WoWCenter.pl
wikass zabił Mythrax the Unraveler (Normal Uldir) po raz 2.     
kuturin zdobył 7th Legionnaire's Cuffs.     
Nikandra spełnił kryterium Loot 200,000 gold osiągnięcia Got My Mind On My Money.     
Tooly zdobył Fairweather Helm.     
Muattin zdobył osiągnięcie The Dirty Five.     
Yoozku zdobył Parrotfeather Cloak.     
Mlody89 zdobył Royal Apothecary Drape.     
Weakness zabił Dazar, The First King (Mythic King's Rest) po raz 6.     
liq spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Osiol spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Wuntu zabił Zek'voz, Herald of N'zoth (Heroic Uldir) po raz 1.     
Olsa zabił Vectis (Heroic Uldir) po raz 6.     
Sarenus spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
kajtasus zdobył osiągnięcie Come Sail Away.     
ossir spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
mcpablo spełnił kryterium Alliance players slain. osiągnięcia Frontline Slayer.     
Emmm zabił Taloc (Heroic Uldir) po raz 17.     
AsaGorth spełnił kryterium Big-Mouth Clam osiągnięcia The Oceanographer.     

Mists of Pandaria: Dziennik podróży Li Li - część XI

Serwis WoWCenter.pl nie jest obecnie utrzymywany.

Dziękujemy za wszystkie lata spędzone razem z nami
w Azeroth!

- Redakcja
Artykuł

Mists of Pandaria: Dziennik podróży Li Li - część XI

  Barondo:
Cytat z: Blizzard (źródło)
http://bnetcmseu-a.akamaihd.net/cms/blog_header/HZ92DJUMDWZV1358341193941.jpg

Wpis Jedenasty: Ponure Pustkowia

Mój pierwszy raz, gdy się bałam, a raczej byłam naprawdę przerażona, nastąpił na Wędrującej Wyspie. Byłam jeszcze maluchem i wybrałam się do Wspaniałej Biblioteki, aby przeczytać Księgę Żółwia. Po kilku stronach rozlałam atrament na pergamin. Próbowałam zetrzeć plamy, ale to tylko pogorszyło sprawę. Spanikowana, wcisnęłam książkę w zakurzony kąt biblioteki i miałam nadzieję, że to się nigdy nie wyda.

Przez następne trzy dni przeżywałam horror, pewna, że zostanę przyłapana. Ledwo mogłam jeść i spać. Prawie nie opuszczałam pokoju. Zawładnął mną strach, podobnie jak robiły to złe leśne duszki ze strasznych opowieści Babci Mei. Pod koniec trzeciego dnia opiekunowie biblioteki odkryli co zrobiłam. (Na szczęście książka była tylko podręczną kopią.) W ramach kary mój tatko kazał mi przepisać "Pieśń Liu Langa" kilka tysięcy razy, jednak to mnie jakoś nie ruszyło. Najgorsze były te trzy okropne dni.

Nigdy więcej tak się nie bałam... dopóki nie postawiłam nogi w Ponurych Pustkowiach, ojczyźnie mantydów. Wyprawiłam się w głąb regionu, dalej od Kręgosłupa Węża niż mi się to podobało. Wielki wąwóz oddzielał Stepy Townlong od Ponurych Pustkowi. Udałam się na zachód, wzdłuż przepaści, aż natrafiłam na naturalny most - wielki pusty pień drzewa - którego mogłam użyć do przeprawy na drugą stronę.

Sha Strachu przemienił pustkowia w dziwaczne odbicie Townlong. Teren był ten sam - trawiaste wzgórza, kamienie, strzeliste drzewa kypari - ale wszystko wydawało się dziwne i nienaturalne. Masa ciemnych chmur kręciła się w wielkim, gniewnym wirze nad głową. Z nieba biło złowieszcze światło. Plamy białej i czarnej energii sha bomblowały wszędzie dookoła na ziemi. Przypominały mi kleksy tuszu na Księdze Żółwia. Tak naprawdę, z każdym oddechem lub krokiem, który robiłam, ciarki przechodziły mi po plecach i miałam wrażenie, jakbym przeżywała tamte trzy straszne dni na nowo.

Chciałam uciekać. I zrobiłabym tak, gdyby nie myśl o Wujku Chenie. Musiałam odnaleźć Piwogródek Zachodzącego Słońca.

Im bardziej skupiałam swoją uwagę na tym miejscu, tym bardziej się uspokajałam. Ciągle powtarzałam w myślach imię, gdy zmierzałam ku podstawie drzewa kypari (nazywanego Kor'vess, jak później się dowiedziałam). Odkryte korzenie były tak wielkie, że przebiegały nade mną jak masywne łuki sklepienne. Cząsteczki błyskotliwego bursztynu sypały z gałęzi, unosząc się w powietrzu jak leniwe ogniki. Tu i tam widziałam sklepione odrzwia i okna o strukturze plastra miodu wbudowane w pień kypari. Było coś insekto-podobnego w tej architekturze i dotarło do mnie, że to mantydy musiały stworzyć te struktury. Robale żyły wewnątrz drzew!

Na całe szczęście w pobliżu nie widziałam żadnych mantydów - a przynajmniej żadnych żywych. Truchła robali leżały wszędzie, tak jakby miała tu miejsce jakaś bitwa. Mimo to byłam ostrożna i trzymałam się cieni rzucanych przez korzenie kypari, szukając wskazówek, które podpowiedziałby mi właściwy kierunek marszu ku piwogródkowi.

Pierwszy przełom nastąpił, gdy znalazłam resztki drewnianej beczułki. Z całą pewnością była pandareńska. Krople jasnego bursztynu otaczały szczątki. Wtedy do mnie trafiło: czy pandareni, którzy żyli na Ponurych Pustkowiach poszukiwali soków kypari? Miało to sens. Mantydy używały tego płynnego bursztynu do wszelakich robótek, od wytwarzania broni poczynając, na budowie domostw kończąc. Słyszałam nawet, że ta lepka rzecz miała właściwości lecznicze. Innymi słowy, stanowiłoby to idealny składnik dla rzadkiego ale.

Wypatrzenie piwogródka przy następnym drzewie kypari w pobliżu Kor'vess zajęło mi dobrą część godziny. Pandaren w lekkim pancerzu kręcił się po surowej osadzie. Para buchała z kociołków wypełnionych gotującym się jęczmieniem i chmielem. Krople soku skapywały z drzewa prosto do czekających beczek. Mimo wszystko, miejsce to wydawało się przytulne, nawet jeżeli było trochę nieprzyjazne.

Po wkroczeniu do piwogródka usłyszałam znajomy głos.

"… Shado-pan widzieli ją po raz ostatni udającą się w kierunku Ponurych Pustkowi," mówił Wujek Chen. Zauważyłam go w pobliżu drugiego krańca osady, stojącego w towarzystwie trzech innych pandarenów.

"Na co w takim razie czekamy?" ktoś odpowiedział. Była to starsza kobieta, z włosami ułożonymi w dwie kitki. Kopnęła grubego pandarena, który pochrapywał na ziemi. "Wstawaj, Duży Danie! Nie możemy pozwolić na utratę kolejnego Stormstouta."

"Czy ktoś mnie szuka?" wtrąciłam się.

/Files/lili_i_chen.pngWszystkie głowy obróciły się jednocześnie. Zaskoczenie na twarzy Wujka Chena było bezcenne.

"Li Li!" chwycił mnie i mocno przytulił. Jak ręką odjął, cały mój strach rozpłynął się w powietrzu. Zaczęłam przepraszać za opuszczenie browaru bez zapytania, ale Wujek Chen mnie powstrzymał.

"Jak mógłbym się na ciebie złościć za to, że udałaś się na odkrywczą wyprawę?" powiedział. "Właśnie to robiłem przez całe życie. Cieszę się po prostu, że jesteś bezpieczna."

Wujek Chen wyjaśnił mi, dlaczego nie spotkał się ze mną na Kręgosłupie Węża. Mantydy atakowały miejsca wzdłuż całego wielkiego muru, blokując mu przejście. Kiedy robale zostały pokonane, odnalazł mnicha Shado-pan, Mina, który powiedział mu, co się ze mną stało. Wujek dopiero co powrócił do piwogródka i był już w trakcie organizowania grupy poszukiwawczej.

Grupy poszukiwawczej pełnej Stormstoutów! Nosili oni imiona Han, Mama i Duży Dan.

"Samotnie przeszłaś przez Townlong i Ponure Pustkowia?" zapytał mnie Han.

"Oczywiście, że tak zrobiła!" Mama uszczypnęła mnie w brodę. "W końcu jest ze Stormstoutów, czyż nie?"

Duży Dan prychnął, usiadł i przetarł oczy. Od razu było dla mnie jasne, że tego typu reakcja jest u niego rzadka. Przypatrywał mi się w ciszy, aby w końcu powiedzieć, "Ona... ona wygląda dokładnie jak Evie."

Mama, Wujek Chen i Han pokiwali i nachylili się ku mnie. Kiedy zapytałam, kim była ta Evie, wyprowadzili mnie z piwogródka, w dół do przepaści oddzielającej Ponure Pustkowia. Na brzegu urwiska stał kamienny pomnik. Był dedykowany Evie.

Evie Stormstout.

Zginęła podczas łowów na Ponurych Pustkowiach, zabita przez sha lub mantydy (lub też kombinację obydwu). Wujek Chen był tym, który ją odnalazł. Nigdy jej nie spotkałam ale tęskniłam za nią. Skoro Duży Dan powiedział, że wyglądałam jak Evie, czy oznaczało to, że miałyśmy również takie same usposobienie? Czy mogłybyśmy zostać dobrymi przyjaciółkami lub nawet czymś w rodzaju sióstr?

Sha i mantydy zniweczyły szansę na znalezienie odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań. Byłam zła, nie tylko z powodu Evie, ale ze względu na wszystko to, co widziałam w czasie moich podróży przez Pandarię. W ten lub inny sposób sha siały zamęt na całym kontynencie. Ile jeszcze niewinnych osób zginie tak, jak moja kuzynka?

"Zabieram cię z powrotem do Doliny Czterech Wichrów," Powiedział Wujek Chen. "Powinnaś tam pozostać dopóki nie zostanie rozwiązana sprawa sha i mantydów. Niebezpiecznie jest podróżować przez takie pustkowia."

"Nie," odpowiedziałam. Podróżowanie i odkrywanie to ostatnie z rzeczy, jakie przychodziły mi do głowy. "Jest czas, aby odkrywać, i jest czas, by stanąć do walki i stawić opór. Napisałeś tak do mnie w jednym z listów. Tak więc podążam za twoją wskazówką. Chcę zostać i pomóc."

Bałam się, że Wujek Chen mi odmówi i wyśle mimo wszystko z powrotem do doliny, ale po kilku chwilach pojawił się uśmiech w kącikach jego pyzatej twarzy. "Hmpf. Rzekłaś niczym prawdziwy podróżnik."

Udaliśmy się więc z powrotem do piwogródka. Poczynić trzeba było wiele planów. Może nie będę walczyć przeciwko sha i mantydom w pierwszych szeregach ale zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pomóc, nawet jeśli będzie to oznaczało przycinanie bandaży lub gotowanie posiłków. Upewnię się, że śmierć Evie nie pójdzie na marne... że Buwei i Mały Fu będą mogli wrócić do swojego rodzinnego domu i rozpocząć życie na nowo... i że każda inna osoba, którą spotkałam w czasie swoich podróży, będzie mogła żyć wolna od wpływu sha.

Upewnię się, że gdy to wszystko się skończy, wciąż istnieć będzie Pandaria czekająca na zwiedzenie.

-Li Li Stormstout

Komentarze:

Wczytywanie komentarzy...
Musisz się zalogować, aby dodać komentarz