej ksiazki o Illidanie, co buduje cały wachlarz możliwości odnośnie prowadzenia fabuły i dodadkową ciekawość odnośnie roli jaką odegra tu illidan(przepowiednia Naaru z książki).Gdzie zniknął Vol'jin, i jakich sojuszników sprowadzi, jak poradzi sobie Mroczna Pani jako wódz Hordy. Jak poradzi sobie Anduin po stracie ojca, tu przypomina mi się konwersacja Anduina i Garosha( książka zbrodnie wojenne) gdy to Garosh powiedział "Kiedyś żył już blondwłosy książę, a skończył jako Lich King". Czy poradzi sobie z wagą korony gdy świat czeka największa batalia czy też spojrzy w stronę jakiejś mroczniejszej strony. Wracają też wspomnienia po trylogi, Wojna Starożytnych. Suramar, niegdyś potężne miasto królowej Azhary znów się wyłania z głębin, a Azhara spadając w głębiny wody otoczyła siebie i dwie służki barierą magiczną, krzycząc "Azhara nie zginie tak łatwo!", a jak wiemy Lady Vashji, która była jedną z służek już pojawiła się w TBC, czy w końcu ujrzymy królową Azharę jako Nagę?mam nadzieję. Kolejnym ciekawym punktem są akcenty z tytanami, ulduar był genialny, więc jeśli będą tytani, aka Keepersi(thorim Freya itd.) to napewno nie będziemy się nudzić. Najbardziej chyba ciekawi mnie samo zakończenie, czy zmierzymy się zSargerasem, i czy zostaną przedstawieni najpotężniejsi wrogowie w uniwersum, Void Lordzi, przez których to Sargeras stworzył Legion, by mieć siłę do unicestwienia ich. Mógłbym jeszcze wymieniać, ale boję się że uciekłbym od tematu i mół wejsc na inne nowości. Także podsumowując, nie mogę się doczekać co przyniesie nam fabuła!
~Avanah
Pewnie swoją wypowiedzią zaskoczę wiele osób, ale najbardziej w nowym dodatku czekam na pewien unikalny artefakt - wędkę. :) Niestety nie jest jeszcze wiadomo czy zobaczymy ją w finalnej wersji dodatku, bo z tego co się orientuję to niestety na becie nie ma jej nadal wprowadzonej. Ale gdyby tylko była, cóż to by się działo! Byłabym najlepszym rybakiem w całym Azeroth, uzupełniłabym z łatwością pozostałe achievementy z fishingu oraz - najważniejsze - wygrałabym niedzielny konkurs łowienia ryb i zgarnęła główną nagrodę - chwałę, sławę, wieniec adoratorów, achiv oraz roomowy pierścień! A w Legionie? Z premedytacją czyściłabym łowiska z 15 rodzajów rare ryb, które będziemy mogli spotkać na Broken Islands.
Oczywiście to jedno z moich małych pragnień nadchodzących zmian, nie sposób opisać wszystkich - questowanie, zmiany z dungeonach, nowy sposób progresowania profesji, niesamowita klasa jaką jest DH oraz wszystkie zmiany w klasach obecnie grywanych (już ostrzę kły, by spróbować swoich sił w topowaniu dpsu!).
Nie sposób nacieszyć oczy streamami, trzeba samemu stanąć do walki. Pomożecie urzeczywistnić to pragnienie już teraz? :)
~Yasashii
Serdecznie gratulujemy wszystkim zwycięzcom i dziękujemy za udział w naszych konkursach!
Rozpoczynamy jeszcze dziś dystrybucję kluczy za pośrednictwem emaili zwrotnych (konkurs I i II) i Prywatnych Wiadomości na WoWCenter.pl (Konkurs III). Wyczekujcie kontaktu z naszej strony już niebawem!
Warcraft: Początek | Recenzja - fanowski film ostateczny
Kumbol, | Komentarze : 3
Cokolwiek przeczytacie na temat Warcrafta: Początek w prasie czy internecie (wliczając niniejszą publikację), jeśliście fanami tego uniwersum - po prostu idźcie do kina na film!
Obraz studia Legendary Pictures powstawał od tak dawna, że tylko prawdziwi weterani World of Warcraft pamiętają dzień jego ogłoszenia (przypomnijmy - 9 maja 2006 roku). Po tak długim czasie ekscytacja przeradza się w zniecierpliwienie, które dopiero po objęciu sterów nad filmem przez Duncana Jonesa zaczęło stopniowo ustępować coraz większemu zaciekawieniu. Ekipa, która ostatecznie wzięła się za bary z Warcraftem, to filmowcy z dorobkiem każącym ufać, że nasz świat jest w dobrych rękach.
Pewien niepokój pojawił się na ostatniej prostej przed premierą - sprawę koncertowo kładł marketing Universala/Legendary, wypluwając całkowicie bezduszne zwiastuny i materiały promocyjne. Oficjalna kampania reklamowa filmu była żałośnie generyczna. Do tego stopnia, że robione hobbistycznie przez naszego redaktora Quassa gify zostały dostrzeżone przez popularny amerykański serwis io9 i przywołane jako przykład fanowskiej twórczości lepiej promującej film niż oficjalne kanały. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że duży kawałek box-office'owego tortu Warcraft stracił niezasłużenie już w przedbiegach.
Ostatecznie bowiem nie jest tak źle - to opinia, jaką sformułowałby hipotetyczny "ja", gdyby świata Warcrafta dotąd nie znał ani trochę, a za fantastyką nie przepadał.
Wiele z zarzutów wysuwanych wobec filmowego rzemiosła w Warcrafcie jest jak najbardziej słusznych. Narracja i montaż są chaotyczne, i dopiero po ponad kwadransie wpadają na w miarę równe tory prowadzenia historii (albo to nasza percepcja się do nich w końcu dostraja). Potrafię sobie jednak wyobrazić poczucie przytłoczenia, czy wręcz irytację tempem wprowadzania świeżego widza w świat przedstawiony. Brakuje Warcraftowi eleganckiej sekwencji otwierającej, z gracją Galadrieli wciągającej widza w wir wydarzeń, wykładając uprzednio elementarne fakty. Zupełnie niesubtelnie dostajemy na wstępie orkowym młotem po głowie, by zaraz niczym seria strzałów z pukawki zaznajamiać się (powierzchownie) z kolejnymi lokacjami i postaciami. Część z tego jest zbędna i uargumentowana chyba jedynie fanserwisem (Ironforge, Goldshire).
Czy to wszystko oznacza, że Warcraft jest fatalnym niewypałem? Ależ skąd! Film broni się fenomenalnym przedstawieniem świata - tak cudownie bajecznego, niby prawdziwego, a jednak zgoła nowego i intrygującego. To, co na zwiastunach nie wyglądało przekonująco, w kinie zniewala. Paleta barw jest Blizzardowsko przesadzona, lokacje i postaci przerysowane, stwory czy uzbrojenia odpowiednio fantastyczne, a wszystko okalają wszędobylskie mrugnięcia okiem do graczy i easter-eggi. Widać bardziej niż wyraźnie (krytyk powie: zbyt wyraźnie), że to dzieło stworzone przez autentycznych fanów dla fanów. Czuć tutaj po prostu frajdę, z jaką wszystkie zaangażowane strony pracowały nad filmem. To z kolei przekłada się bezpośrednio na zestaw emocji, jakich doświadcza widz zaznajomiony z materiałem źródłowym.
Dla fanów - solidne 7/10 (bo i fan odczuje scenariuszowo-montażowe niedoskonałości). Trudno jednak wyrazić w tak prostej skali to, co czuje się w czasie seansu, bo radość z oglądania przeniesionego na wielki ekran ukochanego świata fantasy jest niemierzalna. Pełni fascynacji i podziwu dla Industrial Light & Magic (odpowiedzialni za efekty specjalne w Warcrafcie; z gigantycznym dorobkiem kultowych dzieł kinematografii) oglądamy mocarnych orków - najbardziej wiarygodnie przedstawione postaci w historii kina wykreowane z pomocą komputera i techniki motion capture. Doskonale sprawdzili się mo-capowi aktorzy, w szczególności Toby Kebbel, którego kreacja Durotana jest doskonała. Emocje wywołują przeloty nad miastem Stormwind, które wydaje się być idealnie podbitą do kinowej skali wersją z gier. No i ta magia! Żaden hollywoodzki blockbuster nie oddał czarów w taki sposób, jak Warcraft (i biorę tu pod uwagę też cały cykl Harry Potter). To nie jakieś tam machanie różdżką, ale ciężkie inkantacje, zniewalająco piękne i potężne. Być może jest to zarazem zarzut wobec filmu, ale momenty największych ciar miałem między innymi przy kolejnych scenach teleportacji. To ma pewnie jakiś chory związek z tym, że mój main to mag.
Oczywiście, że Warcraft swoje duże wady ma. Jest zarazem jasne, że to najlepszy film oparty na grze wideo, jaki kiedykolwiek powstał. Ma pełno wspaniałych momentów, które są być może zbyt śpiesznie posklejane, ale bronią się i sprawiają frajdę (+ dodatkowy współczynnik frajdy dla prawdziwych fanów). Wygląda wspaniale (3D jest tu naprawdę dobre, pomimo dodania go w postprodukcji), gwarantuje mnóstwo fanowskich uniesień, ale cierpi na niedobór scen "wdrożeniowych". Czy powinieneś pójść do kina na film Warcraft? Serio, jesteś na WoWCenter.pl i zadajesz sobie takie pytanie? ;-) No już, migusiem!
Miałem nieskrywaną przyjemność obejrzeć film Warcraft: Początek po raz pierwszy na oficjalnej światowej premierze w historycznym TCL Chinese Theatre przy Hollywood Boulevard w Los Angeles. Wzięcie udziału w tej fanowskiej celebracji, doświadczenie czerwonego dywanu (choć w tym przypadku był czarny, pewnie przez wzgląd na neutralność w konflikcie Hordy i Przymierza), spotkanie aktorów i najważniejszych osób odpowiedzialnych za produkcję - świetne, niezapomniane przeżycie. Dzięki, Blizzard!
Dziękujemy również polskiemu dystrybutorowi filmu United International Pictures Polska za zaproszenia na polski pokaz przedpremierowy!
Obraz studia Legendary Pictures powstawał od tak dawna, że tylko prawdziwi weterani World of Warcraft pamiętają dzień jego ogłoszenia (przypomnijmy - 9 maja 2006 roku). Po tak długim czasie ekscytacja przeradza się w zniecierpliwienie, które dopiero po objęciu sterów nad filmem przez Duncana Jonesa zaczęło stopniowo ustępować coraz większemu zaciekawieniu. Ekipa, która ostatecznie wzięła się za bary z Warcraftem, to filmowcy z dorobkiem każącym ufać, że nasz świat jest w dobrych rękach.
Pewien niepokój pojawił się na ostatniej prostej przed premierą - sprawę koncertowo kładł marketing Universala/Legendary, wypluwając całkowicie bezduszne zwiastuny i materiały promocyjne. Oficjalna kampania reklamowa filmu była żałośnie generyczna. Do tego stopnia, że robione hobbistycznie przez naszego redaktora Quassa gify zostały dostrzeżone przez popularny amerykański serwis io9 i przywołane jako przykład fanowskiej twórczości lepiej promującej film niż oficjalne kanały. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że duży kawałek box-office'owego tortu Warcraft stracił niezasłużenie już w przedbiegach.
Ostatecznie bowiem nie jest tak źle - to opinia, jaką sformułowałby hipotetyczny "ja", gdyby świata Warcrafta dotąd nie znał ani trochę, a za fantastyką nie przepadał.
Wiele z zarzutów wysuwanych wobec filmowego rzemiosła w Warcrafcie jest jak najbardziej słusznych. Narracja i montaż są chaotyczne, i dopiero po ponad kwadransie wpadają na w miarę równe tory prowadzenia historii (albo to nasza percepcja się do nich w końcu dostraja). Potrafię sobie jednak wyobrazić poczucie przytłoczenia, czy wręcz irytację tempem wprowadzania świeżego widza w świat przedstawiony. Brakuje Warcraftowi eleganckiej sekwencji otwierającej, z gracją Galadrieli wciągającej widza w wir wydarzeń, wykładając uprzednio elementarne fakty. Zupełnie niesubtelnie dostajemy na wstępie orkowym młotem po głowie, by zaraz niczym seria strzałów z pukawki zaznajamiać się (powierzchownie) z kolejnymi lokacjami i postaciami. Część z tego jest zbędna i uargumentowana chyba jedynie fanserwisem (Ironforge, Goldshire).
Czy to wszystko oznacza, że Warcraft jest fatalnym niewypałem? Ależ skąd! Film broni się fenomenalnym przedstawieniem świata - tak cudownie bajecznego, niby prawdziwego, a jednak zgoła nowego i intrygującego. To, co na zwiastunach nie wyglądało przekonująco, w kinie zniewala. Paleta barw jest Blizzardowsko przesadzona, lokacje i postaci przerysowane, stwory czy uzbrojenia odpowiednio fantastyczne, a wszystko okalają wszędobylskie mrugnięcia okiem do graczy i easter-eggi. Widać bardziej niż wyraźnie (krytyk powie: zbyt wyraźnie), że to dzieło stworzone przez autentycznych fanów dla fanów. Czuć tutaj po prostu frajdę, z jaką wszystkie zaangażowane strony pracowały nad filmem. To z kolei przekłada się bezpośrednio na zestaw emocji, jakich doświadcza widz zaznajomiony z materiałem źródłowym.
Dla fanów - solidne 7/10 (bo i fan odczuje scenariuszowo-montażowe niedoskonałości). Trudno jednak wyrazić w tak prostej skali to, co czuje się w czasie seansu, bo radość z oglądania przeniesionego na wielki ekran ukochanego świata fantasy jest niemierzalna. Pełni fascynacji i podziwu dla Industrial Light & Magic (odpowiedzialni za efekty specjalne w Warcrafcie; z gigantycznym dorobkiem kultowych dzieł kinematografii) oglądamy mocarnych orków - najbardziej wiarygodnie przedstawione postaci w historii kina wykreowane z pomocą komputera i techniki motion capture. Doskonale sprawdzili się mo-capowi aktorzy, w szczególności Toby Kebbel, którego kreacja Durotana jest doskonała. Emocje wywołują przeloty nad miastem Stormwind, które wydaje się być idealnie podbitą do kinowej skali wersją z gier. No i ta magia! Żaden hollywoodzki blockbuster nie oddał czarów w taki sposób, jak Warcraft (i biorę tu pod uwagę też cały cykl Harry Potter). To nie jakieś tam machanie różdżką, ale ciężkie inkantacje, zniewalająco piękne i potężne. Być może jest to zarazem zarzut wobec filmu, ale momenty największych ciar miałem między innymi przy kolejnych scenach teleportacji. To ma pewnie jakiś chory związek z tym, że mój main to mag.
Oczywiście, że Warcraft swoje duże wady ma. Jest zarazem jasne, że to najlepszy film oparty na grze wideo, jaki kiedykolwiek powstał. Ma pełno wspaniałych momentów, które są być może zbyt śpiesznie posklejane, ale bronią się i sprawiają frajdę (+ dodatkowy współczynnik frajdy dla prawdziwych fanów). Wygląda wspaniale (3D jest tu naprawdę dobre, pomimo dodania go w postprodukcji), gwarantuje mnóstwo fanowskich uniesień, ale cierpi na niedobór scen "wdrożeniowych". Czy powinieneś pójść do kina na film Warcraft? Serio, jesteś na WoWCenter.pl i zadajesz sobie takie pytanie? ;-) No już, migusiem!
Miałem nieskrywaną przyjemność obejrzeć film Warcraft: Początek po raz pierwszy na oficjalnej światowej premierze w historycznym TCL Chinese Theatre przy Hollywood Boulevard w Los Angeles. Wzięcie udziału w tej fanowskiej celebracji, doświadczenie czerwonego dywanu (choć w tym przypadku był czarny, pewnie przez wzgląd na neutralność w konflikcie Hordy i Przymierza), spotkanie aktorów i najważniejszych osób odpowiedzialnych za produkcję - świetne, niezapomniane przeżycie. Dzięki, Blizzard!
Dziękujemy również polskiemu dystrybutorowi filmu United International Pictures Polska za zaproszenia na polski pokaz przedpremierowy!
The Burning Crusade od zaplecza - recenzja powieści World of Warcraft: Illidan
Kumbol, | Komentarze : 4
Trwają nasze konkursy, w których do zgarnięcia 80 kluczy do beta testów World of Warcraft: Legion!
Któż z nas nie kojarzy Illidana Stormrage’a, znanego fanom polskiego Hearthstone’a jako Burzogniewny? Upadły łowca demonów, obok Thralla i Arthasa, jest najbardziej rozpoznawalną i lubianą postacią uniwersum Warcrafta. Nic więc dziwnego, że Blizzard zdecydował się ożywić swego herosa i ponownie posłać do walki ku uciesze fanów. Czy postąpił właściwie?
Napisanie książki o Illidanie, będącej zapowiedzią jego powrotu, zlecono Williamowi Kingowi – szkockiemu pisarzowi fantasy, kojarzonemu do tej pory z serią powieści ze świata Warhammera. Nie znałem wcześniej jego twórczości, więc podchodziłem do lektury neutralnie (nie licząc obawy, że cały WoW:Illidan jest jedynie skokiem na kasę i koncertową grą na sentymencie starszych graczy…), z pewną nadzieją na jakąś zmianę. Z całym szacunkiem dla Christie Golden, doceniam jej wkład w rozwój tego uniwersum, ale ostatnie jej książki za bardzo zalatywały tanimi romansidłami. Wiek? Jakieś skrywane pragnienia? Z miłym zaskoczeniem przyjąłem ten powiew świeżości, tym bardziej, że już po pierwszej stronie powieści widać znaczną różnicę w stylu pisania Williama Kinga. Szkot pisze krótkimi, prostymi zdaniami, wybijając nimi pewien klimatyczny rytm, kojarzący się momentami z marszem wojennym lub kroczeniem skazanego ku zagładzie. Sprawdza się to świetnie w scenach rozważań Illidana, pełnych niepewności i rozbieganych myśli. Gdzieś po połowie książki ta prostota zaczynała mnie chwilowo męczyć, ale i tak za nic nie wymieniłbym jej na opisy skrzących, pełnych miłości spojrzeń Durotana i Draki by Ch.G.
Duży plus należy się Kingowi również za swobodę narracji i różne spojrzenia na świat bohaterów. Świetnym pomysłem był podział części pojedynków na króciutkie podrozdziały, w których walczący zamieniali się rolami, stając się naprzemiennie głównymi bohaterami opisu. Momentami wspominałem z rozczuleniem opisy walk z książek R.A. Salvatore (fani Drizzta Do’Urdena wiedzą o kim mowa) i chociaż Kingowi trochę brakuje do kunsztu jednego z czołowych pisarzy Forgotten Realms, czerpałem z jego opisów sporo radości, tym bardziej, że jest w nich…
Nigdy nie rozumiałem fenomenu bestselleru Christie Golden. Arthas: Rise of the Lich King, stał się jedną z ulubionych pozycji na półkach graczy Warcrafta. U nas również, gdy tylko pojawia się zapytanie o polskie wydania książek, wraz z nim internet zalewają prośby o przetłumaczenie Arthasa. Zawsze mnie to dziwiło, bo, o ile uwielbiałem tę postać, a książkę czytało się całkiem przyjemnie, była to jednak w 90% kalka jego przygód z kampanii Przymierza z Warcrafta III. Owszem, pojawiało tam się trochę nowości jak np. dokładny opis jego romansu z Jainą (gdzieżby Christie mogła go pominąć!) oraz wizytowanie obozów internowanych orków. Jednak w zamian poskąpiono nam zdobywania Dalaranu i walki z Sapphironem. Lektura przyjemna, zwłaszcza dla fanów gry, ale czegoś w niej brakowało. Ten niedosyt rekompensuje w pełni Illidan. Pierwsze rozdziały opowiadają historię znaną z Wacrafta III: Reign of Chaos i The Frozen Throne. Przyznaję, że miło było znowu powrócić myślami do dawnych czasów, gdy zagrywałem się w kultową już grę, chociaż zapisane dialogi znałem na pamięć. Jednak wizje z przeszłości pozostały ze mną tylko do końca pierwszej części książki, do momentu aż zaczęło się to, czego zabrakło mi w Arthasie – głównego, nieznanego do tej pory bliżej wątku walki Illidana z Płonącym Legionem.
Wielu z nas ma w pamięci długie godziny spędzone w Outlandach, czyli w polskiej Rubieży. Gdy armie Przymierza i Hordy przekroczyły Mroczny Portal, wyrąbując sobie drogę przez rzesze demonów, nikt nawet nie przypuszczał, że stał się pionkiem w grze, bezmyślnie rzuconym w wir wydarzeń. Gracze powoli zdobywali kolejne przyczółki wojsk Illidana, odnajdując w końcu uwięzioną Maiev i wspólnie z Akamą przynosząc kres despotycznym rządom Pana na Rubieży. Do tej pory myśleliśmy, że Strażniczka Shadowsong została pojmana w czasie odbicia Illidana przez Kaela i Vashj, jednak byliśmy w błędzie. Maiev i część jej wojsk zdołała uciec z zasadzki. Zagubiona w obcym i niegościnnym świecie nie poddała się i rozpoczęła długą wędrówkę w poszukiwaniu sprzymierzeńców na tyle mocnych, żeby dać jej szansę na wymierzenie Zdrajcy sprawiedliwości. Musiała się śpieszyć, gdyż Illidan również nie próżnował, powiększając swe szeregi i szkoląc nowych łowców demonów. Ten wyścig zbrojeń stanowi wspaniałe uzupełnienie historii i został idealnie wkomponowany w historię. Aż dziw, że Blizzard zdecydował się dopiero teraz zapełnić lukę w życiu Illidana powstałą od walki z Arthasem o Tron Mrozu do Płonącej Krucjaty. Na marginesie – osoby, które uważają, że Illidan powinien zginąć w Northrend pod koniec Warcrafta III, śpieszę z wyjaśnieniem, że z nieznanych przyczyn wycięto z gry ostatnie słowa Arthasa, z których dowiadujemy się, że łowca demonów jednak przeżył. Jako dowód prezentuję poniższy film:
Wracając jednak do podwładnych Illidana, chociaż proces, jakim poddawano kandydatów na łowców demonów, owiany był tajemnicą, mogliśmy domyślać się, że nie należał do najprzyjemniejszych. Po lekturze dzieła Kinga stwierdzam, że był znacznie potworniejszy, niż się spodziewałem. Ciężko uwierzyć, że ktoś o zdrowych zmysłach chciałby dobrowolnie poddać się tej kaźni. Ci, którzy zdecydowali się na ten los, stracili wszystko, co mieli – rodzinę, dom, przyjaciół. Legion odebrał im wszystko. Pozostała im już tylko zemsta. Chociaż sama przemiana w łowcę demonów wydaje się potworna, historie osób, które się na nią zdecydowały, są jeszcze gorsze. Stwierdzam z pełnym przekonaniem, że to najmroczniejsza z książek, jakie do tej pory wyszły pod szyldem Warcrafta. Elfka nosząca w torbie spalone zwłoki swego dziecka będzie mi się śnić po nocach…
Jedyne, co nie podoba mi się w Illidanie, to sugerowanie jego przyszłych losów. Jakoś ciężko mi wyobrazić go sobie jako <tu wstawicie sobie odpowiednie słowo po przeczytaniu książki ;) >, chociaż w planowanym kiedyś opowiadaniu fan fiction sam zastanawiałem się nad podobnym rozwiązaniem. Na szczęście ten mały zgrzyt autor zrekompensował mi niezwykle klimatycznym zakończeniem i brakiem wazeliny w opisie ostatecznej walki Illidana z graczami. Bałem się patetycznej przemowy o największych z najlepszych herosów, co ostatnio spotyka mnie w WoWie na każdym niemal kroku, ale na szczęście King zna umiar i nie wszyscy przeżyli konfrontację ze Zdrajcą. Poza tym, autor, pomimo sugestii, że Illidan stanie kiedyś po naszej stronie, nie próbował go usilnie wybielić. Owszem, głównym celem Stormrage’a jest walka z Płonącym Legionem, ale szykując się do rozprawienia ze znienawidzonym przeciwnikiem nie przebiera w środkach, odrzucając na bok moralność i wszelkie skrupuły. Jeśli ceną za pokonanie Legionu byłoby życie wszystkich istot zamieszkujących Azeroth, Illidan zapewne przyjąłby ofertę bez mrugnięcia okiem. Może i jego metoda byłaby skuteczna, ale na myśl o niej przypomina mi się dawny sposób leczenia trądu za pomocą arszeniku... Cóż, ale może rzeczywiście lepiej zwalczać ogień ogniem?
Jeśli miałbym porównać książkę Williama Kinga do płodów Christie Golden, powiedziałbym, że różnią się od siebie tak, jak wysłużony w wielu bitwach miecz doświadczonego wojownika – prosty, toporny, z wieloma szczerbami, ale ostry jak brzytew – oraz paradna szabla ze stroju galowego – błyszcząca, pełna pięknych i zawiłych zdobień, ze złotym chwostem u rękojeści, lecz niewyważona i nienaostrzona. Czy jest ładniejsza i bardziej cieszy oko? Pewnie, że tak, ale zastanówcie się, która z tych dwóch broni lepiej sprawdzi się w świecie Rzemiosła Wojny?
W szkolnej skali 6-stopniowej, dałbym bez wahania Illidanowi mocne 4+, ale po ostatnich książkach, które niezbyt przypadły mi do gustu, z radością witam nowego pisarza i licząc, że zostanie z nami dłużej, w końcowej ocenie World of Warcraft: Illidan otrzymuje pełną 5!
Książkę World of Warcraft: Illidan pióra Williama Kinga znajdziecie już teraz w polskich księgarniach i sklepach internetowych, a w wersji elektronicznej m.in. w Apple iBooks Store i Google Play Store. Możecie przed zakupem zapoznać się z obszernym 42-stronicowym fragmentem polskiego przekładu. Już niebawem na WoWCenter.pl także cały szereg konkursów związanych z ostatnimi powieściami ze świata Warcrafta!
Któż z nas nie kojarzy Illidana Stormrage’a, znanego fanom polskiego Hearthstone’a jako Burzogniewny? Upadły łowca demonów, obok Thralla i Arthasa, jest najbardziej rozpoznawalną i lubianą postacią uniwersum Warcrafta. Nic więc dziwnego, że Blizzard zdecydował się ożywić swego herosa i ponownie posłać do walki ku uciesze fanów. Czy postąpił właściwie?
Autorem recenzji jest Piotr "Ventas" Budak z Pradawnej Kroniki.
Nowa krew
Napisanie książki o Illidanie, będącej zapowiedzią jego powrotu, zlecono Williamowi Kingowi – szkockiemu pisarzowi fantasy, kojarzonemu do tej pory z serią powieści ze świata Warhammera. Nie znałem wcześniej jego twórczości, więc podchodziłem do lektury neutralnie (nie licząc obawy, że cały WoW:Illidan jest jedynie skokiem na kasę i koncertową grą na sentymencie starszych graczy…), z pewną nadzieją na jakąś zmianę. Z całym szacunkiem dla Christie Golden, doceniam jej wkład w rozwój tego uniwersum, ale ostatnie jej książki za bardzo zalatywały tanimi romansidłami. Wiek? Jakieś skrywane pragnienia? Z miłym zaskoczeniem przyjąłem ten powiew świeżości, tym bardziej, że już po pierwszej stronie powieści widać znaczną różnicę w stylu pisania Williama Kinga. Szkot pisze krótkimi, prostymi zdaniami, wybijając nimi pewien klimatyczny rytm, kojarzący się momentami z marszem wojennym lub kroczeniem skazanego ku zagładzie. Sprawdza się to świetnie w scenach rozważań Illidana, pełnych niepewności i rozbieganych myśli. Gdzieś po połowie książki ta prostota zaczynała mnie chwilowo męczyć, ale i tak za nic nie wymieniłbym jej na opisy skrzących, pełnych miłości spojrzeń Durotana i Draki by Ch.G.
Duży plus należy się Kingowi również za swobodę narracji i różne spojrzenia na świat bohaterów. Świetnym pomysłem był podział części pojedynków na króciutkie podrozdziały, w których walczący zamieniali się rolami, stając się naprzemiennie głównymi bohaterami opisu. Momentami wspominałem z rozczuleniem opisy walk z książek R.A. Salvatore (fani Drizzta Do’Urdena wiedzą o kim mowa) i chociaż Kingowi trochę brakuje do kunsztu jednego z czołowych pisarzy Forgotten Realms, czerpałem z jego opisów sporo radości, tym bardziej, że jest w nich…
Dużo z Arthasa, a nawet więcej!
Nigdy nie rozumiałem fenomenu bestselleru Christie Golden. Arthas: Rise of the Lich King, stał się jedną z ulubionych pozycji na półkach graczy Warcrafta. U nas również, gdy tylko pojawia się zapytanie o polskie wydania książek, wraz z nim internet zalewają prośby o przetłumaczenie Arthasa. Zawsze mnie to dziwiło, bo, o ile uwielbiałem tę postać, a książkę czytało się całkiem przyjemnie, była to jednak w 90% kalka jego przygód z kampanii Przymierza z Warcrafta III. Owszem, pojawiało tam się trochę nowości jak np. dokładny opis jego romansu z Jainą (gdzieżby Christie mogła go pominąć!) oraz wizytowanie obozów internowanych orków. Jednak w zamian poskąpiono nam zdobywania Dalaranu i walki z Sapphironem. Lektura przyjemna, zwłaszcza dla fanów gry, ale czegoś w niej brakowało. Ten niedosyt rekompensuje w pełni Illidan. Pierwsze rozdziały opowiadają historię znaną z Wacrafta III: Reign of Chaos i The Frozen Throne. Przyznaję, że miło było znowu powrócić myślami do dawnych czasów, gdy zagrywałem się w kultową już grę, chociaż zapisane dialogi znałem na pamięć. Jednak wizje z przeszłości pozostały ze mną tylko do końca pierwszej części książki, do momentu aż zaczęło się to, czego zabrakło mi w Arthasie – głównego, nieznanego do tej pory bliżej wątku walki Illidana z Płonącym Legionem.
The Burning Crusade od zaplecza
Wielu z nas ma w pamięci długie godziny spędzone w Outlandach, czyli w polskiej Rubieży. Gdy armie Przymierza i Hordy przekroczyły Mroczny Portal, wyrąbując sobie drogę przez rzesze demonów, nikt nawet nie przypuszczał, że stał się pionkiem w grze, bezmyślnie rzuconym w wir wydarzeń. Gracze powoli zdobywali kolejne przyczółki wojsk Illidana, odnajdując w końcu uwięzioną Maiev i wspólnie z Akamą przynosząc kres despotycznym rządom Pana na Rubieży. Do tej pory myśleliśmy, że Strażniczka Shadowsong została pojmana w czasie odbicia Illidana przez Kaela i Vashj, jednak byliśmy w błędzie. Maiev i część jej wojsk zdołała uciec z zasadzki. Zagubiona w obcym i niegościnnym świecie nie poddała się i rozpoczęła długą wędrówkę w poszukiwaniu sprzymierzeńców na tyle mocnych, żeby dać jej szansę na wymierzenie Zdrajcy sprawiedliwości. Musiała się śpieszyć, gdyż Illidan również nie próżnował, powiększając swe szeregi i szkoląc nowych łowców demonów. Ten wyścig zbrojeń stanowi wspaniałe uzupełnienie historii i został idealnie wkomponowany w historię. Aż dziw, że Blizzard zdecydował się dopiero teraz zapełnić lukę w życiu Illidana powstałą od walki z Arthasem o Tron Mrozu do Płonącej Krucjaty. Na marginesie – osoby, które uważają, że Illidan powinien zginąć w Northrend pod koniec Warcrafta III, śpieszę z wyjaśnieniem, że z nieznanych przyczyn wycięto z gry ostatnie słowa Arthasa, z których dowiadujemy się, że łowca demonów jednak przeżył. Jako dowód prezentuję poniższy film:
Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie.
Wracając jednak do podwładnych Illidana, chociaż proces, jakim poddawano kandydatów na łowców demonów, owiany był tajemnicą, mogliśmy domyślać się, że nie należał do najprzyjemniejszych. Po lekturze dzieła Kinga stwierdzam, że był znacznie potworniejszy, niż się spodziewałem. Ciężko uwierzyć, że ktoś o zdrowych zmysłach chciałby dobrowolnie poddać się tej kaźni. Ci, którzy zdecydowali się na ten los, stracili wszystko, co mieli – rodzinę, dom, przyjaciół. Legion odebrał im wszystko. Pozostała im już tylko zemsta. Chociaż sama przemiana w łowcę demonów wydaje się potworna, historie osób, które się na nią zdecydowały, są jeszcze gorsze. Stwierdzam z pełnym przekonaniem, że to najmroczniejsza z książek, jakie do tej pory wyszły pod szyldem Warcrafta. Elfka nosząca w torbie spalone zwłoki swego dziecka będzie mi się śnić po nocach…
Ziarenko goryczy, ale miodem oblane
Jedyne, co nie podoba mi się w Illidanie, to sugerowanie jego przyszłych losów. Jakoś ciężko mi wyobrazić go sobie jako <tu wstawicie sobie odpowiednie słowo po przeczytaniu książki ;) >, chociaż w planowanym kiedyś opowiadaniu fan fiction sam zastanawiałem się nad podobnym rozwiązaniem. Na szczęście ten mały zgrzyt autor zrekompensował mi niezwykle klimatycznym zakończeniem i brakiem wazeliny w opisie ostatecznej walki Illidana z graczami. Bałem się patetycznej przemowy o największych z najlepszych herosów, co ostatnio spotyka mnie w WoWie na każdym niemal kroku, ale na szczęście King zna umiar i nie wszyscy przeżyli konfrontację ze Zdrajcą. Poza tym, autor, pomimo sugestii, że Illidan stanie kiedyś po naszej stronie, nie próbował go usilnie wybielić. Owszem, głównym celem Stormrage’a jest walka z Płonącym Legionem, ale szykując się do rozprawienia ze znienawidzonym przeciwnikiem nie przebiera w środkach, odrzucając na bok moralność i wszelkie skrupuły. Jeśli ceną za pokonanie Legionu byłoby życie wszystkich istot zamieszkujących Azeroth, Illidan zapewne przyjąłby ofertę bez mrugnięcia okiem. Może i jego metoda byłaby skuteczna, ale na myśl o niej przypomina mi się dawny sposób leczenia trądu za pomocą arszeniku... Cóż, ale może rzeczywiście lepiej zwalczać ogień ogniem?
Miecz zabijaki vs. paradna dragonka
Jeśli miałbym porównać książkę Williama Kinga do płodów Christie Golden, powiedziałbym, że różnią się od siebie tak, jak wysłużony w wielu bitwach miecz doświadczonego wojownika – prosty, toporny, z wieloma szczerbami, ale ostry jak brzytew – oraz paradna szabla ze stroju galowego – błyszcząca, pełna pięknych i zawiłych zdobień, ze złotym chwostem u rękojeści, lecz niewyważona i nienaostrzona. Czy jest ładniejsza i bardziej cieszy oko? Pewnie, że tak, ale zastanówcie się, która z tych dwóch broni lepiej sprawdzi się w świecie Rzemiosła Wojny?
W szkolnej skali 6-stopniowej, dałbym bez wahania Illidanowi mocne 4+, ale po ostatnich książkach, które niezbyt przypadły mi do gustu, z radością witam nowego pisarza i licząc, że zostanie z nami dłużej, w końcowej ocenie World of Warcraft: Illidan otrzymuje pełną 5!
Książkę World of Warcraft: Illidan pióra Williama Kinga znajdziecie już teraz w polskich księgarniach i sklepach internetowych, a w wersji elektronicznej m.in. w Apple iBooks Store i Google Play Store. Możecie przed zakupem zapoznać się z obszernym 42-stronicowym fragmentem polskiego przekładu. Już niebawem na WoWCenter.pl także cały szereg konkursów związanych z ostatnimi powieściami ze świata Warcrafta!
Legion | Rozdajemy dostęp do bety!
Kumbol, | Komentarze : 78Konkursy zakończone!
Przeglądamy i oceniamy Wasze zgłoszenia, wyniki podamy w ciągu najbliższych kilku dni!
Przeglądamy i oceniamy Wasze zgłoszenia, wyniki podamy w ciągu najbliższych kilku dni!
Wiemy, że czekaliście na ten moment. Setki zapytań, utyskiwań. A kiedy klucze, kiedy jakiś konkurs? Jak to się zwykło mawiać za Oceanem: "The wait is over". Mamy dla Was 80 kluczy do zamkniętych beta testów World of Warcraft: Legion!
Jak zdobyć upragniony dostęp do bety? Standardowo przy tak dużej puli kluczy przygotowaliśmy dla Was różne formy konkursów, ale z jedną istotną różnicą. Pula kluczy jest wspólna i nie przypisujemy na sztywno jej części do różnych konkursów. Każdy z Was ma różne talenty, dlatego przygotowaliśmy szereg zróżnicowanych zadań. Jednocześnie (narzucony "z góry") termin przyjmowania zgłoszeń upływa za tydzień, 21.06, o 23:59, dlatego nie chcemy na tym etapie konkretnie alokować puli kluczy i szacować, w którym z konkursów postanowi się Was zmierzyć najwięcej.
Wspólna pula kluczy: 80
Tyle słowem wstępu, oto konkrety - jak i w czym wziąć udział, by wygrać betę Legionu?
Konkurs I:
Zaprojektuj własny ekran logowania World of Warcraft
Zaprojektuj własny ekran logowania World of Warcraft
Konkurs dla wszystkich grafików - malarzy, rysowników, grafików komputerowych. Tych od farbek, i tych od kredek, tych od ołówków, i tych od mazaków. Tych od płótna, i tych od Fotoszopa.
Zaprojektujcie autorską propozycję ekranu logowania do World of Warcraft. Możecie, ale nie musicie odwzorowywać znanego z gry układu przycisków i pól - możecie zaproponować też własny interfejs. Przede wszystkim jednak będziemy zwracać uwagę na artystyczną jakość tego, co umieścicie w tle (subiektywnie ocenianą przez gremium redakcyjne). Ekran logowania WoWa - czy jest to portal, czy ryczący smok - zawsze budzi ogromne emocje wśród fanów. Mamy nadzieję, że Wasze prace będą równie ekscytujące!
Jak wziąć udział:
Wyślij swoją pracę (lub link do niej) e-mailem na: konkurs@wowcenter.pl z tematem "[Legion Beta - Grafika] Zgłoszenie"
Konkurs II:
Krzycz jak Illidan!
Krzycz jak Illidan!
Kojarzycie konkurs "sound-a-like" ze starszych BlizzConów? To jeden z tych najbardziej pociesznych. Zadanie jest proste: nagrajcie się na wideo (telefonem, tabletem, aparatem, kamerką - cokolwiek macie!) starając się w najbardziej epicki (lub epicko pokrętny) sposób zakrzyknąć:
"You are not prepared!" | "Nie jesteście gotowi!" |
Jak wziąć udział:
Wyślij link do swojego nagrania w pliku w chmurze / YouTube'a / Vimeo / innego serwisu e-mailem na: konkurs@wowcenter.pl z tematem "[Legion Beta - Okrzyk] Zgłoszenie"
Konkurs III:
Opisz najbardziej wyczekiwaną nowość Legionu
Opisz najbardziej wyczekiwaną nowość Legionu
Zadanie tekstowe - dla tych, co rysować, ani malować, ani nawet krzyczeć nie umieją. W komentarzu POD TYM ARTYKUŁEM (tym, który właśnie czytasz) napisz, na którą nowość lub zmianę w World of Warcraft: Legion czekasz najbardziej i dlaczego. Opisz, co ekscytuje Cię najbardziej w nadchodzącym, zielonym od spaczenia dodatku. Liczą się najbardziej unikalne, nieszablonowe lub po prostu wyzierające bezkresną podjarą wywody.
Jak wziąć udział:
Swoje zgłoszenie wyślij jako komentarz pod tym artykułem (tym, który właśnie czytasz). Wymagane darmowe konto WoWCenter.pl lub HotSCenter.pl.
Koniec przyjmowania zgłoszeń we wszystkich konkursach:
wtorek, 21.06.2016, 23:59
wtorek, 21.06.2016, 23:59
Ku chwale Burzogniewnego i jego Illidari! Do boju - o betę Legionu!
„Duch Mroźnych Wilków nie upadał ani odrobinę…” - recenzja powieści Warcraft: Durotan
Kumbol, | Komentarze : 3
Podchodziłem do tej książki z bardzo mieszanymi uczuciami – zwrot często spotykany we wszelakich recenzjach, ale ciężko pokusić się o oryginalność przy tak skrajnej lekturze, zwłaszcza, jeśli recenzentem jest zapalony (jeśli już nie przepalony…) fan lore Warcrafta.
Zacznijmy może od tego, co trafiło w moje ręce, czy raczej przed oczy, gdyż jako osoba współpracująca przy tłumaczeniu Durotana mogłem zapoznać się z obiema cyfrowymi wersjami tekstu znacznie wcześniej od pozostałych. Zapowiedź książki mogła być dla wielu sporym zaskoczeniem. W końcu wszyscy wyczekiwali Illidana, a tu nagle okazało się, że do księgarń trafi wcześniej jeszcze jedna pozycja ze świata Warcrafta – szczególna, bo odłączona od reszty lore, będąca „niekanonicznym” wprowadzeniem do fabuły filmu, który będziemy mogli zobaczyć na ekranach naszych kin już w czerwcu. Czemu „niekanonicznym”? Zapewne wielu z Was zauważyło sporo nieścisłości w trailerach filmu m.in. latający Dalaran, młot Doomhammer z wygrawerowanym znakiem Mroźnego Wilka (który powinien znaleźć się tam dużo później), założenie Przymierza już w czasie I wojny etc. Nie są to jednak błędy fabularne, gdyż historia opowiedziana w filmie została napisana na nowo na potrzeby kina akcji. Część wątków została pominięta, inna zmieniona. Dlatego zarówno fani pierwszych Warcraftów jak i nieznający Azeroth w ogóle, będą zaskoczeni niektórymi wydarzeniami. Mimo jednak sporego okrojenia historii, ciężko byłoby ująć całą I wojnę w jednym filmie, dlatego też zdecydowano się napisać Durotana. I tu pojawia się mój protest – dlaczego poświęcono go TYLKO orkom? Blizzard przedstawiał film opisujący historię w 50% po stronie orków i w 50% po stronie ludzi, żeby obie frakcje nie czuły się pokrzywdzone. Fajnie? Tak. Sprawiedliwie? Jasne! A tu nagle boom! Książkowe wprowadzenie full-Horde… Przymierze protestuje, a Horda zaciera rączki. Ale czy aby słusznie?
Patrząc na opis z okładki i autorkę zastanowiłem się, czy aby czegoś takiego już nie czytałem. Pytanie było rzecz jasna retoryczne, gdyż historię o początkach Hordy i w dodatku również pióra Christie Golden mogliśmy poznać przy lekturze Rise of the Horde. Po cóż zatem wydawać drugi raz tę samą powieść i to jeszcze tej samej autorki? Odpowiedź znajdziecie powyżej – pomimo wspólnego szyldu Warcrafta, to inne, może niecałkowicie, ale jednak inne uniwersum, a co za tym idzie, również inna opowieść o początkach Hordy. Nie znajdziecie tutaj Velena, Ner’zhula ani Kil’jaedena, który swymi knowaniami powoli przekształcił dumną rasę wojowników w bezwzględne bestie pałające się w dodatku czarną magią. W Durotanie wodzem Hordy tytułuje się od razu Gul’dan, który za wszelką cenę chce pozyskać dla swej armii niewielki klan Mroźnego Wilka żyjący na Grani Mroźnego Ognia. W Rise of the Horde byliśmy świadkami przekształcenia żyjących w izolacji klanów w jedną, wielką Hordę. Żeby uniknąć powtórzeń, oszczędzono nam tego wątku, ofiarując w zamian codzienne życie ludu Durotana na krańcu świata – życie surowe, w którym na każdy kęs pożywienia należało zasłużyć ciężką pracą, a nieraz cena przekraczała realną wartość zdobyczy. Mroźne Wilki jednak nigdy nie narzekały i z dumą znosiły swój los. Może właśnie ta wytrwałość i hart ducha ściągnęły pewnego dnia do nich orka, który nie miał ni ojca ni klanu…
No dobrze, ale w ogóle po co czytać coś, co uchodzi za niekanoniczne? Lektura Durotana wprowadza tylko niepotrzebny zamęt w lore, a tego przecież nikt nie potrzebuje! W sumie racja, ale nie do końca. Ku mojemu zaskoczeniu, znaleźć w nim można wiele rzeczy, które stanowią rozwinięcie i uzupełnienie naszej wersji historii. Obok wiadomości, że Doomhammer był rodowitym Mroźnym Wilkiem, a w Draenorze rosły orzeszki ziemne, sosny inne ziemskie rośliny, które swoją drogą można od razu wrzucić do niszczarki, otrzymujemy sporą dawkę opisów orczych rytuałów, przy których od razu przychodziły mi na myśl opisy z Cieni Hordy. Golden zdecydowanie dobrze się czuje w prymitywnej, bliskiej naturze i opierającej się na honorze orczej kulturze. Te opisy uważam zdecydowanie za najmocniejszy punkt powieści i jeśli miałbym wskazać powód nabycia książki, to byłby właśnie ten… Jeśli oczywiście przywykliście przy Thrallu do biblijnych porównań. W tym przypadku również niedaleko padło jabłko od jabłoni, czy może raczej ścięta jabłoń zwaliła się w pobliże, bo w końcu mowa tu o ojcu, a nie synu… Może się doszukuję, ale czytając o początkach klanu Mroźnych Wilków co rusz przed oczami widziałem Mojżesza schodzącego z góry Synaj z kamiennymi tablicami. Jeśli teraz buchniecie śmiechem pt. dobrze, że nie rozdzielili morza, poczekajcie. Możecie się jeszcze zdziwić. Wszystko jednak całkiem zgrabnie wpisuje się w kulturę orków i z tych fragmentów czerpałem szczerą radość. Na zachętę dodam jeszcze, że nad tymi wszystkimi rytuałami czuwa zapomniana dzisiaj odmiana szamana. Tak, nie tylko druidzi mają więcej niż 3 specjalizacje. O tym jednak musicie poczytać sami. Nie będę Wam psuć zabawy, podobnie jak z odkrywaniem, co naprawdę oznacza imię Garona. A obok tego wszystkiego otrzymujemy również sporą garść informacji o orczym klanie Czerwonych Wędrowców, czyli Redwalkersów, znanym z czasów Warcrafta II, o którym wiedzieliśmy do tej pory tylko tyle, że zawsze byli na „nie”.
Kiedy patrzę hen za siebie, w tamte lata co minęły…
Może i myślicie, że po moich zachwytach nad powyższymi opisami, wzorem Mroźnych Wilków, nie będę narzekać? Znów się pomylicie. Jako jeden z, zapewne nielicznych dzisiaj, szczęśliwców mogę pochwalić się leżącym na półce polskim wydaniem Władcy Klanów. Tam po raz pierwszy mieliśmy styczność z Durotanem i Draką. Choć minęło już 13 lat, wciąż dobrze pamiętam opis tej pary, ich siłę i brutalną, trochę barbarzyńską, miłość. Po cichu liczyłem, że Golden przeniesie mnie w czasy dawnych książek Warcrafta, oszczędzając mi przesłodzonych opisów miłosnych jak w przypadku Jainy i Kalecgosa rodem z Harlequinów. Niestety tym razem to ja byłem w błędzie… Do tej pory Draka była dla mnie wzorem samicy orka – karmiąc swe dziecko nacinała ostrym paznokciem sutek, żeby żywić go również krwią, a w czasie sprzeciwu swego partnera, nie wahała się puścić w ruch pięści, na koniec spluwając Durotanowi prosto w twarz. We wstępie recenzowanej książki autorka jest wdzięczna za możliwość rozwinięcia stworzonej przez siebie postaci, ale wg mnie mogła to sobie darować. Draka wciąż jest silną i pewną siebie kobietą, ale miejsce zwierzęcego magnetyzmu między nią a jej partnerem zajęło ckliwe trzymanie się za rączki (i ciągłe porównywanie ich rozmiarów… Taak, Drako i Durotanie, bo akurat rozmiar dłoni ma tu jakieś znaczenie…) oraz nieśmiałe patrzenie sobie w oczy. Do tego dochodzi ciągłe miłosne tytułowanie (nagle, ot tak) siebie nawzajem „moja żono/mój mężu”, co nijak pasuje mi do orków. Chociaż w polskiej wersji, dzięki moim naleganiom oraz wytrwałości i anielskiej cierpliwości osoby odpowiedzialnej za tłumaczenie, udało się ograniczyć małżeńskie słodkości (jeśli jednak i to Wam będzie przeszkadzać, wiecie chociaż kogo winić). Żeby jednak być sprawiedliwym, napiszę, że Golden nie zepsuła całkowicie swej postaci, a w jednej scenie wywołała u mnie szczery uśmiech.
Po lekturze Durotana mogę śmiało stwierdzić, że książka, choć ma swoje wady, nie została napisana na siłę na potrzeby filmu. Brakuje jej sporo do Władcy Klanów, ale też nie ustępuje Wichrom Wojny, a może i dzięki niektórym opisom trochę je przewyższa. Wyczuwam jednak zmęczenie Christie Golden, która obecnie czułaby się lepiej w trochę innych klimatach. Zdecydowanie Blizzard powinien uderzyć do niej, gdyby planował powieść na motywach eventu Love is in the Air. Dlatego też niezmiernie się cieszę, że napisanie Illidana powierzono komuś innemu. Czy słusznie? Wkrótce się przekonamy. Co do Durotana w szkolnej skali, dałbym mu 4-/6, ale jeśli ktoś nie jest zapalonym loremaniakiem, to może śmiało zamienić w ocenie minus na plus.
Książkę Warcraft: Durotan pióra Christie Golden znajdziecie już teraz w polskich księgarniach i sklepach internetowych, a w wersji elektronicznej m.in. w Apple iBooks Store i Google Play Store. Możecie wcześniej zapoznać się z obszernym 40-stronicowym fragmentem polskiego przekładu.
Autorem recenzji jest Piotr "Ventas" Budak z Pradawnej Kroniki.
Z czym to się je…
Zacznijmy może od tego, co trafiło w moje ręce, czy raczej przed oczy, gdyż jako osoba współpracująca przy tłumaczeniu Durotana mogłem zapoznać się z obiema cyfrowymi wersjami tekstu znacznie wcześniej od pozostałych. Zapowiedź książki mogła być dla wielu sporym zaskoczeniem. W końcu wszyscy wyczekiwali Illidana, a tu nagle okazało się, że do księgarń trafi wcześniej jeszcze jedna pozycja ze świata Warcrafta – szczególna, bo odłączona od reszty lore, będąca „niekanonicznym” wprowadzeniem do fabuły filmu, który będziemy mogli zobaczyć na ekranach naszych kin już w czerwcu. Czemu „niekanonicznym”? Zapewne wielu z Was zauważyło sporo nieścisłości w trailerach filmu m.in. latający Dalaran, młot Doomhammer z wygrawerowanym znakiem Mroźnego Wilka (który powinien znaleźć się tam dużo później), założenie Przymierza już w czasie I wojny etc. Nie są to jednak błędy fabularne, gdyż historia opowiedziana w filmie została napisana na nowo na potrzeby kina akcji. Część wątków została pominięta, inna zmieniona. Dlatego zarówno fani pierwszych Warcraftów jak i nieznający Azeroth w ogóle, będą zaskoczeni niektórymi wydarzeniami. Mimo jednak sporego okrojenia historii, ciężko byłoby ująć całą I wojnę w jednym filmie, dlatego też zdecydowano się napisać Durotana. I tu pojawia się mój protest – dlaczego poświęcono go TYLKO orkom? Blizzard przedstawiał film opisujący historię w 50% po stronie orków i w 50% po stronie ludzi, żeby obie frakcje nie czuły się pokrzywdzone. Fajnie? Tak. Sprawiedliwie? Jasne! A tu nagle boom! Książkowe wprowadzenie full-Horde… Przymierze protestuje, a Horda zaciera rączki. Ale czy aby słusznie?
„Mroźny Wilk nie narzeka.”
Patrząc na opis z okładki i autorkę zastanowiłem się, czy aby czegoś takiego już nie czytałem. Pytanie było rzecz jasna retoryczne, gdyż historię o początkach Hordy i w dodatku również pióra Christie Golden mogliśmy poznać przy lekturze Rise of the Horde. Po cóż zatem wydawać drugi raz tę samą powieść i to jeszcze tej samej autorki? Odpowiedź znajdziecie powyżej – pomimo wspólnego szyldu Warcrafta, to inne, może niecałkowicie, ale jednak inne uniwersum, a co za tym idzie, również inna opowieść o początkach Hordy. Nie znajdziecie tutaj Velena, Ner’zhula ani Kil’jaedena, który swymi knowaniami powoli przekształcił dumną rasę wojowników w bezwzględne bestie pałające się w dodatku czarną magią. W Durotanie wodzem Hordy tytułuje się od razu Gul’dan, który za wszelką cenę chce pozyskać dla swej armii niewielki klan Mroźnego Wilka żyjący na Grani Mroźnego Ognia. W Rise of the Horde byliśmy świadkami przekształcenia żyjących w izolacji klanów w jedną, wielką Hordę. Żeby uniknąć powtórzeń, oszczędzono nam tego wątku, ofiarując w zamian codzienne życie ludu Durotana na krańcu świata – życie surowe, w którym na każdy kęs pożywienia należało zasłużyć ciężką pracą, a nieraz cena przekraczała realną wartość zdobyczy. Mroźne Wilki jednak nigdy nie narzekały i z dumą znosiły swój los. Może właśnie ta wytrwałość i hart ducha ściągnęły pewnego dnia do nich orka, który nie miał ni ojca ni klanu…
Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr
No dobrze, ale w ogóle po co czytać coś, co uchodzi za niekanoniczne? Lektura Durotana wprowadza tylko niepotrzebny zamęt w lore, a tego przecież nikt nie potrzebuje! W sumie racja, ale nie do końca. Ku mojemu zaskoczeniu, znaleźć w nim można wiele rzeczy, które stanowią rozwinięcie i uzupełnienie naszej wersji historii. Obok wiadomości, że Doomhammer był rodowitym Mroźnym Wilkiem, a w Draenorze rosły orzeszki ziemne, sosny inne ziemskie rośliny, które swoją drogą można od razu wrzucić do niszczarki, otrzymujemy sporą dawkę opisów orczych rytuałów, przy których od razu przychodziły mi na myśl opisy z Cieni Hordy. Golden zdecydowanie dobrze się czuje w prymitywnej, bliskiej naturze i opierającej się na honorze orczej kulturze. Te opisy uważam zdecydowanie za najmocniejszy punkt powieści i jeśli miałbym wskazać powód nabycia książki, to byłby właśnie ten… Jeśli oczywiście przywykliście przy Thrallu do biblijnych porównań. W tym przypadku również niedaleko padło jabłko od jabłoni, czy może raczej ścięta jabłoń zwaliła się w pobliże, bo w końcu mowa tu o ojcu, a nie synu… Może się doszukuję, ale czytając o początkach klanu Mroźnych Wilków co rusz przed oczami widziałem Mojżesza schodzącego z góry Synaj z kamiennymi tablicami. Jeśli teraz buchniecie śmiechem pt. dobrze, że nie rozdzielili morza, poczekajcie. Możecie się jeszcze zdziwić. Wszystko jednak całkiem zgrabnie wpisuje się w kulturę orków i z tych fragmentów czerpałem szczerą radość. Na zachętę dodam jeszcze, że nad tymi wszystkimi rytuałami czuwa zapomniana dzisiaj odmiana szamana. Tak, nie tylko druidzi mają więcej niż 3 specjalizacje. O tym jednak musicie poczytać sami. Nie będę Wam psuć zabawy, podobnie jak z odkrywaniem, co naprawdę oznacza imię Garona. A obok tego wszystkiego otrzymujemy również sporą garść informacji o orczym klanie Czerwonych Wędrowców, czyli Redwalkersów, znanym z czasów Warcrafta II, o którym wiedzieliśmy do tej pory tylko tyle, że zawsze byli na „nie”.
Kiedy patrzę hen za siebie, w tamte lata co minęły…
Może i myślicie, że po moich zachwytach nad powyższymi opisami, wzorem Mroźnych Wilków, nie będę narzekać? Znów się pomylicie. Jako jeden z, zapewne nielicznych dzisiaj, szczęśliwców mogę pochwalić się leżącym na półce polskim wydaniem Władcy Klanów. Tam po raz pierwszy mieliśmy styczność z Durotanem i Draką. Choć minęło już 13 lat, wciąż dobrze pamiętam opis tej pary, ich siłę i brutalną, trochę barbarzyńską, miłość. Po cichu liczyłem, że Golden przeniesie mnie w czasy dawnych książek Warcrafta, oszczędzając mi przesłodzonych opisów miłosnych jak w przypadku Jainy i Kalecgosa rodem z Harlequinów. Niestety tym razem to ja byłem w błędzie… Do tej pory Draka była dla mnie wzorem samicy orka – karmiąc swe dziecko nacinała ostrym paznokciem sutek, żeby żywić go również krwią, a w czasie sprzeciwu swego partnera, nie wahała się puścić w ruch pięści, na koniec spluwając Durotanowi prosto w twarz. We wstępie recenzowanej książki autorka jest wdzięczna za możliwość rozwinięcia stworzonej przez siebie postaci, ale wg mnie mogła to sobie darować. Draka wciąż jest silną i pewną siebie kobietą, ale miejsce zwierzęcego magnetyzmu między nią a jej partnerem zajęło ckliwe trzymanie się za rączki (i ciągłe porównywanie ich rozmiarów… Taak, Drako i Durotanie, bo akurat rozmiar dłoni ma tu jakieś znaczenie…) oraz nieśmiałe patrzenie sobie w oczy. Do tego dochodzi ciągłe miłosne tytułowanie (nagle, ot tak) siebie nawzajem „moja żono/mój mężu”, co nijak pasuje mi do orków. Chociaż w polskiej wersji, dzięki moim naleganiom oraz wytrwałości i anielskiej cierpliwości osoby odpowiedzialnej za tłumaczenie, udało się ograniczyć małżeńskie słodkości (jeśli jednak i to Wam będzie przeszkadzać, wiecie chociaż kogo winić). Żeby jednak być sprawiedliwym, napiszę, że Golden nie zepsuła całkowicie swej postaci, a w jednej scenie wywołała u mnie szczery uśmiech.
„Duch Mroźnych Wilków nie upadał ani odrobinę…”
Po lekturze Durotana mogę śmiało stwierdzić, że książka, choć ma swoje wady, nie została napisana na siłę na potrzeby filmu. Brakuje jej sporo do Władcy Klanów, ale też nie ustępuje Wichrom Wojny, a może i dzięki niektórym opisom trochę je przewyższa. Wyczuwam jednak zmęczenie Christie Golden, która obecnie czułaby się lepiej w trochę innych klimatach. Zdecydowanie Blizzard powinien uderzyć do niej, gdyby planował powieść na motywach eventu Love is in the Air. Dlatego też niezmiernie się cieszę, że napisanie Illidana powierzono komuś innemu. Czy słusznie? Wkrótce się przekonamy. Co do Durotana w szkolnej skali, dałbym mu 4-/6, ale jeśli ktoś nie jest zapalonym loremaniakiem, to może śmiało zamienić w ocenie minus na plus.
Książkę Warcraft: Durotan pióra Christie Golden znajdziecie już teraz w polskich księgarniach i sklepach internetowych, a w wersji elektronicznej m.in. w Apple iBooks Store i Google Play Store. Możecie wcześniej zapoznać się z obszernym 40-stronicowym fragmentem polskiego przekładu.