Zdarzyło mi się w wakacje trafić na jakąś informacje w necie o książce dla dzieci "Dzieci filozofują: Piękno i sztuka, co to takiego?". Jako że edukacja artystyczna mnie interesuje i uważam, że w polskich szkołach ten temat leży i kwiczy*, a tak ładnie zilustrowana i dobrze zaprojektowana książka dla dzieci to zazwyczaj robota nieźle wykształconych ludzi po filozofii i projektowaniu graficznym, stwierdziłem że kupię ją koledze, coby mu zasugerować, że nie rozumie sztuki i musi się cofnąć do podstaw hehe :f. I, wow, to początkowo był tylko żart, ale okazało się, że mimo sugerowanego wieku 7+, "Dzieci filozofują" zadaje doskonałe pytania, które są tak samo ważne dla dorosłych - m.in. o użyteczność i rolę sztuki, konieczność jej zrozumienia, kwestie wolności artystycznej (czy muszę znać twórczość dawnych mistrzów, czy moja twórczość nie jest podświadomym zlepkiem już powstałych rzeczy). Na dodatek nie oferuje konkretnej, jednoznacznej odpowiedzi na te pytania, a raczej nakreśla problem i kilka podejść, do których musimy być zdolni. Jak macie bystre dzieciaki w rodzinie
Kilka miesięcy temu czytałem w takim magazynie o projektowaniu i sztuce użytkowej, 2+3D, artykulik o absolwencie warszawskiej ASP i jego warsztatach plastycznych dla dzieci. Przygotował im ogromną rolkę papieru, duże pędzle i farbki, a potem powiedział, żeby namalowały tęczę. No i najmniejsze dzieciaki miały najwięcej frajdy, bo mogły się maziać i eksperymentować, natomiast starsze dzieci, które np. przyszły z babciami/rodzicami, czuły nakaz namalowania tęczy jak najstaranniej i najrealistyczniej. To kompletnie nie uczy obycia z procesem twórczym, odbiera całą radość z podejmowania prób i eksploracji, potem dzieci bezmyślnie powtarzają zachowania z filmów o artystach, gdzie jakiś gościu wystawia kciuk i zamyka oko przed każdym pociągnięciem pędzla albo kadruje sobie widok dłońmi, mimo że absolutnie nic z tego nie wynika.
*w mojej podstawówce i gimnazjum ani nie mieliśmy podstaw rysunku lub technik, ani wolnej ekspresji, ani podstaw analizy dzieła. Mieliśmy za to wykuć słówka na pamięć ze słowniczka na końcu podręcznika i umieć dopasować dzieło do miejsca na mapie. Na kilku lekcjach rysowaliśmy własną metodą kolegów, martwą naturę, udawaliśmy impresjonizm i próbowaliśmy nałożyć światłocień na czajniczek (oczywiście nikt nie ogarnął jak działa światło i forma). Bez żadnego sensownego wprowadzenia, bez świadomości co mamy tym osiągnąć. To już na polskim mieliśmy ciekawsze zadania plastyczne, jak ilustracja do lektury, projektowanie liter tak, żeby przypominały zbudowane z nich słowo i dorabianie opisów do własnoręcznie zrobionych testów Rorschacha.
Nie wiem jak to podsumować.
EDIT
Widzę że nie trafiłem z tym postem XD, ale dla świętego spokoju sprostuję, że WOK w szkole średniej był spoko, tylko mogłoby go być trochę więcej.