Zakończyłem
RDR, nareszcie zresztą. Meksyk troszkę mi się ciągnął, ale od poniedziałku przeszedłem wszystko od misji z ratowaniem Abrahama Reyesa. Ostatnie 10 misji genialne wręcz, trzy razy myślałem, że gra już się skończyła, a trwała i zaskakiwała dalej. KAŻDA z postaci, szczególnie John Marston, są świetnie wykreowane, dubbing na najwyższym poziomie, cut-scenki i dialogi także. Muzyka w New Austin nocą tworzy piękny klimat :>. Wszystko, co kojarzy się z Dzikim Zachodem i sandboksem jest w Red Dead Redemption.
25 godzin łącznie z wieloma pobocznymi zajęciami - a przede mną jeszcze Undead Nightmare, które dzisiaj zacząłem i pomimo zmiany klimatu oraz niekanoniczności jest kolejnym świetnym rozdziałem w RDR, wg CormaCa wystarczającym na 10 godzin. A potem multiplayer...
Trudno oczywiście mieć dostęp do internetu i nie znać zakończenia, ale, na szczęście, nie zmieniło to mojego odbioru.
Nie otwierajcie spoilera, jeśli nie graliście, tym razem nie będzie trollfejsa :p.
Najbardziej dreszczowywołujący moment :>. Muzyka po śmierci Dutcha, śmierć Johna Marstona, Jack Marston jako postać, którą kierujemy po zakończeniu gry, ostatni Stranger's Task, Strange Men z "I Know You", który okazuje się być wykreowany przez umysł Marstona, napisy końcowe - to wszystko jest genialne.
A w moim pudełku GOTY w edycji premierowej za 80zł była też... dwustronna mapa rozmiaru plakatu.
Na tyle ciekawa gra, że przykuła też mojego tatę, który grał ze mną w Blackjacka, pytał o gameplay :D.
Druga gra, którą ostatnio przeszedłem -
Bayonetta. Z niepoważnych gier (chociaż im dalej, tym dramatyczniej) - najbardziej interesująca i oryginalna w jaką grałem. W każdym z 16 aktów pojawiają się nowe elementy gameplayu, nowe bronie (o ile dobrze się szuka), nowe kombosy i przeciwnicy, którzy TEŻ są świetnie wymyśleni (Arka Noego, z kabiną wypuszczającą rakiety, trzeba na nią wskoczyć i kabinę zniszczyć lub latające twarze cherubinów :D), humor, soundtrack, trening z wypisanymi kombinacjami zamiast ekranów ładowania, ocenianie tzw. wersów i całych rozdziałów, poziom trudności, Witch Time (czyli spowolnienie czasu, które następuje, gdy w momencie ataku wroga zrobimy unik prawym triggerem - bardzo satysfakcjonujące, potem można użyć też umiejętności Bat Within, która pozwala włączyć Witch Time, jeśli w momencie otrzymania obrażeń naciśniemy R2), BAYONETTA I LUKA, fabuła też trzyma niezły poziom i spokojnie nadawała by się do poważnych slasherów. Na koniec gry odblokowujemy galerię, w której można obejrzeć wszystkie modele gry, łącznie z kostiumami Bayonetty i Jeanne, bossami i przeciwnikami, posłuchać siedmioro(?)-płytowego soundtracku, obejrzeć concept-arty postaci i lokacji.
Niestety na PS3 bodajże XV rozdział zaraz po wejściu do super-miejsca z super-kwadratami na ścianach, po których trzeba szybko wejść do góry, gra nie tyle traci FPSy, co zwalnia. Na Xboksie działa zdecydowanie lepiej, co bardzo mnie boli i płaczę po nocach z tego powodu :<. Na dodatek zrozumienie taktyki niektórych bossów zajmuje ok. 3 deady lub więcej, co przekłada się na końcowy wynik - za platynową statuetkę jest kolejne 10000 Halo (waluta pozostająca po aniołkach, złote obręcze niczym z Sonica), za to po kilku śmierciach dostajemy "bez-bonusową" kamienną, co przekłada się na brak pieniędzy na lecznicze lizaki (
) i tak aż do końca. Statuetki są przyznawane w zależności od otrzymanych obrażeń, poświęconego czasu, wykorzystanych przedmiotów i śmierci (jeden przedmiot to ok. pół czaszki) oraz wyklikanych kosmicznych kombosów.
Każdą broń można podzielić na takie, które da się przyczepić do nóg, rąk lub WSZYSTKICH KOŃCZYN OMATKO (ale żeby mieć np. takie pazury nazywane Durgą i w dłoniach i przy kostkach jednocześnie trzeba wydać 109000 Halo), są pistolety, bazooki, shotguny, ale także łyżwy, ogniste/elektryczne pazury, miecz laserowy, katana, blastery, bicz z węża :D. Do każdej broni jako bonusik za 30000 dokupić można perfumy, po aktywowaniu których Bayonetcie wyrasta ogon, rogi, zmieniają się KOLCZYKI.
Interaktywny film, którym jest
QTE's Asura's Wrath chowa się w kwestii "japońskości", miecz przebijający glob na wylot czy boss wielkości Ziemi to zwykłe kanapeczki
.
Trzecie :D -
The Old Republic. Mechanika niemal identyczna jak w WoWie poza najważniejszym - prowadzenie dialogów. Granie dobrym Sithem jest zdecydowanie bardziej ekscytujące niż dobrym Dżedaj. Na przykład taka sytuacja - mój nowy MASTER chciał, żebym zabił swojego poprzedniego i przyniósł jego rękę. Pierwszy na moją prośbę odciął swoją rękę i uciekł, ale zaraz potem jego córka chciała się zemścić - mogłem jej powiedzieć prawdę, albo nakłamać i ją zabić
. Na dodatek będąc w party pojawia się możliwość przeprowadzenia wspólnie rozmowy i np. zakończenie w ten sposób zadania, a jeśli jesteśmy za daleko - korzystamy z hologramu. Klimat Star Wars, po części też filmów, zachowany, kanon również. Kompani świetnie funkcjonują, biegając po mieście mogę ich wysłać na zbieranie ziółek i kryształów do nowego miecza (Sith bodajże Marauder ma dual-wielding, "Mocarni" Consular i Inquisitor korzystają z dwustronnych ostrzy) lub na sprzedanie szarych itemów. Mój Twi'lek płci żeńskiej, koloru skóry niebieskiej, dzierżący dwa blastery, został mi przydzielony przez MASTERA, o którym pisałem wcześniej - miała ona pomóc w odszukaniu w ruinach, w których została złapana, prawdziwego lightsabera. Założono jej obrożę, podczas dialogów lub gdy "pyskowała" miałem możliwość, że tak powiem, wymuszenia posłuszeństwa, nie korzystałem jednak z tego i po opuszczeniu Korriban zdjąłem ją, za co polepszyły się nasze relacje. Grałem czerwono zabrakańską podróbą Dartha Maula, z podobną do tych dwóch, ale wciąż inną twarzą:
Te na obrazkach są mało bad-assowe, mój miał podobny kształt, ale był bardziej męski
. Screenów nie robiłem, a darmowe weekendy już nieaktywne.
Minusem jest monotonia questów, która była w WoWie przed Cata i questy wymagające paru osób już w lokacjach startowych - wszyscy tak się zachwycali, że to tak naprawdę KOTOR z multi, a tak naprawdę to nic z tych rzeczy, HEROIKI na co najmniej dwie osoby są już na 7. lvlu, companion to za mało.
Są 4 lokacje startowe - dla użytkowników Mocy, dzielących się na korzystających głównie z mieczy świetlnych i z... Mocy oraz dla łowców nagród/przemytników (jestę niezłę tłumaczę) i agentów Imperium/komandosów Republiki.
Grałem jeszcze w
Call of Cthulhu: Dark Corners of the Earth, które straszy bez potworów,
Assassin's Creed, które straszy ubogim w stosunku do dwójki gameplayem i Jade Empire, które straszy zaskakująco nieinteresującą mnie historią i postaciami, ale o tym nie będę pisał, NA WASZE SZCZĘŚCIE
.
Borderlands na początku kwietnia w edycji GOTY na PC kupuję, tak jak polecił Neko :>, ustalone już z kolegą, będziemy szczelać w mutanty
. Po 50zł na allegro.
Mam jeszcze pytanie (mam nadzieję, że je zauważycie pomimo tl;dr) - czy pierwsze Knights of the Old Republic BioWare'u też ma takie ficzery jak TOR, czyli zróżnicowanie w dialogach i fabule, bardziej interaktywni kompani i levelowanie? Abonamenty nie dla mnie, a czuję pustkę po moim Zabraku :>.