null
|
|
arkham knight best arkham Batman, w którym jest i grywalna Harley Quinn, i Scarecrow jako główny zły, i może Hush, i genialny design Batmobila. Kocham, absolutnie. Biorąc jeszcze pod uwagę, że w końcu nie będzie Jokera i wychodzi tylko na PC/XBONE/PS4, zapowiada się świetnie xd. A to nie wszystko. Tutaj parę artów: Harley, okładka, GameInformer 1 i 2. Sam trailer, poza scenami z Batmobilem (czy już wspominałem, jak genialny jest) i Harley Quinn, niespecjalnie mi się podoba - Scarecrow ma przesadnie wyedytowany głos, a wstawka z Thomasem Waynem przypomina trylogię Nolana. Mam nadzieję, że Rocksteady nie będzie próbowało jakoś powiązać gry z Batman/Superman, to by było katastrofą. Dziwnym trafem, wyjątkowo dziwnym, udało mi się po roku sklecić wpis na bloge. Brothers jest dobrą grą, a jutro wchodzi do Plusa, więc polecam poczytać, link w obrazku. Za jakiekolwiek uwagi będę wdzięczny.
“Never waste energy on worries or negative thoughts, all problems are brought into existence– drop them.” - Bruce Lee
|
|
Zastanawiam się co ma batman czego inni nie mają. Czy można zrobić dobrą gre z innymi bohaterami? To kwestia bohatera czy tego, że do tej pory za te wszystkie spidermany, ironamy i hulki brali się nieodpowiedni ludzie? Gry z tamtych serii są dość stare, ale całkiem nowy Thor czy Green Lantern to taka kaszanka... Chyba super moce są wystarczające tylko do filmów bo w grach to nic nadzwyczajnego, a batman ma niby ten klimat. Dlaczego tak bardzo nie lubię batmana lol.
Dążący do nieskończoności rozmarzony realista, konsekwentnie zmierzający do celu
|
|
Batman nie jest typowym superbohaterem, i może dlatego jest tak lubiany, nie ma jakiś łubudu i laserów z oczu jak np superman. Przede wszystkim walczy on za pomocą swoich zabawek i sprytu. I jest utrzymany w mrocznym klimacie, dzięki temu można wykreować coś bardziej dorosłego. Trailer nowego Batmana wgniata mnie w fotel, a Harley brałbym.
|
|
Dobra gra o super bohaterach która imo bije Arkhamy z palcem w dolnej części pleców? LEGO Marvel Super Heroes.
A jak ktoś chce superbohaterską grę, która ma prawdziwy komiksowo-kreskówkowy nastrój - polecam oba Spidermany na PSX od Neversoftu. |
|
Mam wrażenie, że grałem w demo z CyberMychy, ale na PC. Kiedyś wersje konsolowe były kompletnie inne od pctowych (~Harry Pota), więc może to nie to :d. Raczej "czego nie ma". Batman ma duży potencjał jako uniwersum, co widać w komiksach, ale często jest sprowadzany do nudnego PIENIĘŻNEGO POGROMCY ZŁOCZYŃCÓW Z PIENIĘDZMI. W Asylum i City w zasadzie też tak wygląda, ale w Origins dużo poprawili, jeśli chodzi o fabułę.
“Never waste energy on worries or negative thoughts, all problems are brought into existence– drop them.” - Bruce Lee
|
|
Właśnie brakowało tym grą trochę z produkcji Nolana, w Mrocznym Rycerzu, mieliśmy motyw nie tylko samego batmana ale też dużo było widać Bruca Wayne. Był bardziej urzeczywistniony a co za tym idzie emocjonalny. W grach i komiksach właśnie brakuje tej emocjonalnej nutki, że batman to też człowiek i ma swoje upadki, a nie maszyna do unicestwiania w kostiumie.
|
|
Chodziło mi raczej o wyróżniający się charakter, docinanie, postępowanie nie tylko wg Świętych Zasad Paladynów Gotham. Ludziom nie podobało się, jak w Arkham Asylum zachowywał się jak gbur, ale to było małe piwo, Batman powinien wręcz szydzić z tych wszystkich więźniów :d. Jeśli mówić o "ludzkiej cząstce", przecież w Arkham City wolał ratować swoją laskę, Talię al Ghul, niż miasto, na koniec powiedział Jokerowi, że i tak by mu podał serum, pomógł też odnaleźć żonę Mr. Freeze'a, po tym, jak ten próbował zabić Dork Knighta.
wet w komiksach brakuje nie brakuje Year One - Batman zaczyna karierę, ma niepewne stosunki z Gordonem, musi zgrywać bogatego gbura przed jego żoną, żeby nie sprawiać podejrzeń. Na koniec ratuje syna Gordonów, nie będąc nawet w kostiumie czy masce (w tym continuum Gordon ma dwie żony, wydaje mi się, że Barbara rodzi się i wtedy jego żona umiera, przez co nadaje córce jej imię). Trybunał Sów - Batek pod koniec kompletnie szaleje przez Talona, zaczyna podejrzewać Dicka Graysona o powiązania z Trybunałem. Under The Red Hood - Jason Todd, jeden z późniejszych Robinów, zostaje zabity przez Jokera, potem jest cały wątek, jak ten chłopak powraca i chce się zemścić za to, że Batman nigdy nie dorwał jego oprawcy. W ostatniej scenie Batman musi wybierać, czy strzelić do Red Hooda, przykładającego broń do skroni Jokera, czy trzymać się swoich zasad i nie zabijać, co oczywiście i tak doprowadzi do śmierci. The Dark Knight Returns - Batman w szale łamie Jokerowi kark, pozwalając mu wcześniej zabić z 20 osób, innymi słowy ostatecznie przegrywa. W innej scenie sam spala Wayne Manor, żeby zatrzeć po sobie ślady. The Killing Joke - Joker chce pokazać Gordonowi, że oszaleć można w ciągu jednego dnia, że jedno wydarzenie w życiu może zmienić człowieka w takiego szaleńca, jakim on sam jest. W finale Batman ratuje Gordona, po czym, wg jednej z interpretacji, skręca kark Jokerowi, potwierdzając w ten sposób jego tezę. Czemu nie lubię filmów Nolana i uznaję je jedynie za w miarę spoko filmy akcji i wyjątkowo słabą adaptację tego uniwersum mogę powiedzieć kiedy indziej (zapewne zrobię to na swoim bloge), ale w skrócie, Anne Hathaway jest zbyt drobna do roli Catwoman .
“Never waste energy on worries or negative thoughts, all problems are brought into existence– drop them.” - Bruce Lee
|
|
Nic dziwnego ze fanom klasycznego batmana z komiksów, może sie nie podobać ten z Nolana, bo ten od Nolana jest jak najbardziej realistyczny, moim zdaniem pokazał jak najprawdopodobniej wyglądałby bohater w naszym świecie XXI wieku, praktycznie większość scenariusza nie była oparta na komiksie. Uwielbiam tą trylogie, i muzyka od Hansa Zimmera która jest w filmie to cudo. A kostium w który był odziany Bruce, to jeden z lepszych, takie moje zdanie.
|
|
>szybowanie na pelerynie dwieście metrów nad ziemią >Tumbler >gadżety ogółem hue Nie mam nic przeciwko kompletnie nierealistycznym scenom, tylko czemu u Nolana to wygląda tak, jakby za wszelką cenę chciał pokazać "TO JEST MOŻLIWE, SERIO!" Batman Begins zżyna cały wątek z policją z komiksu Year One, jednocześnie robiąc z Jima Gordona straszną pipkę. Reszta rzeczywiście jest autorska.
LINK cudowne słowa Bale, Arkham Knight, Knightfall, Beyond Kostium Bale'a jest najbardziej szablonowy (chociaż strój z Arkham Asylum i City różni się tylko tym, że ma majtki na wierzchu i szary korpus), na dodatek Batman bez przerwy wygląda, jakby robił jakąś głupią minę. W połączeniu z zarąbistą udawaną chrypą - GENIUSZ. Żeby było jasne, nie jestem też wielkim fanem Batmanów Burtona xd. Z trylogii Nolana podoba mi się głównie Scarecrow i Joker, chociaż ten pierwszy nie intryguje, a drugi jest zbyt wulgarny i obleśny.
“Never waste energy on worries or negative thoughts, all problems are brought into existence– drop them.” - Bruce Lee
|
|
Z tym sie zgodzę ze Batman begins był najbardziej komiksowy, Dark knight i Dark knight Rises, są juz realistyczne bo bólu, a dokładnie chodziło mi o ten nowszy kostium. I nie rozumiem czepiania sie kompozytora dzieki któremu film nabiera nowych barw, jest jeszcze bardziej epicki a jego muzyka oddaje emocje dla danej sceny.
|
|
Z tym mlekiem to trochę niefortunnie obrazek dobrałeś XD, ale ta wersja, poza dziwnym spojrzeniem pedofila, jest rzeczywiście lepsza od poprzedniej.
“Never waste energy on worries or negative thoughts, all problems are brought into existence– drop them.” - Bruce Lee
|
|
Ależ dawno ten temat nie był odświeżany ! Dzisiejszy wall of text sponsorują: odkrycie roku, Vanquish, zawód roku, Ascension, słaba konwersja na konsole, Hotline Miami i gra z najgorszym humorem, Borderlands 2.
Vanquish jest kolejną gra Platinum, którą polubiłem zaraz po skończeniu tutoriala. Tym razem reżyserował ją Mikami (Resident Evil, The Evil Within), a nie bóg bogów Hideki Kamiya. Wyszła prawie rok po Bayonetcie i na szczęście w tym czasie Platinum zdążyło ogarnąć jak robić gry na PS3 tak, żeby dobrze działały. Krótko mówiąc, Vanquish to najlepszy Third Person Shooter poprzedniej generacji, łączy szaleństwo japońskich slasherów ze strzelanką opartą na osłonach. Nie jest to jednak coś na modłę Gears of War (w każdym razie gameplayowo), wszystkie covery się niszczą i nie można przebywać zbyt długo w jednym miejscu. Szybkie przemieszczanie się między nimi zapewnia... główny feature tej gry, czyli ślizganie się! Odrzutowe ślizganie się! Trzeba tylko uważać, by nie przegrzać swojego kombinezonu. Powiedzielibyście "jeden fajny mechanizm i na tym koniec?", ale nie... jest jeszcze drugi feature! Odrzutowe spowolnienie czasu, które paradoksalnie przyspiesza tempo rozrywki, pozwala przeskoczyć nad osłoną i w tym momencie zestrzelić wrogów, albo ślizgać się pod bossami i ostrzeliwać im nogi! Szkoda, że gra odsłania wszystkie karty w pierwszym akcie i do końca, poza okazjonalnymi QTE i przesadzonymi cutscenkami, nie dzieje się nic, czego nie pokazano graczowi na samym początku. Jednakowoż, system slide'owania mi to usprawiedliwia, przeszedłem tę grę 3 razy w ciągu trzech tygodni i zamierzam to zrobić jeszcze raz, na hardzie (i tak trwa 3 godziny). Historia i setting to rzeczy do pominięcia, ot Amerykanie pokłócili się z Rosjanami, walczymy więc z czerwonymi robotami, ich większe wersje nazywają się Romanovami, itd. Niestety muzyka to nic na miarę MGR: Revengeance, nie pamiętam nawet jednego motywu. Jeśli zalega Wam gdzieś z PS+, albo lubicie Bayonettę/MGR i macie 3 wolne dyszki, warto kupić. God of War przy każdej kolejnej części, jaką przechodziłem, coraz bardziej stawał się moim guilty pleasure. Ascension tutaj nie zawiodło... Nowy reżyser po przejściu trójki stwierdził chyba "Hej, ten system walki po 6 latach w końcu zaczyna dobrze wyglądać! Kilka ciekawych broni, dodatkowe przedmioty, nie trzeba bez przerwy nawalać w kwadrat... Ok, robimy prequel bez broni!" I tak oto najnowszo-najstarszy Kratos (bo fabuła ma miejsce najwcześniej ze wszystkich gier serii) zyskuje nowy pasek szału, po napełnieniu którego odblokowywane są kombosy dostępne od czasów jedynki. Jedyne kombo, jakie wlezie z pustym paskiem, to Kwadrat Kwadrat Trójkąt, a jeśli zostanie się zaatakowanym, większość szału znika (to idiotyczne i kłóci się z wyobrażeniem furii we wszystkich innych grach), więc rzadziej się walczy, a częściej zaledwie szturcha przeciwników pojedynczymi ciosami. Ascension jest pełne tak debilnie zaprojektowanych rzeczy, że aż czuję się zaskoczony tym, jak bardzo przebili jedynkę! Pojawiają się przeciwnicy z trójki, ale tylko raz i jako side-bossy, istnieją cztery żywioły, które Kratos może zmieniać, żeby wzmocnić swoje ostrza, ale bez naładowania szału każdy działa tak samo, a nawet przy pełnym pasku różnią się tylko zaklęciem, co nie ma związku z samym atakowaniem i trzaskaniem kombosów. Teoretycznie lód od Posejdona dodaje expa, a mrok Hadesa wysysa życie, ale grając na hardzie te różnice były tak marginalne, że wybierałem żywioł zależnie od koloru. Przeciwnicy też mają swoje żywioły i, uwaga, to nie ma znaczenia! To wariacja kolorystyczna. Przyznam tylko, że boss fighty były dobre, mimo, że nie pozostało już prawie nic ciekawego z greckiej mitologii, sama fabuła, choć niepotrzebna w tym świecie ("Czemu Kratos postanowił zabić Aresa?" - dorabianie nowych puzzli do już złożonej układanki), została lepiej poprowadzona, bo mamy retrospekcje, no i część lokacji dorównuje tym z trójki. Multi wygląda nawet fajnie, ale nie pograłem nic ponad 2vs2 i wymagający coop (tryb hordy). Jeśli lubicie tę serię, bo jest prostacka, nie frustruje i nie trzeba się zastanawiać co robić, nie radzę podchodzić do Ascension - wprowadzili zmiany tam, gdzie nie były potrzebne. Tutaj króciutko, nie będę opisywał samej gry, wszystkiego dowiecie się z powyższego obrazka. Skupię się tylko na konwersji na PS3, którą notabene kupiłem w przecenie w PS Store, a potem była w Plusie - nauczka, żeby nie kupować nic na PS3. Na padzie da się grać, ale przez naturę Hotline Miami nie jest to wygodne, często nie trafi się gościa, bo trudno jednocześnie chodzić i odwracać gałkę, by utrzymać celownik w miejscu. Testowałem grę na koledze, który nie miał z nią wcześniej do czynienia, na PC szło mu znacznie lepiej. Co zabawne, specjalnie ją dzisiaj przeszedłem robiąc znajdźki, wtedy dostaje się inne zakończenie. Rzecz w tym, że odblokowałem trofeum za Secret Epilogue, a za ten normalny już nie. Musiałbym skasować save'a i przejść wszystko kolejny raz ;_;. Głównym zamierzeniem dwójki względem jedynki było dodanie nowych lokacji, coby urozmaicić wiecznie wyschnięte krajobrazy oryginału. I rzeczywiście, nowe lokacje są klasy warcraftowego Deepholme czy Nagrandu. Tyle że Borderlands 2 jest znacznie bardziej suche, niż piach z Arid Badlands! Ach te bezużyteczne postaci, jak Brick i Mordecai, którzy wciąż potrzebują ratunku, ach ci irytujący Claptrap i Handsome Jack, ach ten groteskowo umierający Roland... Fabuła w końcu jest opowiadana przez cutscenki, aniżeli monologi odsłuchiwane podczas gry, ale to wszystko poszło w wielki przesadyzm, wykorzystywanie każdej okazji do rzucenia żarcikiem czy nawiązaniem. Jedyne postaci, jakie wychodzą 2k Games to te kobiece - Lilith, Angel, Patricia Tannis, Tiny Tina, Moxxy, reszty nie da się słuchać. Odnośnie samego gameplay'u, dodali więcej tego samego, usprawnili rzeczy, więc gra się przyjemniej, ale wciąż przeszkadza mi pojedyncza umiejętność dla każdej klasy. Granie jedną klasą nudzi się w okolicach 15. levela, wtedy powinno wchodzić coś zupełnie nowego, zmieniającego sposób zabijania wrogów, a jedyne co czeka na gracza na końcu danego drzewka talentów, to ulepszenie pierwotnej zdolności o "zadaj obrażenia od żywiołów" albo "przyciągnij wrogów do kulki". Z tego powodu do Pre-Sequela podchodziłem bardzo sceptycznie, ale na jakimś nowszym gameplay'u widziałem jak bardzo słabsza grawitacja i jump-pady dodają tempa rozgrywce, więc jestem w stanie zaakceptować to duże DLC.
“Never waste energy on worries or negative thoughts, all problems are brought into existence– drop them.” - Bruce Lee
|
|
Zapomniałeś o Ellie |
|
Czemu ten temat jest martwy, nie godzę się na to.
Przeszedłem dzisiaj BioShocka, zajęło mi to jakieś 9 miesięcy, więc pierwszych wrażeń już tak dobrze nie pamiętam. Początkowo grałem w to jak horror, bo wyskakujące Splicery, spawnujące się za plecami mutanty i groźnie tuptające Tatuśki mi to sugerowały, ale po tym, jak wróciłem do gry tydzień temu, zamieniło się to w eksploracyjny shooter. Udany shooter, to muszę przyznać, jednak przy tych wszystkich aspiracjach do wysokiej kultury i sztuki, brakuje mi jakichś ciekawszych narzędzi narracyjnych. Miło jest od czasu do czasu znaleźć trupa osoby, której nagrań słuchało się przez kilka godzin, ale w efekcie takiego opowiadania historii przy NAJWIĘKSZYM PLOT TWIŚCIE WSZECHCZASÓW (komendy głosowe, te sprawy) niespecjalnie się przejąłem. Nie czułem obecności Atlasa, powód, dla którego Jack jest w Rapture (ten udawany powód, nie ujawniony na końcu) też wydawał mi się bezsensowny. Sama postać protagonisty, niema i niczym niewzruszona - to się sprawdza jako śmieszki w HLu i Portalu, ale wystarczyłyby przynajmniej przemyślenia, cokolwiek. Szkoda, bo wątek z Sanderem Cohenem mnie zadowalał. Ostatni boss fight to jakiś przykry żart, pierwsze kilka walk z Big Daddym bardziej mnie podekscytowało... Szczególnie że mimo tego jak często Fontaine zmieniał Plazmidy, zawsze był równie podatny na Inciendary Bolts. Oczywiście klimat jest tak gęsty, że można go kroić, ale nierzadko rojową immersję niszczą takie głupoty jak ciasny portfel (zebrałeś już $500 i więcej nie podniesiesz, ale spoko, weź tę bombę do kieszeni) czy przewidywalne po pewnym czasie pojawianie się Splicerów w poprzednim pokoju, gdy zrobiło się coś ważnego w następnym. Oszustwa gry co do wysysania ADAMa z Siostrzyczek są pomijalne, bo nie ma różnicy ile Plazmidów się odblokuje (tych potrzebnych jest zaledwie kilka), ale i tak irytuje mnie to, że najpierw jasno tłumaczy się graczowi, że zabijanie dziewczynek jest bardziej opłacalne, a po paru godzinach okazuje się, że wcale nie. I jeszcze to zakończenie, które dostaje się po uwolnieniu ich wszystkich... Wbijanie wartości subtelne jak cios obuchem w łeb.
“Never waste energy on worries or negative thoughts, all problems are brought into existence– drop them.” - Bruce Lee
|