WoWCenter.pl
wikass zabił Mythrax the Unraveler (Normal Uldir) po raz 2.     
kuturin zdobył 7th Legionnaire's Cuffs.     
Nikandra spełnił kryterium Loot 200,000 gold osiągnięcia Got My Mind On My Money.     
Tooly zdobył Fairweather Helm.     
Muattin zdobył osiągnięcie The Dirty Five.     
Yoozku zdobył Parrotfeather Cloak.     
Mlody89 zdobył Royal Apothecary Drape.     
Weakness zabił Dazar, The First King (Mythic King's Rest) po raz 6.     
liq spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Osiol spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
Wuntu zabił Zek'voz, Herald of N'zoth (Heroic Uldir) po raz 1.     
Olsa zabił Vectis (Heroic Uldir) po raz 6.     
Sarenus spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
kajtasus zdobył osiągnięcie Come Sail Away.     
ossir spełnił kryterium osiągnięcia Saving for a Rainy Day.     
mcpablo spełnił kryterium Alliance players slain. osiągnięcia Frontline Slayer.     
Emmm zabił Taloc (Heroic Uldir) po raz 17.     
AsaGorth spełnił kryterium Big-Mouth Clam osiągnięcia The Oceanographer.     

Ventas

Idź do strony: 1 ... 7, 8, 9, 10, 11 ... 66
Zapewne byłaby to ciekawa, polityczna powieść o machlojkach Moiry ;) ale jakoś niespecjalnie przepadam za tą babą. Jeśli masz ochotę przeczytać coś naprawdę krasnoludzkiego to polecam Kłopoty w Hamdirholm Świdziniewskiego ;)
Polecam ;) heh, pamiętam jak kiedyś w recenzji książki przekonywałem, że autor musiał być pod wpływem, bo na trzeźwo nie dało się czegoś takiego napisać^^ później dowiedziałem się, że ś.p. Świdziniewski był (jeśli dobrze pamiętam) członkiem bractwa historycznego Wikingów, co częściowo wyjaśniało swobodę z jaką pisał :) o krasnoludach najlepiej napisze ktoś, kto sam myśli jak krasnolud ;)
Hej! ha! kolejkę nalej!
Hej! ha! puchary wznieśmy!
Kto chce, ten niechaj słucha
Kopalnianych wieści.

Czy żywy, czy już martwy
Będzie tu mile widziany,
Gdy przybywszy, wnet gotówkę
Puści z nami w tany.

Czy wampir czy elf nawet
Swój powykrzywiany pysk
Może wsadzić do kopalni
Gdy idzie za nim zysk.

Smoka jakoś przeżyjemy.
Zombie wpuścim też niemało
Lecz po jednym waruneczkiem:
By się opłacało!
permalink „1h na plecach” wysłany:
noga na nogę bez kropek i przecinków nie pomogę wiesz jak trudno się czyta takie posty?
Ech...a z mieczy polecam 1H z Kael'thasa LINK
permalink „Servery RP” wysłany:
Może i ja się skuszę ;) Odnośnie Steamwheedle (na którym gram) mogę zapewnić, że nikt nie powinien przeszkadzać przy rodzimej gadce :) w każdym razie nigdy nie spotkałem się z krytyką. Jeśli idzie o rozłożenie sił to Przymierze wyraźnie góruje nad Hordą. Nie jestem zwolennikiem wspólnej rasy/klasy, ale podobają mi się np. "mundury" czy inne uniformy z jakimś wspólnym motywem (krucze pióra, smocze łuski, kolorystyka etc.). Osobiście byłbym za Przymierzem, choćby z powodu klimatycznych tawern ;))
permalink „Servery RP” wysłany:
A może Ravenlords + szaty w ciemnym fiolecie ;) ? Lub bardziej po polsku Kruczy Szpon? Już widzę jak stwory maści wszelakiej czmychają już na sam dźwięk słów "Rozdziobią was kruki! (i wrony )"
Widzę, że nadal nie ma warlocka… co prawda z czarujących wybieram zawsze maga, ale to może być ciekawe doświadczenie... taki opętany krwawnik ;] póki co mam 7 lvl. Nie wiem czy wyrobię się na jutro, a o 20 mam rajd :/

Nazwa postaci: Nasturan
Rasa: Krwawy Elf
Klasa: Czarnoksiężnik (a z zamiłowania ogrodnik)
permalink „Powrót książek Warcrafta” wysłany:
Fabryka ogłosiła, że nie planuje wydania wcześniejszych książek WoWa :/ sorry Arti.. Polska nie jest dla ciebie...
To może ja zaproponuję coś takiego: pierwsze spotkanie/sesja niech będzie bardziej przegadane, ot grupka awanturników spotyka się przy grogu (czy co tam pijają orkowie) z braku innych zajęć (stan wojenny etc.). Każdy opowiada własną historię, dzieli się przeżyciami, a na końcu pada propozycja utworzenia drużyny, wiadomo – w grupie raźniej…i bezpieczniej. To pozwoli na spokojne dobicie lvl i uzbieranie kasy na riding. Można też znaleźć jakieś spokojniejsze miejsce do spotkań, jakaś chatka na przykład. Obawiam się, że inn w głównych miastach będzie „odrobinę” zapchany, że o radości innych graczy na widok „polskości” nie wspomnę ;] no, chyba, że ograniczymy się do pisania na /party. Odnośnie wyższych lvl (dk) zawsze można to wytłumaczyć fabularnie np. wielki bohater przez duże "B" nie chce sobie zaprzątać głowy g…ekhm ekskrementami, więc wynajmuje grupkę całkiem zielonych zjadaczy rzepy, aby odwalili za niego robotę w zamian za parę sztuk złota ;)
Ktoś od nas stwierdził, że wyższy lvl daje większe możliwości RP. Jakoś nie mogę się z tym zgodzić… jeśli opieramy sesje na questach bądź instancjach to na każdym lvlu coś się znajdzie, ba! Trudno mi sobie wyobrazić, że np. na 50 idziemy uwolnić Ghostlandy od Drathira, który pada od 1 ciosu.
A propos, chciałbym zrobić dzisiaj ok. 20 małe rp z zabiciem w/w pana. Jeszcze muszę obmyślić szczegóły, ale już teraz proszę chętnych o wpisywanie się poniżej :)
Ok, przygotowania zakończone :) Nie wiem co z tego wyjdzie... Do chętnych wysłałem maila z poleceniem udania się do Inn'u w Razor Hill. Zjawię się o 20:10. Jeśli ktoś jeszcze ma ochotę, zapraszam ;)
Wczoraj odbyłem swoje pierwsze RP w WoWie wraz z Kruczym Szponem z Argent Dawn. Chociaż nie mam za wielkiego doświadczenia w sesjach, myślę, że poradziliśmy sobie całkiem nieźle, w każdym razie na tyle, żebym zapragnął uwiecznić naszą przygodę. Zapraszam do lektury opowiadania o pijanym pandarenie, nieumarłym magu i tajemniczym elfie.


O trzech takich, co ucięli głowę

Prolog

Pandaren uniósł powoli zaropiałą powiekę i spojrzał przez okno. Słońce drapieżnie wdzierało się do pokoju kłując boleśnie w oczy. – Gdy wczesnego ranka Słoneczko mi przygrzeje, wieczorem beczułkę piwka w siebie wleję – zamruczał ospale.
Poranek był rzeczywiście piękny i wczesny… wczesny w pandareńskim znaczeniu, to znaczy Słońce było w zenicie. Pogodny olbrzym wstał z łóżka i wyszedł przed chatę. Po raz wtóry zastanowił się, co skusiło go do podróży w tak dalekie strony. Jadło było marne, a trunki, choć mocne, nie zachwycały bogactwem smaku. – Przygoda! – to był jedyny powód, dla którego Gapcio, pandareński przyklasztorny piwowar udał się w ślad za swoim mentorem, Chenem Stormstoutem w daleką podróż aż do samego Durotaru. Słynny gorzelnik nie miał jednak czasu na zajmowanie się gronem fanów, w tym i samym Gapciem, zostawiając go w samym centrum pustynnej krainy. Coś niedobrego wisiało w powietrzu, a Gapcio czuł to. Widoczne to było również po zachowaniu okolicznej ludności. Wielcy bohaterowie, którzy zdobyli na tych ziemiach sławę, czekali w napięciu na rozwój wydarzeń, młodzi i niedoświadczeni natomiast, w przytłaczającej większości chowali się w domach licząc, że ominie ich nieuniknione. – Pewnie znowu podnieśli ceny grogu. – pomyślał Gapcio. – Jakby już nie były wysokie… Z drugiej strony lepsze to niż prohibicja. – Już miał zawrócić do swojej chatki, gdy ujrzał niewielki zwój wsunięty niezdarnie do skrzynki pocztowej. – Ktoś mnie kocha! – pomyślał radośnie. Z powodu tego całego zastoju zdarzało mu się to coraz częściej. Myślenie znaczy. Było to całkiem przyjemne (i nowe) doświadczenie. Nie czekając przełamał pieczęć i rozłożył pergamin. Wiadomość nie była długa, a pochyłe i smukłe litery nieodzownie wskazywały na elfa.

Witaj Przyjacielu.
Nie znasz mnie, ale za to ja słyszałem o Tobie. Wiem, że niedawno opuściłeś swój dom w poszukiwaniu przygody. Pragniesz sławy? A może szukasz łatwego zarobku? W obu przypadkach mogę Ci pomóc, o ile Ty zechcesz pomóc mnie. Oczekuj mnie wieczorem w zajeździe w Razor Hill. Poznasz mnie po białym króliku. Nie zagaduj i nie podchodź. Utrzymaj dystans i podążaj za białym królikiem.

- Z polecenia Wielkiego Mistrza Rommatha, Starszy Nasturan


– Przygodo! Nadchodzę! – zakrzyknął Gapcio! To była szansa, na którą czekał!

Rozdział I

Szansa, na którą czekał przez tyle dni, szansa, która… mogła mu przejść obok nosa. Z podekscytowania, lub też częstego u jego rasy wybiórczego przyswajania informacji, Gapcio z listu zapamiętał jedynie „zajazd” pomijając jego ulokowanie. Gdyby nie oddział Kor’kronów rozmawiający głośno o nowym przydziale do Razor Hill, całą przygodę przesiedziałby w Orgrimmarze. – O ja głupi! – beształ się w myślach pędząc ile sił w nogach na południe, do Razor Hill na miejsce spotkania.
Pandaren miał szczęście, że organizator prowadził zebranych akurat w jego kierunku. Zebranych, a raczej zebranego – jednego nieumarłego, sądząc po szatach, maga.
Elf popatrzył krzywo na Gapcia – Lepiej późno niż wcale – skomentował. – Chociaż muszę przyznać, że spodziewałem się większego odzewu… W drogę – zarządził.
Elf zaprowadził ich na pobliską farmę świń wprowadzając do niewielkiej chaty.
– Wybaczcie małą podróż, ale nie ufam Kror'kronom Garrosha. – przeprosił zebranych.
– Również im nie ufam. – przytaknął mag.
– Nie przejmujcie się tą starą orczycą na zewnątrz. – kontynuował elf – Jest głucha jak pień, a jedyne, co ją obchodzi to jej trzoda. Zapewniam, że więcej uwagi poświęca świńskim racicom, niż temu, kto przesiaduje w jej chacie..
– Do rzeczy! – zdenerwował się mag – Po nas tutaj zebrałeś?
Elf spojrzał z krzywym uśmiechem na nieumarłego. – Śpieszy ci się. To dobrze, bardzo dobrze. – Po rozkładzie widać, że nie żyje od ładnych paru lat, a tu proszę, tyle werwy, tyle witalności w tym nędznym ciele. – dodał w myśli.
– Dobrze… Wracając do naszego spotkania, najpierw procedura zapoznawcza. – skłonił się – Jestem Nasturan, Starszy członek Rady Silvermoon, namaszczony przez samego Wielkiego Mistrza Rommatha. Wasze imiona? Nie żebym był ciekaw... ale jeśli coś nie poszłoby zgodnie z planem wolę wiedzieć co wyryć na nagrobkach.
– Gapcio! – zakrzyknął pandaren – poszukiwacz przygód, piwosz, wielbiciel mocnych trunków – to czuć– pomyślał elf i nieumarły – oraz przyjaciel Chena. Tego Chena. Stormstouta, żeby nie było wątpliwości – uniósł dumne głowę.
– Xaroyu, mag Opuszczonych. Nie mam celu w życiu – przedstawił się krótko nieumarły.
– Gapcio… – Nasturan pokręcił z niedowierzania głową – tylko pandaren mógł tak nazwać swego syna. Jesteś godnym przedstawicielem swej rasy… Gapciu. – skłonił się nadmiernie, ale Gapcio najwyraźniej wziął to za komplement i z radością pociągnął łyka ze słusznych rozmiarów bukłaka zawieszonego u pasa.
Nasturan nie zważając na siorbania pandarena zaczął krążyć po chacie i snuć opowieść.
– Mija już trzeci rok od obalenia Króla Lisza. Z wolna Plaga zaczyna ustępować z zajętych ziem. Srebrzysta Krucjata umocniła swoja pozycje na Ziemiach Plagi...a my? – spojrzał z bólem w dal – Co zmieniło się od tego czasu w Quel'Thalas? Nasze zewnętrzne królestwo, pomimo klęski Arthasa, nadal zmaga sie z nieumarłymi! Podczas gdy w innych częściach Azeroth Plaga zatrzymała się i zapadła w tajemniczy letarg, plugastwa z Deathholme wciąż trzymają nas w szachu!
– Wiesz dobrze, czym spowodowany jest ten letarg! – przerwał Gapcio – a raczej przez kogo.
– cyyt – uciszył go Xaroyu – kontynuuj elfie.
– Dobrze… na czym to ja skończyłem? Ach, tak: Wszystkiemu winny jest Dar'Khan Drathir, zdrajca naszej rasy!
– Chciałeś powiedzieć twojej rasy. – tym razem to mag przerwał.
– O tym właśnie mówię – zdenerwował się Nasturan – Dobrze myślicie, już kiedyś został zabity i to nie jeden raz. Wciąż jednak powraca do życia! Wierzę, że jeśli pozbawimy go głowy zanim zregeneruje swoje rany, zdołamy go ostatecznie uśmiercić. Armia Darthira to bezrozumna masa kierowana wolą jej pana. Wystarczy tylko usunąć mózg… –
– Chcesz usunąć mu głowę tą pałką? – zapytał Gapcio widząc zawieszoną na plecach laskę Nasturana.
– Do tego zadania przygotowałem to – powiedział wyjmując z torby miecz o krótkiej klindze. – Oto ostrze skropione wodami Studni Słońca! Może i nie posiada wystarczającej mocy, aby zabić Dar’Khana na miejscu, ale starczy jej do oddzielenia głowy od ciała. –
– Brzmi dobrze, a co my z tego będziemy mieć? – wtrącił Xaroyu.
– Zapewne zastanawiacie się – kontynuował nie przerywając swojego monologu Nasturan – czemu wybrałem do tego zadania kogoś takiego jak wy, a nie jednego z bohaterów w lśniących zbrojach? Darthir nie jest głupi. Ma w całej krainie szpiegów. Gdyby zobaczył kogoś pokroju Varoka Saurfanga… lub Chena Stormstouta – dodał widząc brak zainteresowania Gapcia. Dźwięk imienia mentora podziałał. Gapcio słuchał.
– Dar’Khan zaraz obwarowałby swoją siedzibę. Nie! Tu potrzeba nowej, swieżej... i nikomu nieznanej krwi. Z tej samej przyczyny nie uderzymy w Darthira całą armią, a jedynie małym oddziałem, który zdoła unieszkodliwić jego zabezpieczenia. Co oferuję za waszą fatygę? Każdemu z was miałem obiecać 5 sztuk złota.
Gapcio wstał, pomachał na „do widzenia” i zaczął wychodzić z chaty.
– Jednak… – dodał szybko Nasturan, a Gapcio płynnym ruchem zawrócił i usiadł z powrotem na miejscu.
– Biorąc pod uwagę tak… liczne przybycie, mogę zaoferować wam po 20 sztuk na (za) głowę. Dla kogoś waszego pokroju to równowartość malej fortuny. Do tego oczywiście dojdą tytuły, liczne zaszczyty i tak dalej i tak dalej... Co powiecie?
– Brzmi w porządku. Wchodzę w to. – zgodził się Xaroyu.
– Zrobię to dla przygody! – zakrzyknął Gapcio.
Nasturan spojrzał uważnie na zebranych – Mam nadzieję, że mi ufacie. Ufacie, prawda? –obiegł wzrokiem towarzyszy.
– Nie znam cię, ale instynkt podpowiada mi, że mogę spróbować – powiedział ostrożnie i zwolna Xaroyu.
– Ufam ci! – zakrzyknął bez namysłu Gapcio – ale… spróbuj mnie zdracić tooo…
Nasturan zaśmiał się, lekceważąc groźbę. – A więc zaufałeś obcemu elfowi z białym królikiem, zmierzającemu wprost do serca przeklętej warowni? Jakież to pandareńskie… – Obrócił się i zaczął wychodzić. Zatrzymał się w progu.
– Ach, jeszcze jedno – kłamałem odnośnie mojej pozycji, tytułu i posłannictwa od Rommatha. Ale to niewinne kłamstewko miało zapewnić mi należytą uwagę. Niech to będzie mała lekcja odnośnie „zaufania” drogi pandarenie. Dobrze, w drogę! Gobliński sterowiec spod Orgrimmaru zaniesie nas prosto do Undercity, gdzie znajduje się portal do Quel'Thalas.
Xaroyu spojrzał z wyższością na Nasturana i Gapcia. – Sterowiec? Jestem magiem – pstryknął palcami i rozpłynął się w powietrzu.
– teleportacja… – pokręcił gniewnie głową Nasturan – swego czasu też tego próbowałem w Dalaranie… – skrzywił się odganiając bolesne wspomnienie. Ostatnim razem zdołał przenieść się o całe dwa metry, ale przy ponownej materializacji coś poszło nie tak i do momentu naprawienia szkody przez mistrzynię Modernę, niektóre tylne organy Nasturan posiadał z przodu. Krótko – gdy płakał, łzy ciekły mu po dupie.
– Nie każmy długo czekać naszemu towarzyszowi… w drogę… Skazany na podróż sterowcem z pijanym pandarenem… gorzej nie mogłem trafić – mógł i trafił.
Nasturan nie przyznał się Gapciowi, ale był w Orgrimmarze drugi raz. Szybko stracił rozeznanie po chaotycznej zabudowie i musiał zdać się na pandarena. W ten oto sposób zmuszony był, przez całą drogę do stoczni, podziwiać zacne tyły Gapcia…

Rozdział II

Xaroyu czekał na nich pod bramą Lordaeronu. – Trochę to trwało powiedział z uśmiechem, ale Nasturan nie miał ochoty do rozmów. Podróż z Gapciem nauczyła go dwóch rzeczy:
1. Pandareni nie zaprzestają picia nawet przy mocnych turbulencjach.
2. Turbulencje sprawiły, że Nasturan stał się odwrotnością Gapcia. To znaczy, gdy on ciągle coś w siebie wlewał, Nasturan zmuszony był wylewać… dużo… i mocno.
W Undercity nie zabawili długo, podobnie zresztą jak i w Silvermoon. Nasturan zapewniał, że zna odpowiedniejsze miejsce na postój. Poprowadził ich samym środkiem Martwej Blizny – Pod pochodnią bywa najciemniej – wyjaśnił. Marsz trwał aż do samego centrum Ghostlandów, gdy niespodziewanie odbił na wschód. Celem było elfie domostwo, a raczej to, co z niego zostało.
– Opuszczone, zdemolowane, ale stoi! Porządna budowla – pochwalił Nasturan. Towarzysze nie podzielili entuzjazmu elfa.
– Co to za miejsce? – spytał zaciekawiony Xaroyu.
– To nieistotne – odpowiedział wymijająco Nasturan, ale Xaroyu postanowił jeszcze go o to wypytać.
– Nasz plan wygląda tak – zaczął Nasturan, ale gwałtownie przerwał mu Gapcio.
– Przepraszam, muszę na chwilkę w krzaczki – wybiegł szybko przed chatę.
– Ciekaw byłem ile kufli w siebie wpompuje zanim będzie musiał iść. Niezła pojemność swoją drogą – Xaroyu zaśmiał się tonem zwyczajnym dla jego nacji, a Nasturana przeszły ciarki po plecach.
– U nich nawet śmiech brzmi grobowo… cholerne martwiaki. – pomyślał Nasturan – niech diabli wezmą tego pandarena… przy murze widziałem duże skupisko Srebrzystych Liści, to pewnie jego „krzaczki”… chyba lepiej ich już nie zbierać.
Mijały minuty, a Gapcio nie wracał. Odgłos skrobania zza ściany wskazywał jednak, że wszystko jest w porządku, a oznaczywszy wszystkie krzaczki, pandaren zajął się murami domu. Starając się nie myśleć o tym, co i gdzie robi Gapcio, Nasturan zagadnął Xaroyu.
– Kim byłeś za życia? Pamiętasz może?
– Zbrojnym. Poległem w walce z Plagą w czasie III wojny.
– Zbrojnym? Heh, no proszę – uśmiechnął się szczerze Nasturan – kto by pomyślał, że śmierć obudzi w tobie magiczny potencjał. O widzę, że w końcu skończyłeś! – zwrócił się do powracającego widocznie lżejszym krokiem Gapcia. Mnich usadowił się przy rozpalonym na czas jego nieobecności ognisku i zaczął uzupełniać płyny z kolejnego bukłaka. Nasturan miał tego powoli dość.
– Zarys już znacie – zaczął ponownie – dotrzeć i zabić Dar’Khana Drathira. Ale nie będzie to takie proste, chociaż… brak zdecydowanego wsparcia ze strony całej Hordy sprawił, że Dar'khan poczuł się zbyt pewnie w swojej warowni. Zbyt pewnie do tego stopnia, ze zaprzestał zamykania bram twierdzy. Nie oznacza to jednak, że zostawił Deatholm bez ochrony. Po obu stronach Martwej Blizny przywołał dwa zigguraty strzegące wejścia. Zanim przypuścimy szturm, będziemy musieli unieszkodliwić wieże! –
– Ale jak tego dokonać? – zaciekawił się Xaroyu, ale Nasturan zbył jego pytanie.
– Dowiecie się, gdy dotrzemy w pobliże wież, w drogę!
Chwilę potem dotarli na miejsce.
– Ach, Wieże Potępionych. – zaczął Nasturan – Jeszcze zanim Ner'zhul stworzył Plagę, zdołał podbić królestwo Nerubian
– Chwileczkę – przerwał Gapcio – czytałem, że w Nerubii używało się lodowych kryształów. Ten tak nie wygląda! – zaprotestował.
– owszem, ale to wciąż wieża Nerubian. Król Lisz nie tylko przywłaszczył sobie ich technologię, ale i unowocześnił ją. Widzicie kryształ na szczycie wieży?
– Trudno nie dostrzec… stoimy od niej o rzut kamieniem – powiedział kwaśno Xaroyu, ale Nasturan kolejny raz zbył jego uwagę.
– Kryształ to serce wieży. Powiadają, ze Król Lisz zamknął wewnątrz głosy mordowanych i oszalałych z rozpaczy. Gdyby ktoś spróbował przypuścić atak na Deathholm, wieże wysłałyby w agresorów wiązkę stworzoną ze skumulowanych krzyków umarłych. Widzicie szkielety błąkające się wzdłuż Martwej Blizny? Część z nich to ofiary promienia potępionych. Musimy podzielić się na dwie grupy i w tym samym czasie zabić nekromantów wewnątrz wież. Bez nich kryształy będą bezużyteczne.
Spojrzał na towarzyszy oceniając ich możliwości intelektualne. Ocena nie trwała długo. – Xaroyu! – zwrócił się do maga – zabierz mojego chowańca. Z jego pomocą zdołam utrzymać z wami kontakt i zsynchronizować atak. – Chowańcem okazał się nie wcześniejszy biały królik, a lewitująca czaszka. Gdy Xaroyu wziął ją do ręki, usłyszał głos Nasturana.
Oczyszczenie wież nie było trudne. Lodowe pociski Xaroyu skutecznie spowolniły nekromantów, a pijacki szał Gapcia zajął się resztą. Nasturan, ku zdziwieniu nieumarłego, poradził sobie równie szybko w pojedynkę.
– Dobra robota. – pochwalił ich po ponownym spotkaniu – Teraz możemy bez przeszkód wejść do Deatholme. W drogę! Resztę opowiem wam w czasie marszu.
– Zanim zabierzemy się za samego Darthira, będziemy musieli pozbyć się jego oficerów. Tak, tak, wciąż podtrzymuje, ze Dar'Khan jest jedyną rozumną "istota" w twierdzy. Magia, którą obdarzył go Król Lisz, pozwoliła mu powołać własne sługi. Chociaż na pierwszy rzut oka zarządzają jego armią, są jedynie zwykłymi marionetkami. To Dar'Khan pociąga za wszystkie sznurki. Jeśli nie przetniemy ich zawczasu, drań gotów jest ściągnąć nam na głowy cały legion umarlaków. Jest 4 poruczników: Borgoth, Jurion, Masophet oraz Mirdoran, darujmy sobie ich przydomki.
Po przejściu przez bramę skręcili w prawo, gdzie w podniszczonej krypcie przebywał pierwszy oficer. Najpotężniejszy z Cieni nie okazał się dużym wyzwaniem dla drużyny. W niszy w kwaterze generała Xaroyu odnalazł nieprzytomną Opuszczoną. Nasturan upomniał jednak maga. – Pamiętaj, że nie jesteśmy tu z misją ratunkową.
– Zresztą ona i tak już nie żyje – zaśmiał się Gapcio.
– Bardzo śmieszne. To, że jesteśmy nieumarłymi nie znaczy, że nie żyjemy – nie dawał za wygraną Xaroyu.
– Nie martw się. Nieumarli są bardzo wytrzymali. Powinna za jakiś czas sama dojść do siebie. – Nasturan udobruchał w końcu maga i wyprowadził z grobowca.
Z następnym porucznikiem również obyło się bez większego problemu. W drodze do trzeciego natrafili tym razem na leżącego bez ducha krwawego elfa. I tym razem Xaroyu proponował pomoc, ale już ze znacznie mniejszym uporem, w końcu to nie był jeden z Opuszczonych. Ale i tym przypadku Nasturan nie przejawił zbytniego zainteresowania nieprzytomnym. – To nikt z rodziny – powiedział – zresztą widzę, że mamy poważniejszy problem. Nigdzie nie widzę pozostałych dwóch oficerów. Obawiam się, że Dar’Khan przejrzał nas i wchłonął ich moce… Nic to! Nie zawrócimy! W drogę! – zakrzyknął, ale Xaroyu złapał go za rękę.
– zanim ruszymy na Dar’Khana – powiedział zimno – lepiej wyjaw nam prawdziwy powód tej wyprawy.
Nasturan spojrzał na niego ze zdziwieniem – Oczywiście ocalenie ukochanej ojczyzny przed niechybną zgubą! – powiedział przybierając minę wielce urażonego.
– Raczej wątpię… –odrzekł Xaroyu
– No to pomszczenie pomordowanych braci! – zapewnił Nasturan, ale zanim ktoś z towarzyszy zdołał ponownie zaprotestować, elf zaniósł się szaleńczym śmiechem.
– Oj, nie, nie, nie! Wolne żarty! Owszem, wierzę, że gdyby nie zdrada osoby odpowiedzialnej za magiczne zabezpieczenia królestwa, Quel'Thalas odparłoby marsz Plagi, ale... nie czuję AŻ takiego przywiązania do tych ziem. Przynamniej nie na tyle, aby ryzykować własne życie... i wasze oczywiście – dodał pośpieszcznie – i twoje nie-życie drogi Xaroyu. A Dar'Khan? Jak się domyślacie zalazł mi za skórę. Pamiętacie opuszczony dom, w którym zatrzymaliśmy się aby omówić nasz plan? Mieszkający tam elf uprawiał w swoim ogródku szczególny gatunek jagód. Wytworzone z nich wino miało niepowtarzalną złotą barwę. Niestety, elf przez lata nie zgadzał się odsprzedać mi nawet najmniejszej sadzonki. Mnie nie, ale DarkKhanowi owszem! i nie sprzedał, a podarował! W zamian za "bezcenny wkład w system obronny Silvermoon"... a ten kretyn je wyrzucił!... Teraz już nie ma elfa, nie ma sadzonek... została tylko zemsta. Krótko - nie lubię skurwysyna!
Towarzysze długo patrzyli w milczeniu na Nasturana.
– Chcesz powiedzieć… – zaczął Xaroyu – że ryzykujemy życie dla JAGÓD?! – wybuchnął.
– To dość głupie – potwierdził Gapcio, a Nasturan pokręcił z ubolewaniem głową.
– Wiedziałem, że mnie nie zrozumiesz, Xaroyu, ale ty Gapciu? Zastanów się. Jak byś zareagował, gdyby ktoś zabrał ci twój ulubiony, ukochany trunek? Pandaren powinien to zrozumieć!
– hmm – zastanowił się Gapcio – Zrobiłbym sobie nowy!
– A gdyby – Nasturan nie rezygnował – ktoś wdeptał w ziemię najlepszy chmiel w twoim ogrodzie?
– hmm, hmm, użyłbym gorszego – powiedział ze spokojem Gapcio.
Gdyby Nasturan zastanawiał się kiedyś, którą z dwóch pandareńskich filozofii wyznaje Gapcio, po tej wymianie zdań znalazłby odpowiedź.
– Chodźmy i skończmy to co zaczęliśmy – rzekł masując z nerwów czoło Xaroyu.

Rozdział III

Wkrótce drużyna stanęła przed komnatą Dar’Khana.
– Dar'Khan De'bil jak mniemam? To doprawdy ogromny zaszczyt, aby nic nieznacząca grupa chłopków i parobków dorobiła się sławy... twoim kosztem. – rzekł z uśmiechem Nasturan – Fortuna kołem się toczy, drogi Dar'Khanie. Do niedawna to ty władałeś wszystkimi marionetkami. Teraz sam zajmiesz miejsce jednej z nich. To znaczy staniesz się lalką z kijkiem w dupie. Panowie? Możemy?
Zanim Dar’Khan zdołał wypowiedzieć choć słowo, w jego kierunku poleciał żywy pandareński pocisk. Tym razem jednak przeciwnik zdołał uniknąć wielkiego cielska Gapcia i przywołać odziane w zbroje szkielety, które zajęły uwagę mnicha. W tym samym czasie Xaroyu i Nasturan przypuścili atak magiczny, który spotkał się z równie potężną kontrą ze strony Dar’Khana. Ku zdziwieniu Xaroyu kula demonicznego ognia wypuszczona przez upadłego elfa spotkała na swojej drodze równie czarny i plugawy pocisk rzucony od strony Nasturana. Zanim zdołał się obejrzeć, już w kierunku Dar’Khana biegł imp zalewając go deszczem ognistych pocisków. – Magia demonów! – zrozumiał Xaroyu. – teraz wiem jak oczyściłeś swoją wieżę!
Dar’Khan Darthir był potężnym przeciwnikiem, ale nie był przygotowany na połączony atak lodu, ognia i… alkoholu. Gdy pociski Xaroyu zamroziły nogi Dar’Khana, uniemożliwiając mu ucieczkę, Gapcio zdobył się na największe poświęcenie zraszając go wysokoprocentowym trunkiem. Zadaniem Nasturana było tylko dostarczenie iskry… i nie było już Dar’Khana Darthira.
Na szczęście ciało nie uległo całkowitemu spopieleniu, a nawet zachowały tu i ówdzie kawałki szat. Elfi czarownik podszedł do zwłok.
– Już po wszystkim... zgodnie z umową głowa jest moja. Resztę członków zostawiam wam do podziału. –
Xaroyu z zadowoleniem zaczął pożerać pozostałości Dar’Khana. – ech, ten kanibalizm… – pokręcił głową Nasturan.
Xaroyu nie przerywając uczty zwrócił się do towarzysza – Magia demonów? Mogłeś powiedzieć.
– Owszem – przytaknął elf – ale to ja im rozkazuję, nie oni mnie. To odpowiednia kara za to, czego dopuścili się na moim ludzie…
– Lepiej trzymaj ich na smyczy – powiedział, ocierając ręką obślinione usta, Xaroyu – możemy już wracać?
– Oczywiście! Ach, zapomniałbym! – Nasturan podszedł do szczątków Dar’Kahan i zgodnie z obietnicą wsadził kijek w należyte miejsce. Takich obietnic zawsze dotrzymywał.
– To był naprawdę udany dzień, moi towarzysze broni. – zagadnął.
– Nie zapomniałeś o czymś? – zniecierpliwił się Gapcio.
– Ależ oczywiście, wasza zapłata – wręczył im po małym trzosie – co jak co, ale interesy zawsze prowadzę uczciwie. – Xaroyu i Gapcio pochłonięci przeliczaniem monet nie zaprotestowali.
– Taaak – kontynuował – to był naprawdę udany dzień. Wierzę, że czeka nas jeszcze wiele podobnych. Zawsze znajdzie się kolejny Dar’Khan… i kolejny kijek. Wracajmy do domu… ta głowa chyba zaczyna się psuć – powiedział patrząc krytycznie na swoją sakwę.

Epilog

– To była naprawdę udana przygoda – pomyślał Gapcio. – Znalazłem nowych towarzyszy, którzy mnie podziwiają i szanują. Szkoda tylko, że zamiast złota Nasturan nie zaproponował jakiś chowańców… lubię zwierzątka… hej, a co to? – Gapcio otworzył skrzynkę pocztową, w której tkwił kolejny list:

Witaj Przyjacielu.
Najwidoczniej potężna magia nie powstrzymała ciała Dar'Khana od rozkładu. Zanim dotarłem do Silvermoon z jego głowy zaczęły wykluwać się larwy moli. Najwidoczniej już wcześniej dręczyły tego padalca. Cóż... obiecałem podzielić się łupami. Potraktuj to jako premie, pamiątkę, czy tez order... Niech Ci służy!

- Nasturan


Gapcio spojrzał na szarego mola, jednego z najpospolitszych owadów w Kalimdorze i pogłaskał go czule. – Może i nie jesteś wyjątkowy, ale jesteś mój. Gdyby tak za każdą przygodę dostawać takiego stworka, za jakiś czas założyłbym własne mini-zoo – rozmarzył się wpatrzony w czarne oczy nowego przyjaciela.
Traktowałbym ten temat bardziej jako miejsce do rekrutacji i pytań nowych członków. Na wowstead jakaś "podstawka" jest chyba darmowa ;) co do fb, to mogę założyć profil. Jedną stronę (Pradawnej Kroniki) już mam, więc opieka nad drugą nie będzie problemem ;)
Przy okazji, Szoszu, zrobisz update pierwszego posta z nickami naszych Kruków?
Idź do strony: 1 ... 7, 8, 9, 10, 11 ... 66