Głos Azeroth - Co stało się z Fiolkami Wieczności Illidana?
Ventas, | Komentarze : 0Nie wszystek umrę...
Rzekłaby zapewne Studnia Wieczności, gdyby tylko miała usta. Chociaż wydarzenia z czasów Wojny Starożytnych przekształciły ją z akwenu pełnego magicznej mocy w gigantyczny wir, to dzięki sprytowi (lub też uzależnieniu od magii) Illidana Burzogniewnego udało się ocalić odrobinę jej błogosławionych wód. Co się z nią stało? Dowiecie się z kolejnego odcinka podcastu Głos Azeroth autorstwa Ventasa z zaprzyjaźnionej Pradawnej Kroniki.
Głosu Azeroth możecie posłuchać również na:
YouTube
Spotify
Apple Podcasts
Google Podcasts
Podcast Addict
Spreaker
World of Warcraft: Przebudzenie Cieni - recenzja
Ventas, | Komentarze : 0Trolle, loa, spisek i wielkie poszukiwania...
Co prawda nie należę do starszyzny, ale ocieram się chyba dość mocno o granice tego miana i może dlatego Przebudzenie Cieni budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony kolejny „nowy rozdział” epickiej opowieści z ulubionego uniwersum oraz całkiem zgrabnie opowiedziana historia z niejednym świetnie nakreślonym bohaterem. Z drugiej dowód na przemijanie, co wraz z upływem lat i przybywaniem świeczek na torcie odczuwam coraz mocniej oraz trochę zmarnowany potencjał na jeszcze lepszą powieść. Dlaczego? O tym poniżej.
Książka przenosi nas do wydarzeń, które rozegrały się tuż przed marszem (czy może bardziej spacerkiem, bo widać, że jej się nie spieszy) Sylwany Bieżywiatr na Cytadelę Korony Lodu, na szczycie której w heroicznym (i trochę oszukańczym przez nadnaturalnego buffa) pojedynku pokonała Króla Lisza Bolvara i strzaskała jego Hełm Dominacji, łącząc nas z Krainą Cieni. Co nas czeka w wymiarze umarłych? Tego dokładnie nie wiemy, ale sądząc po problemach, z którymi zmagają się bohaterowie naszej książki – nie jest dobrze.
Na okładce możemy ujrzeć świeżo upieczoną królową Zandalaru Talanji oraz Nathanosa Herolda Plagi, którzy wyglądają niczym demoniczni rodzice decydujący jak ukarać swego potomka za złe stopnie w szkole. W roli smutnego dziecka widzimy zaś Anduina Wrynna, króla Wichrogrodu z niewiele dłuższym stażem niż Talanji. Obraz ten jest nieco mylący. Anduin, chociaż pojawia się jako pierwszoplanowa postać w paru rozdziałach, nie znajduje się w czołówce głównych bohaterów. Nathanos podobnie. Obaj odgrywają ważną rolę, ale prym wiedzie jednak Talanji i Bansamdi – jej loa mogił o wisielczym humorze. W przeciwieństwie m.in. do Jainy Proudmoore: Wichrów Wojny czy Vol’jina: Cieni Hordy, Przebudzenie Cieni ma wielu bohaterów, z których każdy dostał swoje pięć minut. Mamy więc Turalyona i Allerię, Thralla, Zekhana (zappy boy!) i Rokhana, Jainę Proudmoore, Tyrande Szept Wiatru oraz słynny jeszcze przed premierą duet Matiasa Shawa i Flynna Fairwinda.
Wątek główny powieści kręci się wokół problemów korony Zandalaru. Pakt, jaki zawarł ś.p. król Rastakan z loa śmierci nie przypadł do gustu jego poddanym, którzy teraz obawiają się, że trupi Bansamdi sprowadzi na ich kraj serię klęsk. Oliwy do ognia dolewa fakt, że na terenie Zandalaru przebywa Nathanos wraz z mrocznymi tropicielami Sylwany i wypełnia dla niej jakąś ważną misję, a że była wódz Hordy stała się najbardziej znienawidzoną istotą na Azeroth, Zandalar może na tym jeszcze bardziej ucierpieć.
Na początku wspomniałem o przemijaniu i według mnie główne przesłanie książki płynące do starszych graczy. Graczy, którzy znają Thralla z czasów, gdy w czarnej zbroi z młotem bojowym wykrzykiwał „Za Doomhammera!”. Tamtego Thralla kochaliśmy i on był sercem Hordy. Obecny Thrall to ork może i nie złamany, ale wyraźnie mający swe najlepsze lata za sobą. Zmęczony i zniechęcony licznymi kampaniami wojennymi, których pamiątką są blizny widoczne na ciele i umyśle. Jest rozdarty pomiędzy tęsknotą i pragnieniem powrotu do swego domu na wsi, tzn. w Nagrandzie, a obowiązkiem podtrzymywania jedności w Hordzie. Hordzie, która nie jest już tą starą Hordą, co widzimy w czasie obrad jej Rady. Ciężko o drugą tak różnorodną, chyba pod wszystkimi względami, grupę. Od lisołaków po wielkich taurenów. Nie dziwota zatem, że kłótnie są tam na porządku dziennym.
Chociaż ciężko jest mi się pogodzić z innym opisem moich dawnych bohaterów, jest to zrozumiały zabieg, gdyż latka lecą, nie stajemy się młodsi i różne są tego konsekwencje. Stare pokolenie ustępuje miejsca nowemu, a to z kolei zapowiada się nad wyraz ciekawie.
Obok dobrze nam znanych bohaterów pojawiają się też całkiem nowi lub tacy, którym do tej pory nie poświęcono należytej uwagi w warcraftowej literaturze. Słynny zappy boy, czyli młody podopieczny Zaurzykła, troll Zekhan, to jedna z sympatyczniejszych postaci w całej książce. Równie dobrze jawi się lider pandarenów w Hordzie, czyli Ji Ognista Pięść, przypominając wspaniałe miesiące spędzone na Pandarii oraz „prawie główna” bohaterka książki, Talanji, chociaż jej akurat nie darzę równie mocną sympatią.
Ze wszystkich postaci występujących w książce, w mojej subiektywnej ocenie, prym wiedzie jednak Tyrande. Spalenie Drzewa Świata i śmierć wielu nocnych elfów w płomieniach pchnęły arcykapłankę do odprawienia mrocznego rytuału, który przemienił ją w Nocną Wojowniczkę, awatara zemsty Eluny. Pamiętacie gniew i nienawiść Maiev z czasów W3:FT? To nic w porównaniu z tym, co czuje teraz Tyrande. Poświęcone jej fragmenty książki uważam zdecydowanie za najlepsze i szczerze żałuję, że to nie jej powierzono główną rolę powieści. Mielibyśmy wtedy możliwe że najlepszą książkę uniwersum z klimatem na pograniczu dark fantasy.
Przed podsumowaniem, aby recenzja była kompletna, trzeba wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy, o której było głośno przed premierą książki. W sumie nie rozumiem rozgłosu poświęconego rozdziałom, w których widzimy Matiasa Shawa i Flynna. Nie ma w nich nic ani gorszącego, ani specjalnie zaskakującego, może poza powodem, dla którego Matias został mistrzem szpiegów Wichrogrodu. Cały wątek nie wyróżnia się niczym szczególnym.
Może i Przebudzenie Cieni nie zajmie w moim osobistym rankingu miejsca na podium literackiego uniwersum Warcrafta, ale i tak znajduje się bliżej niż dalej szczytu mojej listy. Duży plus za rozwinięcie pomijanych do tej pory postaci oraz jeszcze większy za fragmenty poświęcone Tyrande.
Recenzja World of Warcraft: Kronika. tom II
Ventas, | Komentarze : 2Czy warto inwestować w Kronikę?
Odpowiem...
Odpowiem...
Jeśli wierzyć naukowcom, kosmos powstał w wyniku wielkiego wybuchu, którego echa rozbrzmiewają po dziś dzień, a wszechświat, niczym gumowy balon napędzany pierwotną siłą, wciąż się powiększa. Podobnie jest z uniwersum Warcrafta, które, choć już i tak ogromne, nadal i nadal odkrywa przed nami kolejne rozdziały epickiej przygody. W przeciwieństwie jednak do historii naszego świata, która jest stała i nienaruszalna (nie licząc oczywiście tej na kartach ksiąg), jej warcraftowa siostrzyczka, jak przystało na przysłowiową kobietę, zmienna jest i to bardzo. Powodem jest wspomniany ciągły rozwój uniwersum. Nowe dodatki nie tylko rozwijają znane nam wątki, ale nieraz i przepisują na nowo całe rozdziały, by te nie kolidowały ze zmianami w Lore.
Liczne zmiany w historii wprowadziły niemały chaos wśród graczy i fanów Warcrafta. Autorzy Kroniki wzięli sobie zatem za główny cel uporządkowanie wątków i zaprezentowanie ich czytelnikowi w przejrzysty i chronologiczny sposób. Chociaż Kronika zawiera same fakty, bez zbytecznych, przydługich opisów, i tak cała (no prawie cała) historia zmieściła się dopiero w trzech tomach! Co jest kolejnym dowodem na to, jak rozbudowane stało się to uniwersum.
Pierwszy tom Kroniki opisywał najdawniejsze dzieje, koncentrując się przede wszystkim na stworzeniu świata i jego kształtowaniu przez tytanów z Panteonu. Poznaliśmy powody powstania Płonącego Legionu oraz głównych sił władających kosmosem. Co się zaś tyczyło samej Azeroth, dowiedzieliśmy się więcej o starożytnych imperiach, które położyły fundamenty pod znane nam dzisiaj narody. Jak przy tak ogromnej dawce wiedzy wypada drugi tom?
Odpowiem od razu – jeszcze lepiej! Pierwszy tom rozwijał lub zmieniał znane już wątki z historii i choć nie zabrakło w nim nowości, były one bardziej kosmetyczne. Drugi tom natomiast odkrywa przed nami całkowicie nieznane dotąd rozdziały historii poświęcone planecie orków, Draenorowi. Chociaż mogliśmy poznać lepiej jego dzieje w czasie otwarcia przejścia do alternatywnego świata w dodatku Warlords of Draenor, to był to zaledwie promil wiedzy, jaką prezentuje nam Kronika.
Zanim narodziła się Horda, planetą władały potężne imperia, których rozwój umożliwili (podobnie jak w przypadku Azeroth) tytani, a raczej jeden z nich – porucznik samego Sargerasa, Aggramar. Wojownik tytanów umieścił na Draenorze swego czempiona, polecając mu zaprowadzenie ładu w krainie. Czemu miał to zrobić i jakie były tego konsekwencje nie zdradzę. Lepiej przeczytać o tym samemu. Cała część poświęcona Draenorowi jest odpowiednikiem początku pierwszego tomu, który w podobny sposób opisywał kształtowanie się Azeroth. Chociaż historia jest różna i biegnie zdecydowanie innymi ścieżkami, można dostrzec pewne podobieństwa i wybory, przed którymi stawali przodkowie obecnych władców. Mówi się, że świat jest mały. Najwyraźniej wszechświat również.
Pierwotny Draenor zajmuje znaczną część tomiszcza, jednak nie jest jego główną częścią. Ta poświęcona jest największemu i najbardziej znanemu, wręcz flagowemu, konfliktowi Warcrafta – wojnie między Przymierzem a Hordą. Znajomość tematu nie przeszkadza jednak w odbiorze, ponieważ w opisie znajdziemy sporo nowości i uzupełnień lore, m.in. dowiadując się więcej o roli Varoka Saurfanga (po naszemu Zaurzykła) oraz Eitrigga w Hordzie.
Kronika, podobnie jak pozostałe książkowe pozycje, została w pełni przełożona na język polski. Dla osób, które miałyby jednak problem z rozpoznaniem „co jest co”, podobnie jak w pierwszym tomie, Wydawnictwo Insignis zmieniło skorowidz na końcu książki w słowniczek polsko-angielski, który zdecydowanie ułatwia odbiór książki.
Jeśli zapytacie: czy warto inwestować w Kronikę? Śmiało mogę odpowiedzieć, że tak, zwłaszcza, że jej cena jest znacznie niższa niż w wersji angielskiej przy jakości równej oryginałowi. Wydana na wysokiej jakości papierze z wielobarwnymi ilustracjami Kronika będzie prawdziwą ozdobą domowej biblioteczki.
World of Warcraft: Kronika. tom II - zapowiedź
Ventas, | Komentarze : 2Prawdziwe święto dla fanów LORE!
Szykujcie miejsce na swych półkach! II tom serii historycznych książek z uniwersum Warcrafta już wkrótce trafi do polskich księgarń!
Wielotomowa seria „Kronika”, ukazująca się w Polsce nakładem Wydawnictwa Insignis, to jedyne w swoim rodzaju księgi, które w chronologiczny sposób przybliżają czytelnikowi dzieje świata Warcrafta. Drugi tom fantastycznie wydanej i przepięknie ilustrowanej serii trafi do księgarń już 29 lipca.
Tomy „Kroniki” napisane są w przystępnym i przejrzystym stylu, co sprawia, że wszyscy – a więc również osoby, które dotąd nie poznały bliżej historii ogromnych i tętniących różnorodnym życiem światów znanych z gier komputerowych, licznych powieści, opowiadań i komiksów czy wielkiego ekranu – bez trudu odnajdą się w gąszczu informacji o tym uniwersum. Warcraft to nie tylko Azeroth, lecz również inne światy, nie mniej fascynujące niż rodzima planeta ludzi, elfów i krasnoludów. Za dowód najlepiej posłuży tutaj drugi tom „Kroniki”.
Pierwsza część zabrała czytelników w odległą podróż aż do zarania czasów, gdy zmagania Światłości i Pustki doprowadziły do powstania wszechświata. Spośród niezliczonych planet największą uwagę poświęcono głównej krainie uniwersum, Azeroth, opisując jej początki oraz dzieje pradawnych imperiów, które były kamieniem węgielnym dla znanych dziś królestw i plemion. Chociaż tom wieńczył opis narodzin ostatniego Strażnika Tirisfal, Medivha, który miał odmienić oblicze świata, przed ukazaniem jego dalszych losów II tom odkryje przed Wami do tej pory w większości nieznane fakty z pierwotnej historii Draenoru – azylu draenei, świata brutalnych ogrów, skrzydlatych arakkoa, liściastych pierwotnych i przede wszystkim domu honorowych orków. Zanim demony splugawiły ten wojowniczy lud, orkowie żyli w zgodzie z naturą i tradycjami przodków. Kronika przybliży ich początki, poświęcając uwagę każdemu z klanów, które w przyszłości miały stać się częścią niepowstrzymanej Hordy.
Choć obie planety dzielił niemal cały wszechświat, Azeroth, jak i Draenor, zostały dotknięte mocą tytanów – boskich istot i stworzycieli światów. Jednak nawet oni nie podejrzewali, że ludy tych krain połączy jeden z największych i najkrwawszych konfliktów, który dał początek całemu uniwersum Warcrafta – wojny Przymierza i Hordy, gdy wszystkie ludzkie królestwa połączyły siły z cywilizowanymi ludami, by dać opór zielonoskórym najeźdźcom, szukającym dla siebie miejsca w nowym świecie.
Jeśli jesteście ciekawi historii dawno zapomnianych cywilizacji, których jednak echa rozbrzmiewają do dnia dzisiejszego oraz chcecie poznać zupełnie nowe fakty z Pierwszej i Drugiej Wojny, jak i Ekspedycji na Draenor, II tom Kronik powinien spełnić Wasze oczekiwania. Z nawiązką!
Malfurion w polskich księgarniach!
Ventas, | Komentarze : 3Dziś premiera Malfuriona!
Nastał dzień, w którym każdy zostanie zmuszony do zmierzenia się ze swymi największymi lękami. Skryte dotąd w najdalszych zakamarkach podświadomości fobie przybywają na wezwanie Władcy Koszmaru, aby zdobyć nie tylko senny wymiar, ale i rozciągnąć jego panowanie na świat na jawie.
Podstępne szpony Szmaragdowego Koszmaru pochwycą każdego śniącego. Niezależnie od tego, czy spoczywa spokojnie za grubymi murami w bezpiecznych komnatach Wichrogrodu czy głęboko pod ziemią w siedzibie nieumarłych Porzuconych. Śmiertelnik, smok czy nawet półbóg nie zdołają pokonać zagrożenia bez pomocy druidów. Jednak wielu z tych dzielnych strażników przyrody również poniosło klęskę, a ich przywódca, legendarny Malfurion Burzogniewny został pojmany i stał się osobistym więźniem samego Władcy Koszmaru.
Teraz los arcydruida, a wraz z nim całego Azeroth spoczywa na barkach jego ukochanej, kapłanki bogini księżyca Eluny, Tyrande Szept Wiatru, gotowej na wszystko, aby ocalić swego umiłowanego. Jednak droga, którą musi przebyć, skrywa wiele niebezpieczeństw, a Władca Koszmaru, któremu uległ nawet ktoś tak potężny jak Malfurion, nie odda łatwo swego łupu. Na domiar złego śladem nocnej elfki podąża niestrudzenie wojowniczka orków gnana poczuciem zemsty i chęcią spełnienia złożonej zmarłemu krewnemu obietnicy. Czy jej cel pokrywa się z misją Tyrande, czy jest z nim sprzeczny? Której z kobiet uda się pierwszej dotrzeć do uwięzionego druida i co mu z sobą przyniesie? Wybawienie czy zgubę?
Przygotujcie się na wyborne danie wprost ze świata Rzemiosła Wojny zaserwowane przez Richarda A. Knaaka, pisarza znanego i lubianego przez warcraftową społeczność, autora m.in. legendarnej trylogii Wojny Starożytnych i Dnia Smoka. Teraz powraca, by w serii Blizzard Legends opowiedzieć dalsze losy starych, jak i nowych bohaterów.
Przedpremierowa recenzja Malfuriona
Ventas, | Komentarze : 0Przedpremierowa recenzja Malfuriona prosto od Ventasa
Jeśli chcecie na własne oczy przekonać się, jak bardzo po macoszemu został potraktowany wątek Szmaragdowego Koszmaru w Legionie, koniecznie sięgnijcie po Malfuriona. Hej, zaraz! A może dobrze się stało? Może Koszmar jest na tyle nudnym i monotonnym tematem, że nie zasługiwał na pełnoprawny dodatek do gry? W końcu gdzie majakom sennym do nieskończonej armii demonów pod wodzą szalonego tytana! Tak uważacie? A ja Wam powiem, że demony z Sargerasem na czele mogłyby za Koszmarem jaśki i poduchy nosić. Co? Nie wierzycie? No to posłuchajcie…
Gdzie, tzn. „kiedy” ja jestem?
Akcja książki przenosi nas w czasy sprzed Kataklizmu, gdy przywódca druidów, Malfurion Burzogniewny, od dłuższego czasu znajdował się w pułapce Koszmaru. Wywołane przez Przedwiecznych Bogów skażenie sennego wymiaru rozprzestrzeniło się na niewyobrażalną skalę, kalając swą plugawością wiele szlachetnych serc, w tym nawet Eranikusa, partnera smoczego Aspektu i Pani Snu, Ysery. Na pomoc zielonemu stadu wyruszyło wielu, w tym największy z druidów Azeroth, tytułowy Malfurion. Niestety nawet jego niezwykłe umiejętności nie uchroniły go przed pojmaniem przez tajemniczego Władcę Koszmaru. W czasie, gdy duch arcydruida poddawany był nieskończonym torturom, jego ciało pozostawało bezbronne, spoczywając przez kolejne miesiące w podziemnym kurhanie. Chociaż kapłanki Eluny robiły co w ich mocy, aby utrzymać cielesną powłokę przy życiu, oczywistym było, że nie mogą tego robić w nieskończoność. Widząc rychły koniec swego ukochanego, Tyrande Szept Wiatru wraz z druidem Brollem Niedźwiedziogrzywym wyrusza na karkołomną wyprawę, chwytając się każdej nadziei na ocalenie Malfuriona, zwłaszcza, że wzmocniony siłami arcydruida Koszmar zaczyna przenikać do świata na jawie…
Gdy kota nie ma…
Pomimo nieobecności Malfuriona w szeregach druidów działo się, oj działo. Prym nad zagubionymi sługami natury objął jeden z najświetniejszych uczniów Burzogniewnego, również noszący tytuł arcydruida, legendarny bohater, który okrył się sławą w czasie Wojny Niespokojnych Piasków, Fandral Staghelm (w rodzimym wydaniu nazywany Jeleniorogim). Chociaż mijające stulecia nie ukoiły jego bólu po stracie jedynego syna, druid poprowadził swe bractwo, doprowadzając do stworzenia czegoś, na co Malfurion nigdy by się nie zgodził – zasadzenia drugiego Drzewa Świata, Teldrassila, w koronie którego nocne elfy zbudowały swoją nową stolicę. Niestety, choć potężne i zapierające dech w piersiach, pozbawione błogosławieństwa smoczych Aspektów Drzewo stało się wrażliwe na skażenie sączące się z Koszmaru. Fandral, przeczuwając niebezpieczeństwo, zebrał swych braci, licząc, że wspólnymi wysiłkami zdołają uchronić Teldrassila przed szaleństwem, jednak sytuacja nie wyglądała za ciekawie.
Inwazja Legionu to był pikuś!
Chociaż zapewne każdy fan Warcrafta widział okrucieństwa, jakich dopuścili się poplecznicy Archimonda i Kil’jaedena, jednak zapewniam, że blakną one w porównaniu do tego, do czego zdolny był Szmaragdowy Koszmar. Demony bazowały przede wszystkim na bezmyślnym okrucieństwie. Działania Koszmaru były zdecydowanie bardziej złożone i złowieszcze. Atakował on w momencie, gdy człowiek (zresztą i elf, ork, tauren etc.) był najbardziej podatny na ataki – w czasie snu, z iście snajperską precyzją trafiając prosto w największe lęki swej ofiary. Mężne serce wojownika mogło zwyciężyć strach przed demonami, ale każdy czegoś się boi. Każdy. I Koszmar dobrze o tym wie. Nawet najpotężniejsi muszą ulec, gdy pogrążą się w śnie, z którego nie sposób się obudzić. A spać musi przecież j/w każdy.
Atak na niespotykaną skalę. Również literacką.
O wielkich bataliach w świecie Warcrafta czytaliśmy już niejeden raz. Jednak w żadnej wydanej do tej pory w Polsce książce z tego uniwersum nie ukazano inwazji w sposób tak wyrazisty i działający na wyobraźnię. Zamiast ciągłego ataku demonicznych hord, główną oś fabularną przecinają co jakiś czas obrazy z różnych części Azeroth dotkniętych Koszmarem. Stwarza to z czasem wręcz przytłaczające wrażenie wszechobecnego zagrożenia i wierzcie lub nie, ale Blizzard popełnił wielki błąd, bagatelizując ten wątek. Z drugiej jednak strony może ich po prostu przerósł?
Starzy, nowi i biedni znajomi
Koszmar atakuje bezlitośnie każdego. Nieważne czy chłopa w polu, rycerza czy króla. W kolejnych przerywnikach widzimy znane nam postacie ze świata Warcrafta, którym autor, nawet tym dobrze już opisanym w przeszłości, dodał jeszcze większej głębi, przedstawiając ich bezbronność w konfrontacji z największymi fobiami. Obok nich znajdziecie również całkiem sporo postaci pobocznych i z pozoru nieznanych, ale wystarczy zajrzeć na np. wowhead’a, żeby przekonać się, że to autentyczni NPC i questgiverzy z World of Warcraft. Którzy i jacy? Tego nie napiszę, żeby nie psuć niespodzianki.
Czy to jawa, czy sen?
Przeskoki między sennymi widziadłami a poszukiwaniami Malfuriona sprawia, że momentami sami czujemy się, jakbyśmy śnili. Nagle nie wiemy, co z tego, co czytamy, dzieje się naprawdę, a co jest jedynie snem. Knaak pogłębia tą niepewność, sprytnie przeplatając wątki i pokazując zarówno swój kunszt pisarski, jak i bezbłędne rozeznane w uniwersum.
Gniewać się na burzę?
Nie pomyliłem się wcześniej, określając Malfuriona tytułowym imieniem. Chociaż książka w oryginale nosi tytuł Stormrage, polski wydawca zdecydował się wypuścić ją jako Malfurion. Pomysł spotkał się, z tego co zaobserwowałem, z ciepłym przyjęciem polskiej społeczności Warcrafta, co jest zrozumiałe. Pomijając dobrze znaną opinię graczy o przełożeniu Stormrage’a na Burzogniewnego, to zostanie przy nazwisku/przydomku głównego bohatera tworzyłoby obecnie niejasności odnośnie treści, gdyż od czasu premiery książki wyszła inna – poświęcona bratu Malfuriona o tytule Illidan. Niektórzy mogliby uznać Stormrage’a za kontynuację, a tak otrzymujemy pasujące do siebie dwa tomy o braciach Burzogniewnych: Malfurion i Illidan. Co do innych nazw, to zostały przetłumaczone zgodnie z wymogami samego Blizzarda i współgrają z tymi z poprzednich książek i Kroniki WoWa.
Czy można polubić Koszmar?
Chociaż Christie Golden jest dominującą autorką uniwersum, to tron niezaprzeczalnie należy się Richardowi Knaakowi. Lata temu przekonał mnie do literackiej strony tego uniwersum swoim Dniem Smoka, a Malfurion nie pomniejszył tej miłości. Jeśli miałbym z całego wora plusów wygrzebać jakieś minusy, wskazałbym dwa:
1. Niemal identyczny styl opisu wyglądu nowych postaci, co po pięciu czy sześciu zaczyna denerwować. Za każdym razem, gdy ktoś się pojawia, otrzymujemy akapit o jego ciuchach.
2. Epilog, który można byłoby pominąć i wypuścić na stronie Blizzarda w dziale Short Story. Nie napiszę, że jest zły, ale odbiega od reszty powieści.
Pomimo tego Malfurion pozostaje jedną z najlepszych książek z serii Warcrafta. Żal, że Knaak nie pisał więcej, a Ch. Golden sukcesywnie zabijała bohaterów jego autorstwa…
Smoki Koszmaru - znasz je wszystkie?
Ventas, | Komentarze : 0Smoki Koszmaru
Z okazji zbliżającej się premiery Malfuriona w serii artykułów przypominamy mniej lub bardziej zapomniane fakty związane ze Szmaragdowym Snem.
O potędze nękającego Szmaragdowy Sen Koszmaru świadczy wiele przesłanek. Żadna z nich jednak tak dobitnie nie ukazuje siły skażenia, jak dotknięcie nim samych strażników sennego wymiaru, zielonych smoków.
Choć Ysera, jedna ze smoczych Aspektów i Pani Snów była niepodzielną władczynią krainy, nawet ona nie była w stanie powstrzymać rozprzestrzeniania się Koszmaru. Używając całej swej, otrzymanej przed tysiącleciami od tytanicznych Strażników, mocy i zaprzęgając do pomocy cały swój ród, mogła jedynie spowolnić jego wzrost. Sytuacja stawała się z każdą chwilą coraz bardziej beznadziejna, zwłaszcza, że wiele z najpotężniejszych, a zarazem najbardziej oddanych Yserze smoków poddało się szaleństwu Koszmaru i stanęło naprzeciw swej dawnej pani. Niezmierne oddanie Śniącej i miłość do wszelkiego stworzenia zostało zastąpione przez nienawiść i chęć wynaturzenia całego świata. Spośród licznych zdobyczy Koszmaru należy wymienić pięć smoków, których czyny po ich plugawej przemianie odcisnęły swe piętno na świecie.
Lethon był niegdyś wiernym sługą Ysery. Jednak jego służba dobiegła końca w momencie, gdy wpadł w szpony Szmaragdowego Koszmaru. Senne majaki wgryzły się głęboko w jego ciało, odbarwiając smocze łuski i sprawiając, że z czystej zieleni natury przeszły w zgniły odcień zepsucia. Widma Koszmaru złączyły się z Lethonem dając mu władzę nad misternymi i złowieszczymi cieniami, którym nakazał nękać tych, których do tej pory tak zaciekle bronił. Posiadłszy zaś tak przerażające moce, Lethon stał się jednym z najgroźniejszych sług Władcy Koszmaru.
Inny obraz zepsucia przedstawiała sobą niegdyś piękna Emeriss. Ta pełna gracji smoczyca oddała się całkowicie mocy Koszmaru, który wypełnił każdą komórkę ciała, nie zostawiając absolutnie nic z jej dawnego wcielenia. Jej oczy pokryły się trupim bielmem, a ciało zaczęło gnić niczym dotknięte trądem. Od tego momentu Emeriss towarzyszyła nierozłączna aura smrodu śmierci, a sama smoczyca zajęła się torturowaniem i wypaczaniem wszystkich, którzy wpadli w jej łapy.
Taerar nie poddawał się łatwo zepsuciu, uciekając przed nim w najdalsze i niezbadane zakamarki Szmaragdowego Snu, ale nawet tam nie zdołał schronić się przed Koszmarem, który nie dość, że opętał majestatycznego smoka, zrobił to w stopniu przekraczającym to, co uczynił z jego towarzyszami. Wynaturzone moce przeniknęły go na wskroś, rozrywając jego materialne ciało i przeistaczając w niestałe i eteryczne widmo, czy też widma, gdyż nieliczni, którzy przetrwali spotkanie z odmienionym Taerarem twierdzili, że stawali w szranki nie z jednym, a z wieloma odbiciami smoka.
Zepsucie dotknęło również jedną z najbliższych służek Ysery, smoczycę Ysondre. Choć w przeciwieństwie do pozostałych Koszmar nie wypaczył jej zewnętrznego wyglądu, Ysondre pogrążyła się w szaleństwie i zaczęła stanowić równie poważne zagrożenie, co jej bracia i siostra.
Wszystkie powyższe zdobycze blakły jednak w obliczu przeniknięcia Koszmaru do myśli wielkiego Eranikusa, wybrańca i partnera samej Ysery. Choć w zielonym rodzie potężny żmij ustępował siłą jedynie swej małżonce, okazał się za słaby (lub też zbyt zawierzył swej mocy), by odrzucić podszepty panów Koszmaru. Porzucając swą dotychczasową misję zaczął być znany pod mianem Tyrana Snu. Na szczęście modlitwy arcykapłanki Tyrande Szept Wiatru i sióstr z zakonu zdołały przebłagać Elunę, aby przywróciła Eranikusowi wolną wolę i wyparła z jego myśli senne skażenie. Ozdrowiony Eranikus zrazu zapragnął wrócić do Szmaragdowego Snu i raz jeszcze stanąć u boku swej pani w walce z zepsuciem, jednak wkrótce dopadły go wątpliwości i obawa przed powrotem, reakcją Ysery, którą zawiódł, a przede wszystkim przed ponownym zetknięciem z Koszmarem, który mógłby ponownie zmącić mu myśli. Przerażony tą wizją zaszył się z dala od swego rodu i choć Koszmar utracił najpotężniejszego sługę i tak odniósł sukces, usuwając ze swej drogi faworyta Ysery i drugiego co do potęgi zielonego smoka.
Szmaragdowy Koszmar - geneza
Ventas, | Komentarze : 0Geneza Koszmaru
Z okazji zbliżającej się premiery Malfuriona w serii artykułów przypominamy mniej lub bardziej zapomniane fakty związane ze Szmaragdowym Snem.
Wielu upatruje twórców Szmaragdowego Koszmaru w Przedwiecznych Bogach i oczywiście mają oni absolutną rację. Plugawe zepsucie, które dotknęło domenę Pani Snu Ysery było jednym z wielu nikczemnych tworów sług Pustki i, kto wie, możliwe, że groźniejszym od pozostałych, wliczywszy w to nawet Kataklizm sprowadzony przez Śmiercioskrzydłego, którego szlachetne serce również uległo podszeptom Przedwiecznych. Dzisiaj jednak za Pana Koszmaru i tego, który pociągał za wszystkie sznurki, uważa się N'Zotha. Prawda natomiast jest inna i tym, który dał początek największej zmorze druidów i innych strażników natury był Yogg-Saron i to nie bez pomocy druidów właśnie...
Mówi się, że Przedwiecznego Boga nie tak łatwo zabić, a wyplewienie świata z jego zepsucia jest już niemal rzeczą niemożliwą. Historia zna przecież przypadki, gdy dzieła cieszyły się znacznie dłuższą żywotnością od swych twórców, a tak było i w tym przypadku. Trzeba również pamiętać, że choć Przedwieczni stawali już do walki z armiami śmiertelników i nawet ponosili dotkliwe porażki, śmiałkowie walczyli jedynie z "głównym" ciałem, nazwijmy go tułowiem Boga, w czasie gdy jego macki na wzór korzeni wpuszczone były głęboko w trzewia świata. Z tego właśnie powodu tytani przed wiekami nie pokusili się o drugą próbę unicestwienia Przedwiecznych, widząc, jakie szkody wyrządziło Azeroth wyrwanie z niej Y'Shaarja.
O tym, jak rozległe były wpływy Przedwiecznych Bogów, mimo ich uwięzienia, świadczyć mogło wydarzenie, do którego doszło 4500 lat przed otwarciem Mrocznego Portalu. Wtedy to na Północnej Grani oraz w wielu krainach zaczęły pojawiać się złoża tajemniczego minerału, saronitu. Nowopowstała ruda posiadała niezwykłe właściwości - była znacznie lżejsza, a przy tym o wiele bardziej wytrzymała niż stal; odznaczała się też niewrażliwością na magię, zwłaszcza natury. Zalety saronitu zostały jednak docenione tysiące lat później przez Króla Lisza, który wykorzystał go, aby wznieść swoją fortecę i wzmocnić nieumarłą armię. Dla historii powstania Koszmaru kluczowe zaś było dostrzeżenie innej właściwość saronitu, jaką zaobserwowali w tamtych czasach druidzi. Zauważyli oni, że minerał potrafił swą obecnością skazić całą okolicę, wysysając energię życiową zarówno z flory, jak i fauny krainy. Nie wiedzieli oni, że saronit był tak naprawdę skrystalizowaną czarną krwią Yogg-Sarona, jak zwali ją w późniejszych wiekach kiełzarowie. Może, gdyby druidzi znali wtedy genezę minerału, ich działania byłyby rozważniejsze...
Członkowie Cenarionowego Kręgu długo naradzali się, w jaki sposób zniwelować zagrożenie, jakie powodował saronit. Jeden z najbardziej obiecujących uczniów Malfuriona Burzogniewnego, Fandral Jeleniorogi, znalazł dość kontrowersyjne rozwiązanie. Mając w pamięci zapieczętowanie mocy Studni Wieczności za pomocą Drzewa Świata Nordrassila i widząc, jaki wpływ na okolicę miała aura Korony Niebios, uznał, że metoda może sprawdzić się również w przypadku ziem dotkniętych działaniem saronitu. Wraz ze swymi zwolennikami Fandral pozyskał z Nordrassila sześć gałązek, które miały się stać zalążkami kolejnych magicznych Drzew. Zgodnie ze swym postanowieniem, Fandral umieścił sadzonki w centrum złóż saronitu w każdej z krain, które dziś są znane pod nazwami: Jesionowej Kniei, Lasu Kryształowej Pieśni, Feralas, Zaziemia i Kniei Zmierzchu. Posilając się mocami krainy maleńkie szczepy szybko przeobraziły się w monumentalne drzewa, a ich moc, zgodnie z przewidywaniami Fandrala, wystarczyła, aby powstrzymać rozrost saronitu. Tak powstało pięć Wielkich Drzew. Ostatni ze szczepów Fandral zasadził zaś na Północnej Grani, na największym ze złoży, tworząc drugie Drzewo Świata, które nazwano Andrassilem, czyli Koroną Śniegu. Czyn Fandrala spotkał się z ostrą krytyką Malfuriona i reszty druidów, gdyż Jeleniorogi dokonał tego wszystkiego bez ich wiedzy i zgody. Nie dało się jednak przeoczyć faktu, że śmiały plan przynosił zadowalające rezultaty... Do czasu...
Po pewnym okresie druidzi zaobserwowali pojawienie się szaleńczego amoku, który rozprzestrzeniał się wśród istot zamieszkujących okolice Andrassila. Ku ich przerażeniu okazało się, że Drzewo Świata uległo splugawieniu i samo stało się źródłem choroby. Zrozumieli wtedy, że Korona Śniegu w przeciwieństwie do Nordrassila nie została pobłogosławiona przez smocze Aspekty, przez co była wrażliwa na wpływy Przedwiecznych Bogów, co z całą bezwzględnością wykorzystał Yogg-Saron. Nie widząc innego wyjścia druidzi zdecydowali się na drastyczny krok. Z bólem serca ścieli Andrassil, nazywając go od tamtego dnia Vordrassilem, co oznaczało Rozbitą Koronę.
Jednak pomimo obalenia Drzewa Świata wciąż pozostało pięć Wielkich Drzew. Każde z nich było ściśle związane ze światem natury, czyli również ze Szmaragdowym Snem. Każde z nich również, podobnie jak Vordrassil, było pozbawione ochronnego błogosławieństwa Aspektów, dzięki czemu Yogg-Saron mógł ich użyć jako furtek dla reszty Przedwiecznych Bogów, aby mogli w tajemnicy i bez przeszkód powolutku przelewać swoje plugawe moce do sennego wymiaru. A gdy w końcu ich działania zostaną dostrzeżone, nie tylko dla Szmaragdowego Snu, ale i dla całego Azeroth będzie już za późno...