Witaj ponownie! Recenzja książki World of Warcraft: Ostatni Strażnik
Pamiętam, jak z wielką nadzieją przyjąłem informację o tym, że po latach posuchy Fabryka Słów wznawia wydawanie książek Warcrafta i z jakim rozczarowaniem usłyszałem, że kończą na dwóch książkach… Na szczęście żałoba nie trwała długo: porzucone sierotki przygarnęło wydawnictwo Insignis i od tamtego dnia skrupulatnie wydaje nie tylko aktualne pozycje, ale również powraca do starszych książek sprzed lat, dzięki czemu mogę powoli wymieniać w mojej kolekcji angielskie egzemplarze na pisane w rodzimym języku. Wydanie Ostatniego Strażnika jest jednak podwójnie ważnym wydarzeniem. Pomijając już fakt pojawienia się kolejnej pozycji ze świata Warcrafta, nie można nie zauważyć, że jest ona wyjątkowa!
Ostatni Strażnik zagościł już na półkach polskich księgarń za sprawą ISA jakieś 15 lat temu i od tego czasu jest dla fanów Warcrafta, razem z paroma innymi wydaniami tegoż wydawnictwa, graalem literackim, którego ceny za używane egzemplarze nieraz przekraczają kilkukrotnie cenę okładkową! Należę do tych nielicznych dziś szczęśliwców, którzy nabyli książkę zaraz po premierze. Przez lata plułem sobie w twarz, że nie kupiłem większej liczby egzemplarzy, zakładając w ten sposób najkorzystniejszą w naszym kraju lokatę pieniężną. Chociaż i tak pewnie plułem mniej niż osoby, które trzymały swoich Strażników, licząc, że ich cena rynkowa jeszcze wzrośnie… Porzucając jednak finansowe dylematy, przejdźmy do rzeczy!
Nieobecny Strażnik
Wydanie Ostatniego Strażnika w końcu zamknęło lukę w literackiej historii z czasów wojen z orkami. Wydawnictwo Insignis wypuściło już w 2017 Narodziny Hordy oraz w 2018 i na początku 2019 roku Fale Ciemności i Przez Mroczny Portal, pomijając Ostatniego Strażnika, którego należy umiejscowić między Narodzinami a Falami. Niezależnie jednak od powodów takiej decyzji, dobrze, że wreszcie jest!
„Jestem zajęty sortowaniem ksiąg i dokumentów.
– Ach, według tematu? Autora? – spytał mistrz.
Mordercze i niemordercze, pomyślał Khadgar.”
– Ach, według tematu? Autora? – spytał mistrz.
Mordercze i niemordercze, pomyślał Khadgar.”
Ostatni Strażnik należy w mojej ocenie do czołówki książek z uniwersum Warcrafta. Byłem nią zachwycony 15 lat temu i niewiele się zmieniło w mojej ocenie. Dobrze było wrócić do studiów młodego Khadgara w Karazhanie i trudności, jakie napotkał w tajemniczej wieży. Zapewne to dzięki książce wciąż uważam Karazhan za najlepsze podziemie, do którego wciąż chętnie wracam i wracać będę (dzięki Blizzardzie za odświeżoną wersję!).
Akcję książki możemy podzielić na dwie części. Główną i zdecydowanie obszerniejszą opowiadającą historię Khadgara i jego mistrza, tytułowego Strażnika, Medivha, oraz pomniejszą, tworzoną przez wizje przeszłości. Otóż wieża Karazhan jest niezwykłym miejscem nie tylko z powodu jej właściciela. Postawiona została na skrzyżowaniu żył energetycznych planety, stając się czymś w rodzaju klepsydry, przez którą, według słów Medivha, przelatują ziarenka z zapisaną przeszłością. Nie wiadomo kiedy trafi się na jakieś i czego będzie dotyczyć. Możemy zatem ujrzeć m.in. legendarną bitwę matki Medivha, Aegwynny, spolszczonej tutaj na Egwinę, oraz władcy Płonącego Legionu, Sargerasa jak i moment poczęcia samego Medivha… no dobra, dopiero scenę poranku PO poczęciu. Wiem, rozczarowujące. Wracając jednak do tematu, Ostatni Strażnik ukazuje nam historię sprowadzenia orków do Azeroth oraz czasy Pierwszej Wojny, kiedy to królestwo Wichrogród upadło pod naporem nieposkromionej Hordy. Jest to również poniekąd wstęp do gry Warcraft III: Rządy Chaosu. Zrozumiecie, gdy przeczytacie zakończenie.
W Przełęczy Wichrowej Zguby wieża Karazhan się wznosi
Zapewne wielu czeka na parę słów o przekładzie, gdyż to on budzi zwykle najwięcej emocji. Nie będzie pewnie zaskoczeniem informacja, że wg przyjętych zasad obowiązujących obecnie w lokalizacji uniwersum Warcrafta, spolszczone zostały nie tylko nazwy geograficzne i nazwiska, ale również niektóre imiona (jak przytoczona powyżej Egwina). Nie mam zamiaru rozwodzić się nad słusznością decyzji, zwrócę jednak uwagę na pewną ciekawostkę. Jak wiemy, Lore Warcrafta ulega ciągłym zmianom i to, co było aktualne 15 lat temu, teraz zostało przepisane lub uzupełnione. Porównując z ciekawości obie wersje książki z miłym zaskoczeniem stwierdziłem, że w miejscach, gdzie to było możliwe, wydawnictwo wprowadziło uaktualnienia. Widzimy to po nazwie królestwa, które nie jest już Azerothem (to obecnie nazwa samej planety), a Wichrogrodem. Karazhan nie leży teraz w Górach Rudych Grani (Redridge Mountains), a w Deadwind Pass, czyli Przełęczy Wichrowej Zguby. Niby niewielka rzecz, a cieszy, zwłaszcza, że eliminuje możliwe zgrzyty w obecnym Lore.
Czy trzeba zachęcać?
Zadaję to pytanie retoryczne z braku pomysłu na nagłówek. Ostatni Strażnik opisuje jeden z kluczowych momentów historii Azeroth, dziejący się w dobrze znanym i lubianym zakątku krainy. Pierwsze skrzypce grają ikoniczne postacie Warcrafta, a w tle płoną wsie i pola. Dodatkowo, jeśli ktoś już oglądał film Warcraft: Początek może sobie porównać historię i zdecydować, czy woli wersję z filmowego uniwersum, czyli historię, jaką teraz chętnie opowiedzieliby twórcy, czy raczej pierwotną i obowiązującą w grze. Ja jestem zdecydowanie za drugą opcją. Teraz i zawsze i na wieki wieków. Bez Amen ;)
Recenzja pochodzi od zaprzyjaźnionej z nami Pradawnej Kroniki.
Komentarze:
Wczytywanie komentarzy...
Musisz się zalogować, aby dodać komentarz