Mists of Pandaria: Strefa startowa Pandarenów
Beta Mists do Pandaria trwa już od jakiegoś czasu, nadeszła więc pora na nieco szersze sprawozdania i pierwsze wrażenia. Jak zmienia się gra? Jak klimat? Czy Pandy to rzeczywiście koniec World of Warcraft? Oczywiście jak na felieton przystało, odczucia tu prezentowane są całkowicie subiektywne.
Choć byłam pełna obaw, przyznam się, iż beta mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Jak dla mnie, ci, którzy prorokowali koniec WoW, za bardzo się pospieszyli. Król nie jest nagi, król się trzyma i całkiem mocno kopie.
Oczywiście jak chyba większość szczęśliwców, którzy dostali klucz do bety, postanowiłam najpierw bliżej przyjrzeć się nowej rasie, czyli Pandarenom. Strefa startowa jest bardzo ciekawie zbudowana. Każdy Pandaren zaczyna na The Wandering Isle. Jest kolorowo, ale nie cukierkowo. Barwnie, ale nie przytłaczająco. Detale, widoki, mnóstwo szczegółów... Brawo dla twórców.
Strefa startowa – zadania (uwaga na spoilery!)
Aby nie „spalić” wszystkim niespodzianki, przybliżam w tekście podstawowe zadania, starając się ograniczyć spoilery do minimum. Te jednak, które są bezpośrednia powiązane z fabułą i wcześniejszymi dodatkami (myślę tu o przejściu między Cataclysm a Mists), oznaczyłam dodatkową zakładką „spoiler”, czytacie na własną odpowiedzialność!
Zadania ze strefy startowej łączą się się ze sobą w spójną całość. Choć większość z nich to charakterystyczne „przynieś, podaj, pozamiataj” (no dobrze, w przypadku WoW to raczej "przynieś, podaj, zabij"), to trzeba przyznać, że linia fabularna została bardzo precyzyjnie przygotowana. Każdy cel zadania wydaje się być dodatkowo podparty samą fabułą, co sprawia, że zadania nie nudzą się po 5 minutach. Spora jest też ich różnorodność – choć koncept jest podobny, zadania różnią się między sobą np. sposobem wykonania czy wymaganym użyciem przedmiotu. Generalnie – brawo dla deweloperów, widać, że ciężko pracowali.
Zaczynamy od nauki, niezależnie od tego jaką klasę wybraliśmy. Pierwsze questy wymagają od nas zdobycia broni i sprawdzenia swoich umiejętności. Naszym trenerem jest Mistrz Shang Xi, który będzie nas wspierał w trakcie pierwszych zadań. Najpierw – na workach treningowych, potem w starciu z innymi ‘trainees’, aby w końcu zmierzyć się z Jaomin Ro (używającego ciekawej umiejętności „Baby elephant takes a bath”, hihi). Jest to jeden z pierwszych ‘smaczków’ w Mists of Pandaria, widać że Niebiescy mają sporo poczucia humoru, ale o tym później). Po wygranej walce, Shang Xi kieruje nas na jeden z pierwszych questów z serii. Po raz pierwszy spotykamy też Aysę, która będzie nam towarzyszyć aż do wybrania którejś z frakcji.
Kolejne zadania mają podobny schemat i dzielą się na ‘tury’ – o szczegółach poniżej.
Naszym głównym zadaniem jest odnalezienie Huo, ducha ognia, którego szukamy wraz z Aysą. Razem, czyli Aysa trenuje i medytuje, a my ganiamy, wykonując różne zadania, które otrzymujemy od handlarza Lorvo. Najpierw szukamy towarów, które skradziono z wózka, potem tchórzliwego woźnicy, aby w końcu walczyć z małymi istotami, Amberleafs. Akurat gdy ubijemy odpowiednią ich ilość, Aysa skończy swoją medytację (cóż za zbieg okoliczności! ;)), pojawi się Shang Xi i wyśle nas do wioski Wu-Sang, gdzie spotkamy kolejnego jego ucznia, Ji Firepaw.
Tu okaże się, że problemem dla wioski są agresywne małpy. W ten sposób poznamy też kolejną rasę Pandarii, Hozen. Po ich pokonaniu, możemy w końcu skupić się na głównym wątku zadaniowym. Zbieramy więc listki i bryzy dla Huo, aby miał się czym pożywić. Gdy skończymy, Ji wysyła nas do Mistrza Li Fie, opiekuna Huo, któremu musimy udowodnić, że godni jesteśmy obcowania ze starożytnym duchem.
Czeka nas starcie z Mistrzem. Po wygranej walce, ofiarujemy starożytnemu prezenty i już możemy z nim rozmawiać. Zadowolony duch pozwoli się zaprowadzić do Mistrza Shanga w Świątyni w centralnej części wyspy. Mistrz z kolei ‘uszczęśliwi’ nas wiadomością, że to dopiero początek i czeka nas spotkanie z trzema innymi duchami, i dopiero wtedy będziemy mogli zapewnić naszej rasie przetrwanie.
Ruszamy zatem do Singing Pools. Tam Jojo Ironbow poprosi nas o znalezienie kilku przedmiotów. I tu niespodzianka – szukając przedmiotów zamieniamy się w żabki. I żeby „podgrzać atmosferę”, musimy uważać na czaple, które bardzo chętnie się nami ‘zaopiekują’, czytaj: skrócą nasz żywot, choć dla pocieszenia - my też możemy się nimi ‘zaopiekować’.
Aysa znów skupi się na swoim treningu, a my w tym czasie uczymy się balansu. Pierwsze zadanie to po balach dostać się na środek sadzawki i uderzyć w dzwon. Niby proste, warto jednak uważać na innych mnichów, którzy zrobią wszystko, by nam przeszkodzić. Ale już w następnym zadaniu czeka nas słodka zemsta – tym razem to my zrzucamy mnichów z bali.
Gdy nam się uda, Aysa wyśle nas do swojego starego przyjaciela, Lianga, który powie nam jak znależć kolejnego starożytnego, Shu, ducha wody.
Oczywiście ducha trzeba będzie jakoś obłaskawić, więc musimy przygotować dla niego prezent. Liang wysyła nas po perłę (Sun Pearl), którą możemy wyciągnąć z małży, po tym jak już pokonamy sporego węża pilnującego sadzawki. Gdy już zdobędziemy prezent, Liang poprosi nas o przysługę – zmniejszenie populacji Water Pincers, jadowitych pająków żyjących na powierzchni sadzawek (coś jak nasze nartniki, tylko większe, jadowite i atakuje gdy jesteśmy w pobliżu). Gdy już poradzimy sobie z pincerami, pora spotkać się z duchem.
Wrzucamy perłę do stawu w odpowiednim miejscu i już skupiliśmy na sobie uwagę ducha. Czas się zaprzyjaźnić. Shu to mały rozrabiaka i najbardziej lubi wyrzucać graczy w powietrze gejzerami wody. Zabawiamy go chwilę dając się podrzucać, dzięki temu duch jest pewny, że jesteśmy przyjaźnie do niego nastawieni i możemy na niego liczyć.
Aysa wysyła nas teraz na farmę – musimy znaleźć ducha ziemi, Wugo. Wskakujemy na wóz i ruszamy w drogę.
Na miejscu Ji Firepaw stawia przed nami kolejne zadanie – pozbyć się szkodników. Spotykamy kolejną rasę Pandarii – Vermin. Zabijamy 10 agresywnych królików i zadanie zaliczone. Przy okazji, Goa Summerdraft poprosi nas o odnalezienie skradzionych warzyw – rzepy, marchewki i dyń. Pomogliśmy na farmie, ale co z duchem? Okazuje się, że starożytny śpi, nie jest to jednak lekka drzemka, a głęboki sen, i musimy go obudzić. Ji sugeruje narobienie hałasu. Mamy do dyspozycji wielki gong, potrzebny nam tylko odpowiedni młotek. Młotek musimy odzyskać od Reggisa, wielkiego agresywnego królika, którego znajdziemy przy browarze Ki-Han, z którym czeka nas starcie. Po drodze zbieramy jeszcze deski dla Jojo po zdobyciu młotka możemy wracać do Ji. Gong znajdziemy zaraz obok Wugo, zaczynamy więc hałasować.
Niestety, duch śpi snem sprawiedliwego i ani myśli reagować na nasze starania. Zwracamy się więc o pomoc do Shu – może przysznic z zimnej wody zadziała?
Zadziała, zabieramy więc Shu i Wugo do Świątyni Pięciu Zorz w centralnej części wyspy. Czyli czeka nas kolejna przejażdżka wozem.
Został nam ostatni starożytny do znalezienia, Defeng, duch powietrza. Wyruszamy do wioski Morning Breeze, gdzie znów spotykamy agresywne małpy. Czeka nas kilka zadań: spalenie zwojów wiszących na kamieniach (warto zwrócić uwagę na napisy na zwojach, prawdziwe mądrości życiowe!), zebranie 12 kamiennych bloków dla Jojo i odzyskanie pędzli z farbą dla Mistrza Shaopai. Gdy już odzyskamy potrzebne przedmioty walcząc w międzyczasie z Hozenami, Ji zasugeruje nam ostateczne rozwiązanie problemu. Wracamy do wioski i dajemy „pokaz siły”, zabijając odpowiednią liczbę małp. Targany wyrzutami sumienia Ji chce, abyśmy spróbowali dogadać się z liderem Hozenów, Ruk-ruk.
Po krótkich pertraktacjach (i odzyskaniu fajerwerków skradzionych przez małpy), pora odwiedzić Aysę, może akurat skończyła swoją medytację (słowo daję, jej timing jest niesamowity!). Po sznurach dostajemy się na środek jeziora i rozmawiamy z Aysą, która jak się okazuje, znalazła w między czasie Defeng. Ruszamy więc do Chamber of Whispers.
W komnacie znajdujemy przestraszoną Defeng. Okazuje się, że biedny duch schował się przed wielkim latającym wężem.
Naszym zadaniem jest pokonanie go, a wykorzystujemy do tego, zgodnie z sugestią Ji, fajerwerki, które odzyskaliśmy od Hozenów. Gdy już wygramy to starcie, spotykamy Mistrza Shang i eskortujemy aż do spotkania ze strażnikiem, którego również musimy pokonać, uzyskując tym samym dostęp do nowej części wyspy.
Tu czeka nas starcie z małymi, replikującymi się istotami. Zbieramy też po raz kolejny kamienne bloki dla Jojo. Następnie ruszamy do Aysy i Ji, czekających na nas przy wielkim balonie.
I tu otrzymujemy quest, który – jak dla mnie – jest jednym z najlepszych w całej strefie startowej, a na pewno najbardziej emocjonalnym. Wskakujemy do balonu i zaczynamy podróż z Aysą i Ji. Jak już wiecie, Pandaria znajduje się na grzbiecie wielkiego żółwia, Shen-Zin Su. Oto mamy okazję spotkać wielką istotę, a nawet z nią porozmawiać. Dowiadujemy się, iż Shen-Zin Su cierpi, gdyż w jego boku znajduje się cierń. Nasza podróż prowadzi nas w stronę tego ciernia, i możemy go sobie dokładnie obejrzeć.
Wracamy do świątyni i opowiadamy o tym, co widzieliśmy Starszemu Shaopai. Otrzymujemy zadanie wspomożenia Shen-Zin. W tym celu musimy odnaleźć eremitę w lesie Pei-Wu. Otwieramy bramy i zaczynamy kolejną serię questów.
Gdy już rana zostanie zasklepiona, pora na spotkanie z Ji. Shen-Zin Su już nie cierpi, a nas czeka wycieczka do świetnie znanej już świątyni. Tu też dokonujemy wyboru: Horda czy Alianci? W zależności od decyzji, zostajemy przetransportowani do Stormwind lub Orgrimmar, gdzie czeka nas spotkanie z odpowiednim przywódcą – Varianem Wrynnem lub Garroshem Hellscreamem.
Podsumowanie
Nie byłam negatywnie nastawiona do Pandarii, nie byłam też jednak specjalnie zachwycona. No jak to, panda? Wschodnie akcenty? Ehh... I powiem tylko tyle: nie wiem jak Wy, ale ja na pewno będę grać w Mists of Pandaria. Nowa rasa przynosi ze sobą dużo nowinek, zupełnie nowego sposobu gry, na pewno jest też dopracowana w najmniejszych szczegółach. Warto przy okazji zwrócić uwagę na muzykę, która robi niesamowite wrażenie.
Dopracowanie szczegółów widać na każdym kroku. Oczywiście, jesteśmy na etapie bety – sporo tu jeszcze bugów i fragmentów w stylu <a tu bedzie film>, całość jednak sprawia niesamowite wrażenie. Zarówno same pandy, jak i nowa klasa – mnich, są niesamowicie „grywalne”. I łatwe to i przyjemne, a i wyzwania się znajdą. I szczerze mówiąc – nie mogę się doczekać produktu finalnego. Sporo malkontentów chyba przekonało się do Pandarii. Ja na pewno pogram pandą po premierze, bo zapowiada się mnóstwo zabawy. I jedno mogę powiedzieć: do zobaczenia w Pandarii!
Choć byłam pełna obaw, przyznam się, iż beta mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Jak dla mnie, ci, którzy prorokowali koniec WoW, za bardzo się pospieszyli. Król nie jest nagi, król się trzyma i całkiem mocno kopie.
Oczywiście jak chyba większość szczęśliwców, którzy dostali klucz do bety, postanowiłam najpierw bliżej przyjrzeć się nowej rasie, czyli Pandarenom. Strefa startowa jest bardzo ciekawie zbudowana. Każdy Pandaren zaczyna na The Wandering Isle. Jest kolorowo, ale nie cukierkowo. Barwnie, ale nie przytłaczająco. Detale, widoki, mnóstwo szczegółów... Brawo dla twórców.
Strefa startowa – zadania (uwaga na spoilery!)
Aby nie „spalić” wszystkim niespodzianki, przybliżam w tekście podstawowe zadania, starając się ograniczyć spoilery do minimum. Te jednak, które są bezpośrednia powiązane z fabułą i wcześniejszymi dodatkami (myślę tu o przejściu między Cataclysm a Mists), oznaczyłam dodatkową zakładką „spoiler”, czytacie na własną odpowiedzialność!
Zadania ze strefy startowej łączą się się ze sobą w spójną całość. Choć większość z nich to charakterystyczne „przynieś, podaj, pozamiataj” (no dobrze, w przypadku WoW to raczej "przynieś, podaj, zabij"), to trzeba przyznać, że linia fabularna została bardzo precyzyjnie przygotowana. Każdy cel zadania wydaje się być dodatkowo podparty samą fabułą, co sprawia, że zadania nie nudzą się po 5 minutach. Spora jest też ich różnorodność – choć koncept jest podobny, zadania różnią się między sobą np. sposobem wykonania czy wymaganym użyciem przedmiotu. Generalnie – brawo dla deweloperów, widać, że ciężko pracowali.
Zaczynamy od nauki, niezależnie od tego jaką klasę wybraliśmy. Pierwsze questy wymagają od nas zdobycia broni i sprawdzenia swoich umiejętności. Naszym trenerem jest Mistrz Shang Xi, który będzie nas wspierał w trakcie pierwszych zadań. Najpierw – na workach treningowych, potem w starciu z innymi ‘trainees’, aby w końcu zmierzyć się z Jaomin Ro (używającego ciekawej umiejętności „Baby elephant takes a bath”, hihi). Jest to jeden z pierwszych ‘smaczków’ w Mists of Pandaria, widać że Niebiescy mają sporo poczucia humoru, ale o tym później). Po wygranej walce, Shang Xi kieruje nas na jeden z pierwszych questów z serii. Po raz pierwszy spotykamy też Aysę, która będzie nam towarzyszyć aż do wybrania którejś z frakcji.
Kolejne zadania mają podobny schemat i dzielą się na ‘tury’ – o szczegółach poniżej.
Naszym głównym zadaniem jest odnalezienie Huo, ducha ognia, którego szukamy wraz z Aysą. Razem, czyli Aysa trenuje i medytuje, a my ganiamy, wykonując różne zadania, które otrzymujemy od handlarza Lorvo. Najpierw szukamy towarów, które skradziono z wózka, potem tchórzliwego woźnicy, aby w końcu walczyć z małymi istotami, Amberleafs. Akurat gdy ubijemy odpowiednią ich ilość, Aysa skończy swoją medytację (cóż za zbieg okoliczności! ;)), pojawi się Shang Xi i wyśle nas do wioski Wu-Sang, gdzie spotkamy kolejnego jego ucznia, Ji Firepaw.
Tu okaże się, że problemem dla wioski są agresywne małpy. W ten sposób poznamy też kolejną rasę Pandarii, Hozen. Po ich pokonaniu, możemy w końcu skupić się na głównym wątku zadaniowym. Zbieramy więc listki i bryzy dla Huo, aby miał się czym pożywić. Gdy skończymy, Ji wysyła nas do Mistrza Li Fie, opiekuna Huo, któremu musimy udowodnić, że godni jesteśmy obcowania ze starożytnym duchem.
Czeka nas starcie z Mistrzem. Po wygranej walce, ofiarujemy starożytnemu prezenty i już możemy z nim rozmawiać. Zadowolony duch pozwoli się zaprowadzić do Mistrza Shanga w Świątyni w centralnej części wyspy. Mistrz z kolei ‘uszczęśliwi’ nas wiadomością, że to dopiero początek i czeka nas spotkanie z trzema innymi duchami, i dopiero wtedy będziemy mogli zapewnić naszej rasie przetrwanie.
Ruszamy zatem do Singing Pools. Tam Jojo Ironbow poprosi nas o znalezienie kilku przedmiotów. I tu niespodzianka – szukając przedmiotów zamieniamy się w żabki. I żeby „podgrzać atmosferę”, musimy uważać na czaple, które bardzo chętnie się nami ‘zaopiekują’, czytaj: skrócą nasz żywot, choć dla pocieszenia - my też możemy się nimi ‘zaopiekować’.
Aysa znów skupi się na swoim treningu, a my w tym czasie uczymy się balansu. Pierwsze zadanie to po balach dostać się na środek sadzawki i uderzyć w dzwon. Niby proste, warto jednak uważać na innych mnichów, którzy zrobią wszystko, by nam przeszkodzić. Ale już w następnym zadaniu czeka nas słodka zemsta – tym razem to my zrzucamy mnichów z bali.
Gdy nam się uda, Aysa wyśle nas do swojego starego przyjaciela, Lianga, który powie nam jak znależć kolejnego starożytnego, Shu, ducha wody.
Oczywiście ducha trzeba będzie jakoś obłaskawić, więc musimy przygotować dla niego prezent. Liang wysyła nas po perłę (Sun Pearl), którą możemy wyciągnąć z małży, po tym jak już pokonamy sporego węża pilnującego sadzawki. Gdy już zdobędziemy prezent, Liang poprosi nas o przysługę – zmniejszenie populacji Water Pincers, jadowitych pająków żyjących na powierzchni sadzawek (coś jak nasze nartniki, tylko większe, jadowite i atakuje gdy jesteśmy w pobliżu). Gdy już poradzimy sobie z pincerami, pora spotkać się z duchem.
Wrzucamy perłę do stawu w odpowiednim miejscu i już skupiliśmy na sobie uwagę ducha. Czas się zaprzyjaźnić. Shu to mały rozrabiaka i najbardziej lubi wyrzucać graczy w powietrze gejzerami wody. Zabawiamy go chwilę dając się podrzucać, dzięki temu duch jest pewny, że jesteśmy przyjaźnie do niego nastawieni i możemy na niego liczyć.
Aysa wysyła nas teraz na farmę – musimy znaleźć ducha ziemi, Wugo. Wskakujemy na wóz i ruszamy w drogę.
Na miejscu Ji Firepaw stawia przed nami kolejne zadanie – pozbyć się szkodników. Spotykamy kolejną rasę Pandarii – Vermin. Zabijamy 10 agresywnych królików i zadanie zaliczone. Przy okazji, Goa Summerdraft poprosi nas o odnalezienie skradzionych warzyw – rzepy, marchewki i dyń. Pomogliśmy na farmie, ale co z duchem? Okazuje się, że starożytny śpi, nie jest to jednak lekka drzemka, a głęboki sen, i musimy go obudzić. Ji sugeruje narobienie hałasu. Mamy do dyspozycji wielki gong, potrzebny nam tylko odpowiedni młotek. Młotek musimy odzyskać od Reggisa, wielkiego agresywnego królika, którego znajdziemy przy browarze Ki-Han, z którym czeka nas starcie. Po drodze zbieramy jeszcze deski dla Jojo po zdobyciu młotka możemy wracać do Ji. Gong znajdziemy zaraz obok Wugo, zaczynamy więc hałasować.
Niestety, duch śpi snem sprawiedliwego i ani myśli reagować na nasze starania. Zwracamy się więc o pomoc do Shu – może przysznic z zimnej wody zadziała?
Zadziała, zabieramy więc Shu i Wugo do Świątyni Pięciu Zorz w centralnej części wyspy. Czyli czeka nas kolejna przejażdżka wozem.
Został nam ostatni starożytny do znalezienia, Defeng, duch powietrza. Wyruszamy do wioski Morning Breeze, gdzie znów spotykamy agresywne małpy. Czeka nas kilka zadań: spalenie zwojów wiszących na kamieniach (warto zwrócić uwagę na napisy na zwojach, prawdziwe mądrości życiowe!), zebranie 12 kamiennych bloków dla Jojo i odzyskanie pędzli z farbą dla Mistrza Shaopai. Gdy już odzyskamy potrzebne przedmioty walcząc w międzyczasie z Hozenami, Ji zasugeruje nam ostateczne rozwiązanie problemu. Wracamy do wioski i dajemy „pokaz siły”, zabijając odpowiednią liczbę małp. Targany wyrzutami sumienia Ji chce, abyśmy spróbowali dogadać się z liderem Hozenów, Ruk-ruk.
Po krótkich pertraktacjach (i odzyskaniu fajerwerków skradzionych przez małpy), pora odwiedzić Aysę, może akurat skończyła swoją medytację (słowo daję, jej timing jest niesamowity!). Po sznurach dostajemy się na środek jeziora i rozmawiamy z Aysą, która jak się okazuje, znalazła w między czasie Defeng. Ruszamy więc do Chamber of Whispers.
W komnacie znajdujemy przestraszoną Defeng. Okazuje się, że biedny duch schował się przed wielkim latającym wężem.
Naszym zadaniem jest pokonanie go, a wykorzystujemy do tego, zgodnie z sugestią Ji, fajerwerki, które odzyskaliśmy od Hozenów. Gdy już wygramy to starcie, spotykamy Mistrza Shang i eskortujemy aż do spotkania ze strażnikiem, którego również musimy pokonać, uzyskując tym samym dostęp do nowej części wyspy.
Tu czeka nas starcie z małymi, replikującymi się istotami. Zbieramy też po raz kolejny kamienne bloki dla Jojo. Następnie ruszamy do Aysy i Ji, czekających na nas przy wielkim balonie.
I tu otrzymujemy quest, który – jak dla mnie – jest jednym z najlepszych w całej strefie startowej, a na pewno najbardziej emocjonalnym. Wskakujemy do balonu i zaczynamy podróż z Aysą i Ji. Jak już wiecie, Pandaria znajduje się na grzbiecie wielkiego żółwia, Shen-Zin Su. Oto mamy okazję spotkać wielką istotę, a nawet z nią porozmawiać. Dowiadujemy się, iż Shen-Zin Su cierpi, gdyż w jego boku znajduje się cierń. Nasza podróż prowadzi nas w stronę tego ciernia, i możemy go sobie dokładnie obejrzeć.
Spoiler (pokaż )
Cierniem okazuje się być statek Skyfire, na pokładzie którego walczyliśmy z Warmaster Blackhorn w Dragon Soul, kierowany przez Kapitana Swayze i Ka’anu Reevs
Wracamy do świątyni i opowiadamy o tym, co widzieliśmy Starszemu Shaopai. Otrzymujemy zadanie wspomożenia Shen-Zin. W tym celu musimy odnaleźć eremitę w lesie Pei-Wu. Otwieramy bramy i zaczynamy kolejną serię questów.
Spoiler (pokaż )
Ci, którzy przeżyli katastrofę, stają się łupem różnych zwierząt rodzimych dla Pandarii. Naszym zadaniem jest ograniczenie liczebności tygrysów – zabijamy ich 6 i wracamy do Wie Palerage. Teraz powinniśmy znaleźć broń dla naszych sojuszników. W tym celu zbieramy połamane bambusowe pręty i wręczamy je Kordze Strongmane. Następnie odnajdujemy inżyniera ze statku. Kolejnym zadaniem jest odnalezienie ładunków wybuchowych. Kolejny smaczek: warto zwrócić uwagę na imię inżyniera i połączyć je z ładunkami wybuchowymi.
Musimy przekonać Aysę, że wykorzystanie ładunków wybuchowych to dobry pomysł. Ale zanim się z nią spotkamy, pomagamy na miejscu katastrofy: dostarczamy rannych do obozu, zbieramy zapasy medyczne, a w końcu walczymy z piratami, którzy mają chrapkę na skarby we wraku. W między czasie dowiadujemy się, że Aysa jest we wraku, ruszamy więc pomóc jej w walce. Jesteśmy też świadkami rozmowy Aysy z Ji. Ji udaje się ją przekonać, że jedynym wyjściem pozbycia się ‘ciernia’ jest wysadzenie statku. Otwieramy w ten sposób wielką ranę w boku Shen-Zin Su.
Pora na leczenie. Wszyscy uzdrowiciele, którzy przeżyli katastrofę, obojętnie z jakiej frakcji, łączą swe siły lecząc biednego żółwia. Naszym zadaniem jest ich obrona, gdyż są oni stale atakowani przez piratów. O postępie leczenia informuje nas specjalny pasek, podobny do tego, który mieliśmy okazję widzieć już podczas zadań z Thrallem z patcha 4.2.
Musimy przekonać Aysę, że wykorzystanie ładunków wybuchowych to dobry pomysł. Ale zanim się z nią spotkamy, pomagamy na miejscu katastrofy: dostarczamy rannych do obozu, zbieramy zapasy medyczne, a w końcu walczymy z piratami, którzy mają chrapkę na skarby we wraku. W między czasie dowiadujemy się, że Aysa jest we wraku, ruszamy więc pomóc jej w walce. Jesteśmy też świadkami rozmowy Aysy z Ji. Ji udaje się ją przekonać, że jedynym wyjściem pozbycia się ‘ciernia’ jest wysadzenie statku. Otwieramy w ten sposób wielką ranę w boku Shen-Zin Su.
Pora na leczenie. Wszyscy uzdrowiciele, którzy przeżyli katastrofę, obojętnie z jakiej frakcji, łączą swe siły lecząc biednego żółwia. Naszym zadaniem jest ich obrona, gdyż są oni stale atakowani przez piratów. O postępie leczenia informuje nas specjalny pasek, podobny do tego, który mieliśmy okazję widzieć już podczas zadań z Thrallem z patcha 4.2.
Gdy już rana zostanie zasklepiona, pora na spotkanie z Ji. Shen-Zin Su już nie cierpi, a nas czeka wycieczka do świetnie znanej już świątyni. Tu też dokonujemy wyboru: Horda czy Alianci? W zależności od decyzji, zostajemy przetransportowani do Stormwind lub Orgrimmar, gdzie czeka nas spotkanie z odpowiednim przywódcą – Varianem Wrynnem lub Garroshem Hellscreamem.
Spoiler (pokaż )
Podsumowanie
Nie byłam negatywnie nastawiona do Pandarii, nie byłam też jednak specjalnie zachwycona. No jak to, panda? Wschodnie akcenty? Ehh... I powiem tylko tyle: nie wiem jak Wy, ale ja na pewno będę grać w Mists of Pandaria. Nowa rasa przynosi ze sobą dużo nowinek, zupełnie nowego sposobu gry, na pewno jest też dopracowana w najmniejszych szczegółach. Warto przy okazji zwrócić uwagę na muzykę, która robi niesamowite wrażenie.
Dopracowanie szczegółów widać na każdym kroku. Oczywiście, jesteśmy na etapie bety – sporo tu jeszcze bugów i fragmentów w stylu <a tu bedzie film>, całość jednak sprawia niesamowite wrażenie. Zarówno same pandy, jak i nowa klasa – mnich, są niesamowicie „grywalne”. I łatwe to i przyjemne, a i wyzwania się znajdą. I szczerze mówiąc – nie mogę się doczekać produktu finalnego. Sporo malkontentów chyba przekonało się do Pandarii. Ja na pewno pogram pandą po premierze, bo zapowiada się mnóstwo zabawy. I jedno mogę powiedzieć: do zobaczenia w Pandarii!
Komentarze:
Wczytywanie komentarzy...
Musisz się zalogować, aby dodać komentarz