Clash of the Fansites: Banana Phone debiutuje na arenie...!... :(
Po długotrwałych przygotowaniach, wyczerpujących treningach i mózgorozsadzających posiedzeniach nad taktyką, nasza wspaniała drużyna arenowa Banana Phone stwierdziła: nadszedł czas! Kumbol, Tajger i Barodon zebrali się w kupę, utworzyli Party iiiii... zapisali się u najbliższego goblina na rankingową rozgrywkę 3v3. Z każdą sekundą oczekiwania na pojawienie się piekielnego okienka z guzikiem "Enter Match" stres i napięcie rosły. Wreszcie wyskoczyło. To była ta chwila. Banana Phone wkraczało na arenę...
Niestety, już sam ekran ładowania zwiastował zbliżające się piekło. Oczom naszych zawodników ukazała się bowiem arena w Nagrandzie - The Ring of Trials. Była to jedyna arena, na której Banana Phone nigdy nie trenowało i nie miało przygotowanej taktyki, gdyż, jak stwierdził później Tajger, "przecież ta !@#$%^& ani razu wcześniej nie wyskoczyła...". Z powodu przerażenia faktem obcowania na nieznanym gruncie, zawodników Banana Phone opuściło skupienie. Kumbol z wrażenia zapomniał rzucić buffów, a Barodon cały czas pucował swoje kopyta, jakby nic się nie działo. Tylko Tajger zachował zimną krew i jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, schował się przed swoimi przeciwnikami (i swoimi kolegami) w formie kota.
Kiedy wrota areny rozwarły się, zapanował totalny chaos. Brak jakiegokolwiek planu dał się we znaki i zawodnicy Banana Phone rozproszyli się już na samym starcie, kiedy każdy z nich pobiegł za inną kolumnę (co zostało zobrazowane na profesjonalnie naniesionej komputerowo symulacji wstępnego rozmieszczenia graczy). Naturalnie Tajger udał za tą, za którą schowali się przeciwnicy, więc jego wypuszczone Treanty zostały wyrżnięte w pień równie szybko, jak się pojawiły. Do akcji wkroczył rogue z drużyny przeciwnej, który zaczął nagle nękać niczego niespodziewającego się Kumbola swoimi zatrutymi ostrzami. Nasz bohaterski mag ognia próbował się jeszcze ratować Ice Blockiem, jednak nieumarły rogal po prostu odczekał swoje i zadał ostateczny cios. Cóż, jak to mówią, mag zabija w 5 sekund, a pada w 2.
Po śmierci Kumbola, na którą biernie patrzył Barodon, będący nieustannie zmienionym w owcę, potęga drużyny przeciwnej skierowała się w stronę Tajgera. Dzielny Boomkin bezskutecznie próbował atakować Wrathem osłoniętego Cloak of Shadows wrogiego łotrzyka, jednak ten, nie wiedzieć czemu, nic sobie z tych ataków nie robił. Po krótkiej szamotaninie, jedynym pozostałym przy życiu graczem Banana Phone był już tylko Barodon. Jego wypolerowane kopyta mieniły się w odcieniach Nagrandzkiego słońca, kiedy dawał dyla za przeciwległą kolumnę, by spróbować wskrzesić choć jednego z Treantów. Nic z tego. W połowie drogi został zmrożony i sprany na kwaśne jabłko przez przeciwników. Złowieszczy śmiech nieumarłego rozległ się na moment przed pojawieniem się tablicy informującej o wygranej drużyny przeciwnej...
Ta druzgocąca porażka podczas debiutu Banana Phone na Arenach z pewnością odbiła się na morale naszych zawodników. Czy kiedykolwiek podniosą się po takim laniu? Tylko te kryształkowate Naaru, które czci Barodon, mogą to wiedzieć...
Śledźcie dalsze losy drużyny Banana Phone na Arena Pass i kibicujcie naszemu serwisowi w Clash of the Fansites!
Niestety, już sam ekran ładowania zwiastował zbliżające się piekło. Oczom naszych zawodników ukazała się bowiem arena w Nagrandzie - The Ring of Trials. Była to jedyna arena, na której Banana Phone nigdy nie trenowało i nie miało przygotowanej taktyki, gdyż, jak stwierdził później Tajger, "przecież ta !@#$%^& ani razu wcześniej nie wyskoczyła...". Z powodu przerażenia faktem obcowania na nieznanym gruncie, zawodników Banana Phone opuściło skupienie. Kumbol z wrażenia zapomniał rzucić buffów, a Barodon cały czas pucował swoje kopyta, jakby nic się nie działo. Tylko Tajger zachował zimną krew i jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, schował się przed swoimi przeciwnikami (i swoimi kolegami) w formie kota.
Kiedy wrota areny rozwarły się, zapanował totalny chaos. Brak jakiegokolwiek planu dał się we znaki i zawodnicy Banana Phone rozproszyli się już na samym starcie, kiedy każdy z nich pobiegł za inną kolumnę (co zostało zobrazowane na profesjonalnie naniesionej komputerowo symulacji wstępnego rozmieszczenia graczy). Naturalnie Tajger udał za tą, za którą schowali się przeciwnicy, więc jego wypuszczone Treanty zostały wyrżnięte w pień równie szybko, jak się pojawiły. Do akcji wkroczył rogue z drużyny przeciwnej, który zaczął nagle nękać niczego niespodziewającego się Kumbola swoimi zatrutymi ostrzami. Nasz bohaterski mag ognia próbował się jeszcze ratować Ice Blockiem, jednak nieumarły rogal po prostu odczekał swoje i zadał ostateczny cios. Cóż, jak to mówią, mag zabija w 5 sekund, a pada w 2.
Po śmierci Kumbola, na którą biernie patrzył Barodon, będący nieustannie zmienionym w owcę, potęga drużyny przeciwnej skierowała się w stronę Tajgera. Dzielny Boomkin bezskutecznie próbował atakować Wrathem osłoniętego Cloak of Shadows wrogiego łotrzyka, jednak ten, nie wiedzieć czemu, nic sobie z tych ataków nie robił. Po krótkiej szamotaninie, jedynym pozostałym przy życiu graczem Banana Phone był już tylko Barodon. Jego wypolerowane kopyta mieniły się w odcieniach Nagrandzkiego słońca, kiedy dawał dyla za przeciwległą kolumnę, by spróbować wskrzesić choć jednego z Treantów. Nic z tego. W połowie drogi został zmrożony i sprany na kwaśne jabłko przez przeciwników. Złowieszczy śmiech nieumarłego rozległ się na moment przed pojawieniem się tablicy informującej o wygranej drużyny przeciwnej...
Ta druzgocąca porażka podczas debiutu Banana Phone na Arenach z pewnością odbiła się na morale naszych zawodników. Czy kiedykolwiek podniosą się po takim laniu? Tylko te kryształkowate Naaru, które czci Barodon, mogą to wiedzieć...
Śledźcie dalsze losy drużyny Banana Phone na Arena Pass i kibicujcie naszemu serwisowi w Clash of the Fansites!
Komentarze:
Wczytywanie komentarzy...
Musisz się zalogować, aby dodać komentarz