Zbrojownia WoWCenter: Kosa Elune
Kumbol, | Komentarze : 1
Legion nadciągnął, a wraz z nim dostęp do legendarnych broni i to nie tylko dla każdej klasy, ale nawet ich specjalizacji. Sięgnęliśmy po oręż tych, którzy zginęli, lub zwątpili w zwycięstwo nad hordami demonów! Każdy z artefaktów posiada swoją historię i znaleźć wśród nich można takie perełki jak będące od lat marzeniem wielu graczy Ashbringer czy Doomhammer, ale również i takie, których istnienie do tej pory skrywały mgły historii. W wielu jednak przypadkach znamy ich poprzednich właścicieli i chociaż same nazwy artefaktów nic nam nie mówią, warto poznać dzieje tych, w których rękach kiedyś spoczywały.
Legion sprawił, że niejednemu paladynowi czy szamanowi kolejny raz ucina się film w karczmie przy n’tym kuflu Ale, ale czemu się dziwić? Że co? Nie, nie przejęli się zagładą świata i nie zapijają smutków. Wręcz przeciwnie! Któż nie świętowałby zdobycia legendarnego Ashbringera czy Doomhammera! Ok, macie rację - może nie wszystkie klasy mają równie mocne powody do radości, ale na pewno nie znajdziemy wśród nich druida, który w tym roku stał się posiadaczem artefaktu, którego zakrzywione ostrze powinni całować i oddawać cześć wszyscy worgeni i worgenki. Dlaczego? Otóż wypada okazać szacunek… mamusi.
Większość z Was zapytana o wojnę z czasów pradawnych cywilizacji bez wahania wskaże, i słusznie zresztą, Wojnę Starożytnych, wielką batalię z Płonącym Legionem, która doprowadziła do zniszczenia Studni Wieczności i rozerwania Kalimdoru na znane nam dzisiaj kontynenty. Niewielu jednak pamięta, że Wojna Starożytnych nie była jedynym konfliktem, który w tamtych czasach ciężko doświadczył rasę nocnych elfów.
10 000 lat temu kaldorei pod wodzą Malfuriona Stormrage, zwanego Burzogniewnym, jego brata Illidana i ich ukochanej, kapłanki bogini księżyca Elune, Tyrande Whisperwind zdołali udaremnić inwazję demonów na Azeroth. Niestety, chociaż niemal wszystkie plugawe istoty zostały odesłane do Spaczonej Otchłani, pozostały niedobitki Legionu, w tym nowa demoniczna rasa stworzona przez Sargerasa z nocnych elfów, które zaprzedały swe dusze mrocznemu tytanowi. Uformowane na nowo istoty były karykaturalną krzyżówką elfów i kozic, zwaną satyrami. Nowi słudzy Legionu nie pogodzili się z porażką, zbierając ocalałe demony i zakładając we wschodniej części lasu Ashenvale samozwańcze państewko Satyrnaar. W przeciągu 700 lat satyry rozmnożyły się do liczby mogącej zagrozić osiedlom nocnych elfów. Pod wspólnym sztandarem Lordów Szmaragdowego Płomienia przypuścili atak na niedawnych pobratymców. Do walki z nimi stanęła mężnie Shandris Feathermoon ze swymi strażniczkami, ale nawet wsparcie ze strony druidów nie było w stanie zatrzymać niszczycielskiego pochodu. Pomysł na odmianę nieciekawej sytuacji znalazł jeden ze studentów Malfuriona, Ralaar Fangfire. Młody elf uważał, że ich szanse zwiększą się, jeśli arcydruid odwoła zakaz używania jednej z najpotężniejszych zwierzęcych form, wilczej formy watahy.
Druidzi, którzy podziwiali majestat kruków, siłę niedźwiedzi czy zwinność i szybkość jeleni, zdołali opanować przemianę w swych zwierzęcych patronów, jednak nie znalazł się nikt, kto byłby w stanie osiągnąć mistrzostwo w formie pochodzącej od zabitego w czasie Wojny Starożytnych wilczego półboga Goldrinna. Nawet Malfurion szkolony przez samego Cenariusa nie potrafił opanować żądzy krwi przepełniającej umysł zmienionego w wilka druida i w bezmyślnym szale atakował swego nauczyciela. Widząc, jak wielkie zagrożenie pociąga za sobą forma watahy, Stormrage zabronił swym podopiecznym korzystania z mocy Goldrinna. Ralaar nie mógł jednak pogodzić się z zakazem i w czasie walk z satyrami przybrał wyklętą postać. Dzięki nowej sile rozgromił swych prześladowców, ale zgodnie z przypuszczeniami Malfuriona żądza krwi okazała się za silna i Ralaar zwrócił się przeciw swym braciom, zaszywając się w najdalszych zakątkach Ashenvale. Nie mogąc zrezygnować z mocy Goldrinna, Ralaar odszukał innych druidów, którzy w przeszłości również sięgnęli po zakazaną formę i oszalali ukrywali się w dziczy. Stając na ich czele odszukał swą przyjaciółkę, kapłankę Belysrę Starbreeze, prosząc o pomoc w okiełznaniu wilczych instynktów. Ralaar był przekonany, że łącząc moce bogini księżyca z odnalezionym przez druidów watahy kłem Goldrinna uda się naprawić wadliwą formę. Belysra była pełna obaw, ale mając w pamięci swego ukochanego, Arvella, który poległ w walce z satyrami pozostając wiernym zakazowi używania formy wilka, zgodziła się pomóc Fangfire’owi. Wzywając moce bogini księżyca, młoda elfka połączyła swój kapłański kostur z kłem półboga tworząc Kosę Elune. Z pomocą artefaktu Belysra zdołała ustabilizować niedokończoną formę watahy, wyciągając z niej najczystszą esencję Goldrinna i nadając jej nowy kształt. W ten sposób Ralaar i jego druhowie zostali przemienieni w pierwszych worgenów. Od tamtej chwili Ralaar kazał nazywać siebie Samcem Alfa, a swą grupę przemianował na Druidów Kosy. Niestety nawet Kosa Elune nie była w stanie przywrócić druidom trzeźwości umysłu. W wojennej zawierusze worgeni atakowali zarówno satyrów, jak i inne nocne elfy. Co gorsza, wilcza forma stała się zaraźliwa i niczym choroba przechodziła na każdego ugryzionego elfa. Widząc to, Malfurion wraz z Cenariusem i pozostałymi druidami wykorzystał Kosę Elune, aby pojmać Ralaara i jego braci, więżąc ich w Szmaragdowym Śnie, gdzie mieli spać do końca świata w korzeniach drzewa Daral’nir. Gdy problem worgenów został zażegnany, Malfurion przekazał artefakt kapłance Mel'Thandris Starsong, która wykorzystała go do rozgromienia pozostałych wojsk satyrów w Ashenvale. Bitwa zakończyła się wygraną nocnych elfów, chociaż Mel’Thandris przypłaciła ją własnym życiem. Po śmierci kapłanki nocne elfy złożyły Kosę Elune u boku bohaterki w jej mogile, gdzie miała spoczywać przez kolejne wieki.
Tysiące lat później, gdy Płonący Legion ponownie zaatakował Azeroth, krewna Mel’Thandris, Velinde Starsong, natchniona wizją Elune, odnalazła zapomniany artefakt, który miał jej pomóc w przepędzeniu demonów z północnej części Ashenvale, zwanej przez zalegające tam zepsucie, Spaczoną Knieją. Badając Kosę, elfka wyczuła drzemiącą w niej moc, która potrafiła przeniknąć bariery czasu i przestrzeni. Dzierżąc w dłoniach pradawną broń, Velinde doświadczyła kolejnej wizji, w której worgeni walczyli z satyrami. Doceniając ich siłę, strażniczka spróbowała przebudzić moce Kosy, otwierając przejście do Szmaragdowego Snu, dzięki czemu, po tysiącleciach wygnania, worgeni powrócili do Ashenvale. Velinde używając artefaktu okiełznała ich umysły i wykorzystała do przepędzenia demonów ze Spaczonej Kniei. Niestety wkrótce okazało się, że wysłane w dalsze części lasu wilkołaki uwalniały się spod kontroli Velindei zaczynały ponownie siać chaos. Przerażona elfka zaczęła szukać sposobu na opanowanie bestii.
W bibliotekach Darnassusa wojowniczka odnalazła wzmiankę o arcymagu Kirin Tor, Arugalu, który w jakiś sposób również zdołał sprowadzić do siebie worgenów. Licząc, że czarodziej zdoła jej pomóc w okiełznaniu wilkołaków, Velinde Starsong wyruszyła w długą podróż na wschodni kontynent. W czasie przemierzania Boru Zmierzchu elfka została zaatakowana przez worgenów próbujących odebrać jej Kosę Elune. Uciekając przed pogonią schroniła się w kopalni Zguby Rolanda. Pechowo upuszczona na skład dynamitu pochodnia spowodowała wybuch, który zabił Velinde z jej prześladowcami, grzebiąc wraz z nimi Kosę Elune. Niedługo potem artefakt został wykopany przez człowieka zwanego Nerwusem. Uwolnienie Kosy sprowadziło do kopalni kolejne zastępy worgenów, które zabiły towarzyszy Nerwusa, zmuszając go do panicznej ucieczki.
W późniejszym czasie broń była obiektem poszukiwań Mrocznych Jeźdźców nękających krainę oraz członków Kultu Wilka, jednak to tym drugim udało się odzyskać artefakt, ale nie na długo. Po wielu trudnościach Kosa Elune wróciła w końcu z powrotem do ludu kaldorei. Jej nowy właściciel, Valorn Stillbough udał się wraz z Belysrą Starbreeze do nękanego przez wilkołaki królestwa Gilneas, aby raz na zawsze rozwiązać problem worgenów Samca Alfy i pomóc poddanym króla Greymane w opanowaniu wilczej klątwy.
Legion sprawił, że niejednemu paladynowi czy szamanowi kolejny raz ucina się film w karczmie przy n’tym kuflu Ale, ale czemu się dziwić? Że co? Nie, nie przejęli się zagładą świata i nie zapijają smutków. Wręcz przeciwnie! Któż nie świętowałby zdobycia legendarnego Ashbringera czy Doomhammera! Ok, macie rację - może nie wszystkie klasy mają równie mocne powody do radości, ale na pewno nie znajdziemy wśród nich druida, który w tym roku stał się posiadaczem artefaktu, którego zakrzywione ostrze powinni całować i oddawać cześć wszyscy worgeni i worgenki. Dlaczego? Otóż wypada okazać szacunek… mamusi.
Większość z Was zapytana o wojnę z czasów pradawnych cywilizacji bez wahania wskaże, i słusznie zresztą, Wojnę Starożytnych, wielką batalię z Płonącym Legionem, która doprowadziła do zniszczenia Studni Wieczności i rozerwania Kalimdoru na znane nam dzisiaj kontynenty. Niewielu jednak pamięta, że Wojna Starożytnych nie była jedynym konfliktem, który w tamtych czasach ciężko doświadczył rasę nocnych elfów.
10 000 lat temu kaldorei pod wodzą Malfuriona Stormrage, zwanego Burzogniewnym, jego brata Illidana i ich ukochanej, kapłanki bogini księżyca Elune, Tyrande Whisperwind zdołali udaremnić inwazję demonów na Azeroth. Niestety, chociaż niemal wszystkie plugawe istoty zostały odesłane do Spaczonej Otchłani, pozostały niedobitki Legionu, w tym nowa demoniczna rasa stworzona przez Sargerasa z nocnych elfów, które zaprzedały swe dusze mrocznemu tytanowi. Uformowane na nowo istoty były karykaturalną krzyżówką elfów i kozic, zwaną satyrami. Nowi słudzy Legionu nie pogodzili się z porażką, zbierając ocalałe demony i zakładając we wschodniej części lasu Ashenvale samozwańcze państewko Satyrnaar. W przeciągu 700 lat satyry rozmnożyły się do liczby mogącej zagrozić osiedlom nocnych elfów. Pod wspólnym sztandarem Lordów Szmaragdowego Płomienia przypuścili atak na niedawnych pobratymców. Do walki z nimi stanęła mężnie Shandris Feathermoon ze swymi strażniczkami, ale nawet wsparcie ze strony druidów nie było w stanie zatrzymać niszczycielskiego pochodu. Pomysł na odmianę nieciekawej sytuacji znalazł jeden ze studentów Malfuriona, Ralaar Fangfire. Młody elf uważał, że ich szanse zwiększą się, jeśli arcydruid odwoła zakaz używania jednej z najpotężniejszych zwierzęcych form, wilczej formy watahy.
Druidzi, którzy podziwiali majestat kruków, siłę niedźwiedzi czy zwinność i szybkość jeleni, zdołali opanować przemianę w swych zwierzęcych patronów, jednak nie znalazł się nikt, kto byłby w stanie osiągnąć mistrzostwo w formie pochodzącej od zabitego w czasie Wojny Starożytnych wilczego półboga Goldrinna. Nawet Malfurion szkolony przez samego Cenariusa nie potrafił opanować żądzy krwi przepełniającej umysł zmienionego w wilka druida i w bezmyślnym szale atakował swego nauczyciela. Widząc, jak wielkie zagrożenie pociąga za sobą forma watahy, Stormrage zabronił swym podopiecznym korzystania z mocy Goldrinna. Ralaar nie mógł jednak pogodzić się z zakazem i w czasie walk z satyrami przybrał wyklętą postać. Dzięki nowej sile rozgromił swych prześladowców, ale zgodnie z przypuszczeniami Malfuriona żądza krwi okazała się za silna i Ralaar zwrócił się przeciw swym braciom, zaszywając się w najdalszych zakątkach Ashenvale. Nie mogąc zrezygnować z mocy Goldrinna, Ralaar odszukał innych druidów, którzy w przeszłości również sięgnęli po zakazaną formę i oszalali ukrywali się w dziczy. Stając na ich czele odszukał swą przyjaciółkę, kapłankę Belysrę Starbreeze, prosząc o pomoc w okiełznaniu wilczych instynktów. Ralaar był przekonany, że łącząc moce bogini księżyca z odnalezionym przez druidów watahy kłem Goldrinna uda się naprawić wadliwą formę. Belysra była pełna obaw, ale mając w pamięci swego ukochanego, Arvella, który poległ w walce z satyrami pozostając wiernym zakazowi używania formy wilka, zgodziła się pomóc Fangfire’owi. Wzywając moce bogini księżyca, młoda elfka połączyła swój kapłański kostur z kłem półboga tworząc Kosę Elune. Z pomocą artefaktu Belysra zdołała ustabilizować niedokończoną formę watahy, wyciągając z niej najczystszą esencję Goldrinna i nadając jej nowy kształt. W ten sposób Ralaar i jego druhowie zostali przemienieni w pierwszych worgenów. Od tamtej chwili Ralaar kazał nazywać siebie Samcem Alfa, a swą grupę przemianował na Druidów Kosy. Niestety nawet Kosa Elune nie była w stanie przywrócić druidom trzeźwości umysłu. W wojennej zawierusze worgeni atakowali zarówno satyrów, jak i inne nocne elfy. Co gorsza, wilcza forma stała się zaraźliwa i niczym choroba przechodziła na każdego ugryzionego elfa. Widząc to, Malfurion wraz z Cenariusem i pozostałymi druidami wykorzystał Kosę Elune, aby pojmać Ralaara i jego braci, więżąc ich w Szmaragdowym Śnie, gdzie mieli spać do końca świata w korzeniach drzewa Daral’nir. Gdy problem worgenów został zażegnany, Malfurion przekazał artefakt kapłance Mel'Thandris Starsong, która wykorzystała go do rozgromienia pozostałych wojsk satyrów w Ashenvale. Bitwa zakończyła się wygraną nocnych elfów, chociaż Mel’Thandris przypłaciła ją własnym życiem. Po śmierci kapłanki nocne elfy złożyły Kosę Elune u boku bohaterki w jej mogile, gdzie miała spoczywać przez kolejne wieki.
Tysiące lat później, gdy Płonący Legion ponownie zaatakował Azeroth, krewna Mel’Thandris, Velinde Starsong, natchniona wizją Elune, odnalazła zapomniany artefakt, który miał jej pomóc w przepędzeniu demonów z północnej części Ashenvale, zwanej przez zalegające tam zepsucie, Spaczoną Knieją. Badając Kosę, elfka wyczuła drzemiącą w niej moc, która potrafiła przeniknąć bariery czasu i przestrzeni. Dzierżąc w dłoniach pradawną broń, Velinde doświadczyła kolejnej wizji, w której worgeni walczyli z satyrami. Doceniając ich siłę, strażniczka spróbowała przebudzić moce Kosy, otwierając przejście do Szmaragdowego Snu, dzięki czemu, po tysiącleciach wygnania, worgeni powrócili do Ashenvale. Velinde używając artefaktu okiełznała ich umysły i wykorzystała do przepędzenia demonów ze Spaczonej Kniei. Niestety wkrótce okazało się, że wysłane w dalsze części lasu wilkołaki uwalniały się spod kontroli Velindei zaczynały ponownie siać chaos. Przerażona elfka zaczęła szukać sposobu na opanowanie bestii.
W bibliotekach Darnassusa wojowniczka odnalazła wzmiankę o arcymagu Kirin Tor, Arugalu, który w jakiś sposób również zdołał sprowadzić do siebie worgenów. Licząc, że czarodziej zdoła jej pomóc w okiełznaniu wilkołaków, Velinde Starsong wyruszyła w długą podróż na wschodni kontynent. W czasie przemierzania Boru Zmierzchu elfka została zaatakowana przez worgenów próbujących odebrać jej Kosę Elune. Uciekając przed pogonią schroniła się w kopalni Zguby Rolanda. Pechowo upuszczona na skład dynamitu pochodnia spowodowała wybuch, który zabił Velinde z jej prześladowcami, grzebiąc wraz z nimi Kosę Elune. Niedługo potem artefakt został wykopany przez człowieka zwanego Nerwusem. Uwolnienie Kosy sprowadziło do kopalni kolejne zastępy worgenów, które zabiły towarzyszy Nerwusa, zmuszając go do panicznej ucieczki.
W późniejszym czasie broń była obiektem poszukiwań Mrocznych Jeźdźców nękających krainę oraz członków Kultu Wilka, jednak to tym drugim udało się odzyskać artefakt, ale nie na długo. Po wielu trudnościach Kosa Elune wróciła w końcu z powrotem do ludu kaldorei. Jej nowy właściciel, Valorn Stillbough udał się wraz z Belysrą Starbreeze do nękanego przez wilkołaki królestwa Gilneas, aby raz na zawsze rozwiązać problem worgenów Samca Alfy i pomóc poddanym króla Greymane w opanowaniu wilczej klątwy.
Autorem cyklu Zbrojownia WoWCenter.pl opowiadającego o legendarnych broniach, jakie gracze dzierżyć będą w World of Warcraft: Legion, jest Piotr "Ventas" Budak, polski kronikarz historii Warcrafta, autor Pradawnej Kroniki.
Zbrojownia WoWCenter: Light's Wrath
Quass, | Komentarze : 0
Nadchodzi Legion, a wraz z nim dostęp do legendarnych broni i to nie tylko dla każdej klasy, ale nawet ich specjalizacji. Już wkrótce sięgniemy po oręż tych, którzy zginęli, lub zwątpili w zwycięstwo nad hordami demonów! Każdy z artefaktów posiada swoją historię i znaleźć wśród nich można takie perełki jak będące od lat marzeniem wielu graczy Ashbringer czy Doomhammer, ale również i takie, których istnienie do tej pory skrywały mgły historii. W wielu jednak przypadkach znamy ich poprzednich właścicieli i chociaż same nazwy artefaktów nic nam nie mówią, warto poznać dzieje tych, w których rękach kiedyś spoczywały.
Szkarłatna Krucjata – grupa fanatyków, ślepo zapatrzona w swoją misję walki z nieumarłymi. W całym Azeroth znana była ich bezwzględność i brutalność w obchodzeniu się z każdym, kto mógł być nosicielem zarazy. Sami uważali siebie jednak za ludzi bez grzechu, za wybrańców i obrońców Światłości. Wszyscy z nich jednak błądzili, nie zdając sobie sprawy z porzucenia ideałów, które kierowały nimi jeszcze przed narodzinami zakonu. Pocieszające, że teraz, gdy Szkarłaci przeszli do historii, zostawili po sobie coś, co w końcu może choć po części odkupić ich winy – Light’s Wrath, Gniew Światłości!
Większość za najstraszliwszych wojowników Płonącego Legionu uważają eredarów i władców otchłani, zapominając, że budzący grozę wygląd i siła to nie wszystko. Są też ci, którzy, choć nie posiadają obu tych cech, potrafią mimo to doprowadzić do znacznie większych zniszczeń. Większych i straszliwszych, bo zdradzieckich i niespodziewanych…
Historia Szkarłatów rozpoczyna się niedługo po upadku Lordaeronu, gdy pozbawione monarchy królestwo ugięło się pod armią Płonącego Legionu, wspartą przez zastępy nieumarłych. Chociaż połączone siły ludzi, orków i nocnych elfów zdołały powstrzymać inwazję, rozgramiając siły demonów pod górą Hyjal, perła Przymierza wciąż pozostawała w rękach Plagi. Większość mieszkańców poległa w czasie wojny lub zdołała uciec na południe, ale nie wszyscy. Na ziemiach królestwa pozostała niewielka grupa składająca się z tego, co pozostało z niegdyś wielkiego Zakonu Srebrnej Dłoni oraz tych, którzy zdecydowali się poświęcić swe życia próbie wyzwolenia ukochanej ojczyzny. Przewodził nimi Alexandros Mograine zwany Ashbringerem, władający mieczem o tym samym imieniu. Wykute przez króla Magniego Miedziobrodego ostrze było najpotężniejszym orężem przeciwko nieumarłym, jakie widział świat. Dzierżący je wojownik był w stanie samotnie stawić czoła nawet tysięcznej armii ożywieńców. Doprowadziło to do zawarcia sojuszu między Plagą i niedobitkami Płonącego Legionu, którego celem było wyeliminowanie Alexandrosa.
W czasie próby odbicia Stratholme, w którym narodził się Zakon Srebrnej Dłoni, od drużyny Mograine’a oddzielił się jeden z jego towarzyszy, Saidan Dathrohan, jeden z pięciu pierwszych paladynów. Wykorzystał to ukrywający się w murach miasta Balnazzar. Upiorny władca uprowadził Saidana, przenosząc go do dawnej twierdzy zakonu. Choć stary paladyn walczył mężnie, nie mógł się mierzyć z jednym z najpotężniejszych nathrezimów. Demon zabił go, a za pomocą czarnej magii, powstrzymując jego ciało od rozkładu, przemienił je w pojemnik na swą duszę. Dzięki temu pod postacią zaufanego towarzysza Alexandrosa mógł zacząć szerzyć zamęt w jego szeregach.
Pierwszą ofiarą Balnazzara był starszy syn Mograine, Renault. Upiorny władca omamił go swoimi podstępnymi słowami, przejmując nad nim całkowitą kontrolę i nakłaniając do wprowadzenia Ashbringera w pułapkę. Był to ogromny sukces demona. Nie tylko obrócił syna przeciwko ojcu, ale wzbudził w nim tak wielką nienawiść, że młody Mograine zamordował swego rodzica, przebijając go jego własnym mieczem.
Po śmierci Alexandrosa, Balnazzar nie porzucił swego przebrania, pozostając w osieroconej grupie. Ciesząc się ogromnym autorytetem, wyznaczył na nowego przywódcę Renaulta, przyozdabiając jego tors tabardem nowego ugrupowania, Zakonu Szkarłatnej Krucjaty. Choć Mograine nie dożył narodzin Szkarłatów, i tak zaczęto kreować go na największego czempiona bractwa. Szybko jednak zapomniano o jego ideałach. Już za jego życia w szeregach dało się rozróżnić dwa obozy – pierwszy, pod kierunkiem Alexandrosa, uważał, że należało poszerzyć zastępy wojowników o inne rasy, dzięki czemu łatwiej zdołają przegonić nieumarłych; drugi, inspirowany przemowami Nadgenerała Abbendisa, był zdania, że jedynie ludzie są godni służenia Światłości i tylko oni powinni dostąpić zaszczytu wstąpienia w ich szeregi. Nieufność w stosunku do innych ras i przekonanie o własnej wyższości stanowiło idealny grunt dla dalszych knowań Balnazzara. Przeszkodę stanowili ci, których serca były podobne to serca Alexandrosa, ale tuż przez narodzinami Szkarłatów, dostrzegając błędy w rozumowaniu współbraci i poznając prawdę o śmierci Mograine’a porzucili ich szeregi, zakładając własną organizację Srebrzystego Świtu, nazywanego również Świtem Argentu.
Za główną siedzibę Szkarłatnej Krucjaty obrano porzucone opactwo znajdujące się na wzgórzu na Polanach Tirisfal. Wkrótce do bractwa dołączyło portowe miasto Ręka Tyra oraz Hearthglen, a wsparty siłami ich mieszkańców Zakon zaczął być sporym problemem nie tylko dla Plagi, ale i nieumarłych lady Sylvanas Windrunner, która osiedliła się w ruinach Lordaeronu i podmiejskich katakumbach. Chociaż Szkarłaci ślubowali walkę z ożywieńcami, pod złym czarem Balnazzara stawali się coraz bardziej czujni, a z czasem obsesyjni w poszukiwaniu oznak zarazy. Skończyło się na tym, że fanatycy uznali wszystkich przybywających z zewnątrz ludzi za potencjalnych nosicieli choroby, których należało jak najszybciej wyeliminować. Było to jednak trudne zadanie, zwłaszcza po śmierci wielkiego Alexandrosa Mograine’a i utracie najpotężniejszej broni Zakonu jaką był Ashbringer. Dlatego też najznamienitsi z członków Szkarłatów spróbowali stworzyć oręż mogący zastąpić utracony miecz. Owocem ich długich starań był drugi Ashbringer, lecz w postaci kostura nazwanego Light’s Wrath, czyli Gniewem Światłości. Balnazzar jednak nie po to doprowadził do zguby jednego Ashbringera, żeby przyglądać się bezczynnie narodzinom kolejnego. Zdołał skrycie zaburzyć proces nakładania kolejnych zaklęć na kostur, doprowadzając do potężnej eksplozji, która uszkodziła rdzeń broni, praktycznie uniemożliwiając kapłanom kontrolę nad jej wielkimi mocami.
Po przemianie honorowych wojowników, jakimi byli z początku Szkarłaci, w fanatyczną organizację widzącą za każdym rogiem czającą się zarazę, Balnazzar zebrał najlepszych wojowników Zakonu formując Szkarłatny Legion. Poprowadził ich do Stratholme, gdzie osiadł w twierdzy, w której kiedyś zabił i przejął ciało Saidana. Za grubymi murami i otoczony zastępami ślepo posłusznych krzyżowców czuł się bezpieczny, ale nie docenił męstwa poszukiwaczy przygód, którzy wdarli się do jego siedziby, pokonując jego straże. W głównej sali Balnazzar zmuszony był porzucić swą powłokę Saidana, lecz nawet w postaci demona musiał ulec przewadze liczebnej przeciwnika. Gdy ci opuścili wymarłą twierdzę, upiorny władca, odzyskawszy siły i swą cielesną powłokę powrócił do Stratholme, przywracając do życia swoich krzyżowców jako nieumarłych. Nie zapomniano jednak o nim. Jego siedziba stała się obiektem ponownego najazdu, tym razem czempionów Srebrzystego Świtu, którzy ponownie odesłali w zaświaty zarówno krzyżowców jak i samego demona.
Nathrezimowie jednak nie umierają tak łatwo. Balnazzar oszukał śmierć już trzykrotnie, ginąc z rąk swego brata i po dwakroć od mieczy mieszkańców Azeroth. Wraz z nadejściem Płonącego Legionu i on powróci, lecz czy spotka go czwarta już śmierć?
Szkarłatna Krucjata również nie przetrwała. Po pokonaniu Balnazzara upadały kolejne przyczółki Szkarłatów, zaś ci, którzy się utrzymali, zostali ponownie wykorzystani przez innego z nathrezimów, Mal’Ganisa, który pod postacią admirała Westwinda poprowadził ich na mroźny kontynent Northrend, aby użyć ich do walki z Królem Liszem. Zanim jednak zdołali zmierzyć się z Arthasem wszyscy polegli w walce z siłami Przymierza i Hordy.
Najdłużej utrzymało się Szkarłatne Opactwo, dzięki kapłańskim zdolnościom Wielkiej Inkwizytor Whitemane, ale i ono nie zdołało na długo powstrzymać rychłego upadku bractwa.
Ciężko wskazać bardziej tragiczną organizację, czy może raczej ironiczną, niż Szkarłatna Krucjata. Powołani jako obrońcy życia, szybko stali się jego katami, szlachtując i paląc żywcem wszystkich posądzonych o noszenie w sobie zarazy. Nienawidzący ponad wszystko nieumarłych, sami zostali powołani w ich szeregi. Bezwolni za życia i po śmierci. Znów ironicznie, chcąc przysłużyć się swymi czynami światu, w końcu zrobią to po śmierci, lecz rękami tych, których zabiliby bez wahania, a może tych, od rąk których sami polegli? Do kogo trafi Gniew Światłości? Kto okaże się go godzien?
Light's Wrath
Szkarłatna Krucjata – grupa fanatyków, ślepo zapatrzona w swoją misję walki z nieumarłymi. W całym Azeroth znana była ich bezwzględność i brutalność w obchodzeniu się z każdym, kto mógł być nosicielem zarazy. Sami uważali siebie jednak za ludzi bez grzechu, za wybrańców i obrońców Światłości. Wszyscy z nich jednak błądzili, nie zdając sobie sprawy z porzucenia ideałów, które kierowały nimi jeszcze przed narodzinami zakonu. Pocieszające, że teraz, gdy Szkarłaci przeszli do historii, zostawili po sobie coś, co w końcu może choć po części odkupić ich winy – Light’s Wrath, Gniew Światłości!
Większość za najstraszliwszych wojowników Płonącego Legionu uważają eredarów i władców otchłani, zapominając, że budzący grozę wygląd i siła to nie wszystko. Są też ci, którzy, choć nie posiadają obu tych cech, potrafią mimo to doprowadzić do znacznie większych zniszczeń. Większych i straszliwszych, bo zdradzieckich i niespodziewanych…
Historia Szkarłatów rozpoczyna się niedługo po upadku Lordaeronu, gdy pozbawione monarchy królestwo ugięło się pod armią Płonącego Legionu, wspartą przez zastępy nieumarłych. Chociaż połączone siły ludzi, orków i nocnych elfów zdołały powstrzymać inwazję, rozgramiając siły demonów pod górą Hyjal, perła Przymierza wciąż pozostawała w rękach Plagi. Większość mieszkańców poległa w czasie wojny lub zdołała uciec na południe, ale nie wszyscy. Na ziemiach królestwa pozostała niewielka grupa składająca się z tego, co pozostało z niegdyś wielkiego Zakonu Srebrnej Dłoni oraz tych, którzy zdecydowali się poświęcić swe życia próbie wyzwolenia ukochanej ojczyzny. Przewodził nimi Alexandros Mograine zwany Ashbringerem, władający mieczem o tym samym imieniu. Wykute przez króla Magniego Miedziobrodego ostrze było najpotężniejszym orężem przeciwko nieumarłym, jakie widział świat. Dzierżący je wojownik był w stanie samotnie stawić czoła nawet tysięcznej armii ożywieńców. Doprowadziło to do zawarcia sojuszu między Plagą i niedobitkami Płonącego Legionu, którego celem było wyeliminowanie Alexandrosa.
W czasie próby odbicia Stratholme, w którym narodził się Zakon Srebrnej Dłoni, od drużyny Mograine’a oddzielił się jeden z jego towarzyszy, Saidan Dathrohan, jeden z pięciu pierwszych paladynów. Wykorzystał to ukrywający się w murach miasta Balnazzar. Upiorny władca uprowadził Saidana, przenosząc go do dawnej twierdzy zakonu. Choć stary paladyn walczył mężnie, nie mógł się mierzyć z jednym z najpotężniejszych nathrezimów. Demon zabił go, a za pomocą czarnej magii, powstrzymując jego ciało od rozkładu, przemienił je w pojemnik na swą duszę. Dzięki temu pod postacią zaufanego towarzysza Alexandrosa mógł zacząć szerzyć zamęt w jego szeregach.
Pierwszą ofiarą Balnazzara był starszy syn Mograine, Renault. Upiorny władca omamił go swoimi podstępnymi słowami, przejmując nad nim całkowitą kontrolę i nakłaniając do wprowadzenia Ashbringera w pułapkę. Był to ogromny sukces demona. Nie tylko obrócił syna przeciwko ojcu, ale wzbudził w nim tak wielką nienawiść, że młody Mograine zamordował swego rodzica, przebijając go jego własnym mieczem.
Po śmierci Alexandrosa, Balnazzar nie porzucił swego przebrania, pozostając w osieroconej grupie. Ciesząc się ogromnym autorytetem, wyznaczył na nowego przywódcę Renaulta, przyozdabiając jego tors tabardem nowego ugrupowania, Zakonu Szkarłatnej Krucjaty. Choć Mograine nie dożył narodzin Szkarłatów, i tak zaczęto kreować go na największego czempiona bractwa. Szybko jednak zapomniano o jego ideałach. Już za jego życia w szeregach dało się rozróżnić dwa obozy – pierwszy, pod kierunkiem Alexandrosa, uważał, że należało poszerzyć zastępy wojowników o inne rasy, dzięki czemu łatwiej zdołają przegonić nieumarłych; drugi, inspirowany przemowami Nadgenerała Abbendisa, był zdania, że jedynie ludzie są godni służenia Światłości i tylko oni powinni dostąpić zaszczytu wstąpienia w ich szeregi. Nieufność w stosunku do innych ras i przekonanie o własnej wyższości stanowiło idealny grunt dla dalszych knowań Balnazzara. Przeszkodę stanowili ci, których serca były podobne to serca Alexandrosa, ale tuż przez narodzinami Szkarłatów, dostrzegając błędy w rozumowaniu współbraci i poznając prawdę o śmierci Mograine’a porzucili ich szeregi, zakładając własną organizację Srebrzystego Świtu, nazywanego również Świtem Argentu.
Za główną siedzibę Szkarłatnej Krucjaty obrano porzucone opactwo znajdujące się na wzgórzu na Polanach Tirisfal. Wkrótce do bractwa dołączyło portowe miasto Ręka Tyra oraz Hearthglen, a wsparty siłami ich mieszkańców Zakon zaczął być sporym problemem nie tylko dla Plagi, ale i nieumarłych lady Sylvanas Windrunner, która osiedliła się w ruinach Lordaeronu i podmiejskich katakumbach. Chociaż Szkarłaci ślubowali walkę z ożywieńcami, pod złym czarem Balnazzara stawali się coraz bardziej czujni, a z czasem obsesyjni w poszukiwaniu oznak zarazy. Skończyło się na tym, że fanatycy uznali wszystkich przybywających z zewnątrz ludzi za potencjalnych nosicieli choroby, których należało jak najszybciej wyeliminować. Było to jednak trudne zadanie, zwłaszcza po śmierci wielkiego Alexandrosa Mograine’a i utracie najpotężniejszej broni Zakonu jaką był Ashbringer. Dlatego też najznamienitsi z członków Szkarłatów spróbowali stworzyć oręż mogący zastąpić utracony miecz. Owocem ich długich starań był drugi Ashbringer, lecz w postaci kostura nazwanego Light’s Wrath, czyli Gniewem Światłości. Balnazzar jednak nie po to doprowadził do zguby jednego Ashbringera, żeby przyglądać się bezczynnie narodzinom kolejnego. Zdołał skrycie zaburzyć proces nakładania kolejnych zaklęć na kostur, doprowadzając do potężnej eksplozji, która uszkodziła rdzeń broni, praktycznie uniemożliwiając kapłanom kontrolę nad jej wielkimi mocami.
Po przemianie honorowych wojowników, jakimi byli z początku Szkarłaci, w fanatyczną organizację widzącą za każdym rogiem czającą się zarazę, Balnazzar zebrał najlepszych wojowników Zakonu formując Szkarłatny Legion. Poprowadził ich do Stratholme, gdzie osiadł w twierdzy, w której kiedyś zabił i przejął ciało Saidana. Za grubymi murami i otoczony zastępami ślepo posłusznych krzyżowców czuł się bezpieczny, ale nie docenił męstwa poszukiwaczy przygód, którzy wdarli się do jego siedziby, pokonując jego straże. W głównej sali Balnazzar zmuszony był porzucić swą powłokę Saidana, lecz nawet w postaci demona musiał ulec przewadze liczebnej przeciwnika. Gdy ci opuścili wymarłą twierdzę, upiorny władca, odzyskawszy siły i swą cielesną powłokę powrócił do Stratholme, przywracając do życia swoich krzyżowców jako nieumarłych. Nie zapomniano jednak o nim. Jego siedziba stała się obiektem ponownego najazdu, tym razem czempionów Srebrzystego Świtu, którzy ponownie odesłali w zaświaty zarówno krzyżowców jak i samego demona.
Nathrezimowie jednak nie umierają tak łatwo. Balnazzar oszukał śmierć już trzykrotnie, ginąc z rąk swego brata i po dwakroć od mieczy mieszkańców Azeroth. Wraz z nadejściem Płonącego Legionu i on powróci, lecz czy spotka go czwarta już śmierć?
Szkarłatna Krucjata również nie przetrwała. Po pokonaniu Balnazzara upadały kolejne przyczółki Szkarłatów, zaś ci, którzy się utrzymali, zostali ponownie wykorzystani przez innego z nathrezimów, Mal’Ganisa, który pod postacią admirała Westwinda poprowadził ich na mroźny kontynent Northrend, aby użyć ich do walki z Królem Liszem. Zanim jednak zdołali zmierzyć się z Arthasem wszyscy polegli w walce z siłami Przymierza i Hordy.
Najdłużej utrzymało się Szkarłatne Opactwo, dzięki kapłańskim zdolnościom Wielkiej Inkwizytor Whitemane, ale i ono nie zdołało na długo powstrzymać rychłego upadku bractwa.
Ciężko wskazać bardziej tragiczną organizację, czy może raczej ironiczną, niż Szkarłatna Krucjata. Powołani jako obrońcy życia, szybko stali się jego katami, szlachtując i paląc żywcem wszystkich posądzonych o noszenie w sobie zarazy. Nienawidzący ponad wszystko nieumarłych, sami zostali powołani w ich szeregi. Bezwolni za życia i po śmierci. Znów ironicznie, chcąc przysłużyć się swymi czynami światu, w końcu zrobią to po śmierci, lecz rękami tych, których zabiliby bez wahania, a może tych, od rąk których sami polegli? Do kogo trafi Gniew Światłości? Kto okaże się go godzien?
Autorem cyklu Zbrojownia WoWCenter.pl opowiadającego o legendarnych broniach, jakie gracze dzierżyć będą w World of Warcraft: Legion, jest Piotr "Ventas" Budak, polski kronikarz historii Warcrafta, autor Pradawnej Kroniki.
Zbrojownia WoWCenter: The Ashbringer
Kumbol, | Komentarze : 2
Nadchodzi Legion, a wraz z nim dostęp do legendarnych broni i to nie tylko dla każdej klasy, ale nawet ich specjalizacji. Już wkrótce sięgniemy po oręż tych, którzy zginęli, lub zwątpili w zwycięstwo nad hordami demonów! Każdy z artefaktów posiada swoją historię i znaleźć wśród nich można takie perełki jak będące od lat marzeniem wielu graczy Ashbringer czy Doomhammer, ale również i takie, których istnienie do tej pory skrywały mgły historii. W wielu jednak przypadkach znamy ich poprzednich właścicieli i chociaż same nazwy artefaktów nic nam nie mówią, warto poznać dzieje tych, w których rękach kiedyś spoczywały.
Ashbringer
Ashbringer – czy komuś trzeba opisywać ten oręż? Jeden z najbardziej rozpoznawalnych mieczy z uniwersum Warcrafta, obok Frostmourne’a, czyli polskiego Ostrza Mrozu, najmocniej pożądana przez graczy broń, posiadająca rozbudowaną i przejmującą historię, której nie dorówna żaden z pozostałych artefaktów.
Legenda Ashbringera zaczyna się w ostatnich dniach Drugiej Wojny, gdy wojska Przymierza Lordaeronu pod dowództwem Anduina Lothara zmusiły Hordę do odwrotu, a w końcu do rozpaczliwej obrony pod Górą Czarnej Skały. Orkowie byli na straconej pozycji, osłabieni nieobecnością czarnoksiężników Gul’dana, który zdezerterował i opuścił Orgrima Doomhammera, oraz otoczeni przez przeważające oddziały ludzi, elfów i krasnoludów. Jeden z nielicznych czarnoksiężników, którzy zostali przy wodzu, próbował przechylić szalę zwycięstwa na stronę Hordy za pomocą potężnego artefaktu, ciemnego, gładkiego kryształu. Zanim jednak zdołał dokończyć inkantacje i zwrócić jego moce przeciwko armii Przymierza, został zabity przez Alexandrosa Mograine, jednego z paladynów Zakonu Srebrnej Dłoni. Rycerz zaintrygowany dziwnym przedmiotem, wziął go do ręki, ale mroczna aura otaczająca kryształ spaczyła jego dłoń, pokrywając ją zaawansowaną martwicą, której nie mogły wyleczyć nawet najpotężniejsze czary kapłańskie. Przerażony mocą artefaktu, Alexandros ukrył go przed światem na długie lata.
Po skończonej wojnie, Mograine powrócił do swego majątku poświęcając czas dwóm synom, starszemu Renaultowi i młodszemu Darionowi. Pomimo upływu czasu, jego ręka wciąż nie odzyskała sprawności, ale gdy jego sługa, Fairbanks, przyniósł wieści przychodzącej z północy pladze nieumarłych, Mograine zdecydował, że nadszedł czas, aby podzielić się ze światem informacją o mrocznym krysztale oraz swoimi przemyśleniami z nimi związanymi.
W tawernie w Southshore Alexandros zebrał zaufanych członków Zakonu Srebrnej Dłoni, prezentując im artefakt. Emanujące z niego zło poraziło przybyłych, którzy zrazu zapragnęli go zniszczyć. Mograine uważał jednak, że we wszechświecie musi panować harmonia i równowaga. Dlatego też każda rzecz musiała mieć swoje lustrzane odbicie. Skoro istniał kryształ o tak wielkiej mrocznej mocy, musiał istnieć również jego dobry odpowiednik. Tego zaś można było użyć w szczytnym celu. Zebrani nie chcieli jednak ryzykować i spróbowali zniszczyć artefakt. Ku ich zaskoczeniu tajemniczy obiekt wchłonął rzucone zaklęcia. Zaintrygowani dziwnym zjawiskiem powtórzyli próbę, koncentrując święte moce na krysztale. Absorbując ogromną ilość magii światła, artefakt zmienił kolor z ciemnego na świetliście złoty, odmieniając również swą naturę. Zniknęła zła aura, zastąpiona emanacją czystego dobra, które uleczyło chorą rękę Alexandrosa, przepełniając jego duszę spokojem. Po przeobrażeniu kryształu zebrani przystanęli na plan Alexandrosa, który wyruszył w podróż do Ironforge z nadzieją, że król Magni zdoła wykuć z artefaktu potężną broń przeciwko nieumarłym.
Do dziś nie wiadomo czym był kryształ użyty do stworzenia Ashbringera. Najbardziej prawdopodobna teoria mówi o tym, że przedmiot należał do naaru, tajemniczych istot złączonych ściśle ze Świętym Światłem. Możliwym też jest, że kryształ był fragmentem samego naaru, o czym świadczyć mogła jego dwoista natura.
Wiedza o pochodzeniu artefaktu nie była jednak niezbędna do przekucia go w broń. Magni Miedziobrody, dowiedziawszy się o zaginięciu i możliwej śmierci swego młodszego brata, Muradina, przelał w oręż całą swą miłość do zmarłego krewniaka oraz pragnienie dokonania zemsty na Pladze. Tak powstało najdoskonalsze z dzieł krasnoludzkiego króla – potężny miecz z szerokim ostrzem pokrytym tajemnymi runami o kształcie zbliżonym do tasaka, ze zdobioną rękojeścią w kształcie herbu Przymierza Lordaeronu oraz z unoszącym się na końcu klingi świetlistym dyskiem ze znakiem Srebrnej Dłoni.
Na wieść o powrocie Arthasa i śmierci króla Terenasa z rąk syna, Alexandros udał się pośpiesznie do ojczyzny. Używając miecza na spotkanej po drodze armii nieumarłych odkrył, że ostrze przechodziło przez ich plugawe ciała, nie napotykając żadnego oporu i spopielając ich szczątki w mgnieniu oka. Dlatego też nazwał miecz Ashbringerem, czyli Spopielaczem.
W następnych latach Alexandros Mograine stał się żywą legendą i symbolem walki z Plagą. Po upadku Lordaeronu, paladyn zebrał pozostałości Zakonu Srebrnej Dłoni oraz wszystkich, którzy nie uciekli z ogarniętego zarazą królestwa i pragnęli walczyć u jego boku. Zaczęto nazywać go, od jego miecza, Ashbringerem, czempionem Światłości zdolnym w pojedynkę rozgromić armię liczącą sobie parę tysięcy nieumarłych.
Potęga Alexandrosa została dostrzeżona nie tylko przez władców Plagi, ale również przez agentów Płonącego Legionu. Wiedzieli, że póki Ashbringer żyje, nie mają szans na odzyskanie wpływów w królestwie.
Szansą dla demonów okazała się próba odbicia przez drużynę Mograine’a miasta Stratholme, w którym mieściła się kiedyś twierdza Srebrnej Dłoni. W czasie walk z nieumarłymi od grupy odłączył się Saidan Dathrohan, stary przyjaciel Alexandrosa i jeden z założycieli zakonu paladynów, wpadając w sidła Balnazzara. Upiorny władca zabił Saidana, zmieniając go w puste naczynie dla swej duszy. Pod jego postacią nathrezim zaczął siać zamęt w szeregach Ashbringera, dostrzegając słabość w starszym synu Alexandrosa, i zaczynając nastawianie go przeciw ojcu.
Omamiony przez nathrezima Renault okłamał ojca, twierdząc, że nieumarli porwali Dariona. Wysłał Alexandrosa i Fairbanksa do Stratholme, gdzie czekała na nich tysięczna armia nieumarłych. Jednak nawet tak wielka liczba wojowników Plagi była niczym w konfrontacji z Ashbringerem. Gdy po przeciwnikach pozostał sam popiół, Mograine ze zmęczenia upuścił swój miecz, nie spostrzegając zakradającego się od tyłu Renaulta. Zdradziecki syn podniósł broń i przebił nią serce ojca.
Tak haniebny czyn odmienił miecz, przekształcając go w Skorumpowanego Ashbringera, w którym uwięziona została dusza Alexandrosa. Nie był to niestety koniec jego cierpień. Ciało zmarłego czempiona zabrał do Naxxramas Kel’Thuzad, zmieniając go w wiernego sługę, najpotężniejszego z rycerzy śmierci Króla Lisza i przywódcę Czterech Jeźdźców.
Po śmierci Alexandrosa, wodzem jego dotychczasowych sojuszników został Renault, który za namową Saidana przechrzcił ugrupowanie na Szkarłatną Krucjatę. Wkrótce pod wpływem upiornego władcy Skarleci stali się maniakalną organizacją, widzącą skażenie nie tylko w nieumarłych, ale i we wszystkich ludziach przybyłych z zewnątrz. Zanim jednak zepsucie ogarnęło wszystkich członków, ocalały z zasadzki Fairbanks wyjawił im prawdę o losie Alexandrosa. Ci, którzy już wcześniej nie zgadzali się z polityką Krucjaty, uznającą jedynie ludzi za godnych służenia Światłości, odłączyli się od bractwa, zakładając Srebrzysty Świt (zwany również Świtem Argentu lub Argent Dawn), przyjmując w jego szeregi wszystkie rasy, łącznie z Opuszczonymi lady Sylvanas Windrunner.
Wieści o straszliwym losie Alexandrosa dotarły również do jego młodszego syna, Dariona, który wsparty przez Srebrzysty Świt udał się do wnętrza Naxxramas. Chociaż wyprawa kosztowała życie niemal wszystkich jego towarzyszy, młody Mograine zdołał odnaleźć i pokonać swego ojca. Wynosząc z fortecy nieumarłych Ashbringera, Darion odkrył, że w mieczu znajduje się duch Alexandrosa. Swymi podszeptami widmo skierowało młodzieńca do Szkarłatnego Opactwa, gdzie przebywał jego brat. Pałający chęcią zemsty duch zmaterializował się przed zdrajcą, zabijając Renaulta.
Przerażony złem, które ogarnęło Alexandrosa, Darion skierował się po pomoc do Tiriona Fordringa. Stary paladyn poinformował go, że duszę ojca może uwolnić jedynie akt dobra, silniejszy od zdrady Renaulta.
Szukając odpowiedzi na radę Tiriona, Darion dotarł do kaplicy Nadziei Światła na chwilę przed zmasowanym atakiem Plagi. Chociaż niewielki, budynek krył pod sobą prawdziwy skarb – ogromne katakumby, w których złożono 1000 ciał największych bohaterów minionych wojen, przeniesionych z cmentarzy przed upadkiem Lordaeronu. Poznawszy tę tajemnicę, Kel’Thuzad zapragnął włączyć zmarłych do swej armii, ale naprzeciw niego stanął Darion, odkrywając odpowiedź na dręczące go pytanie. Młodzieniec oddał swe życie, przebijając się Ashbringerem i zastępując miejsce duszy Alexandrosa swoją. Najwyższy akt poświęcenia uwolnił Mograine’a, ale przemienił Dariona w pozbawionego uczuć rycerza śmierci wiernego Pladze.
Po przebudzeniu Króla Lisza, Darion poprowadził szarżę na kaplicę Nadziei Światła, stając na czele swoich rycerzy Hebanowego Ostrza. Ponowny atak nie miał jednak na celu zdobycia przyczółku, ale wywabienie z kryjówki Tiriona, jedynego z żyjących założycieli Zakonu. Mograine przecenił jednak swe siły, ulegając mocy Światłości emanującej ze świętej ziemi. Po przybyciu Fordringa i obezwładnieniu ludzi Dariona, przed młodzieńcem objawił się duch Alexandrosa, przywracając synowi wolną wolę. Spotkanie przerwał jednak Król Lisz, porywając do Ostrza Mrozu duszę zmarłego Mograine’a. Darion próbował go powstrzymać, ale został powalony przez Arthasa, który przypuścił atak na Srebrzysty Świt i samego Tiriona.
Przetrawiając słowa ojca, mówiące, że Ashbringer nie jest mu jeszcze pisany, Darion rzucił miecz w stronę Tiriona. W momencie, gdy ręka paladyna dotknęła rękojeści, obudziło się tysiąc dusz spoczywających pod kaplicą, a ich moc oczyściła Ashbringera, przywracając mu jego dawną moc. Dzięki nowej broni, Tirion z łatwością zmusił Króla Lisza do odwrotu, ogłaszając połączenie Srebrnej Dłoni i Srebrzystego Świtu w Srebrzystą Krucjatę.
Na czele wybrańców Światłości, Tirion poprowadził swe siły do Northrend, obiecując położyć kres panowaniu Arthasa.
Ashbringer zaprowadził krzyżowców aż po same wrota Cytadeli Korony Lodu. Chociaż kraina była opanowana przez nieumarłych, nikt nie mógł równać się z mocą świętego oręża oraz czystymi sercami tych, którzy podążyli za starym paladynem.
W ostatecznej bitwie na szczycie Tronu Mrozu, Tirion został zamknięty w bryle lodu i zmuszony do patrzenia na śmierć swych podkomendnych. Króla Lisza zgubiła jednak pycha. W momencie, gdy skoncentrował się na przemianie pokonanych czempionów w wierne sługi, Fordring zwrócił się do Światłości, która dała mu moc do rozbicia lodowego więzienia. Zanim Arthas zdołał zareagować, Tirion skierował przepełnionego świętymi mocami Ashbringera w Ostrze Mrozu. Wykuta przez nathrezimów runiczna klinga nie wytrzymała uderzenia, rozpadając się na kawałki i uwalniając uwięzione w niej dusze, które pomogły paladynowi zakończyć rządy Króla Lisza.
Po upadku Arthasa, Tirion powrócił do twierdzy Mardenholde w Hearthglen, ale nie spoczął na laurach. Chociaż cel został osiągnięty, Plaga wciąż posiadała swoje liczne przyczółki w krainach. Paladyn kontynuował więc walkę z nieumarłym zepsuciem, oczyszczając i odbudowując porzucone osady oraz fortyfikując kaplicę Nadziei Światła.
Gdy dotarły do niego wieści o nadchodzącej inwazji Płonącego Legionu, Tirion Fordring odpowiedział na wezwanie, ponownie zbierając Srebrzystą Krucjatę. Ashbringer znowu był potrzebny.
Ashbringer
Ashbringer – czy komuś trzeba opisywać ten oręż? Jeden z najbardziej rozpoznawalnych mieczy z uniwersum Warcrafta, obok Frostmourne’a, czyli polskiego Ostrza Mrozu, najmocniej pożądana przez graczy broń, posiadająca rozbudowaną i przejmującą historię, której nie dorówna żaden z pozostałych artefaktów.
Legenda Ashbringera zaczyna się w ostatnich dniach Drugiej Wojny, gdy wojska Przymierza Lordaeronu pod dowództwem Anduina Lothara zmusiły Hordę do odwrotu, a w końcu do rozpaczliwej obrony pod Górą Czarnej Skały. Orkowie byli na straconej pozycji, osłabieni nieobecnością czarnoksiężników Gul’dana, który zdezerterował i opuścił Orgrima Doomhammera, oraz otoczeni przez przeważające oddziały ludzi, elfów i krasnoludów. Jeden z nielicznych czarnoksiężników, którzy zostali przy wodzu, próbował przechylić szalę zwycięstwa na stronę Hordy za pomocą potężnego artefaktu, ciemnego, gładkiego kryształu. Zanim jednak zdołał dokończyć inkantacje i zwrócić jego moce przeciwko armii Przymierza, został zabity przez Alexandrosa Mograine, jednego z paladynów Zakonu Srebrnej Dłoni. Rycerz zaintrygowany dziwnym przedmiotem, wziął go do ręki, ale mroczna aura otaczająca kryształ spaczyła jego dłoń, pokrywając ją zaawansowaną martwicą, której nie mogły wyleczyć nawet najpotężniejsze czary kapłańskie. Przerażony mocą artefaktu, Alexandros ukrył go przed światem na długie lata.
Po skończonej wojnie, Mograine powrócił do swego majątku poświęcając czas dwóm synom, starszemu Renaultowi i młodszemu Darionowi. Pomimo upływu czasu, jego ręka wciąż nie odzyskała sprawności, ale gdy jego sługa, Fairbanks, przyniósł wieści przychodzącej z północy pladze nieumarłych, Mograine zdecydował, że nadszedł czas, aby podzielić się ze światem informacją o mrocznym krysztale oraz swoimi przemyśleniami z nimi związanymi.
W tawernie w Southshore Alexandros zebrał zaufanych członków Zakonu Srebrnej Dłoni, prezentując im artefakt. Emanujące z niego zło poraziło przybyłych, którzy zrazu zapragnęli go zniszczyć. Mograine uważał jednak, że we wszechświecie musi panować harmonia i równowaga. Dlatego też każda rzecz musiała mieć swoje lustrzane odbicie. Skoro istniał kryształ o tak wielkiej mrocznej mocy, musiał istnieć również jego dobry odpowiednik. Tego zaś można było użyć w szczytnym celu. Zebrani nie chcieli jednak ryzykować i spróbowali zniszczyć artefakt. Ku ich zaskoczeniu tajemniczy obiekt wchłonął rzucone zaklęcia. Zaintrygowani dziwnym zjawiskiem powtórzyli próbę, koncentrując święte moce na krysztale. Absorbując ogromną ilość magii światła, artefakt zmienił kolor z ciemnego na świetliście złoty, odmieniając również swą naturę. Zniknęła zła aura, zastąpiona emanacją czystego dobra, które uleczyło chorą rękę Alexandrosa, przepełniając jego duszę spokojem. Po przeobrażeniu kryształu zebrani przystanęli na plan Alexandrosa, który wyruszył w podróż do Ironforge z nadzieją, że król Magni zdoła wykuć z artefaktu potężną broń przeciwko nieumarłym.
Zobacz, jak narodziła się legenda Ashbringera w machinimie Tales of the Past III
Do dziś nie wiadomo czym był kryształ użyty do stworzenia Ashbringera. Najbardziej prawdopodobna teoria mówi o tym, że przedmiot należał do naaru, tajemniczych istot złączonych ściśle ze Świętym Światłem. Możliwym też jest, że kryształ był fragmentem samego naaru, o czym świadczyć mogła jego dwoista natura.
Wiedza o pochodzeniu artefaktu nie była jednak niezbędna do przekucia go w broń. Magni Miedziobrody, dowiedziawszy się o zaginięciu i możliwej śmierci swego młodszego brata, Muradina, przelał w oręż całą swą miłość do zmarłego krewniaka oraz pragnienie dokonania zemsty na Pladze. Tak powstało najdoskonalsze z dzieł krasnoludzkiego króla – potężny miecz z szerokim ostrzem pokrytym tajemnymi runami o kształcie zbliżonym do tasaka, ze zdobioną rękojeścią w kształcie herbu Przymierza Lordaeronu oraz z unoszącym się na końcu klingi świetlistym dyskiem ze znakiem Srebrnej Dłoni.
Na wieść o powrocie Arthasa i śmierci króla Terenasa z rąk syna, Alexandros udał się pośpiesznie do ojczyzny. Używając miecza na spotkanej po drodze armii nieumarłych odkrył, że ostrze przechodziło przez ich plugawe ciała, nie napotykając żadnego oporu i spopielając ich szczątki w mgnieniu oka. Dlatego też nazwał miecz Ashbringerem, czyli Spopielaczem.
W następnych latach Alexandros Mograine stał się żywą legendą i symbolem walki z Plagą. Po upadku Lordaeronu, paladyn zebrał pozostałości Zakonu Srebrnej Dłoni oraz wszystkich, którzy nie uciekli z ogarniętego zarazą królestwa i pragnęli walczyć u jego boku. Zaczęto nazywać go, od jego miecza, Ashbringerem, czempionem Światłości zdolnym w pojedynkę rozgromić armię liczącą sobie parę tysięcy nieumarłych.
Potęga Alexandrosa została dostrzeżona nie tylko przez władców Plagi, ale również przez agentów Płonącego Legionu. Wiedzieli, że póki Ashbringer żyje, nie mają szans na odzyskanie wpływów w królestwie.
Szansą dla demonów okazała się próba odbicia przez drużynę Mograine’a miasta Stratholme, w którym mieściła się kiedyś twierdza Srebrnej Dłoni. W czasie walk z nieumarłymi od grupy odłączył się Saidan Dathrohan, stary przyjaciel Alexandrosa i jeden z założycieli zakonu paladynów, wpadając w sidła Balnazzara. Upiorny władca zabił Saidana, zmieniając go w puste naczynie dla swej duszy. Pod jego postacią nathrezim zaczął siać zamęt w szeregach Ashbringera, dostrzegając słabość w starszym synu Alexandrosa, i zaczynając nastawianie go przeciw ojcu.
Omamiony przez nathrezima Renault okłamał ojca, twierdząc, że nieumarli porwali Dariona. Wysłał Alexandrosa i Fairbanksa do Stratholme, gdzie czekała na nich tysięczna armia nieumarłych. Jednak nawet tak wielka liczba wojowników Plagi była niczym w konfrontacji z Ashbringerem. Gdy po przeciwnikach pozostał sam popiół, Mograine ze zmęczenia upuścił swój miecz, nie spostrzegając zakradającego się od tyłu Renaulta. Zdradziecki syn podniósł broń i przebił nią serce ojca.
Tak haniebny czyn odmienił miecz, przekształcając go w Skorumpowanego Ashbringera, w którym uwięziona została dusza Alexandrosa. Nie był to niestety koniec jego cierpień. Ciało zmarłego czempiona zabrał do Naxxramas Kel’Thuzad, zmieniając go w wiernego sługę, najpotężniejszego z rycerzy śmierci Króla Lisza i przywódcę Czterech Jeźdźców.
Po śmierci Alexandrosa, wodzem jego dotychczasowych sojuszników został Renault, który za namową Saidana przechrzcił ugrupowanie na Szkarłatną Krucjatę. Wkrótce pod wpływem upiornego władcy Skarleci stali się maniakalną organizacją, widzącą skażenie nie tylko w nieumarłych, ale i we wszystkich ludziach przybyłych z zewnątrz. Zanim jednak zepsucie ogarnęło wszystkich członków, ocalały z zasadzki Fairbanks wyjawił im prawdę o losie Alexandrosa. Ci, którzy już wcześniej nie zgadzali się z polityką Krucjaty, uznającą jedynie ludzi za godnych służenia Światłości, odłączyli się od bractwa, zakładając Srebrzysty Świt (zwany również Świtem Argentu lub Argent Dawn), przyjmując w jego szeregi wszystkie rasy, łącznie z Opuszczonymi lady Sylvanas Windrunner.
Wieści o straszliwym losie Alexandrosa dotarły również do jego młodszego syna, Dariona, który wsparty przez Srebrzysty Świt udał się do wnętrza Naxxramas. Chociaż wyprawa kosztowała życie niemal wszystkich jego towarzyszy, młody Mograine zdołał odnaleźć i pokonać swego ojca. Wynosząc z fortecy nieumarłych Ashbringera, Darion odkrył, że w mieczu znajduje się duch Alexandrosa. Swymi podszeptami widmo skierowało młodzieńca do Szkarłatnego Opactwa, gdzie przebywał jego brat. Pałający chęcią zemsty duch zmaterializował się przed zdrajcą, zabijając Renaulta.
Przerażony złem, które ogarnęło Alexandrosa, Darion skierował się po pomoc do Tiriona Fordringa. Stary paladyn poinformował go, że duszę ojca może uwolnić jedynie akt dobra, silniejszy od zdrady Renaulta.
Szukając odpowiedzi na radę Tiriona, Darion dotarł do kaplicy Nadziei Światła na chwilę przed zmasowanym atakiem Plagi. Chociaż niewielki, budynek krył pod sobą prawdziwy skarb – ogromne katakumby, w których złożono 1000 ciał największych bohaterów minionych wojen, przeniesionych z cmentarzy przed upadkiem Lordaeronu. Poznawszy tę tajemnicę, Kel’Thuzad zapragnął włączyć zmarłych do swej armii, ale naprzeciw niego stanął Darion, odkrywając odpowiedź na dręczące go pytanie. Młodzieniec oddał swe życie, przebijając się Ashbringerem i zastępując miejsce duszy Alexandrosa swoją. Najwyższy akt poświęcenia uwolnił Mograine’a, ale przemienił Dariona w pozbawionego uczuć rycerza śmierci wiernego Pladze.
Po przebudzeniu Króla Lisza, Darion poprowadził szarżę na kaplicę Nadziei Światła, stając na czele swoich rycerzy Hebanowego Ostrza. Ponowny atak nie miał jednak na celu zdobycia przyczółku, ale wywabienie z kryjówki Tiriona, jedynego z żyjących założycieli Zakonu. Mograine przecenił jednak swe siły, ulegając mocy Światłości emanującej ze świętej ziemi. Po przybyciu Fordringa i obezwładnieniu ludzi Dariona, przed młodzieńcem objawił się duch Alexandrosa, przywracając synowi wolną wolę. Spotkanie przerwał jednak Król Lisz, porywając do Ostrza Mrozu duszę zmarłego Mograine’a. Darion próbował go powstrzymać, ale został powalony przez Arthasa, który przypuścił atak na Srebrzysty Świt i samego Tiriona.
Przetrawiając słowa ojca, mówiące, że Ashbringer nie jest mu jeszcze pisany, Darion rzucił miecz w stronę Tiriona. W momencie, gdy ręka paladyna dotknęła rękojeści, obudziło się tysiąc dusz spoczywających pod kaplicą, a ich moc oczyściła Ashbringera, przywracając mu jego dawną moc. Dzięki nowej broni, Tirion z łatwością zmusił Króla Lisza do odwrotu, ogłaszając połączenie Srebrnej Dłoni i Srebrzystego Świtu w Srebrzystą Krucjatę.
Na czele wybrańców Światłości, Tirion poprowadził swe siły do Northrend, obiecując położyć kres panowaniu Arthasa.
Ashbringer zaprowadził krzyżowców aż po same wrota Cytadeli Korony Lodu. Chociaż kraina była opanowana przez nieumarłych, nikt nie mógł równać się z mocą świętego oręża oraz czystymi sercami tych, którzy podążyli za starym paladynem.
W ostatecznej bitwie na szczycie Tronu Mrozu, Tirion został zamknięty w bryle lodu i zmuszony do patrzenia na śmierć swych podkomendnych. Króla Lisza zgubiła jednak pycha. W momencie, gdy skoncentrował się na przemianie pokonanych czempionów w wierne sługi, Fordring zwrócił się do Światłości, która dała mu moc do rozbicia lodowego więzienia. Zanim Arthas zdołał zareagować, Tirion skierował przepełnionego świętymi mocami Ashbringera w Ostrze Mrozu. Wykuta przez nathrezimów runiczna klinga nie wytrzymała uderzenia, rozpadając się na kawałki i uwalniając uwięzione w niej dusze, które pomogły paladynowi zakończyć rządy Króla Lisza.
Po upadku Arthasa, Tirion powrócił do twierdzy Mardenholde w Hearthglen, ale nie spoczął na laurach. Chociaż cel został osiągnięty, Plaga wciąż posiadała swoje liczne przyczółki w krainach. Paladyn kontynuował więc walkę z nieumarłym zepsuciem, oczyszczając i odbudowując porzucone osady oraz fortyfikując kaplicę Nadziei Światła.
Gdy dotarły do niego wieści o nadchodzącej inwazji Płonącego Legionu, Tirion Fordring odpowiedział na wezwanie, ponownie zbierając Srebrzystą Krucjatę. Ashbringer znowu był potrzebny.
Autorem cyklu Zbrojownia WoWCenter.pl opowiadającego o legendarnych broniach, jakie gracze dzierżyć będą w World of Warcraft: Legion, jest Piotr "Ventas" Budak, polski kronikarz historii Warcrafta, autor Pradawnej Kroniki.
Zbrojownia WoWCenter: Artefakty Paladynów Holy i Protection
Kumbol, | Komentarze : 2
Nadchodzi Legion, a wraz z nim dostęp do legendarnych broni i to nie tylko dla każdej klasy, ale nawet ich specjalizacji. Już wkrótce sięgniemy po oręż tych, którzy zginęli, lub zwątpili w zwycięstwo nad hordami demonów! Każdy z artefaktów posiada swoją historię i znaleźć wśród nich można takie perełki jak będące od lat marzeniem wielu graczy Ashbringer czy Doomhammer, ale również i takie, których istnienie do tej pory skrywały mgły historii. W wielu jednak przypadkach znamy ich poprzednich właścicieli i chociaż same nazwy artefaktów nic nam nie mówią, warto poznać dzieje tych, w których rękach kiedyś spoczywały.
Silver Hand i Truthguard
Silver Hand i Truthguard – dwa potężne artefakty, o których istnieniu zapomniano na wiele tysięcy lat. Oba są ściśle powiązane z Tyrem, sługą tytanów, legendarnym bohaterem z ludzkich mitów, który znacząco wpłynął na rozwój ich kultury.
Tyr był jednym z obserwatorów, tytanicznych konstruktów stworzonych na podobieństwo ich panów. Po zakończeniu wojny ze Starymi Bogami oraz uwięzieniu ocalałych bestii w przygotowanych przez tytanów celach, jak i wypędzeniu władców żywiołów z ich wojskami, Panteon rozpoczął kształtowanie na nowo zdewastowanego świata. Po skończonej pracy utworzony kontynent otrzymał nazwę Kalimdor. Tytani polecili części swoich obserwatorów nadzór nad krainami, zabraniając im jednak podejmowania jakichkolwiek interwencji. Wśród nich był Tyr, strażnik o srebrnej skórze i złotych włosach.
Pewnego dnia sługa Panteonu zaobserwował niepokojące zachowania proto-smoków w północnej części Kalimdoru. Przyczyną rozdrażnienia prymitywnych gadów był jeden z ich rasy, Galakrond, który w porównaniu do swych pobratymców odznaczał się nadnaturalnymi rozmiarami. Przyczyną osiągnięcia przez bestię niespotykanych gabarytów był kanibalizm. Po odkryciu przez proto-smoka, że pożeranie współbraci zwiększa jego masę, potwór rozpoczął niekończące się polowanie. Nagły wzrost zaczął deformować ciało Galakronda. Na całej jego powierzchni zaczęły wyrastać dodatkowe pary oczu i odnóży. Wkrótce żadne ze zwierząt zamieszkujących Kalimdor nie było w stanie dorównać gigantowi. Mimo to, ten wciąż nie był nasycony i kontynuował swe łowy. Co gorsza, każdy zabity proto-smok, czy przynamniej niedojedzone resztki, powracały do życia jako nieumarłe zombie, bezwolnie posłuszne swemu oprawcy.
Rosnące zagrożenie dostrzegła mądrzejsza gałąź proto-smoków, które pod przywództwem złotej proto-smoczycy Talonixy zaatakowały Galakronda. Potwór urósł jednak do tak wielkich rozmiarów, że nic sobie nie robił z chaotycznych ataków. W końcu kłapnięciem szczęk zabił Talonixę, a przerażone proto-smoki rozpierzchły się na wszystkie strony krainy.
Całe zajście obserwował z ukrycia Tyr i chociaż nie wolno mu było się ujawniać, złamał nakaz, sprowadzając do siebie piątkę proto-smoków, które przetrwały bitwę z Galakrondem. Obserwator był pod wrażeniem prymitywnych gadów, które w przeciwieństwie do reszty ich pobratymców wzajemnie się chroniły i walczyły wspólnie. Były to: Alexstrasza, Ysera, Malygos, Neltharion i Nozdormu.
Tyr obawiał się, że niepowstrzymany Galakrond ogarnie nieumarłą zarazą cały Kalimdor, doprowadzając świat do zagłady. Dlatego też, ponownie sprzeciwiając się Panteonowi, obserwator zgodził się wesprzeć piątkę proto-smoków i poprowadzić ich do straceńczej walki.
Ku zaskoczeniu gadów Tyr, niewiele większy od nich, stając do bitwy z Galakrondem zmienił swe oblicze, stając się gigantem, niemal dorównującym bestii gabarytami. W jego dłoni zalśnił potężny młot, Silver Hand, czyli Srebrna Dłoń, a ciało zatętniło mocami Świętego Światła. Od zderzenia obu potęg zatrzęsła się ziemia. Proto-smokom wydawało się, że obserwator zdoła pokonać potwora, ale Galakrond nawet w czasie pojedynku nie przestawał rosnąć i ewoluować, dzięki czemu udało mu się w końcu zdobyć przewagę, powalić przeciwnika i odgryźć mu dłoń. Proto-smoki musiały znieść z pola bitwy ciężko rannego Tyra.
Chociaż przeczuwały, że nie mają żadnych szans, piątka gadów wolała zginąć, niż pozwolić Galakrondowi na zniszczenie Kalimdoru. Zgodnie z planem Malygosa, błękitny proto-smok wraz Neltharionem wleciał do gardzieli giganta, blokując jego przełyk kamieniami i doprowadzając do uduszenia stwora.
Doceniając ich męstwo i poświęcenie, nawet w tak beznadziejnej sytuacji, Tyr zaproponował swoim zwierzchnikom uczynienie z piątki bohaterów strażników tego świata. Panteon przychylił się do prośby konstrukta, odmieniając ciała proto-smoków i wlewając w nie cząstkę swej mocy. Tak narodziło się pięć smoczych Aspektów, opiekunów Azeroth.
Gdy nadszedł czas odejścia tytanów, Tyr pozostał na Kalimdorze, by wraz z innymi obserwatorami czuwać nad krainą i uwięzionymi Starymi Bogami. Swą utraconą w walce z Galakrondem dłoń zastąpił odlewem z czystego srebra, który stał się jego znakiem rozpoznawczym.
Niestety, chociaż zakuci w kajdany, Starzy Bogowie nie byli bezbronni. Yogg-Saron zdołał swoimi podszeptami splugawić myśli Lokena, przywódcy strażników więziennych Ulduaru i głównego zwierzchnika obserwatorów w Azeroth, przeciągając go na swą stronę. Spaczenie swego brata zdołał dostrzec Tyr, który zbierając wokół siebie zaufanych obserwatorów zaczął przygotowania do powstrzymania Lokena. Wspólnie ze swym przyjacielem, Archaedasem, wykuli potężną tarczę, Truthguard, czyli Obrońcę Prawdy, wręczając ją najlepszemu z podległych im wojowniczych vrykuli, aby z jej pomocą pomógł im ujawnić korupcję Lokena.
Gdy przygotowania zostały zakończone, Tyr i jego towarzysze opuścili Ulduar. Przed odejściem obserwator wykradł Dyski Norgannona, aby za ich pomocą móc określić zakres zdrady przywódcy strażników. Zanim zdołali oddalić się na bezpieczną odległość, Loken spostrzegł brak artefaktów w komnatach, posyłając w pościg za uciekinierami swe konstrukty. Te jednak zostały pokonane przez uzbrojonego w Obrońcę Prawdy czempiona vrykuli, który pozostał w tyle, aby dać swym panom większe szanse na ucieczkę. Wściekły Loken zwrócił się więc o pomoc do sług Starych Bogów, rzucając naprzeciw drużynie Tyra straszliwe monstra. Obserwator zdecydował się odłączyć od reszty i w pojedynkę stawić im czoła, nakazując Archaedasowi ukryć dyski.
Tyr stoczył ciężką bitwę, ale zdołał powstrzymać ścigające ich stwory. Sam niestety zginął od odniesionych ran, nie wypuszczając swego potężnego młota aż do końca. Krainę w której poległ nazwano później na jego cześć Polanami Tirisfal, od Tyr’s Fall. Chociaż Tyr umarł, przetrwała jego legenda. Nawet Klątwa Ciała nie zamazała w umysłach vrykuli pamięci o jego bohaterstwie. Z pokolenia na pokolenie przekazywano podania o wielkim herosie, który poświęcił swą dłoń w walce z pradawnym złem.
Mit o obserwatorze towarzyszył również potomkom vrykuli wygnanym na południe, z których wyewoluowali pierwsi ludzie. Ludzkie królestwa rodziły się i upadały, a legenda Tyra wciąż trwała, czego dowodem było wielkie i bogate miasto portowe, nazwane na jego cześć Ręką Tyra. Gdy wybuchła wojna z orkami, a ludzkie nacje zawiązały Przymierze Lordaeronu, głowa Kościoła Świętego Światła, arcybiskup Alonsus Faol, zainspirowany podaniami o pradawnym bohaterze zdecydował się ufundować Zakon Srebrnej Dłoni, którego członkowie mieli wiernie przestrzegać kodeksu pierwszego kroczącego po Azeroth paladyna.
Silver Hand i Truthguard
Silver Hand i Truthguard – dwa potężne artefakty, o których istnieniu zapomniano na wiele tysięcy lat. Oba są ściśle powiązane z Tyrem, sługą tytanów, legendarnym bohaterem z ludzkich mitów, który znacząco wpłynął na rozwój ich kultury.
Tyr był jednym z obserwatorów, tytanicznych konstruktów stworzonych na podobieństwo ich panów. Po zakończeniu wojny ze Starymi Bogami oraz uwięzieniu ocalałych bestii w przygotowanych przez tytanów celach, jak i wypędzeniu władców żywiołów z ich wojskami, Panteon rozpoczął kształtowanie na nowo zdewastowanego świata. Po skończonej pracy utworzony kontynent otrzymał nazwę Kalimdor. Tytani polecili części swoich obserwatorów nadzór nad krainami, zabraniając im jednak podejmowania jakichkolwiek interwencji. Wśród nich był Tyr, strażnik o srebrnej skórze i złotych włosach.
Pewnego dnia sługa Panteonu zaobserwował niepokojące zachowania proto-smoków w północnej części Kalimdoru. Przyczyną rozdrażnienia prymitywnych gadów był jeden z ich rasy, Galakrond, który w porównaniu do swych pobratymców odznaczał się nadnaturalnymi rozmiarami. Przyczyną osiągnięcia przez bestię niespotykanych gabarytów był kanibalizm. Po odkryciu przez proto-smoka, że pożeranie współbraci zwiększa jego masę, potwór rozpoczął niekończące się polowanie. Nagły wzrost zaczął deformować ciało Galakronda. Na całej jego powierzchni zaczęły wyrastać dodatkowe pary oczu i odnóży. Wkrótce żadne ze zwierząt zamieszkujących Kalimdor nie było w stanie dorównać gigantowi. Mimo to, ten wciąż nie był nasycony i kontynuował swe łowy. Co gorsza, każdy zabity proto-smok, czy przynamniej niedojedzone resztki, powracały do życia jako nieumarłe zombie, bezwolnie posłuszne swemu oprawcy.
Rosnące zagrożenie dostrzegła mądrzejsza gałąź proto-smoków, które pod przywództwem złotej proto-smoczycy Talonixy zaatakowały Galakronda. Potwór urósł jednak do tak wielkich rozmiarów, że nic sobie nie robił z chaotycznych ataków. W końcu kłapnięciem szczęk zabił Talonixę, a przerażone proto-smoki rozpierzchły się na wszystkie strony krainy.
Całe zajście obserwował z ukrycia Tyr i chociaż nie wolno mu było się ujawniać, złamał nakaz, sprowadzając do siebie piątkę proto-smoków, które przetrwały bitwę z Galakrondem. Obserwator był pod wrażeniem prymitywnych gadów, które w przeciwieństwie do reszty ich pobratymców wzajemnie się chroniły i walczyły wspólnie. Były to: Alexstrasza, Ysera, Malygos, Neltharion i Nozdormu.
Tyr obawiał się, że niepowstrzymany Galakrond ogarnie nieumarłą zarazą cały Kalimdor, doprowadzając świat do zagłady. Dlatego też, ponownie sprzeciwiając się Panteonowi, obserwator zgodził się wesprzeć piątkę proto-smoków i poprowadzić ich do straceńczej walki.
Ku zaskoczeniu gadów Tyr, niewiele większy od nich, stając do bitwy z Galakrondem zmienił swe oblicze, stając się gigantem, niemal dorównującym bestii gabarytami. W jego dłoni zalśnił potężny młot, Silver Hand, czyli Srebrna Dłoń, a ciało zatętniło mocami Świętego Światła. Od zderzenia obu potęg zatrzęsła się ziemia. Proto-smokom wydawało się, że obserwator zdoła pokonać potwora, ale Galakrond nawet w czasie pojedynku nie przestawał rosnąć i ewoluować, dzięki czemu udało mu się w końcu zdobyć przewagę, powalić przeciwnika i odgryźć mu dłoń. Proto-smoki musiały znieść z pola bitwy ciężko rannego Tyra.
Chociaż przeczuwały, że nie mają żadnych szans, piątka gadów wolała zginąć, niż pozwolić Galakrondowi na zniszczenie Kalimdoru. Zgodnie z planem Malygosa, błękitny proto-smok wraz Neltharionem wleciał do gardzieli giganta, blokując jego przełyk kamieniami i doprowadzając do uduszenia stwora.
Doceniając ich męstwo i poświęcenie, nawet w tak beznadziejnej sytuacji, Tyr zaproponował swoim zwierzchnikom uczynienie z piątki bohaterów strażników tego świata. Panteon przychylił się do prośby konstrukta, odmieniając ciała proto-smoków i wlewając w nie cząstkę swej mocy. Tak narodziło się pięć smoczych Aspektów, opiekunów Azeroth.
Gdy nadszedł czas odejścia tytanów, Tyr pozostał na Kalimdorze, by wraz z innymi obserwatorami czuwać nad krainą i uwięzionymi Starymi Bogami. Swą utraconą w walce z Galakrondem dłoń zastąpił odlewem z czystego srebra, który stał się jego znakiem rozpoznawczym.
Niestety, chociaż zakuci w kajdany, Starzy Bogowie nie byli bezbronni. Yogg-Saron zdołał swoimi podszeptami splugawić myśli Lokena, przywódcy strażników więziennych Ulduaru i głównego zwierzchnika obserwatorów w Azeroth, przeciągając go na swą stronę. Spaczenie swego brata zdołał dostrzec Tyr, który zbierając wokół siebie zaufanych obserwatorów zaczął przygotowania do powstrzymania Lokena. Wspólnie ze swym przyjacielem, Archaedasem, wykuli potężną tarczę, Truthguard, czyli Obrońcę Prawdy, wręczając ją najlepszemu z podległych im wojowniczych vrykuli, aby z jej pomocą pomógł im ujawnić korupcję Lokena.
Gdy przygotowania zostały zakończone, Tyr i jego towarzysze opuścili Ulduar. Przed odejściem obserwator wykradł Dyski Norgannona, aby za ich pomocą móc określić zakres zdrady przywódcy strażników. Zanim zdołali oddalić się na bezpieczną odległość, Loken spostrzegł brak artefaktów w komnatach, posyłając w pościg za uciekinierami swe konstrukty. Te jednak zostały pokonane przez uzbrojonego w Obrońcę Prawdy czempiona vrykuli, który pozostał w tyle, aby dać swym panom większe szanse na ucieczkę. Wściekły Loken zwrócił się więc o pomoc do sług Starych Bogów, rzucając naprzeciw drużynie Tyra straszliwe monstra. Obserwator zdecydował się odłączyć od reszty i w pojedynkę stawić im czoła, nakazując Archaedasowi ukryć dyski.
Tyr stoczył ciężką bitwę, ale zdołał powstrzymać ścigające ich stwory. Sam niestety zginął od odniesionych ran, nie wypuszczając swego potężnego młota aż do końca. Krainę w której poległ nazwano później na jego cześć Polanami Tirisfal, od Tyr’s Fall. Chociaż Tyr umarł, przetrwała jego legenda. Nawet Klątwa Ciała nie zamazała w umysłach vrykuli pamięci o jego bohaterstwie. Z pokolenia na pokolenie przekazywano podania o wielkim herosie, który poświęcił swą dłoń w walce z pradawnym złem.
Mit o obserwatorze towarzyszył również potomkom vrykuli wygnanym na południe, z których wyewoluowali pierwsi ludzie. Ludzkie królestwa rodziły się i upadały, a legenda Tyra wciąż trwała, czego dowodem było wielkie i bogate miasto portowe, nazwane na jego cześć Ręką Tyra. Gdy wybuchła wojna z orkami, a ludzkie nacje zawiązały Przymierze Lordaeronu, głowa Kościoła Świętego Światła, arcybiskup Alonsus Faol, zainspirowany podaniami o pradawnym bohaterze zdecydował się ufundować Zakon Srebrnej Dłoni, którego członkowie mieli wiernie przestrzegać kodeksu pierwszego kroczącego po Azeroth paladyna.
Autorem cyklu Zbrojownia WoWCenter.pl opowiadającego o legendarnych broniach, jakie gracze dzierżyć będą w World of Warcraft: Legion, jest Piotr "Ventas" Budak, polski kronikarz historii Warcrafta, autor Pradawnej Kroniki.
Zbrojownia WoWCenter: Aluneth - kostur Aegwynn, matki Medivha
Quass, | Komentarze : 8
Nadchodzi Legion, a wraz z nim dostęp do legendarnych broni i to nie tylko dla każdej klasy, ale nawet ich specjalizacji. Już wkrótce sięgniemy po oręż tych, którzy zginęli, lub zwątpili w zwycięstwo nad hordami demonów! Każdy z artefaktów posiada swoją historię i znaleźć wśród nich można takie perełki jak będące od lat marzeniem wielu graczy Ashbringer czy Doomhammer, ale również i takie, których istnienie do tej pory skrywały mgły historii. W wielu jednak przypadkach znamy ich poprzednich właścicieli i chociaż same nazwy artefaktów nic nam nie mówią, warto poznać dzieje tych, w których rękach kiedyś spoczywały.
Aluneth
Aluneth – jeśli ktoś sądzi, że w Azeroth panuje równouprawnienie, niech poszuka w bibliotece Karazhanu działu historii i spojrzy na listę Strażników Tirisfal. Szybko zauważy, że jest zdominowana przez męskie imiona. Można znaleźć tam zaledwie jednego rodzynka, a raczej rodzynkę – jedyną kobietę-Strażnika. Jedyną, ale za to najsłynniejszą ze wszystkich Tirisfalen, tę, o której krążyły legendy już za jej życia. Poznajcie historię właścicielki Aluneth’y, Aegwynn – matki Medivha.
Ponad 800 lat temu urząd Strażnika Tirisfal zajmował mag o imieniu Scavell, powszechnie poważany i ceniony mędrzec. Przez długi czas stał na straży Azeroth, wiernie wypełniając polecenia Zakonu, ale w końcu i on odczuł spoczywający na jego barkach ciężar lat i trudnych doświadczeń. Uznając, że nadszedł czas, aby przekazać tytuł kolejnemu pokoleniu, przyjął do siebie na naukę piątkę młodych magików: Falrica, Jonasa, Manfreda, Natalego i Aegwynn. Każde z nich dysponowało sporym talentem, ale tylko Aegwynn, jedyna dziewczyna spośród uczniów Scavella, zdołała odszyfrować i opanować zaklęcia zapisane w pradawnych zwojach Meitre, maga wysoko urodzonych, który żył przed tysiącleciami. Jego inkantacje sprawiały problemy nawet elfim magom, a ludzcy czarodzieje czekali z próbą ich opanowania do zakończenia długich studiów w Dalaranie. Aegwynn zaś osiągnęła sukces już na pierwszym roku nauki. Scavell, widząc w dziewczynie ogromny potencjał, wybrał ją na swą dziedziczkę, przekazując jej, za aprobatą Zakonu, moce Strażnika. Jako nowy czempion bractwa, Aegwynn szybko pokazała reszcie Tirisfalen, gdzie ich miejsce. Do tej pory Strażnik był bardziej sługą niż przywódcą, wręcz gońcem na posyłki Rady. Scavell z pokorą przyjmował swe obowiązki, Aegwynn była zaś za większą autonomią Strażnika, co doprowadziło do licznych konfliktów z resztą członków organizacji. Czarodziejka często zarzucała im bezradność i opieszałość w walce z Legionem, uważając, że nie robią nic, aby rozwiązać problem ciągłego przenikania demonów do ich świata. Owszem, Aegwynn zawsze wychodziła zwycięsko z konfrontacji z plugawymi siłami, odsyłając agentów Sargerasa z powrotem do Spaczonej Otchłani, ale wiedziała, że była to walka z wiatrakami. Metody działania Zakonu, polegające na zabijaniu przywoływanych do Azeroth demonów, nie mogły rozwiązać problemu ich rychłego powrotu.
Szukając sposobu na ostateczne pokonanie Płonącego Legionu, Aegwynn nieraz stawała do walki z przeważającymi siłami zła. Gdy doszły do niej wieści o pojawieniu się w Northrend sporej grupy demonów, Strażniczka wyruszyła pośpiesznie we wskazanie miejsce. Gdy dotarła na mroźne pustkowia, okazało się, że słudzy Legionu rozpoczęli rzeź smoków, mszcząc się za dawne krzywdy. Przepełniona mocami Tirisfal czarodziejka bez trudu pokonała potwory, ale był to jednie początek. Znając potęgę Strażników, władca Płonącego Legionu, Sargeras, wiedział, że nie uda mu się podbić Azeroth bez wcześniejszego wyeliminowania Aegwynn. Wywabił ją więc na koniec świata, nasyłając na nią armię demonów. Spodziewająca się prowokacji magini, pomimo swej porywczości, zapewniła sobie wsparcie smoczych stad. Latające gady pomogły jej rozbić wrogie oddziały, ale zanim śnieg przykrył zmasakrowane demony, na plac boju wkroczył sam Sargeras, który zdołał przesłać do Azeroth swego avatara. Mroczny tytan wyzwał do walki Strażniczkę i chociaż zaklęcia Aegwynn były na wyczerpaniu, dziewczyna zdołała zebrać w sobie resztę mocy, posyłając w pana Legionu promień, który zgasił jego wewnętrzny ogień, przemieniając ciało w posąg. Aegwynn wiedziała jednak, że nawet martwe, ciało tytana może stanowić ogromne zagrożenie. Dlatego też ukryła je w dawnej świątyni Elune, spoczywającej od czasów Wojny Starożytnych na dnie oceanu, a wejście do kompleksu obłożyła potężnymi zaklęciami ochronnymi, uniemożliwiającymi wtargnięcie do wnętrza budowli wszystkim rozumnym rasom Azeroth.
Wygrana nad Sargerasem uczyniła z Aegwynn jedną z najbardziej poważanych osób w kręgach magików. Zaczęto określać ją tytułem Magna, nadawanym jedynie nielicznym, wielkim czarodziejom. Ogromny sukces przyczynił się jednak do pogorszenia już i tak złych stosunków Strażniczki z Zakonem, co doprowadziło do rozdzielenia przez Aegwynn obu instytucji. Chociaż bractwo wciąż z nią współpracowało, nie mogło już domagać się określonych zachowań, a jedynie prosić o jej przychylność. Ok. 100 lat po objęciu posady Strażnika, Aegwynn w bliżej nieokreślonych okolicznościach trafiła na Alunethę, niezwykle potężną różdżkę, przepełnioną magią tajemną. Czyniąc z niej swą ulubioną broń do walki z Legionem, Aegwynn nie rozstawała się z nią przez setki lat aż do momentu przekazania mocy Strażnika.
Mijały dziesiątki, a później i setki lat, a Aegwynn wciąż nie miała zamiaru ustąpić miejsca młodszym, odmawiając oddania mocy. Trwało to tak długo, że niektórzy zaczynali wątpić, czy Aegwynn jest na pewno imieniem, biorąc je za tytuł nadawany kolejnym Strażnikom. Magna nie przejmując się tym, korzystała z zaklęć odmładzających, sztucznie podtrzymując swoją młodość i nie dając Zakonowi cienia nadziei na powrót dawnych tradycji Tirisfalen. Mimo to członkowie bractwa starali się przemówić jej do rozsądku, tłumacząc, że rzucane przez nią uroki są bardzo niestabilne i mogą pozbawić ją sił nawet w środku walki, co stwarzało ryzyko bezpowrotnej utraty mocy Strażnika. Po wielu namowach, Aegwynn w końcu przystała na propozycję, ale zanim uradowani magowie przedstawili jej kandydatury, magini oznajmiła, że przekaże urząd swemu nienarodzonemu synowi. Wcześniej Strażniczka odwiedziła dwór Stormwind, gdzie spędziła noc z nadwornym magiem króla Landena Wrynna, Nielasem Aranem, zachodząc z nim w ciążę. Przez całe 9 miesięcy Aegwynn karmiła płód czystą magią, radując się z ponownego poniżenia reszty Zakonu. Żałowała jedynie, że nienarodzone dziecko było płci męskiej, gdyż kolejna Strażniczka byłaby dodatkowym ciosem dla Rady.
Aegwynn nazwała chłopca Medivh, co w języku elfów oznaczało Powiernika Tajemnic i oddała go na wychowanie Aranowi. Medivh miał szczęśliwe dzieciństwo, ale gdy zaczął dojrzewać, moc Strażnika go przytłoczyła. Jej gwałtowne przebudzenie doprowadziło do śmierci Nielasa i trwającej ponad 20 lat śpiączki chłopca. Medivh przebudził się już jako dorosły mężczyzna, ale nie miał czasu żałować straconych lat. Aegwynn uznała, że nadszedł jej czas i przekazała swemu synowi całą moc Strażnika wraz z urzędem. Magini przeżyła ogromny szok, gdy okazało się, że Medivh wykorzystał swe zdolności do sprowadzenia do Azeroth orków i rozpętania wojny, która mogła doprowadzić do upadku Wichrogródu i innych królestw. Udając się do Karazhanu, oczekiwała wyjaśnień od niesfornego potomka. Zamiast tego Medivh zaatakował ją, ujawniając, że pod powłoką jej syna ukrywał się Sargeras – władca Legionu, który po zabiciu jego ciała ukrył swego ducha w łonie Aegwynn, wypychając świadomość prawdziwego Medivha i tym samym przejmując moce Tirisfalen dla siebie. Magna próbowała powstrzymać potwora, ale nie mogła mierzyć się z mocami Strażnika. Medivh powalił matkę, wysysając z niej niemal całą energię magiczną. Przerażona Aegwynn sięgnęła do ostatnich zasobów magii, jakie zostały w jej ciele – do zaklęć odmładzających, przemieniając je w czar teleportacji, dzięki któremu uciekła od swego prześladowcy.
Lata później, gdy wojny z orkami były już tylko wspomnieniem, wciąż ukrywająca się i żyjąca na odludziu Aegwynn przeczuła rychły powrót Legionu. Wykorzystała zbieraną od lat magię do ożywienia prawdziwego Medivha, wolnego od spaczenia Sargerasa, polecając mu ostrzeżenie wschodnich królestw przed niebezpieczeństwem. Tym razem Strażnik nie zawiódł, nie tylko zbierając siły potrzebne do przegnania demonów, ale też doprowadzając do pokoju między ludźmi a orkami. Pomimo ogromnej klęski Płonącego Legionu, ciemne chmury ponownie zaczęły zbierać się nad Azeroth. Zarówno wśród ludzi jak i orków pojawiła się tajemnicza sekta próbująca skłócić ponownie Przymierze z Hordą. Władczyni Theramore, Jaina Proudmoore, próbując naprawić szkody, trafiła przypadkiem na samotnię Aegwynn, rozpoznając w starej pustelnicy legendarną Strażniczkę. Z początku niechętnie, magna zgodziła się wesprzeć młodą czarodziejkę w poszukiwaniach sprawcy zamieszania, po tym, jak rozpoznała naturę jego magii. Twórcą sekty był Zmodlor – pomniejszy demon, wypędzony przed wiekami przez Aegwynn. Kiedyś próbował przeprowadzić plugawy rytuał, biorąc w niewolę dzieci ze szkoły w Jortas. Tym razem powrócił, aby doprowadzić do wojny Przymierza z Hordą. Chociaż nie udało się całkowicie zażegnać konfliktu, Jaina z Aegwynn zdołały pokonać Zmodlora i powstrzymać dalsze zniszczenia. Magna planowała wrócić do swej samotni, ale w końcu zgodziła się na propozycję Jainy, zostając na Theramore jako jej doradczyni.
Po klęsce Legionu, Medivh był przekonany, że Strażnicy przestaną być potrzebni, ale nie pozwolił, żeby ich moc przepadła wraz z nim. W czasach, gdy dzielił ciało z Sargerasem, zdołał na chwilę wyrwać się spod jego kontroli i uwieść przebywającą w wieży półorczkę Garonę. Wynikiem krótkiego romansu był Med’an – hybryda człowieka, orka i draenei. Dzięki połączeniu trzech ras, chłopiec zyskał wrodzoną zdolność do opanowania różnych szkół magii – tajemnej, światła i żywiołów. Po latach przebywania w ukryciu pod okiem Meryla Winterstorma, dziedzic Medivha rozpoczął swe szkolenie. W międzyczasie Jaina, Aegwynn i Meryl zdecydowali się reaktywować Zakon Tirisfal, poszerzając zakres jego działań o zwalczanie tworów Starych Bogów i Młota Zmierzchu Cho’galla. W decydującej walce z przywódcą sekty, dawnym uczniem Gul’dana, ogrem Cho’gallem, Aegwynn wsparła swego wnuka, oddając swe życie i przelewając w niego całą swą energię życiową. Dzięki jej poświęceniu, Med’an zdołał pokonać ogra, grzebiąc go pod ruinami Ahn'Qiraj. Ciało Aegwynn złożono w krypcie pod Karazhanem, niedaleko mogiły jej syna. Nikt jednak nie wie, co kobieta zrobiła z Alunethą po tym, jak przestała być Strażniczką…
Aluneth
Aluneth – jeśli ktoś sądzi, że w Azeroth panuje równouprawnienie, niech poszuka w bibliotece Karazhanu działu historii i spojrzy na listę Strażników Tirisfal. Szybko zauważy, że jest zdominowana przez męskie imiona. Można znaleźć tam zaledwie jednego rodzynka, a raczej rodzynkę – jedyną kobietę-Strażnika. Jedyną, ale za to najsłynniejszą ze wszystkich Tirisfalen, tę, o której krążyły legendy już za jej życia. Poznajcie historię właścicielki Aluneth’y, Aegwynn – matki Medivha.
Ponad 800 lat temu urząd Strażnika Tirisfal zajmował mag o imieniu Scavell, powszechnie poważany i ceniony mędrzec. Przez długi czas stał na straży Azeroth, wiernie wypełniając polecenia Zakonu, ale w końcu i on odczuł spoczywający na jego barkach ciężar lat i trudnych doświadczeń. Uznając, że nadszedł czas, aby przekazać tytuł kolejnemu pokoleniu, przyjął do siebie na naukę piątkę młodych magików: Falrica, Jonasa, Manfreda, Natalego i Aegwynn. Każde z nich dysponowało sporym talentem, ale tylko Aegwynn, jedyna dziewczyna spośród uczniów Scavella, zdołała odszyfrować i opanować zaklęcia zapisane w pradawnych zwojach Meitre, maga wysoko urodzonych, który żył przed tysiącleciami. Jego inkantacje sprawiały problemy nawet elfim magom, a ludzcy czarodzieje czekali z próbą ich opanowania do zakończenia długich studiów w Dalaranie. Aegwynn zaś osiągnęła sukces już na pierwszym roku nauki. Scavell, widząc w dziewczynie ogromny potencjał, wybrał ją na swą dziedziczkę, przekazując jej, za aprobatą Zakonu, moce Strażnika. Jako nowy czempion bractwa, Aegwynn szybko pokazała reszcie Tirisfalen, gdzie ich miejsce. Do tej pory Strażnik był bardziej sługą niż przywódcą, wręcz gońcem na posyłki Rady. Scavell z pokorą przyjmował swe obowiązki, Aegwynn była zaś za większą autonomią Strażnika, co doprowadziło do licznych konfliktów z resztą członków organizacji. Czarodziejka często zarzucała im bezradność i opieszałość w walce z Legionem, uważając, że nie robią nic, aby rozwiązać problem ciągłego przenikania demonów do ich świata. Owszem, Aegwynn zawsze wychodziła zwycięsko z konfrontacji z plugawymi siłami, odsyłając agentów Sargerasa z powrotem do Spaczonej Otchłani, ale wiedziała, że była to walka z wiatrakami. Metody działania Zakonu, polegające na zabijaniu przywoływanych do Azeroth demonów, nie mogły rozwiązać problemu ich rychłego powrotu.
Szukając sposobu na ostateczne pokonanie Płonącego Legionu, Aegwynn nieraz stawała do walki z przeważającymi siłami zła. Gdy doszły do niej wieści o pojawieniu się w Northrend sporej grupy demonów, Strażniczka wyruszyła pośpiesznie we wskazanie miejsce. Gdy dotarła na mroźne pustkowia, okazało się, że słudzy Legionu rozpoczęli rzeź smoków, mszcząc się za dawne krzywdy. Przepełniona mocami Tirisfal czarodziejka bez trudu pokonała potwory, ale był to jednie początek. Znając potęgę Strażników, władca Płonącego Legionu, Sargeras, wiedział, że nie uda mu się podbić Azeroth bez wcześniejszego wyeliminowania Aegwynn. Wywabił ją więc na koniec świata, nasyłając na nią armię demonów. Spodziewająca się prowokacji magini, pomimo swej porywczości, zapewniła sobie wsparcie smoczych stad. Latające gady pomogły jej rozbić wrogie oddziały, ale zanim śnieg przykrył zmasakrowane demony, na plac boju wkroczył sam Sargeras, który zdołał przesłać do Azeroth swego avatara. Mroczny tytan wyzwał do walki Strażniczkę i chociaż zaklęcia Aegwynn były na wyczerpaniu, dziewczyna zdołała zebrać w sobie resztę mocy, posyłając w pana Legionu promień, który zgasił jego wewnętrzny ogień, przemieniając ciało w posąg. Aegwynn wiedziała jednak, że nawet martwe, ciało tytana może stanowić ogromne zagrożenie. Dlatego też ukryła je w dawnej świątyni Elune, spoczywającej od czasów Wojny Starożytnych na dnie oceanu, a wejście do kompleksu obłożyła potężnymi zaklęciami ochronnymi, uniemożliwiającymi wtargnięcie do wnętrza budowli wszystkim rozumnym rasom Azeroth.
Wygrana nad Sargerasem uczyniła z Aegwynn jedną z najbardziej poważanych osób w kręgach magików. Zaczęto określać ją tytułem Magna, nadawanym jedynie nielicznym, wielkim czarodziejom. Ogromny sukces przyczynił się jednak do pogorszenia już i tak złych stosunków Strażniczki z Zakonem, co doprowadziło do rozdzielenia przez Aegwynn obu instytucji. Chociaż bractwo wciąż z nią współpracowało, nie mogło już domagać się określonych zachowań, a jedynie prosić o jej przychylność. Ok. 100 lat po objęciu posady Strażnika, Aegwynn w bliżej nieokreślonych okolicznościach trafiła na Alunethę, niezwykle potężną różdżkę, przepełnioną magią tajemną. Czyniąc z niej swą ulubioną broń do walki z Legionem, Aegwynn nie rozstawała się z nią przez setki lat aż do momentu przekazania mocy Strażnika.
Mijały dziesiątki, a później i setki lat, a Aegwynn wciąż nie miała zamiaru ustąpić miejsca młodszym, odmawiając oddania mocy. Trwało to tak długo, że niektórzy zaczynali wątpić, czy Aegwynn jest na pewno imieniem, biorąc je za tytuł nadawany kolejnym Strażnikom. Magna nie przejmując się tym, korzystała z zaklęć odmładzających, sztucznie podtrzymując swoją młodość i nie dając Zakonowi cienia nadziei na powrót dawnych tradycji Tirisfalen. Mimo to członkowie bractwa starali się przemówić jej do rozsądku, tłumacząc, że rzucane przez nią uroki są bardzo niestabilne i mogą pozbawić ją sił nawet w środku walki, co stwarzało ryzyko bezpowrotnej utraty mocy Strażnika. Po wielu namowach, Aegwynn w końcu przystała na propozycję, ale zanim uradowani magowie przedstawili jej kandydatury, magini oznajmiła, że przekaże urząd swemu nienarodzonemu synowi. Wcześniej Strażniczka odwiedziła dwór Stormwind, gdzie spędziła noc z nadwornym magiem króla Landena Wrynna, Nielasem Aranem, zachodząc z nim w ciążę. Przez całe 9 miesięcy Aegwynn karmiła płód czystą magią, radując się z ponownego poniżenia reszty Zakonu. Żałowała jedynie, że nienarodzone dziecko było płci męskiej, gdyż kolejna Strażniczka byłaby dodatkowym ciosem dla Rady.
Aegwynn nazwała chłopca Medivh, co w języku elfów oznaczało Powiernika Tajemnic i oddała go na wychowanie Aranowi. Medivh miał szczęśliwe dzieciństwo, ale gdy zaczął dojrzewać, moc Strażnika go przytłoczyła. Jej gwałtowne przebudzenie doprowadziło do śmierci Nielasa i trwającej ponad 20 lat śpiączki chłopca. Medivh przebudził się już jako dorosły mężczyzna, ale nie miał czasu żałować straconych lat. Aegwynn uznała, że nadszedł jej czas i przekazała swemu synowi całą moc Strażnika wraz z urzędem. Magini przeżyła ogromny szok, gdy okazało się, że Medivh wykorzystał swe zdolności do sprowadzenia do Azeroth orków i rozpętania wojny, która mogła doprowadzić do upadku Wichrogródu i innych królestw. Udając się do Karazhanu, oczekiwała wyjaśnień od niesfornego potomka. Zamiast tego Medivh zaatakował ją, ujawniając, że pod powłoką jej syna ukrywał się Sargeras – władca Legionu, który po zabiciu jego ciała ukrył swego ducha w łonie Aegwynn, wypychając świadomość prawdziwego Medivha i tym samym przejmując moce Tirisfalen dla siebie. Magna próbowała powstrzymać potwora, ale nie mogła mierzyć się z mocami Strażnika. Medivh powalił matkę, wysysając z niej niemal całą energię magiczną. Przerażona Aegwynn sięgnęła do ostatnich zasobów magii, jakie zostały w jej ciele – do zaklęć odmładzających, przemieniając je w czar teleportacji, dzięki któremu uciekła od swego prześladowcy.
Lata później, gdy wojny z orkami były już tylko wspomnieniem, wciąż ukrywająca się i żyjąca na odludziu Aegwynn przeczuła rychły powrót Legionu. Wykorzystała zbieraną od lat magię do ożywienia prawdziwego Medivha, wolnego od spaczenia Sargerasa, polecając mu ostrzeżenie wschodnich królestw przed niebezpieczeństwem. Tym razem Strażnik nie zawiódł, nie tylko zbierając siły potrzebne do przegnania demonów, ale też doprowadzając do pokoju między ludźmi a orkami. Pomimo ogromnej klęski Płonącego Legionu, ciemne chmury ponownie zaczęły zbierać się nad Azeroth. Zarówno wśród ludzi jak i orków pojawiła się tajemnicza sekta próbująca skłócić ponownie Przymierze z Hordą. Władczyni Theramore, Jaina Proudmoore, próbując naprawić szkody, trafiła przypadkiem na samotnię Aegwynn, rozpoznając w starej pustelnicy legendarną Strażniczkę. Z początku niechętnie, magna zgodziła się wesprzeć młodą czarodziejkę w poszukiwaniach sprawcy zamieszania, po tym, jak rozpoznała naturę jego magii. Twórcą sekty był Zmodlor – pomniejszy demon, wypędzony przed wiekami przez Aegwynn. Kiedyś próbował przeprowadzić plugawy rytuał, biorąc w niewolę dzieci ze szkoły w Jortas. Tym razem powrócił, aby doprowadzić do wojny Przymierza z Hordą. Chociaż nie udało się całkowicie zażegnać konfliktu, Jaina z Aegwynn zdołały pokonać Zmodlora i powstrzymać dalsze zniszczenia. Magna planowała wrócić do swej samotni, ale w końcu zgodziła się na propozycję Jainy, zostając na Theramore jako jej doradczyni.
Po klęsce Legionu, Medivh był przekonany, że Strażnicy przestaną być potrzebni, ale nie pozwolił, żeby ich moc przepadła wraz z nim. W czasach, gdy dzielił ciało z Sargerasem, zdołał na chwilę wyrwać się spod jego kontroli i uwieść przebywającą w wieży półorczkę Garonę. Wynikiem krótkiego romansu był Med’an – hybryda człowieka, orka i draenei. Dzięki połączeniu trzech ras, chłopiec zyskał wrodzoną zdolność do opanowania różnych szkół magii – tajemnej, światła i żywiołów. Po latach przebywania w ukryciu pod okiem Meryla Winterstorma, dziedzic Medivha rozpoczął swe szkolenie. W międzyczasie Jaina, Aegwynn i Meryl zdecydowali się reaktywować Zakon Tirisfal, poszerzając zakres jego działań o zwalczanie tworów Starych Bogów i Młota Zmierzchu Cho’galla. W decydującej walce z przywódcą sekty, dawnym uczniem Gul’dana, ogrem Cho’gallem, Aegwynn wsparła swego wnuka, oddając swe życie i przelewając w niego całą swą energię życiową. Dzięki jej poświęceniu, Med’an zdołał pokonać ogra, grzebiąc go pod ruinami Ahn'Qiraj. Ciało Aegwynn złożono w krypcie pod Karazhanem, niedaleko mogiły jej syna. Nikt jednak nie wie, co kobieta zrobiła z Alunethą po tym, jak przestała być Strażniczką…
Autorem cyklu Zbrojownia WoWCenter.pl opowiadającego o legendarnych broniach, jakie gracze dzierżyć będą w World of Warcraft: Legion, jest Piotr "Ventas" Budak, polski kronikarz historii Warcrafta, autor Pradawnej Kroniki.
Zbrojownia WoWCenter: Chłód Ebonchilla - kostura pierwszego Strażnika
Kumbol, | Komentarze : 4
Nadchodzi Legion, a wraz z nim dostęp do legendarnych broni i to nie tylko dla każdej klasy, ale nawet ich specjalizacji. Już wkrótce sięgniemy po oręż tych, którzy zginęli, lub zwątpili w zwycięstwo nad hordami demonów! Każdy z artefaktów posiada swoją historię i znaleźć wśród nich można takie perełki jak będące od lat marzeniem wielu graczy Ashbringer czy Doomhammer, ale również i takie, których istnienie do tej pory skrywały mgły historii. W wielu jednak przypadkach znamy ich poprzednich właścicieli i chociaż same nazwy artefaktów nic nam nie mówią, warto poznać dzieje tych, w których rękach kiedyś spoczywały.
Ebonchill
Ebonchill – Każdy z nas słyszał zapewne o Zakonie Tirisfal, tajemnej organizacji magów, których głównym zadaniem była obrona Azeroth przed Płonącym Legionem, jak również o Strażniku – wybrańcu bractwa obdarzonym niemal boskimi mocami. Jak nazywał się Ostatni Strażnik? Medivh, oczywiście! Ale skoro był ostatni, to musiał być i pierwszy. Logiczne, prawda? Pomimo tego niewielu już pamięta o Alodim, osobie, która poświęciła prywatne szczęście, aby stać na straży całego Azeroth.
2 700 lat temu Zakon Tirisfal różnił się znacząco od bractwa z czasów Medivha. Młoda organizacja wciąż wymagała zmian i szlifów, zwłaszcza, jeśli szło o metody walk z demonami. Zrodziły się dwa obozy o diametralnie różnych poglądach. Pierwszy uważał, że magowie wspólnie są w stanie stawić czoło nawet silniejszemu przeciwnikowi. Drudzy zaś, pod kierownictwem Meryla Winterstorma, byli zdania, że nawet przeważająca liczba czarodziei w konfrontacji z potężniejszym demonem i tak poniesie porażkę, a jeśli już wygra, będzie to niestety pyrrusowe zwycięstwo, przypłacone życiem wielu członków bractwa. Szukając rozwiązania, grupa wyszła z propozycją wybrania spośród siebie czempiona, w którego ciele pozostali mieli zmagazynować swe moce. Wtedy wszyscy magowie pośrednio wzięliby udział w walce, kierując magiczną włócznię w przeciwnika, a jej grot zadałby decydujący cios. Dlatego też zaczęto określać wybrańców jako Spearhead.
Pomysł łączenia mocy wydawał się w teorii lepszym rozwiązaniem, ale pociągał za sobą spore ryzyko. Magowie, którzy oddawali swe moce, na czas walki pozostawali bezbronni aż do momentu przywrócenia im sił przez Grot. Kolejnym problemem był wybór czarodzieja, który byłby w stanie udźwignąć tak wielkie obciążenie. Niewielu bowiem potrafiło połączyć w sobie magię pochodzącą od kilku osób i skutecznie z niej korzystać.
Po wielu próbach Zakon wybrał na Grot Włóczni Aertina Brighthanda – utalentowanego maga spełniającego wszystkie wymogi. Niestety w czasie próby odesłania do Spaczonej Otchłani potężnego nathrezima, Kathra'Natira, demon wyzwolił się spod kontroli i zabił Aertina. Podobny los mógł spotkać pozostałych członków bractwa, gdyby nie pomoc młodego czarodzieja, półelfa Alodiego, który przechwycił energię wysłaną ostatkiem sił przez Brighthanda i skierował ją w stronę Kathra’Natira, zmuszając go do ucieczki.
Meryl ujrzał w Alodim następcę zmarłego Grota, który mógł przewyższyć swego poprzednika. Aertin, choć potrafił skumulować i ukierunkować podarowaną moc, nadawał się bardziej na obrońcę niż wojownika, przez co ściągnął na siebie śmierć. Natomiast młody Alodi swoim wyczynem udowodnił biegłość zarówno w magii defensywnej, jak i ofensywnej. Poza tym był sierotą i chociaż niektórym przeszkadzał brak imponującego rodowodu, rodzina mogłaby być przeszkodą i sporym obciążeniem dla przyszłego Grota. Lecz Alodi nie był sam. Miał narzeczoną, młodą i uroczą dziewczynę, Eidre. Jej rodzice posiadali niewielki majątek nad brzegiem jeziora Brightwater i byli bardzo radzi z przyszłego mariażu, który miał wprowadzić do ich rodziny utalentowanego maga. Jednak Alodi poświęcił swe szczęście dla dobra Azeroth, a Eidre, rozumiejąc ciężar spoczywający na jego barkach, zerwała zaręczyny.
Mimo świadomości utraty ukochanej, Alodi nie wahał się. Przybył na wezwanie Zakonu na polanę Tirisfal, gdzie Meryl wraz z towarzyszami przygotował rytuał, mający przekazać mu ich moce. Przyszły czempion nie zgodził się jednak na miano Grotu Włóczni, prosząc, żeby od tej chwili nazywać go Strażnikiem – strażnikiem ich mocy, ich zaufania, bezpieczeństwa i całego Azeroth.
Przepełniony nową siłą Alodi bez trudu zlokalizował zbiegłego Kathra’Natira w pobliżu jeziora Lordamere. Upiorny władca próbował spaczyć czyste wody akwenu, ale młodzieniec, dosiadając gryfa, dotarł na miejsce, zanim ten dokończył dzieła. Nathrezim był potężnym demonem, z którym nie potrafili sobie poradzić członkowie Tirisfalen, ale nawet on nie mógł się mierzyć ze Strażnikiem. Alodi bez wysiłku zdołał sparować ataki Kathra’Natira, wysyłając go pojedynczym zaklęciem z powrotem do Spaczonej Otchłani.
Po powrocie na polany Tirisfal Alodi zwrócił magom ich moce. Widząc jego ogromny sukces, Zakon w pełni zaakceptował metodę Meryla, ogłaszając Alodiego pierwszym Strażnikiem Tirisfal.
Alodi zawsze starał się wypełniać swe obowiązki jak najlepiej i z pełnym poświęceniem stawał do walki z agentami Płonącego Legionu. Chociaż na czas walk obdarowywano go ogromną mocą, sam upodobał sobie zwłaszcza zaklęcia ze szkoły magii lodu, czego symbolem był jego kostur, Ebonchill, z którym Alodi nie rozstawał się aż do śmierci, nawet po tym, gdy przekazał obowiązki Strażnika następnemu pokoleniu. Po jego odejściu kostur został umieszczony w bezpiecznym miejscu przez magów Kirin Tor w oczekiwaniu na osobę zdolną poskromić ogromną moc artefaktu.
Ebonchill
Ebonchill – Każdy z nas słyszał zapewne o Zakonie Tirisfal, tajemnej organizacji magów, których głównym zadaniem była obrona Azeroth przed Płonącym Legionem, jak również o Strażniku – wybrańcu bractwa obdarzonym niemal boskimi mocami. Jak nazywał się Ostatni Strażnik? Medivh, oczywiście! Ale skoro był ostatni, to musiał być i pierwszy. Logiczne, prawda? Pomimo tego niewielu już pamięta o Alodim, osobie, która poświęciła prywatne szczęście, aby stać na straży całego Azeroth.
2 700 lat temu Zakon Tirisfal różnił się znacząco od bractwa z czasów Medivha. Młoda organizacja wciąż wymagała zmian i szlifów, zwłaszcza, jeśli szło o metody walk z demonami. Zrodziły się dwa obozy o diametralnie różnych poglądach. Pierwszy uważał, że magowie wspólnie są w stanie stawić czoło nawet silniejszemu przeciwnikowi. Drudzy zaś, pod kierownictwem Meryla Winterstorma, byli zdania, że nawet przeważająca liczba czarodziei w konfrontacji z potężniejszym demonem i tak poniesie porażkę, a jeśli już wygra, będzie to niestety pyrrusowe zwycięstwo, przypłacone życiem wielu członków bractwa. Szukając rozwiązania, grupa wyszła z propozycją wybrania spośród siebie czempiona, w którego ciele pozostali mieli zmagazynować swe moce. Wtedy wszyscy magowie pośrednio wzięliby udział w walce, kierując magiczną włócznię w przeciwnika, a jej grot zadałby decydujący cios. Dlatego też zaczęto określać wybrańców jako Spearhead.
Pomysł łączenia mocy wydawał się w teorii lepszym rozwiązaniem, ale pociągał za sobą spore ryzyko. Magowie, którzy oddawali swe moce, na czas walki pozostawali bezbronni aż do momentu przywrócenia im sił przez Grot. Kolejnym problemem był wybór czarodzieja, który byłby w stanie udźwignąć tak wielkie obciążenie. Niewielu bowiem potrafiło połączyć w sobie magię pochodzącą od kilku osób i skutecznie z niej korzystać.
Po wielu próbach Zakon wybrał na Grot Włóczni Aertina Brighthanda – utalentowanego maga spełniającego wszystkie wymogi. Niestety w czasie próby odesłania do Spaczonej Otchłani potężnego nathrezima, Kathra'Natira, demon wyzwolił się spod kontroli i zabił Aertina. Podobny los mógł spotkać pozostałych członków bractwa, gdyby nie pomoc młodego czarodzieja, półelfa Alodiego, który przechwycił energię wysłaną ostatkiem sił przez Brighthanda i skierował ją w stronę Kathra’Natira, zmuszając go do ucieczki.
Meryl ujrzał w Alodim następcę zmarłego Grota, który mógł przewyższyć swego poprzednika. Aertin, choć potrafił skumulować i ukierunkować podarowaną moc, nadawał się bardziej na obrońcę niż wojownika, przez co ściągnął na siebie śmierć. Natomiast młody Alodi swoim wyczynem udowodnił biegłość zarówno w magii defensywnej, jak i ofensywnej. Poza tym był sierotą i chociaż niektórym przeszkadzał brak imponującego rodowodu, rodzina mogłaby być przeszkodą i sporym obciążeniem dla przyszłego Grota. Lecz Alodi nie był sam. Miał narzeczoną, młodą i uroczą dziewczynę, Eidre. Jej rodzice posiadali niewielki majątek nad brzegiem jeziora Brightwater i byli bardzo radzi z przyszłego mariażu, który miał wprowadzić do ich rodziny utalentowanego maga. Jednak Alodi poświęcił swe szczęście dla dobra Azeroth, a Eidre, rozumiejąc ciężar spoczywający na jego barkach, zerwała zaręczyny.
Mimo świadomości utraty ukochanej, Alodi nie wahał się. Przybył na wezwanie Zakonu na polanę Tirisfal, gdzie Meryl wraz z towarzyszami przygotował rytuał, mający przekazać mu ich moce. Przyszły czempion nie zgodził się jednak na miano Grotu Włóczni, prosząc, żeby od tej chwili nazywać go Strażnikiem – strażnikiem ich mocy, ich zaufania, bezpieczeństwa i całego Azeroth.
Przepełniony nową siłą Alodi bez trudu zlokalizował zbiegłego Kathra’Natira w pobliżu jeziora Lordamere. Upiorny władca próbował spaczyć czyste wody akwenu, ale młodzieniec, dosiadając gryfa, dotarł na miejsce, zanim ten dokończył dzieła. Nathrezim był potężnym demonem, z którym nie potrafili sobie poradzić członkowie Tirisfalen, ale nawet on nie mógł się mierzyć ze Strażnikiem. Alodi bez wysiłku zdołał sparować ataki Kathra’Natira, wysyłając go pojedynczym zaklęciem z powrotem do Spaczonej Otchłani.
Po powrocie na polany Tirisfal Alodi zwrócił magom ich moce. Widząc jego ogromny sukces, Zakon w pełni zaakceptował metodę Meryla, ogłaszając Alodiego pierwszym Strażnikiem Tirisfal.
Alodi zawsze starał się wypełniać swe obowiązki jak najlepiej i z pełnym poświęceniem stawał do walki z agentami Płonącego Legionu. Chociaż na czas walk obdarowywano go ogromną mocą, sam upodobał sobie zwłaszcza zaklęcia ze szkoły magii lodu, czego symbolem był jego kostur, Ebonchill, z którym Alodi nie rozstawał się aż do śmierci, nawet po tym, gdy przekazał obowiązki Strażnika następnemu pokoleniu. Po jego odejściu kostur został umieszczony w bezpiecznym miejscu przez magów Kirin Tor w oczekiwaniu na osobę zdolną poskromić ogromną moc artefaktu.
Autorem cyklu Zbrojownia WoWCenter.pl opowiadającego o legendarnych broniach, jakie gracze dzierżyć będą w World of Warcraft: Legion, jest Piotr "Ventas" Budak, polski kronikarz historii Warcrafta, autor Pradawnej Kroniki.
Zbrojownia WoWCenter: Felo'melorn - ostrze Słońcobieżców
Kumbol, | Komentarze : 6
Nadchodzi Legion, a wraz z nim dostęp do legendarnych broni i to nie tylko dla każdej klasy, ale nawet ich specjalizacji. Już wkrótce sięgniemy po oręż tych, którzy zginęli, lub zwątpili w zwycięstwo nad hordami demonów! Każdy z artefaktów posiada swoją historię i znaleźć wśród nich można takie perełki jak będące od lat marzeniem wielu graczy Ashbringer czy Doomhammer, ale również i takie, których istnienie do tej pory skrywały mgły historii. W wielu jednak przypadkach znamy ich poprzednich właścicieli i chociaż same nazwy artefaktów nic nam nie mówią, warto poznać dzieje tych, w których rękach kiedyś spoczywały.
Felo'melorn
Jeden z ciekawszych kompletów broni trafi niedługo w ręce powierników tajemnic, czyli magów. Chociaż wcześniej znaliśmy jedynie Felo’melorn, dwa pozostałe należały do jednych z największych i najbardziej poważanych magików w historii. Co o nich wiemy? Zacznijmy od najstarszej z broni, która widziała jedne z największych bitew na ziemiach Azeroth oraz była świadkiem narodzin zarówno wysokich, jak i krwawych elfów – Felo’melorn.
Felo’melorn – miecz królewski, antyczne ostrze rodu Sunstriderów (Słońcobieżców) znane każdemu wysokiemu i krwawemu elfowi, który narodził się przed przybyciem Plagi. Historia tej klingi, której nazwę można przetłumaczyć jako Uderzenie płomienia, sięga czasów Wojny Starożytnych, kiedy to połączone siły nocnych elfów starły się z Płonącym Legionem 10 000 lat temu. Winną nadejścia demonów była elfia królowa, Azshara, która poleciła swoim magom budowę magicznego portalu mającego sprowadzić do Kalimdoru jej wybranka, Sargerasa. Z początku cały dwór popierał poczynania monarchini, ale widząc przerażające zbrodnie i okrucieństwa demonów, część wysoko urodzonych zdecydowała się opuścić pałac i stanąć po stronie obrońców Kalimdoru. Przewodził im Dath’remar Sunstrider – potężny mag noszący u boku ognistą klingę, Felo’melorn.
Po ciężkiej bitwie, która doprowadziła do rozdarcia pierwotnego Kalimdoru na znane nam dzisiaj kontynenty, Legion został wygnany z Azeroth. Bojąc się jego powrotu, jeden z przywódców elfów, Malfurion Stormrage, zakazał używania magii pod groźbą śmierci. Dath’remar nie mógł pogodzić się z tak dokuczliwymi ograniczeniami i wraz ze swymi ludźmi sprowadził na las Ashenvale straszliwą ognistą burzę. Druidzi zdołali jednak okiełznać szalejący żywioł i pojmać świtę Sunstridera.
Malfurion, nie chcąc skazywać tak licznej grupy elfów, zamienił karę śmierci na wygnanie z Kalimdoru. Felo’melorn podążył u boku swego właściciela na pokładzie jednego z wielu statków na wschód, przepływając Wielkie Morze i wychodząc zwycięsko z konfrontacji z Wielkim Wirem.
Po długiej morskiej tułaczce przyszedł czas na równie mozolną i ciężką podróż w głąb kontynentu. W końcu wysoko urodzeni dotarli do lesistej doliny, gdzie wśród drzew o złotych liściach założyli swoje królestwo, Quel’Thalas. Na niewielkiej wysepce wysuniętej na północ Dath’remar stworzył Słoneczną Studnię, wykorzystując fiolkę z wodą ze Studni Wieczności zabraną z Kalimdoru. Dzięki mocy sadzawki, wysoko urodzeni powołali z popiołów zachwycające miasta wraz ze stolicą królestwa, pięknym Silvermoon, gdzie osiadł Dath’remar, ogłaszając się pierwszym królem wysokich elfów. Po jego śmierci Felo’melorn był przekazywany kolejnym władcom z dynastii Sunstriderów, stając się mieczem królewskim, podobnie jak znacznie później Trol’kalar Trollbane’ów ze Stromgarde.
Kolejnym dzierżycielem Felo’melorna znanym z imienia był potomek Dath’remara, król Anasterian Sunstrider, którego wczesny okres panowania przypadł na wielką wojnę z trollami Amani 2 800 lat temu. Chociaż dobrze strzeżone, Quel’Thalas powoli uginało się pod naporem berserkerów, które pragnęły odzyskać ziemie zagarnięte przez elfów. Gdyby nie pomoc ludzi, król Anasterian nie zdołałyby obronić królestwa.
W czasie ostatecznej bitwy obłożone ognistymi czarami ostrze Felo’melorna siało postrach w sercach przeciwników. Zadane nim rany zostawały od razu przypieczone, uniemożliwiając trollom późniejszą regenerację.
Po rozprawieniu się z Amani, kiedy to Felo’melorn zakosztował krwi dziesiątek, a może i setek trollich żywotów, przez kolejne wieki spoczywał głównie w pochwie, a jego rękojeść porastała kurzem. Dopiero, gdy armia nieumarłych pod wodzą upadłego księcia Lordaeronu, Arthasa, wdarła się do królestwa w poszukiwaniu magii Słonecznej Studni, Felo’melorn ponownie stanął w obronie swego ludu.
Chociaż król Anasterian miał na karku ok. 3 000 lat, a jego skóra przypominała bardziej korę drzewa niż delikatną elfią cerę, antyczny władca zaskoczył Arthasa, poruszając się z niebywałą prędkością i gibkością. Dzierżąc swój ognisty miecz w jednej, i magiczny kostur w drugiej ręce, był dla czempiona Plagi godnym przeciwnikiem. Jego Felo’melorn zataczał błyskawiczne kręgi, unikając ciosów runicznego ostrza Arthasa. Anasterian zdołał nawet przeciąć pęciny Niezwyciężonego, rumaka rycerza śmierci, zwalając go z jego grzbietu, ale w konfrontacji z Ostrzem Mrozu pradawna klinga zawiodła swego właściciela. Felo’melorn pękł na dwie części sprowadzając na Anasteriana śmierć.
Po odejściu Plagi do Quel’Thalas przybył z Dalaranu książę Kael’thas. Zaprowadzono go do ciała ojca oraz strzaskanego Felo’melorna. Ostatni z rodu Sunstriderów zabrał fragmenty ostrza i przekuł je na nowo, przelewając w nie całą nienawiść i żądzę odwetu na Arthasie. Po niesłusznym oskarżeniu krwawych elfów o zdradę Przymierza i skazaniu ich na śmierć, książę Kael’thas zaciągnął się na służbę do Illidana Stormrage’a i wraz z nim udał się na Koronę Lodu z zamiarem zniszczenia Króla Lisza. Na mroźnym kontynencie Kael starł się w końcu ze znienawidzonym Arthasem. Felo’melorn ponownie zapłonął żywym ogniem, podsycanym cierpieniami swego zdziesiątkowanego ludu. Ostrze Mrozu z niesłychaną siłą uderzyło w przekutą klingę, ale tym razem Felo’melorn wytrzymał uderzenie, dorównując sile legendarnej broni. Ku zaskoczeniu rycerza śmierci miecz wydawał się znacznie silniejszy i szybszy niż w czasie pojedynku z Anasterianem. Błyskawiczne ciosy Felo’melorna zmusiły Arthasa do postawy defensywnej, ale w końcu jego lepsze wyszkolenie w walce w zwarciu przeważyło, zmuszając Kaela do szybkiej teleportacji, w czasie której utracił swój miecz.
Przez następne lata wielu poszukiwało Felo’melorna, zwłaszcza nijaka Lyandra, będąca według zapewnień bardzo daleką krewną króla Anasteriana z bocznej gałęzi Sunstriderów, ale bez praw do dziedziczenia tronu.
Felo'melorn
Jeden z ciekawszych kompletów broni trafi niedługo w ręce powierników tajemnic, czyli magów. Chociaż wcześniej znaliśmy jedynie Felo’melorn, dwa pozostałe należały do jednych z największych i najbardziej poważanych magików w historii. Co o nich wiemy? Zacznijmy od najstarszej z broni, która widziała jedne z największych bitew na ziemiach Azeroth oraz była świadkiem narodzin zarówno wysokich, jak i krwawych elfów – Felo’melorn.
Felo’melorn – miecz królewski, antyczne ostrze rodu Sunstriderów (Słońcobieżców) znane każdemu wysokiemu i krwawemu elfowi, który narodził się przed przybyciem Plagi. Historia tej klingi, której nazwę można przetłumaczyć jako Uderzenie płomienia, sięga czasów Wojny Starożytnych, kiedy to połączone siły nocnych elfów starły się z Płonącym Legionem 10 000 lat temu. Winną nadejścia demonów była elfia królowa, Azshara, która poleciła swoim magom budowę magicznego portalu mającego sprowadzić do Kalimdoru jej wybranka, Sargerasa. Z początku cały dwór popierał poczynania monarchini, ale widząc przerażające zbrodnie i okrucieństwa demonów, część wysoko urodzonych zdecydowała się opuścić pałac i stanąć po stronie obrońców Kalimdoru. Przewodził im Dath’remar Sunstrider – potężny mag noszący u boku ognistą klingę, Felo’melorn.
Po ciężkiej bitwie, która doprowadziła do rozdarcia pierwotnego Kalimdoru na znane nam dzisiaj kontynenty, Legion został wygnany z Azeroth. Bojąc się jego powrotu, jeden z przywódców elfów, Malfurion Stormrage, zakazał używania magii pod groźbą śmierci. Dath’remar nie mógł pogodzić się z tak dokuczliwymi ograniczeniami i wraz ze swymi ludźmi sprowadził na las Ashenvale straszliwą ognistą burzę. Druidzi zdołali jednak okiełznać szalejący żywioł i pojmać świtę Sunstridera.
Malfurion, nie chcąc skazywać tak licznej grupy elfów, zamienił karę śmierci na wygnanie z Kalimdoru. Felo’melorn podążył u boku swego właściciela na pokładzie jednego z wielu statków na wschód, przepływając Wielkie Morze i wychodząc zwycięsko z konfrontacji z Wielkim Wirem.
Po długiej morskiej tułaczce przyszedł czas na równie mozolną i ciężką podróż w głąb kontynentu. W końcu wysoko urodzeni dotarli do lesistej doliny, gdzie wśród drzew o złotych liściach założyli swoje królestwo, Quel’Thalas. Na niewielkiej wysepce wysuniętej na północ Dath’remar stworzył Słoneczną Studnię, wykorzystując fiolkę z wodą ze Studni Wieczności zabraną z Kalimdoru. Dzięki mocy sadzawki, wysoko urodzeni powołali z popiołów zachwycające miasta wraz ze stolicą królestwa, pięknym Silvermoon, gdzie osiadł Dath’remar, ogłaszając się pierwszym królem wysokich elfów. Po jego śmierci Felo’melorn był przekazywany kolejnym władcom z dynastii Sunstriderów, stając się mieczem królewskim, podobnie jak znacznie później Trol’kalar Trollbane’ów ze Stromgarde.
Kolejnym dzierżycielem Felo’melorna znanym z imienia był potomek Dath’remara, król Anasterian Sunstrider, którego wczesny okres panowania przypadł na wielką wojnę z trollami Amani 2 800 lat temu. Chociaż dobrze strzeżone, Quel’Thalas powoli uginało się pod naporem berserkerów, które pragnęły odzyskać ziemie zagarnięte przez elfów. Gdyby nie pomoc ludzi, król Anasterian nie zdołałyby obronić królestwa.
W czasie ostatecznej bitwy obłożone ognistymi czarami ostrze Felo’melorna siało postrach w sercach przeciwników. Zadane nim rany zostawały od razu przypieczone, uniemożliwiając trollom późniejszą regenerację.
Po rozprawieniu się z Amani, kiedy to Felo’melorn zakosztował krwi dziesiątek, a może i setek trollich żywotów, przez kolejne wieki spoczywał głównie w pochwie, a jego rękojeść porastała kurzem. Dopiero, gdy armia nieumarłych pod wodzą upadłego księcia Lordaeronu, Arthasa, wdarła się do królestwa w poszukiwaniu magii Słonecznej Studni, Felo’melorn ponownie stanął w obronie swego ludu.
Chociaż król Anasterian miał na karku ok. 3 000 lat, a jego skóra przypominała bardziej korę drzewa niż delikatną elfią cerę, antyczny władca zaskoczył Arthasa, poruszając się z niebywałą prędkością i gibkością. Dzierżąc swój ognisty miecz w jednej, i magiczny kostur w drugiej ręce, był dla czempiona Plagi godnym przeciwnikiem. Jego Felo’melorn zataczał błyskawiczne kręgi, unikając ciosów runicznego ostrza Arthasa. Anasterian zdołał nawet przeciąć pęciny Niezwyciężonego, rumaka rycerza śmierci, zwalając go z jego grzbietu, ale w konfrontacji z Ostrzem Mrozu pradawna klinga zawiodła swego właściciela. Felo’melorn pękł na dwie części sprowadzając na Anasteriana śmierć.
Po odejściu Plagi do Quel’Thalas przybył z Dalaranu książę Kael’thas. Zaprowadzono go do ciała ojca oraz strzaskanego Felo’melorna. Ostatni z rodu Sunstriderów zabrał fragmenty ostrza i przekuł je na nowo, przelewając w nie całą nienawiść i żądzę odwetu na Arthasie. Po niesłusznym oskarżeniu krwawych elfów o zdradę Przymierza i skazaniu ich na śmierć, książę Kael’thas zaciągnął się na służbę do Illidana Stormrage’a i wraz z nim udał się na Koronę Lodu z zamiarem zniszczenia Króla Lisza. Na mroźnym kontynencie Kael starł się w końcu ze znienawidzonym Arthasem. Felo’melorn ponownie zapłonął żywym ogniem, podsycanym cierpieniami swego zdziesiątkowanego ludu. Ostrze Mrozu z niesłychaną siłą uderzyło w przekutą klingę, ale tym razem Felo’melorn wytrzymał uderzenie, dorównując sile legendarnej broni. Ku zaskoczeniu rycerza śmierci miecz wydawał się znacznie silniejszy i szybszy niż w czasie pojedynku z Anasterianem. Błyskawiczne ciosy Felo’melorna zmusiły Arthasa do postawy defensywnej, ale w końcu jego lepsze wyszkolenie w walce w zwarciu przeważyło, zmuszając Kaela do szybkiej teleportacji, w czasie której utracił swój miecz.
Przez następne lata wielu poszukiwało Felo’melorna, zwłaszcza nijaka Lyandra, będąca według zapewnień bardzo daleką krewną króla Anasteriana z bocznej gałęzi Sunstriderów, ale bez praw do dziedziczenia tronu.
Autorem cyklu Zbrojownia WoWCenter.pl opowiadającego o legendarnych broniach, jakie gracze dzierżyć będą w World of Warcraft: Legion, jest Piotr "Ventas" Budak, polski kronikarz historii Warcrafta, autor Pradawnej Kroniki.
O początkach świata Azeroth w Karczmie Rudy Goblin w Katowicach
Kumbol, | Komentarze : 3
Jeśli jesteście z Katowic lub okolic i tak się przypadkiem składa, że jesteście fanami świata Warcrafta, jego historii i mitologii, to doskonale się składa. Znany Wam dobrze z Pradawnej Kroniki Ventass po raz kolejny wychodzi do ludzi. Po wykładach na Game Days w Zamku Książ cieszących się dużym zainteresowaniem Piotr tym razem zawita do Katowic i klimatycznej karczmy Rudy Goblin przy ul. Wita Stwosza 5. Tam 9. sierpnia serdecznie zapraszamy na prelekcję o początku świata Azeroth.
Zapraszam fanów Warcrafta i sympatyków Pradawnej Kroniki na wykład o początkach świata Azeroth do najbardziej klimatycznej miejscówki w Katowicach - karczmy Rudy Goblin! Czekają Was przynajmniej 2 godziny czystego lore znanego z I tomu Pradawnej Kroniki, masa ciekawostek + oczywiście czas na pytania od słuchaczy. Nie zabraknie również azerothiańskich pierniczków znanych z krakowskiego Kominka i Game Days 2015. Wstęp wolny!
Wykład o początkach Azeroth
Karczma Rudy Goblin
ul. Wita Stwosza 5, Katowice
9 sierpnia 2015, 17:00
Wydarzenie na Facebooku
Karczma Rudy Goblin
ul. Wita Stwosza 5, Katowice
9 sierpnia 2015, 17:00
Wydarzenie na Facebooku